Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Uwięzieni w Polsce czyli czerwcowe szwendanie po "Ścianie Zachodniej"

Autor Wiadomość
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-10-12, 21:15   

laynn napisał/a:
ytat:

Skąd u ciebie koszulka z Che? Specjalnie, czy jakoś tak wyszło?

Wyszło. Zobaczyłem w świetnym kolorze zieloną koszulkę z indiancem to kupiłem. W sumie dwa lata później dowiedziałem się kim był ten gościu (choć, że to Che wcześniej, ale wtedy olewałem symbolikę, więc się nie wczytywałem kim on był. Dziś bym już jej nie włożył chyba, chyba bo jako koszulka do dziś mi się podoba).


Roznie o Che mozna mowic, ale co trzeba przyznac byl przystojny i na koszulkach sie ladnie prezentuje! :lol
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2020-10-12, 21:33   

Ech kobiety... ;)
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-10-13, 16:13   

laynn napisał/a:
Ech kobiety... ;)


:D :D :D
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-10-13, 17:18   

Zachodniopomorskie nie jest chyba aż tak obfite w ruiny pałaców jak np. Dolny Śląsk, ale conieco można tutaj również znaleźć...

JUCHOWO

Solidne, ceglane ruiny o ciekawej bryle. Takie właśnie pałace lubię najbardziej, które przypominają bajkowy zamek niż stodołę czy kamienice. Jest na czym zawiesić oko - bo tu wieżyczka, tu wykusz, tu baszta a tam gzymsik. Pałac miał historię typową dla “ziem odzyskanych”. Po wojnie mieściły się w nim różne instytucje użyteczności publicznej (więzienie, przedszkole, szkoła). Skądinad pozazdrościć dzieciom tam pobierającym nauki! Co to musiały być za nielegalne i tajne wyprawy na strychy, do baszt, do piwnic! I jakie odkrycia! Myśmy też takie wyprawy przedsiębrali! A nauczyciele (a głównie woźna) to zwalczali. Tylko co my moglismy odkryć w takie klasycznej “tysiąclatce”?

W latach 80tych budynek przestał być używany. Może zbudowali nową szkołe?

Dziś malowniczą wydmuszkę oglądamy już tylko z zewnątrz.









A po drugiej stronie rozlewiska stoją zabudowania przemysłowe - chyba gorzelnia?




RADACZ

Ten pałac dla odmiany po wojnie służył jako siedziba dyrekcji PGR, ośrodek kolonijny (znów zazdroszczę dzieciakom), a potem jako siedziba Monaru.

Okolice pałacu zapadły nam w pamięć jako pełne ślimaków i ociekające wodą. Krótki spacer, a spodnie mamy mokre do pasa (a kabak do szyi).







Najbardziej przypadły mi do gustu bulaste baszty!



I wiszące schody.



Są tu też faliste drabinki z dawnych lat.



Szachulcowy kościół..





Każdy nasz krok jest dokładnie obserwowany!




MOSTOWO

Z pałacu zostało niewiele. Na dodatek jest to strzeżone przez wyjątkowo zjadliwe pokrzywy, więc zapał do przedzierania się dość szybko gaśnie.






STAROGARD

Ruiny pałacu są tu bardzo odsprzątane i odremontowane.







Chyba więcej niż murów jest stalowych konstrukcji, które chyba mają te mury wzmacniać. Albo to dla ozdoby powiesili? Aby bardziej futurystycznie wyglądało?





Herb osadzony w jednym z okien. Wygląda jakby go wymurowali wczoraj.



Jedynie zabudowania przypałacowe (częściowo zamieszkane) zachowały w sobie odrobinę patyny.




LIPCE

Do tego pałacu w ogóle nie udaje się nam podejść, tak szczelnie jest ogrodzony.




ROŻNOWO ŁOBESKIE

Furtka do przypałacowego ogrodu sugeruje jakich klimatów możemy się spodziewać i dalej :)



Ruiny z ciekawym balkonem toną w buszu zieloności. Taaak.. Lato nie jest najlepszym momentem, aby zwiedzać tego typu ruiny. Od lat wiemy, że “na pałacyki” jeździ się od listopada do połowy kwietnia. No ale co zrobić, jak teraz tu jesteśmy, a w bezlistne okresy roku nas tu nie będzie?









Zabudowania przypałacowe są wykorzystywane w celach imprezowych. Widać ślady ognisk i biesiad. Trudno się dziwić - bo wspaniałe miejsce do takich celów!










cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-10-20, 22:14   

Głuche lasy pomiędzy Bobolicami, Miastkiem a Białym Borem skrywają głównie jeziora. Ale nie tylko... Coś bardzo ciekawego udaje się nam wypatrzeć między wioskami Gołogóra i Dalimierz. Wędrując ścieżkami czy brukowanymi dawno drogami, można się natknąć na nietypową budowlę. W środku lasu, z dala od innych zabudowań, stoją ogromniaste zwały betonu, o kształtach nie kojarzących się z niczym.

Budynek to ponoć dawna fabryka, postawiona przez Niemców jeszcze przed wojną. Najwięcej głosów twierdzi, że to “fabryka kamienia tłuczonego”, gdzie ów kamień łupano w celu pozyskania budulca na drogi, te wszystkie “kocie łby”, którymi ochoczo jeździmy do teraz. Kamień ponoć miał też być używany dla bunkrów i innych umocnień militarnych. Fabryka przez lata obrosła również legendami i niektórzy twierdzą, że kamień to tylko przykrywka dla innych, dużo bardziej niekonwencjonalnych zastosowań. Nutka tajemnicy oczywiście dodaje temu miejscu uroku :)

Budowla obecnie służy miłośnikom górskiej wspinaczki (bo stąd do prawdziwych gór nieco daleko) oraz lokalnym imprezowiczom ( do tego celu miejsce nadaje się cudownie!). Sami nie możemy się powstrzymać, by choć na chwilę zasiąść na fotelach okalających ognisko, podczas gdy nad nami wznoszą się monumentalne kolumnady betonowych, omszałych ścian.



Mimo że spora część budynku jest pozbawiona dachów - wnętrza są cieniste i mroczne. W wąskie przejścia między wysokimi ścianami nie dociera słońce - nawet w tak jasny i pogodny dzień jak dzisiejszy.









Przejścia do kolejnych pomieszczeń, bujnie już zarosłych zielskiem wszelakim.



Boczne ściany fabryki najeżone są kolcami prętów i różnistych haków o nieznanym przeznaczeniu.



Ogromne słupy wspierają różnorodną, rosochatą bryłę budynku.









Niektórzy wchodzą tutaj nawet na dach. Świadczą o tym pozostawione tam napisy. Budynek wystaje chyba ponad linie drzew, więc widok musi być zacny. Nam jednak brakuje umiejętności, a chyba i zapału dla podjęcia takowego wyzwania. Pozostaje się nacieszyć miejscem z poziomu ziemi :)



A pozostając w temacie kruszyw wszelakich i ich przetwórstwa - jadąc z Lipców do Słoszowic wjeżdżamy praktycznie w środek czynnej żwirowni. Nie wiem czy gdzieś źle skręciliśmy, czy droga faktycznie tak przebiega. Ale widać los tak chciał! Lubimy takie miejsca i aktywnie ich szukamy, ale tu akurat odbyło się to całkowicie bez udziału naszej woli. Maszyny więc pracują, warczą, taśmy szurają, żwir turkocze i chrzęści w zgniatarkach, gęby się nam cieszą a pył pokrywą grubą wartstwą auta, nadając im klimat przygody i wygrzanych, pylistych dróg :)







Buba: “Nie Majka, tam nie idziemy. To nie jest plac zabaw. Tam się sypia kamienie.”
Kabaczek: “A rozumiem. Bo to nie jest opuszczone! Musimy znaleźć takie puste to sobie pozjeżdżamy po tych taśmach. Ale będzie zabawa!” :) :) :)



cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-10-27, 23:09   

Gdy w maju odwiedziliśmy Pustynie Kozłowską ( https://jabolowaballada.b...-betem-czy.html ) Kabaczę twierdziło, że to najlepsza na świecie piaskownica. Fakt - miejsce to dość wysoko postawiło poprzeczkę w tejże kategorii. Jednak już niespełna półtora miesiąca później przyszło odwiedzić miejsce chyba jeszcze ciekawsze. Sumaryczna ilość piachu może byłaby i podoba, ale tutaj całość była hmmm… jakby to powiedzieć? Bardziej zwarta? Bo wysypana na jedną wielką pryzmę o stromych, osypujących się zboczach.

Wędrujemy przez sosnowy las, położony nieco na północ od Białego Boru. I nagle drzewa rzedną a naszym oczom ukazuje się wielka góra żółciutkiego piachu.





Miejsce dokładnie tak się nazywa jak wygląda “Pomorska Góra Piasku”. Jest to jedno z wyższych wzniesień woj. zachodniopomorskiego. Powstało jako hałda pobliskiej kopalni kruszywa. Wysokość wzgledna ma coś ponad 60 metrów więc robi wrażenie.

Na szczyt prowadzi też jakaś bardziej płaska droga (bo nawet samochody tam wjeżdżają), ale nam się nie chce jej szukać. Tu gdzie podeszliśmy - tu się wspinamy. Zbocze jest solidnie nachylone, piasek sypki i luźny, więc zazwyczaj połowę tego co wchodzimy - to zjeżdżamy z powrotem. Krok w górę, pół kroku w dół.











Widoki odsłaniają się coraz ciekawsze. Wielkie połacie lasów, zielono gdzieś aż po horyzont, gdzie bezmiar drzew zaczyna się zlewać w barwę niebieskawą.









Okoliczne żwirownie, którym to zawdzięczamy powstanie tej ciekawej atrakcji :)



Oczyma wyobraźni widzę tu busia i biwak! Ale trzeba by go teleportować…



Bo chyba jedyna droga prowadzi tędy.. więc busio zakopał by się już na jej pierwszym metrze... :(



Jak przystało na piaskownice - wyciągamy łopaty i budujemy zamek!







A potem oczywiście fikołki!







I zbieganie w dół!



Był początkowo plan sturliwania się, ale moglibyśmy osiągnąć zbyt duże prędkości i nie wyhamować przed drzewami ;) (poturlamy się dopiero po wydmach we wrześniu!)

Mamy dziś problem ze znalezieniem noclegu. Jest długi weekend. Wszystkie miejsca choć odrobinę nadające się na nocleg są zarąbane ludźmi pod korek.. Nic spełniającego nasze wyśrubowane normy dzikości dziś nie znajdziemy...

Znajdujemy za to miejsca o właściwym stanie nawierzchni jezdnej i odpowiednim kolorze tabliczek! :D Zawsze coś!



Toperz kiedyś sugerował, że na długie weekendy to przydałby się taki wielki świder, żeby się nim wkręcać pod ziemię - by tam próbować uniknąć zadeptania i przetrwać te zwariowane dni. A tegoroczny długi weekend czerwcowy jest pod tym względem gorszy od wszystkich minionych. Bo gdyby nie nagły napad histerii u rządzących - to połowa tych tłumów zalewających każde miejsce - byłaby teraz za granicą (np. my). A tak to wielkie podrasowane terenówki (oblepione naklejkami sugerującymi, że minione lata spędziły w Afryce), tłuste, orurowane kampery, motocykle, paralotnie czy rowerzyści z przyczepami jak na słonia - włóczą się po zachodniopomorskich lasach. I są wkurwieni. Rozmawialiśmy z różnymi ludźmi. Każdy z nich miał być teraz gdzie indziej...

Koniec końców - śpimy nad jeziorem Wierzchowo koło Orawki, w klimatach nieco przypominających parking przed marketem, gdy ogłosili w telewizji, że rozdają wszystko za darmo ;) Ostatecznie okazuje się nie być aż tak źle, jak się początkowo obawialiśmy. Muzyka nie łupie, stada psów nie porywają jedzenia, do jeziora można się dopchać, kabak poznaje nowe koleżanki, z którymi goni po lesie, a motocykle zaczyną dzikie slalomy między autami i namiotami dopiero rano, gdy już się zbieramy i opuszczamy to miejsce.











Dziś sobota - będzie jeszcze gorzej. Ale na chwilę obecną mamy to gdzieś! Jedziemy dziś na miejscówkę, gdzie tłumów na bank nie będzie!



cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-10-30, 12:37   

Na dzisiejszy nocleg jedziemy w okolice Drawska. Mamy zaproszenie na działkę rodziny Ady. Drogi przyjemnie tracą na główności…



A w końcu lądujemy w morzu szumiących traw. Drogę znaczą tylko dwie koleiny wygniecione w zieloności. Osobowe autko to by chowało się tu po dach! Droga się wije pagórkami, a my się cieszymy, że nie jest po deszczu. Na mokrej trawie to busio ślizga się jak na lodowisku. I robi to bardzo przewidywalny sposób - dupkę zawsze ściąga mu w stronę przepaści, jeziora, albo największego w okolicy wykrotu. Tu jednak przyczajonych wykrotów nie ma. Trawy biją po masce, włażą przez okna. Wszyscy się cieszą taką nietypową trasą (no może oprócz toperza, który natychmiast dostaje napadu kichawki)







W końcu docieramy na miejsce. Biwak również w trawach po szyje! Na pohybel kosiarkom i trawie z rolki!!! :)



Dzieciaki większość czasu spędzają na dachu u Ady. Wreszcie mogą na wszystkich patrzeć z góry!





A! I dziś mamy pyszny obiad! A w ogóle to zaczęło się tak: byliśmy pod sklepem. Miejscowy zagadał Ziutę czy by nie chciała kupić szczupaka. Ziuta więc woła: “Buba bierzemy rybę na pół?”. Buby na rybe dwa razy namawiać nie trzeba. Ciekawe tylko ile koleś za rybę zawoła, jak zoczył frajerów z miasta. Tak sobie idę i rozmyślam, że z 50 zł na pół z Ziutą to będzie jeszcze ok, ale jak więcej to chyba bez jaj. I co mówi koleś? Że rybka za browara! :) Ziutka kupuje mu zgrzewke! Wszyscy się cieszą - i my, i wędkarz, no może ryba najmniej. Acz jej na tym etapie dnia to już chyba obojętne na jakim talerzu i w jakiej scenerii wyląduje ;)

No więc dzielna Ziuta patroszy i pitrasi rybkę. Ja też mam swój wkład w przyrządzanie posiłku, acz nieduży - jedynie rybę umyłam w jeziorze i zrobiłam jej sesji foto na różnych etapach przeobrażania się w kotleta :)













Jeziorko nam pluska i pachnie wodorostem. Kąpiele więc oczywiście też zapodajemy.







Wieczór mija przy ognisku, gdzie dzieciaki machają świetlistymi patykami, a iskry lecące ku niebu odbijają się w spokojnej tafli jeziora.











Rano idziemy jeszcze odwiedzić inną “plażę”, taką przy malowniczo powalonym drzewie.



Kabak i Lilka mają fajną zabawę - łowią tonące ważki, po czym wykładają je na pniakach, aby wyschły do słońca. Dla ważek to chyba też zabawa, bo większość z nich, jak tylko wyschnie, to zaraz spowrotem daje nura do wody. I czeka na ratowanie przez małe łapki.





A tu kabak z nową zabawką :) Acz zabawka tylko pożyczona! Bo na codzień będzie zdobić Ziutowe ściany!



A my dziś żegnamy się z wesołą kompanią. Ada z rodzinką zostają wśród szumiących traw, Ziuta z Grzesiem jadą nad morze. A my definitywnie odkręcamy na południe - czyli można powiedzieć, że zaczynamy wracać do domu. Zajmie nam to zapewne jeszcze koło tygodnia, ale zawsze jest to smutny moment wyjazdu, gdy jednak ustawiasz się już twarzą do powrotu, a dystans do domu zaczyna się nieubłagalnie zmniejszać…

Ale czeka nas jeszcze całkiem sporo atrakcji!

cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9269
Wysłany: 2020-10-30, 13:43   

Śliczne dziecko z śliczną zabawką ;)
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-10-30, 16:29   

Adrian napisał/a:
Śliczne dziecko z śliczną zabawką ;)


A jakie podobienstwo! ten sam usmiech! ;)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2020-10-31, 03:49   

Mina ryby... bezcenna!
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-11-03, 08:06   

Pudelek napisał/a:
Mina ryby... bezcenna!


Nieco zdegustowana zaistniala sytuacja ;)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-11-03, 08:06   

Z cyklu: migawki spod wiejskiego sklepu. Bytowo - mała wioska na skraju drawskiego poligonu. Pod sklepem zapoznajemy pana Tadzia. Miło się nam gawędzi o życiu - o polityce, pandemii i psich odchodach leżących w pobliżu krawężnika. Czas potrzebny na zjedzenie lodów na patyku mija nam więc przyjemnie i nie nudno. Ciepły, acz dość silny wiatr smaga nam twarze, a kabakowi jeden z jego podmuchów strąca również loda z patyka. Rozmowa z panem Tadziem będzie więc dłuższa niż myśleliśmy, bo trzeba kupić nowego loda. A nie ma już tych małych, zostały same lody giganty... Dziś daleko nie zajedziemy :)

Na odchodnym pan Tadzio mówi, że ma do nas jedną ogromną prośbę. Mam spore podejrzenie czego owa prośba może dotyczyć, biorąc pod uwagę rumiane oblicze pana Tadzia i dno w jego butelce z piwem, które się właśnie ukazało. Ale świat nie przestaje zaskakiwać. Pan Tadzio ciągnie mnie za rękę i prosi, aby zrobić dwa zdjęcia tej wioski i umieścić je w internecie. Aby świat dowiedział się o Bytowie...

Zatem tu poniżej - jest droga do sklepu. Ja widziałam ją raz. Lokalsi widzą ją codziennie, zmierzając po chlebek albo na porannego browara.



Kolejne zdjęcie jest jednym z chyba 30, które zrobiłam na prośbę miłego lokalsa. Bo tylko na nim flaga rozwiała się w odpowiedni sposób.



W ten oto sposób pan Tadzio osiągnął swój cel, a i mnie ta miejscowość jakoś wbiła się w pamięć i nie pomieszała z dziesiątkami innych, małych, podobnych wiosek zagubionych w zachodniopomorskich lasach..

Oddalając się kawałek od sklepu i innych, najbardziej fotogenicznych części wsi, wjeżdżamy w cienisty park. W parku siedzi pałac, który na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie czegoś odnowionego bądź jeszcze bardziej “w trakcie odnawiania”. Już, już nam się wydaje, że miłośnik miejsc opuszczonych, zapomnianych i porzuconych nie ma tutaj czego szukać. Że musi wykreślić to miejsce ze swych notatek i jechać dalej szukać szczęścia… Ale czekaj… Chwila! Farba elewacji wali po oczach bielą, stoją rusztowania.. ale wpasowany jest w to gęsty, rosochaty krzak dzikiego bzu! Roślina, która zawsze macha do nas zachęcająco z ruin wszelakich! Zaproszenie od dzikiego bzu nie może być chybione!



Podchodzimy bliżej.. Pusto. Gdyby nie niosące się w powietrzu gdakanie kur można by zapomnieć, że jesteśmy na obrzeżach wioski. Pałac jest po remoncie w stanie jakby surowym. I jest otwarty. Skrzypnięcie ciężkich, zarytych w piach drzwi i jesteśmy w środku.





Wnętrza są ceglasto - drewniane i jakby zupełnie nowe! Łazimy więc w kółko po tych pustych, przestronnych wnętrzach i mamy poczucie nierealności. Przestrzeń wypełnia świergot ptactwa i zapach świeżego drewna, z którego wykonano kręcone schody. Kumkot żab niesie się znad pobliskiego stawu, jakby one chciały nam opowiedzieć najnowszą historie tego pałacu. Dlaczego ktoś zaczął ten remont, nagle przerwał go i zniknął w niebycie?











Reszty dowiedziałam się po powrocie. Acz też nie do końca, bo wciąż nie wiem kto i po jakiego diabła. Pałac po wojnie popadł w ruinę. Jeszcze w 2012 roku stały tylko niezadaszone ściany. A potem został nie tyle wyremontowany - co odbudowany. Nowe ściany, nowy dach. I z materiałów znalezionych w internecie wynika, że pałac został udostępniony do zwiedzania. Więcej o pałacu np. TU https://palacbytowo.info-net.com.pl/

Zwykle remonty takich obiektów zaczynają się od płotów, zasieków i kłódek na drzwiach. Wyremontowany obiekt automatycznie przestaje istnieć dla miłośników dzikiej eksploracji. Remont jest równoznaczny z walnięciem w niego bombą. A tu - jakby inny świat! Czy myśmy znaleźli tajny portal i trafili do jakiejś równoległej rzeczywistości? Wciąż więc nie mogę wyjść z szoku. Gdyby tak miały wyglądać remonty - to może byłabym nawet ich zwolenniczką?

Suniemy dalej, starając się wybierać jak najlepsze drogi :)







I tak docieramy do Nętkowa. Ja już tu byłam, z rodzicami, w 2012 roku. Podobało mi się tu bardzo. Chce więc pokazać to miejsce toperzowi i kabaczkowi.

W centrum wsi stoi opuszczony kościół. No praktycznie ruina, ale wciąż są schody, którymi można wspiąć się na wieżę. Wszystko tonie w zielonościach! No i jest słońce. Za mojego, poprzedniego tu pobytu było szaro i mgliście. Dziś będą ładniejsze zdjęcia.













Przed kościołem stoi krępy krzyż, z zadumanym Chrystusem bez nosa… Czy w czasach gdy miał jeszcze nos a kościół nie był ruiną - był tak samo zadumany?



I jeszcze zdjęcia wnętrz z mojego poprzedniego tu pobytu.





Pozostała zabudowa wsi jest również miła dla oka.





Niestety sklepik był nieczynny :( A miałam względem niego poważne plany!



A tu kilka nętkowskich wspomnień sprzed 8 lat! :)









Stajemy pod sklepem w Lubieniowie. Fajne cieniste miejsce pod ogromnymi dębami!





W Kiełpinie napotykamy nietypowy budynek. Mieszkalny, wielorodzinny, a część parteru jest… kościołem! Że co??? :) I znów nie możesz się wyspać w niedziele bo sąsiad z góry napierdziela wiertarką a sąsiad z dołu śpiewa psalmy? Toperz twierdzi, że to się nazywa “budynek kompaktowy”. Z tyłu powinna być jeszcze knajpa! :D





A żeby nie było nudno zaraz obok jest jeszcze opuszczony dworek.







Budynek jest mocno zarośnięty, o zawalających się już wnętrzach.











I spotkałam się tu z dużym wybuchem złości pewnej pary. Bo chyba im pokrzyżowałam szyki i namieszałam w działaniach. Nie, nie przybyli tu w celach klasycznych, w jakich zwykle parki przybywają w miejsca zarośnięte i opuszczone. Oni prowadzili “transmisje na żywo” dla swoich fanów na youtube. I właśnie ponoć coś opowiadali, że są w miejscu od lat nietkniętym stopą człowieka, zapomnianym przez boga i ludzi, gdzie ostatnie ślady bytności człowiekowatych przypadają na przełom lat 80 i 90 tych, czego potwierdzeniem miała być jakaś puszka trzymana w dłoni. Atmosfera napięta, okiennice skrzypią złowrogo, czasem zagrucha dziki gołąb.. a tu jeb! w kadr wchodzi buba i mówi “dzień dobry”. Jeszcze nigdy mi na powitanie nie odpowiedział taki stek przekleństw. Potem mi wyjaśnili, że swoim wtargnięciem zniweczyłam im internetową karierę i w ogóle będę potępiona na wieki. Niestety nie chcieli mi powiedzieć jak się nazywa ich kanał… niestety.. a myślę, że link do tego filmu byłby fajnym uzupełnieniem tej relacji ;)

cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9269
Wysłany: 2020-11-03, 13:01   



Mała i duża Buba, a może to ta sama osoba ... Bo w końcu duża Buba to też dziecko, tylko w trochę większej skórze ;)
Czasem wam zazdroszczę tego braku pędu i swobody jaka w was jest ... Niepodrabialny styl :ok5
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-11-03, 17:53   

Adrian napisał/a:
Mała i duża Buba, a może to ta sama osoba ... Bo w końcu duża Buba to też dziecko, tylko w trochę większej skórze


Cos w tym jest... Niektorzy dorośleją a inni tylko zwiekszają wymiary ;) Niektorzy sie starzeją, a inni tylko marszczą i szybciej dostają zadyszki ;)

Adrian napisał/a:
Czasem wam zazdroszczę tego braku pędu i swobody jaka w was jest ... Niepodrabialny styl


To z jednej strony fajna rzecz, bo przy braku pędu widzi sie wiecej szczegolow... Ale tez pewien rodzaj przeklenstwa. Bo ja po prostu nie potrafie inaczej. Bo nie potrafie sie spieszyc, pospiech mnie zabija. A czasem sa w zyciu takie sytuacje ze trzeba przyspieszyc, zdążyć, sprawnie sie ogarnac - no i wtedy jest mega klopot! ;)

A busio idealnie dopasowal do rodziny ;) Wiele razy nam wprost powiedzial - ze nie toleruje predkosci powyzej 80 km/h. A mysmy durnie na poczatku nie mogli obczaić o co chodzi! Ile razy zostal rozpedzony wiecej - to zawsze sie zepsul. A poki jedzie < 80 to sie nie psuje!

Tak wiec i busio dba o wlasciwy klimat naszych wyjazdow!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2020-11-03, 17:57, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9269
Wysłany: 2020-11-03, 18:28   

Oby tych momentów że trzeba coś ogarnąć na szybko, było jak najmniej ...
A resztę beztrosko ogarnięcie z prędkością max 80 ;)
Ostatnio zmieniony przez Adrian 2020-11-03, 18:29, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group