Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Góry pachnące tymiankiem czyli Armenia 2019

Autor Wiadomość
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2019-11-28, 19:13   

Ten kibelek to tak mało ekologiczny, wolałbym nie znaleźć się pod nim ;)

buba napisał/a:
Tak w skrócie - ponoć dawno temu jakis klan ormiańskich wojowników pomógł polskiemu królowi (czy innemu tam księciu) i za zasługi dostał szlachectwo i prawo osiedlania sie na polskich ziemiach. Prawda? Ormiańska legenda? Wyssana z palca opowieść na potrzeby rozmów z turystami? Nie mam pojęcia.

gdzieś dzwon bije, ale w którym kościele? :lol Ormianie znaleźli się w Polsce po przyłączeniu Rusi halickiej (Lwowa), choć możliwe, że któremuś tam królowi pomagali, ale pewnie już jako obywatele Rzeczpospolitej. Z tymi zasługami za szlachectwo i nadanymi ziemiami to prędzej Tatarzy

Cytat:
Opowiada np. że Polacy o nazwiskach zakończonych na "-owicz" tak naprawde są Ormianami

Kononowicz, Pawłowicz... dobrze wiedzieć :lol

To niby tak jak wszyscy na -uk są Ukraińcami, jak to mówili bodajże w Jabłecznej :D
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-11-28, 19:27   

laynn napisał/a:
Ech szkoda, że nigdy tego na własne oczy nie zobaczę..


Adrian napisał/a:
I choć wiem że pewnie nigdy tam nie będziemy,


Zycie czasem bywa bardziej nieprzewidywalne niz sie nam wydaje... Kto wie?

włodarz napisał/a:
Patrzę na zdjęcia z wodospadem i szok, buba ścięła warkocze. A one tylko spięte były.


Do kapieli zawsze zwiazuje w cebulke bo inaczej sa cale mokre
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-11-28, 19:29   

Cytat:

Ten kibelek to tak mało ekologiczny, wolałbym nie znaleźć się pod nim


Ja tez sie ciesze, ze wodospad byl nad kibelkiem ;) Przynajmniej ten pierwszy.. Bo na drugi dzien kapalismy sie tez nizej ;)

Pudelek napisał/a:
gdzieś dzwon bije, ale w którym kościele? Ormianie znaleźli się w Polsce po przyłączeniu Rusi halickiej (Lwowa), choć możliwe, że któremuś tam królowi pomagali, ale pewnie już jako obywatele Rzeczpospolitej. Z tymi zasługami za szlachectwo i nadanymi ziemiami to prędzej Tatarzy


Mi sie tez ta historia wydawala nieco naciagana. Ale tam jest taki trend troche, ze wszystko na swiecie wywodzi sie z Armenii. I oni bardzo w to wierza, ze Armenia jest centrum wszechswiata. Trafialam i na takich co twierdzili ze Jezus byl Ormianinem i mieli na to niezbite dowody! :D
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2019-11-28, 19:30, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2019-11-28, 20:02   

Podobno stajenka stała na Araracie, a nie w jaskini :-o
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Sebastian 


Wiek: 51
Dołączył: 09 Lis 2017
Posty: 5768
Skąd: Kraków

Wysłany: 2019-11-28, 20:11   

Za to łazienka bardzo ekologiczna i zawsze bieżąca woda. Świetne miejsce, jak je wyszukaliście?
Profil Facebook
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-11-28, 21:28   

Sebastian napisał/a:
Za to łazienka bardzo ekologiczna i zawsze bieżąca woda. Świetne miejsce, jak je wyszukaliście?


Ktos nam polecil na fejsbukowej grupie gdy pytalam o ciekawe miejsca w okolicach Dilidzanu
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-11-29, 16:59   

Bazowy opowiada nam o drodze alternatywnej - że nie musimy wracać przez Apaga Resort. Cieszy to niezmiernie z dwóch powodów. Raz, że poznamy nowe miejsca, nowe trasy. A dwa, że nie będzie trzeba iść pod góre! Druga droga prowadzi dnem wąwozu i prowadzi w dół. Taaaak! Lastiver to miejsce idealne dla bub! To spełnienie moich górskich marzeń. Miejsce, gdzie idac i tam, i spowrotem, idziesz w dół! Czy można coś wiecej chcieć od górskich wędrówek?

Od bazy kawałek trzeba iść rzeką. Dopiero jakieś kilkaset metrów dalej zaczyna się przejezdna dla terenówek droga. Tu nie ma nawet ścieżki.







Troche przeraża nas, że droga kilkanaście razy przekracza rzekę brodem. W oczach mamy głebokość i siłe nurtu spod wodospadu. Bazowy nas jednak uspakaja - 3/4 wody kawałek dalej wpływa do rury, rzeka jest więc malutka i nie szaleje. No i faktycznie tak jest. Przykładowe brody na trasie.







Rzeczkę nie wszędzie jednak udaje się pokonać suchą stopą. Acz wtedy z pomocą przychodzi nam rura. Dobry z niej most! :)

Nie udaje się nam jednoznacznie ustalić jaki jest cel wpompowania wody do tej rury. Z opowieści różnych osób wersje były przeróżne - "aby osuszyć kanion", "aby w Getahovit mieli wode", "dla elektrowni", "woda dla Sewanu bo wysycha". Każdy promuje swoją wersje, twierdząc jednocześnie, że te pozostałe są głupie. Jedno jest pewne, że w wycieczce towarzyszy nam rura.











Miejscami rura malowniczo zarasta bluszczem, ziołami, krzaczynami..







Czasem mocowanie rury zdaje się być odrobine niestabilne? ;)





Ktoś pomieszkuje w wąwozie, acz niestety nie mieliśmy okazji z nim pogadać.



Droga wije się między skałami. Jest chyba jeszcze ładniejsza niz ta górą, którą przemierzalismy wczoraj. Miejscami nad potokiem wznoszą sie pionowe ściany.









Zbocza czasami sie troche osypują. Jest kilka przesmyków zawalonych gruzem kamieni.





Gdzieniegdzie na skale są miejsca, sugerujące wypływ ciepłego źródla - a przynajmniej mineralnego. Ale przeważnie jest to za rzeką, wiec nie macamy.



Całą droge obżeramy się jeżynami. Są wielkie jak śliwki - i niesamowicie słodkie!

Porzucony i wrośniety w ziemie spychacz. Roślinność zaczyna już na nim rosnąć. Chyba został z czasów budowy rury???







Mijamy kolejny wodospad. Miejsce jest tak malownicze jak z jakiegoś kiczowatego folderku obrobionego za bardzo w fotoszopie.



Pod wodospadem jest bunior zachęcajacy do kąpieli. Woda jest jeszcze bardziej lodowata niz wczoraj. Upalny dzień i piękno tego miejsca powodują, że nie możemy sobie odmówić zażycia kąpieli. I następnej... i kolejnej! Pływamy tak długo, że zaczynają mnie boleć z zimna stawy. Ale jak przestać? W takim miejscu? Woda pod wodospadem jest bardzo głęboka. Ciekawe ile ma metrów? A może tam sa jakieś jaskinie? Skąd te rozmyślania? Wczoraj pod wodospadem koło skalnych domków też nie gruntowaliśmy. Ale tu woda ma inny zapach. Jakby kamieniołomu. Tak pachniała kąpiel pod Strzelinem i koło Vidnavy, gdy pod sobą miało sie kilkadziesiąt metrów lodowatych wodnych odmetów.





Gdy ociągając się kończymy kolejną kąpiel, w okolice wodospadu przyjeżdża wycieczka w dwóch uazach. Wynajęła je grupa znajomych z Giumri i ich rodziny, obecnie zamieszkujace na Uralu, pod Magnitogorskiem. Sporo Ormian, którzy wyjechali do Rosji, akurat teraz przyjechało do Armenii na wakacje. Mam wrażenie, że Armenia w miesiącach letnich podwaja swoją liczbe ludności. A miejscowi to potwierdzają.



Ormianie z uazowej wycieczki nie kąpią się pod wodospadem. Moczą stopy, robią zdjęcia, szykują jakąś wałówe do spożycia.

Kawałek dalej wąwóz się rozszerza w rozległa doline, znikają pionowe skalne ściany - a przynajmniej sie nieco oddalaja od nas i siebie nawzajem.





My tuptamy dalej. Mijamy jakieś bacówki.



I spory budynek przemysłowego użytku. Chyba przepompownia? (albo bimbrownia?) Bo w środku coś solidnie bulgocze! ;) Przy drodze stoją spychacze, ciężarówki.





Widząc te zabudowania juz sie nam wydaje, że jesteśmy na obrzeżach wsi Getahovit. Ech... jak my bardzo jesteśmy w błędzie! Akurat gdzieś tam mijają nas nasi znajomi spod wodospadu i proponują podwiezienie. Cieszymy się bardzo! Jazda na otwartej pace uaza to wielka radość! Rzuca mocno, trzeba się trzymać pałąków oburącz. Kłopot jest jak mijamy inne auta. Wypada odmachać, ale jak tu się puścić jak akurat wjeżdżamy na jakieś wielkie muldy??











Do Getahovit jedziemy jeszcze długo... bardzo długo... Nie byliśmy nawet w połowie drogi. Dziś piechotą byśmy na bank nie dotarli do wioski.

Zajeżdżamy pod jakiś salon piękności. Cała ekipa tam się rozsiada dla odpoczynku od upału i zaczyna obżerać ciastkami z kremem. Wnętrza budynku są chłodne i cieniste. Okazuje się, że kierowca uaza jedzie do Idżewanu, więc może nas podrzucić. Nie omieszkamy skorzystać z okazji. Potem mi mówił, że zrobił to celowo. Ma cukrzyce i nie mógł patrzeć jak wszyscy wpierdzielają torty kapiące od śmietany, kremu, galaretki i szlag wie czego jeszcze. Że to wszystko pachnie a jemu nie wolno.

W Idżewanie robimy zakupy. Miasto nie robi na nas dobrego wrażenia. Drugi raz je widzimy i jest potwornie zapchane, tłoczne, hałaśliwe. Korki, ryk klaksonów, wszędzie biegający jak w obłędzie ludzie. Masakra! Przejść na drugą stronę ulicy to jakaś gra dla samobójców. Jak ja nie cierpie miast! A ich widok po zejściu z gór, wąwozów czy zagubionych gdzieś na zadupiach wiosek - jest jeszcze bardziej traumatyczny..



Na półce sklepu zauważam lokalne wino. Idżewan ma swoją fabryke win - więc warto wspierać lokalny przemysł! :) Jedno jest jeżynowe. Napisali na etykiecie "jeżyny zbierane w górskich częściach idżewanskiej obłasti". Kurde! To te nasze jeżyny! Te, których dziś wcieliśmy chyba po 5 kg na głowe! Jak tu takiego posiłku nie poprawić jeżynowym winem? A drugie wino jest dereniowe ("kizył" to chyba dereń??). Będzie dziś miły wieczór! Grunt tylko, żeby znaleźć jakieś godne takich zacnych trunków miejsce na biwak! :)


cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-11-29, 17:16   

Eee to ostatnie zdjęcie jak przedstawia zapchane miasto, z takimi widokami, to ja lubię takie miasta. Luz bluz. ;)
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-11-29, 17:39   

laynn napisał/a:
Eee to ostatnie zdjęcie jak przedstawia zapchane miasto, z takimi widokami, to ja lubię takie miasta. Luz bluz. ;)


Kawalek dalej bylo bardziej zapchane ;) Acz widoki rzeczywiscie wszedzie ladne!

Mysle ze jakbym teraz sie teleportowala do tego miasta to bym je odebrala bardzo pozytywnie - po prostu kontrast po spokoju i ciszy gor byl jakis taki nieznosny. Bo spokojna wioska, pylista droga przez nic, wawoz, domki w wawozie, wodospady, droga gdzie jedzie jedno auto na 4 godziny i nagle jeb! miasto :rol To jakos tak zazgrzytalo w tamtym momencie. Bo teraz to ja bym strasznie chciala do Idzewanu... oj chcialabym....
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-11-30, 23:21   

Naszym kolejnym punktem na trasie i celem wędrówki jest Hagarcin. Jest tam klasztorek, który zapewne nam sie nie spodoba, ze względu na swoja popularność. No ale skoro już jesteśmy w rejonie to zajrzymy. Kawałek za Idżewanem mijamy rowerzyste, który wygląda cholernie sympatycznie. Ma dredy takiej długości, że bardzo sie zastanawiam jakim cudem mu sie jeszcze nie wplątały w szprychy. Zamiast sakw rower jest obwieszony różnistymi koszyczkami, z których każdy jest inny. Sprawiają wrażenie jakby koleś sam je sobie wyplatał jak poczuje taką potrzebe. Niektóre wyglądają jakby były z jakiś liści palmowych. Do kierownicy ma przywiązaną czache o rogach tak wystających do przodu, że jedzie i ma przed soba metrową kopie. Chyba juz kiedyś ich "użył", bo jedna "kopia" jest złamana i troche zwisa na bok. Rowerzysta jest spieczony na skwarek - widac nie pierwszy miesiąc pedałuje na upale. Wygląda na człowieka, który miałby co opowiadać przy ognisku. Oczywiście jakby miał akurat na to ochote.

Po drodze do Hagarcin mijamy duzo biesiadek. To chyba dyżurne miejsce, jak ktoś chce zrobić urodziny czy po prostu napić się z kumplami. Niektóre biesiadki są ogólnodostępne. Inne trzeba wynająć - są szlabany i wiszą numery telefonów. Te wynajmowane często wyglądają jak małe domki - solidne wiaty, ruszty, można wesele wyprawić! (co w jednej z mijanych wiat właśnie się odbywa - panna młoda pozuje do zdjęć na stole stojąc na jednej nodze, a w tle przygrywa skoczna muzyka przerywana przez gwizdy i okrzyki rozochoconych biesiadników).

Mijamy też budynek dawnej kolejki linowej. Podobny do tych z Sanahin czy Achtali. Nie wiem skąd dokąd była ta linia? Jedno wiadomo - już jej nie ma... Kurcze, musiało być kiedyś sporo tych kolejek w Armenii. Ciekawe gdzie jeszcze były? Do budynku kolejki dałoby rade wejść (i mieliśmy taki zamiar), ale ostatecznie z tego rezygnujemy. Mimo że drzwi są otwarte na oścież. Budynek jest cały obłożony ulami, a nad nimi wznoszą się roje pszczół. Niesamowity widok! Te pszczoły uciekły? Zwykle jednak siedzą w domkach albo rozpierzchają sie pojedynczo, a nie lecą zwartym szykiem jak jakiś pocisk! Wokół naszych ruin więc lata kilka czarnych, kłębiących się i buczacych kul - jakoś, nie wiem czemu, nieco tracimy chęc na zwiedzanie. Kurde, one mogą to uważac za swoj teren! Może wewnątrz stacji kolejki są barcie?? Nigdzie w zasięgu wzroku nie ma żadnego człowieka, do którego można by zagadać..

Poniższe zdjęcia stacji kolejkowej nie są moje - są z googlemaps. Jak robiłam zdjęcie to jedna pszczoła wlazła mi w obiektyw, a 4 inne usiadły na ręce. Moje zdjęcie więc wyszło totalnie nieostre, a ja jakoś miałam wieksze parcie na przyspieszenie kroku niż na kolejne próby fotograficzne ;)





Hagarcin, jak sie domyślalismy, to miejsce upiorne. Zwłaszcza w wakacyjnym terminie.



Sam klasztorek może i jest ładny, ale otoczka w postaci dziesiątek autokarów i kłębiących się tłumów (wygląda to nieco jak te roje pszczół ;) ) sprawia, że zwiedzamy miejsce dosyć pobieżnie.



Zaczynamy się powoli zastanawiać nad miejscem na nocleg. Można wrócić na biesiadki. Ale jest też opcja pójść dalej. Za klasztorkiem idzie droga w stronę gór. Tuptamy więc nią. Najpierw wije sie przez robaczywy liściasty las i wygląda mało rokujaco na biwak. Ale tam nie spotykamy już nikogo..



W końcu udaje się wyjść na bardziej odkryty i przewiewny teren. Zaczynają sie odsłaniać widoki.





Wybieramy jedną z górek i zaczynamy na nią włazić. Z daleka wyglądała jak równa połoninka, ale z bliska okazuje się być strasznie stroma, o zboczach z kamienistego osypiska, które w kupie trzyma tylko macierzanka i inne suchorośla - o bardzo aromatycznym zapachu. Pniemy sie do góry, ale im dalej - tym wydaje sie to coraz bardziej bez sensu.



Zbocza stają się coraz bardziej skaliste i strome. Już stąd patrząc nie ma wątpliwości, że na szczycie sterczy skałka. Z drogi było widać, że przeciwległy stok tej górki to urwisko. Nie rokuje to za bardzo na rozbicie namiotu. Toperz wyrywa jednak do przodu i powoli mi znika gdzieś za skałkami. Pić mi się chce jak cholera, a cała woda jest w plecaku toperza.. Poza tym czuje bezsens włażenia tu - wywindujemy sie, klepniemy skałke i trzeba będzie schodzić (a raczej zjeżdżać tym piargiem na tyłku). Bo już stąd widać, ze o spaniu to tam nie ma mowy. Trzeba by znaleźć inną górkę, jakąs bardziej plaskatą! Po kiego diabła toperz tak leci naprzód?? No ale nie mam wyjścia i musze za nim iść do góry...

Na szczycie teren troche sie wypłaszcza i łączka przechodzi w rzadki acz mocno cienisty las pełen starych zbutwiałych pni i powykręcanych drzew. Ale podłoże nadal jest nierówne i co chwile noga wlatuje pomiędzy jakies skalne rozpadliny, kamulce i korzenie.









Jakimś cudem znajdujemy miejsce, gdzie da rade wklinować namiocik między skałe, przepaść a rozłożysty dąb. Zatem tu zostajemy! Jest cudnie! Toperz jednak miał nosa, że go tu tak ciągnęło!





Wokół wszędzie widoki na poszarpane wyższe grzbiety, skały, zwarte kożuchy lasu, a nawet gdzieniegdzie jakieś łachy śniegu sie ostały.









Na zboczu zielonej góry widać bacówki. Tam maja chyba owce, acz od czasu do czasu gdzieś po okolicy niesie sie też donośne muczenie krowy. Jednak jest ono jakieś takie dziwne, jakby tubalne. Chyba echo je tak zniekształca? Toperz próbuje mnie wkręcić, że to niedźwiedź ;)



Bacówki na przybliżeniu też się miło prezentują - kopki siana, gruzawiki i wyraźny dowód na to, że to jednak nie misio muczał :)



Nasze idżewańskie zdobycze :) Jedne z pyszniejszych win jakie piłam. Ustępują jedynie naddunajskim domowym specyfikom o kwaskowatym aromacie. A może w winie najważniejsze jest z jakim widokiem go spożywasz?

Jeżyna i dereń. Z lekką domieszką aromatu czubrycy, macierzanki, bacówki i wiatru lipcowych gór...





Wieczorne klimaty...









W nocy budzi nas potworny warkot silnika. W panice wyskakujemy ze śpiworów, a mi się mylą kierunki i próbuje wyjść z namiotu przez ściane bez zamka, a latarka mi się właśnie teraz gdzieś zapodziała. Ale czy to ma jakieś znaczenie, jak i tak zaraz będziemy rozjechani?? Jakby stado ciężarówek pędziło prosto na nas!! Jest to jednak niemożliwe - tu nie ma drogi - a tym, niemal pionowym zboczem to nawet najlepsza terenówka nie podjedzie. Co się okazuje - to samolot. Lecący tak niesamowicie nisko, że brzuchem prawie czochra o gałęzie drzew. Podmuch mało nam nie zdmuchuje namiotu.. Ki diabeł? Czemu on tak nisko leciał?? One tak tu mają w zwyczaju? Zepsuł się i zamierzał sie rozbić na następnej górze? A! Jak na samolot był bardzo mało oświetlony... Dobrze, że się nam w odciągi z namiotu ogonem nie zaplątał ;) W uszach długo jeszcze dzwoni od ryku jego silnika...

Rano idziemy sprawdzić co jest za dębowym laskiem. Otóż jest tam druga polanka. Wieksza, ale pochyła i strasznie muldowata. Kończy ją skałka. Dalej nie ma jak przejść - można tylko zawrócić. W stronę bacówek, podobnie jak z miejsca gdzie spaliśmy, opada w dół strome urwisko. "Polanka" jest określeniem miejsca, gdzie nie ma lasu. Bo ziół jest po szyje lub wyżej. Niektóre zdjęcia zrobiłam podnosząc aparat nad głowe. Albo wspinajac sie na skałke.















My tymczasem zjadamy śniadanko, dopijamy reszte wina i tuptamy spowrotem.



Dziś, jak sie oczywiście uda dojechać, to szukamy szczęścia gdzieś w górach nad Dilidżanem. Początkowo myśleliśmy, żeby gdzieś dalej iść w te góry tutaj, ale wypilismy już cała wode. A wszystkie źródła jakie znajdujemy po drodze są wyschnięte lub w postaci błota. Krowy to wprawdzie piją, no ale nas jakoś nie zachęca... Więc kupimy wode w Dilidżanie. No i wino! Bo źródeł wina to juz całkiem w tych górach nie ma! :P

cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9267
Wysłany: 2019-12-01, 09:33   

"Cudowna" pobudka w środku nocy :o-o
Poszarpane grzbiety ładnie się prezentują podczas zachodu.
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-12-01, 16:42   

Cytat:

"Cudowna" pobudka w środku nocy


Taka totalnie niespodziewana! :o-o

Adrian napisał/a:
Poszarpane grzbiety ładnie się prezentują podczas zachodu.


Jeszcze chwile wczesniej to je ladniej podswietalo, ale zanim poszlam po aparat to juz zbladlo.
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-12-02, 19:12   

W Dilidżanie zatrzymujemy sie tylko na chwile. Znaczy na zakupy. Plecaki zrobiły sie podejrzanie lekkie, więc sugeruje to, że nie ma co jeść. Pakujemy więc w nie wode, wino, lawasz, ser i kupe lokalnych, aromatycznych warzyw. Z głodu nie umrzemy, ba! czekają nas fajne górskie biesiady przy jadle i napitku. Tylko każdy kij ma dwa końce... Plecaki znów osiągneły mase średnio nadającą sie do noszenia. Najgorsza jest woda! Czy kiedyś wynajdą wode w proszku? ;) A upał jest, więc pić się chce, zwłaszcza jak sie dyma pod góre...

Nasz sklepik położony jest na jakimś peryferyjnym osiedlu Dilidżanu, przy drodze prowadzącej na północ, w stronę gór i leśnych klasztorków, do których dziś kierujemy swe kroki.







Nieopodal chodnika, gdzie leżą nasze plecaki, grupa dziadków rozsiadła się pod drzewem. Grają w warcaby, popijają kawe. Jeden co chwile idzie w stronę zaparkowanej łady, otwiera maske, coś pod nia dłubie, wzdycha, ociera rękawem pod z czoła, zamyka maske i wraca do poddrzewnej kompanii. Sytuacja powtarza sie (za naszego tam pobytu) z 7-8 razy. O co chodzi??

Większym zainteresowaniem dziadków niż warcamy cieszymy sie my. Niby nie dają tego po sobie poznać, ale cały czas czujemy świdrujący w nas wzrok. Chwile później chyba robią wręcz zakłady ze sobą - czy turystom uda się upchać te 3 siatki zakupów w i tak już opasłe plecaki. "Ty zobacz - po co im tyle wody? Bedą sie nia polewać? Wardawar juz przeciez był!", "Może sie bedą w tym myć? Turyści tacy są, do mnie kiedyś tacy przyjechali - to tylko łazienka i prysznic ich interesowała!", "Ty zobacz, on to chyba wszystko tej dziewczynie da do niesienia", "Ona chyba tego plecaka nie podniesie, będzie go ciagnąć, mówie ci, że tak będzie", "Po nich zaraz ktoś przyjedzie, chyba durny by to nosił", "Ty patrz! Oni maja też wino! Przelewają go do plastikowych butelek, ale spryciarze", "O konserwa im uciekła! sie toczy ulicą! ha ha ha! Złapią ją czy wpadnie pod auto??". KURDE!!!!!! Czuje sie jak aktor w teatrze (albo raczej błazen w cyrku ;) , który wystawia sztuczki ku uciesze gawiedzi. Na szczeście udaje sie zapakować plecaki i ogłosić koniec przedstawienia. Nie ma jednak oklasków i prośb o bis ;) Potem jak juz idziemy dalej, uświadamiam sobie, że ta sytuacja była jakaś nietypowa... Dlaczego oni u licha nie rozmawiali ze sobą po ormiańsku?? Tak jak wcześniej, przy warcabach? Wygląda na to, że oni celowo chcieli, żebyśmy rozumieli ich głupie komentarze i sie nimi stresowali?

Suniemy wyboista drogą w stronę górskiego klasztorku Matosavank. Na którymś etapie drogę przegradza szlaban. Fajny odciążnik - zrobiony z felgi?? :)



Dosyć stara tablica. Jeśli ktos potrafi przetłumaczyć - byłabym wdzięczna!



Idziemy przez łukowato powyginany młody las..



Kościółek Matosavank to miejsce naprawde urokliwe. Budynek jest zarośnięty, stare kamienie są wkomponowane w przyrodę, że ciężko stwierdzić gdzie się zaczyna naturalna górka, a gdzie zbudowane ściany.







Wyglada to nieco jak jakaś cegielnia?





Oczywiście przy kościele jest miejsce biwakowo - biesiadne. Ech... czemu w Polsce nie ma takiego zwyczaju - aby przy kościołach rozbijać namioty, palić ogniska i robić pikniki??





Fajnie do środka wpada światło przez niekompletna kopułę. Jest kilka pomieszczeń, chaczkary na ścianach, na podłodze. Ściany omszałe, okopcone... zapach tysięcy dawno zgasłych świec unosi się w cienistych wnętrzach.. Patrzą na nas oczy świętych z małych i większych obrazków. Tu nie ma oficjalnego ołtarza. Tu każdy obrazek ma zapewne swoją historie, jakiś odwiedzający go przyniósł i postawił wśród starych murów. Podoba mi się ten zwyczaj, więc i ja zostawiam coś od siebie.

























Urokliwy krzyż na dachu. Taki z powyginanych gałęzi.



Kolejny klasztorek na naszej trasie to Jukhatavank (tak jest napisane na mapie, nie mam pojęcia jak tą nazwe sie czyta - bo nigdy jej nie słyszałam wypowiedzianej). Po drodze mijamy dużo biesiadek, malowniczo rozsianych po zaroślach.



Niektóre są wyposażone w źródełka, gdzie uzupełniamy wode - bo na trasie od sklepu juz wypiliśmy trzy litry ;)



Sam kościółek okazuje się być dużo bliżej niż się wydawało z naszej, mocno niedokładnej mapy.





















Nie jest to może miejsce tak turystyczne jak Hagarcin, ale odludnym również nazwać go nie można. Kręci się jakaś lokalna rodzinka, która z niewiadomych powodów chyba rozlazła się po krzakach, a teraz nie może się pozbierać do kupy. Chodzą więc po okolicy, okrążają stare mury, zaglądają do środka, nikną za drzewami i cały czas potwornie drą japy. Chyba się nawołują. Najpierw pojawia się starsza babka, potem ona oddala się stromym stokiem gdzieś w górę, a jej miejsce zastępuje dwóch nastoletnich chłopców. Potem chłopaki zbiegają w dół, a przychodzi jakiś brzuchaty facet w średnim wieku. Gdy on drze się pod klasztorkiem, gdzieś w oddali słychać, że jakaś babka robi to samo. Każdy z nich zagląda też do reklamówki leżącej przy ławce, po czym ją odkłada w to samo miejsce. Zaglądamy więc potem i my. W reklamówce są zgniłe owoce. Zastanawiamy się już, że może to jakaś gra terenowa, której zasad nie rozumiemy? Gdy ostatecznie Ormianie ze swoimi okrzykami oddalają się gdzieś poza zasięg ich siły głosu, w okolicy pojawia sie pięciu zagranicznych turystów. Wyglądają dosyć ciekawie bo wszyscy są w bokserkach, za to każdy ma na kiju kamerę. I idą od siebie w odległości około metra i każdy coś innego nawija do swojej kamery, śmieje się, kwiczy albo pokrzykuje. Od czasu do czasu zderzają się ze sobą swoimi kijami i wyglada to troche jak walka na szpady. Zabawnie to wygląda z boku, idzie 5 osób i wszystkie jednocześnie bla bla bla, głosem mocno pretensjonalnym - każdy do swojego pudełka. Tworzy to niesamowitą kakofonie dźwięków, bo starają się nawzajem przekrzykiwać. Ciekawa jestem jak to będzie wyglądało na tych ich filmach? Czy każdy z nich jakoś wytnie to barmotanie w tle? Czy właśnie cel jest taki aby ono było?

Na tym etapie troche żałujemy, że w tej kolejności zdecydowaliśmy się odwiedzać klasztorki. Pomysł biwaku pod Jukhatavank nie napawa nas optymizmem (a pod Matosavank byłoby super!) Ale wracać tam? Bez sensu. Spróbujemy wbijać wyżej, w góry. Toperz wypatrzył na drzewie tabliczke - kierunkowskaz. Pisze na nim "capel" - co ponoć po angielsku znaczy "kaplica". Może więc tam gdzieś jest jeszcze jeden, jakiś bardziej dziki klasztorek? Idziemy poszukać. Chyba jeszcze dwa znaki sa pod drodze a potem znikają. Nic "kaplicopodobnego" po drodze nie wypatrzyliśmy. Trudno. Za to odsłaniają się widoki na obłędnie piękne, płowe, trawiaste góry, udekorowane tu i ówdzie skałkami czy budyneczkami bacówek. Godzina jest wczesna.. Cieszymy się, że nie zostaliśmy pod klasztorkami. Cieszymy się, że napakowaliśmy dużo wody.

Z uśmiechem na gębach suniemy więc w strone owych gór i kolejnych przygód, wystawiając pyski ku słoncu i podmuchom wiatru o aromacie łąkowych ziół!





cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2019-12-02, 23:41   

Cytat:
Ech... czemu w Polsce nie ma takiego zwyczaju - aby przy kościołach rozbijać namioty, palić ogniska i robić pikniki??

kiedyś na pielgrzymce kilka lat spaliśmy przy kościele w namiotach. Ognisk nie było, ale pikniki robiliśmy (nieoficjalne :P ). Potem nas zakonnicy pogonili, bo stwierdzili, że mamy spać w domu pielgrzyma. Na to zmieniliśmy miejsca na nocleg :P
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2019-12-02, 23:42, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-12-03, 09:32   

Pudelek napisał/a:
Cytat:
Ech... czemu w Polsce nie ma takiego zwyczaju - aby przy kościołach rozbijać namioty, palić ogniska i robić pikniki??

kiedyś na pielgrzymce kilka lat spaliśmy przy kościele w namiotach. Ognisk nie było, ale pikniki robiliśmy (nieoficjalne :P ). Potem nas zakonnicy pogonili, bo stwierdzili, że mamy spać w domu pielgrzyma. Na to zmieniliśmy miejsca na nocleg :P


W Armenii to by wam przyniesli wodke i barana! I spytali czy moga dolaczyc! tzn. nie, zle mowie - oni nie pytaja, oni dolaczaja czy chcesz czy nie :D

Skadinad ciekawe czy przegonili was z racji, ze pod kosciolem nie wypada, czy chodzilo o dofinansowanie domu pielgrzyma?
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2019-12-03, 09:33, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group