Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

Autor Wiadomość
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-08, 17:53   

Cytat:

Parispeę też kiedyś odwiedziłem, ale oczywiście nie żadne ruiny, tylko wybrzeże.


Wybrzeze w Estonii chyba wszedzie jest ladne! (no moze oprocz okolic Natturi ;) bo tam to tak srednio...)

Pudelek napisał/a:
A w pobliskiej wiosce lali cydr prosto z drewnianej beczki


Ja jakos do cydra sie nie przekonalam. Chyba za bardzo kojarzy mi sie z "Dzikimi sadami" - tymi co eco chwalil a Bartek donosil ;)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-08, 17:53   

No to od dziś ostatecznie żegnamy się z morzem. Przynajmniej tym estońskim. Spotkamy sie jeszcze z łotewkim morzem w Lipawie, ale to pewnie gdzieś dopiero za tydzień. Tymczasem zagłębiamy sie w lasy i bagna. W świat jezior, komarów i szutrowych dróg… Dziś biwak koło Oandu.

Zawsze ideałem biwakowych klimatów były dla mnie dwa ogniska dziennie, jedno rano, drugie wieczorem. A tu mamy kombo! Dwa ogniska naraz - jedno w piecyku, drugie w palenisku. Jak miło dla oka! Cieplej, bardziej pachnąco, no i komary spierniczają z podwójną mocą!







Będzie i herbatka!





Wędzenie w dymie ciąg dalszy.



Estońska noc.. To chyba koło północy a wciąż jasno!



Są tutaj też trzy chatki - coś jakby skansen związany z dawnym zbiorem siana. Jedna odnowiona, na terenie biwakowiska.







Dwie w wysokich chaszczach, ale również otwarte i zapraszające zbłąkanych wędrowców.





Jest też “półchatka”.



Kibelek też jak porządna chałupa! Wnętrza przestronne i pachnące drewnem.





Lokalne jeziorko raczej niekąpielowe.



Za Kalme i Kemba przecinamy autostrade. Na dziś mamy mało planów. Jedynie zamysł jest taki, żeby zapodać biwak nad jakimś klimatycznym leśno - bagiennym jeziorkiem. Początkowo jest pomysł dotarcia jezioro Paukjarve. Widziałam jego zdjęcia - sosnowy las, piach i dziesiątki mniejszych i większych wysepko- półwyspów przeplatających się z chybotliwym, bagiennym lądem! Ale wychodzi na to, że nie jest one dostępne (legalnie) dla samochodów? Albo my szukać nie umiemy? Wszystkie drogi dojazdowe są czymś zatarasowane i to chyba nie może być przypadek. Internety wprawdzie mówią, że dojechać sie da (zdjęcia ze znaczkiem “P” parkingu) ale od której strony to ja pojęcia nie mam! Chyba ze 3 godziny krążymy po lasach aby do niego dotrzeć. Bezskutecznie. Pal to licho! Są też inne jeziora!

Droge przechodzą nam łosie. Niestety nie zdążylam zrobić zdjęcia, ale już wiem skąd te znaki przy drogach!

Między Kemba a Koitjarve są jeszcze dwa bajora całkiem rokujące dla naszych potrzeb.. Mniejsze nazywa się Parnjarve.



Sprawdzamy jeszcze pobliskie większe jeziorko - Pikkjarve. No i ono nas całkowicie urzekło. Zwłaszcza jedno z biwakowych miejsc, to najdalsze, położone przy kałużastej drodze, gdzie mamy spore obawy, że jednak się zakopiemy.





Wśród sosnowego lasu stoi wiatka z piecykiem. Jest wcześnie, ale mimo to decydujemy sie zostać. Ile można tylko napierdzielać przed siebie. Siąść i zagapić się w jezioro też człowiek ma potrzebe! :)





Wiatru nie ma wcale (o dziwo komarów też nie). Powierzchnia jeziora jest prawie idealnie gładka, a odbijający sie w niej las jakoś tak dziwnie pełga i faluje w oczach.









Brzegi są mało zarośniete. Nie ma w ogóle trzcin czy innych szuwarów. Raczej tylko kępy traw. I mech!









Długi czas obserwujemy stado kijanek. Kabaczek kilka z nich łapie i strasznie się cieszy jak jej pełzają w rączce. Kijanki zostają pogłaskane po łebkach i ponownie wypuszczone.





A tu dorwały zdechłą rybe!



Idziemy też połazić po lesie. Wszystkie drzewa są obrośniete porostami.







Zawisa oczywiście hamak.









A tu śpiewamy jakąś piosenke. Niestety już zapomniałam jaką, ale jakąś radosną, przy której się klaszcze w łapki. Fajnie jest być w miejscu gdzie nie ma ludzi. Można się wydurniać do woli.





Dziś też mamy niezłą wyżere. Byliśmy akurat w sklepie, więc mamy różne mięsiwa do upieczenia. Pulpa i grzanki z serem mogą sie znudzić ;)





Ktoś nam też zostawił rybke ;) Ale jej nie zjadamy. Nie znam sie dobrze na rybach - czy żółte oko znaczy, że jest świeża czy wręcz przeciwnie??



W rejonie jest popularna turystyka bagienna. Podczas całego wyjazdu spotykamy sporo osób z plecakami, które wbijają w bagna i tam gdzieś śpią. Gadamy z parą studentów z Tartu - Anna i Kristin. Ponoć chatki RMK (ktorymi my sie tak zachwycamy) to jest “szczyt góry lodowej”. Lokalni koneserzy i znawcy tematu z nich nie korzystają. “Prawdziwe chatki” czają sie wgłębi bagien i są chatkami drwali, myśliwych i ornitologów. Dotrzeć można do nich tylko pieszo, a czasem i po pas w wodzie. Trzeba znać nie tylko lokalizacje, ale też którą trasą iść, aby grząskie topiele nie pochłoneły.. Najlepiej więc się idzie zimą - jak bagna zamarzną. Kristin opowiada nam o jakiejś chatce, którą znalazł rok temu, a ostatni wpis w zeszycie był z 2004 roku. Zostawione produkty żywnościowe też mialy takie daty ważności. Na telefonie pokazuje mi jej zdjęcie. Wygląda zupelnie jak dom Muminków - jakby trzypiętrowa wieża! Coś niesamowitego! (te Muminki to nam coś nie dadzą spokoju na tym wyjeździe... ;) ) Leży na terenach, które na satelitarnych mapach wyglądają jak pumeks! Jak wielka brązowa plama! Ponoć ten kształt chatki nie jest przypadkowy. W zależności od pory roku jej jedno lub dwa dolne piętra są zalewane. Tak ją zbudowali, aby choć jedno było dostępne po drabinie. Lokalizacji, nawet przybliżonej, skurczybyk nie chce zdradzic, tylko sie chwali, że był: “wiem ale nie powiem”. Są też chatki na drzewach. Coś jak dwupokojowa ambona? Z kuchnią! Część chatek się rozpada ze starości, ale też przybywają nowe. Bo nieraz jakaś ekipa się skrzykuje i sami sobie budują swoją chatke. Najczęściej w tym celu wybierają kwadrat utworzony przez 4 drzewa i po prostu do nich przybija deski albo belki. Potem drewniany dach i na niego mocna folia. I już prowizoryczna imprezownia gotowa. Za każdym razem jak się przyjeżdza latem w rejon - to się jakiś fragment budulca przywleka. Potem tylko dostarczyć piecyk i już! Cóż… Może i taką Estonie kiedyś będzie nam dane poznać?

Jedziemy leśnymi drogami wijącymi sie wśród rzadkiego lasu i piachów pomieszanych z bagnami. Gdzieś w rejonie Koitjarve. Gubimy sie totalnie. Teren przypomina nieco wrzosowiska Borów Dolnośląskich, ale bez zakazu wjazdu..







Wciąż mam w głowie opowieści Kristina.. O tych chatkach wśród bagien.. Może mijamy jakąs o kilometr czy dwa? Może siedzi tu gdzieś za tym bagnem po lewej? Dziwnym bagnem, które wali paloną gumą…

Po powrocie próbuje znaleźc w internecie fora chatkowe, o których opowiadał Kristin.. Ale chyba bez znajomości estońskiego sprawa jest skazana na porażke... Translatory nie działają tak dobrze jakby było trzeba...

A na biwakowisku koło Aegviidu stoi taka konstrukcja.. Ni to wieża widokowa, ni to zjeżdżalnia, ni to wiata… A może to jakaś instalacja artystyczna? Zupełnie nie mamy pomysłu!







cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-10, 16:34   

Jedziemy do Jarva Jaanis. Buby raczej nie przepadają za zwiedzaniem muzeów, ale są chlubne wyjątki. To właśnie taki przypadek. Muzeum starych aut na wolnym powietrzu. Tysiące ton poradzieckiej blachy w różnym stopniu skorodowania. I to wszystko naraz! W jednym miejscu. Zderzak z zderzak! Zapach smaru, oleju, rdzy, blachy i starej kanapy unosi się wokoło, zbliżając czasoprzestrzeń do klimatu bubowego raju.















Muzeum jest położone przy domu właściciela. Musi to być jakaś ciekawa osoba, ale niestety nie mieliśmy okazji poznać. W ogole w czasie zwiedzania bylismy cały czas sami - sam na sam z pordzewiałymi pamiątkami szos tutejszej przeszłości... Raz chyba tylko gdzieś przemknął jakiś niemiecki turysta, ale chyba nawet nas nie zauważył, tak zapamiętale filmował swoją twarz, nawijając coś do kamery.

Część zgromadzinych tu pojazdów ma funkcje użytkowe. Jest zaporożec rabatka, a zarazem zewnętrzna reklama muzeum. Stoi przy ulicy, przed płotem, zapraszając miłośników tematu w swoje skromne progi. Świeże blachy i dobry stan ogumienia sugeruje, że autko jest na chodzie. Może tysięcy kilometrów już nie robi, ale pewnie na jakiś paradach swe wdzięki może zaprezentować i uświetnić impreze!




Relacja jest wyjątkowo obfita w zdjecia. Przeklikiwanie ich tu pewnie by mi zajelo pol roku. Zatem jak ktos ciekaw - to ciag dalszy (bardzo dużo ciagu dalszego) jest pod linkiem:
https://jabolowaballada.b...rva-jaanis.html
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2019-10-10, 16:46   

Fajne, choć stojąc na dworze wszystko to znacznie szybciej się zniszczy, niż jakby było pod dachem!
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-10, 18:24   

Chyba ciezko by bylo zrobic taki gigantyczny dach!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-15, 22:08   

Dalsze trasy wiodą nas w lasy w okolicach Rassi. Bo tam stoi planowana przez nas chatynka - Saeveski.









Acz tak naprawde to "chatynka" nie jest dobrym określeniem. To solidny, piętrowy, drewniany dom. Z dwoma piecami, łóżkami i kompletem naczyń.











Cały "salon" wyłożony jest brzozowymi półbeleczkami!





Obecna chatka jest dawną, opuszczoną leśniczówką, która przez jakiś czas działała tutaj w latach 50 tych. A tereny okolicznych lasów są powiązane z orangutanem ;) Napotkany nad bagiennym jeziorkiem Kristin opowiadał mi o tym orangutanie, tajemniczo się uśmiechając i nie chcąc zdradzić szczegółów. “Jak odwiedzisz chatke Saeveski to sie dowiesz” i głupkowato rechotał... No i miał racje. Na ścianie chatki wisi owa histioria. W XIX wieku stróżem okolicznych lasów był Ado Kuldkep, nazywany też “Pasza Saeveski”. Któregoś roku, gdy zima była ciepła, miejscowi zaczęli na potege kraść drewno. Pasza więc wpadł na pomysł. Puścił do gazet informacje, że z ZOO uciekł orangutan, osiedlił sie w tutejszych lasach i atakuje ludzi. Czy złodzieje drewna by uwierzyli gazetowym artykułom? Może nie, ale od kiedy co niektórzy zaczęli naprawde spotykać owego złego orangutana - to informacja pocztą pantoflową szybko obniosła sie wokoło, powodując ataki paniki przed wejściem do lasu.. Orangutanem był oczywiście przebrany Pasza… Zaraz mi sie przypomniała historia mojego dziadka, malownicza opowieść spod Lubina. Zaraz po wojnie, nieco ponury klimat “Ziem Odzyskanych”, porzucony przez dawnych lokatorów pałacyk w Bolanowie. Powstające tam powoli gospodarstwo rolno - hodowlane i mix napływowej ludności niewiadomoskąd, który nocami kradł na potęge wszystko co wpadło w ręce. I mój dziadek, który miał tego bardaku pilnować. I co robił z kumplami? Duchy! Nocami spadały gongi ze ścian, skóry dzików i niedzwiedzi uciekały korytarzami, a blaszki przywiązane do sznurka, wyły jekiem potępieńczym. Poskutkowało! Wręcz przeniosło górą! Ludzie nie tylko przestali kraść nocami, ale w panice opuścili Bolanów i nie było komu pracować w gospodarstwie ;)

Obok chatki przepływa żelazista rzeczka. Długo gramy w misie - patysie. Wrzucamy patyki i szybko biegniemy na druga strone mostu sprawdzić, który szybciej przepłynie. A może któryś zabłądził? Nie sądziłam, że ta zabawa całkiem wciąga!





Obczajamy też inny potoczek, mniejszy, mulisty, ciurkający za chatką.





Oczywiście głównym punktem programu jest nasiadówka przyogniskowa!







Zestaw zabawek na wieczór ;)




W międzyczasie przewija sie dwóch kolesi w dużym czerwonym busie. Jeden jest bardzo rozmowny. To człowiek z wizją. Jako że swoje wizje wykłada w języku, który ja nie za dobrze kumam, odbiorcą wzniosłych planów i idei jest toperz, a ja dowiaduje sie szczegółów z drugiej ręki. Nasz nowy znajomy uważa, że to bardzo źle, że wsie się w Estonii wyludniają, a młodzi ludzie raczej migrują do miast. Że Tallin czy inne Tartu się rozrasta, a małe wioski wśród lasów coraz częściej są pełne opuszczonych domków. I on właśnie pragnie wpłynąć na ludzi. W tym celu coś pisze (ale nie udaje sie ustalić co pisze i gdzie pisze). Jego plan jest prosty - ludzie powinni przenieść sie na wieś i produkować zdrową żywność, zakładać fermy kur i szklarnie, a Estonia stanie sie wtedy samowystarczalna. On, przewodnik ludu, już sie wyprowadził na wieś - ale nie wiedzieć czemu nic nie uprawia ani nie hoduje. Swoim pisaniem ponoć współpracuje jakoś z rządem Estonii, a zamierza również podjąć współprace z rządem (!) chińskim! W tym celu już nawet zaczął nauke chińskiego. Bo ponoć klimat Estonii jest bardzo zbliżony do tego w Chinach i można by zacieśnić współprace dotyczącą “monokultur hodowlanych”. Nie wiem czy chodzi o to, że tutaj jest dużo bagien i można na nich sadzić ryż???

Drugi kolega wygląda zupełnie jak wiking, tylko zamiast hełmu z rogami ma kaszkiet - co nieco psuje odbiór i symetrie całości. On nie zagłębia się w tematy rolniczo - społeczno - międzykontynentalne. Grzebie patykiem w ognisku, pali cygaro i spoglada na kabaka z dużą dozą obrzydzenia. Myśle, ze obecność tego stworzenia sprawia, że przedstawiciele lokalnej społeczności jadą na nocleg jednak gdzie indziej. W nocy jesteśmy więc sami. Tzn. pozornie sami, bo w ścianach cały czas coś łoskocze i grzdyka. Noc jest wyjatkowo jak na Estonie ciemna - zwlekło sie dużo czarnych chmur.

Śpimy na piętrze.



Chatka ma skobelek od środka więc zamykam. Klamka słabo trzyma, bez sensu żeby drzwi łopotały. Przyjdzie nocny zbłąkany turysta to zapuka. W nocy mam wrażenie, że coś chodzi na dole. Jakby ludzkie kroki, sapanie, chrząkanie. Schodze.. Zaglądam do kuchni, wielkiej jadalni.. Zapuszczam żurawia we wszystkie kąty (a nawet świece latarka na sufit ;) ) Pusto. Musiało mi się zdawać. Śpimy... W nocy wędruje do kibla. Wracam z kibelka, zawijam się w śpiwór. Zaś coś łazi na dole. Tłumacze sobie: “Sprawdzałam, obeszłam, nic nie ma. Buba wkręcasz cos sobie. Drzwi zamknięte na skobelek, nic nie miało szansy wejść! Pewnie mysza”. Kłade, się, ale zaraz uderza mnie myśl - ale jak poszłam do kibla to drzwi zostały otwarte,nie? Na oścież, bo klamka nie bardzo trzyma. I może wtedy coś wlazło??” Ide więc na dół szukać szuracza. Jak można się domyślić bezskutecznie ;)

Po iluś godzinach sune do wychodka po raz kolejny. Lubie korzystać z takich przybytków przy otwartych drzwiach. Więc teraz też patrze w niecałkiem czarną lokalną noc, w ciemny zarys chatki, w kolebiące się na wietrze gałęzie drzew. Nagle zauważam ruch. Między kiblem a chatką coś lezie! A raczej pełznie… Wbijam zaspane oczy w szarość przychatkowej łąki. Wąż!!!! Ale nie jakaś żmija czy zaskroniec! Wąż gigant! Jakis pyton czy inna anakonda! Grube jak ludzka noga i długie na chyba z 5 metrów! Przemieszcza sie powoli i dostojnie wijąc się. Musiało spierdzielić gdzieś z zoo (taaaa... jak orangutan ;) ), cyrku czy prywatnemu hodowcy sie znudził pupil, wiec wywalił do lasu. Pierwszej zimy zdechnie, ale póki co lato przed nami. A co gorsza to coś jest przede mną, na mojej drodze z kibla do chatki. Wychodek jest porządny, szczelny, jak zamkne drzwi to mi ten gigant nie wlezie. Już mam wizje upojnej nocy w tym, jakże uroczym, przybytku. Poczatkowo troche się boje włączyć latarke - bydle zauważy i jeszcze zaatakuje? Dzieli nas jednak odległość jakiś 5 metrów, jakby co to zdąże drzwi zatrzasnąć. Zbieram się więc na odwage i snop światła oświetla mojego węża.... Błyskają zdziwione oczy… w liczbie kilkanaście! Mój wąż jest zdecydowanie wężem, ale składa sie z kun!! Chyba z 10 kun, kuna za kuną! Każda kuna trzyma ząbkami za ogon tą poprzednią. Pierwsza kuna jest największa. Czyżby mama wyprowadzała dzieci na spacer? I tak szły aby sie nie pogubić?? Idą więc tak trawami na krótkich łapkach, kręcą kuprami, sprawiając zupełne wrażenie meandrowania. Nieźle się ubawiłam! Ale człowiekowi wyobraźnia płata figle! Acz skądinąd niesamowite zjawisko i obserwacja przyrodnicza. Aparat został w chatce. Zawsze do kibla trzeba go zabierać. Nie zabrałam koło sudeckiej sztolni - i wpadła na mnie sarna. Nie zabrałam w Zatoce pod Odessą - i nad głową przeleciał mi wojskowy helikopter.. Tu znów popełniłam błąd!! Idąc do kibla aparat trzeba zabierać ZAWSZE!!!!!

A oto i kibel, z którego można prowadzić emocjonujące obserwacje lokalnej fauny! ;)



Nad ranem przychodzi burza. Wali piorunami całkiem blisko. Kabak sie boi. Mam wrażenie, że ona bardzo lubi się bać. Co chwile biegnie do okna, a gdy gruchnie - to z kwikiem wskakuje spowrotem pod śpiworki i się tuli chichocząc.

Burza w takiej chatce jest niezwykle klimatyczna! Tzn. póki nie trzeba iść do kibla ;)

Jeszcze tylko wpis do chatkowego zeszytu na pamiątke. Zeszyt jest dość gruby i wynika, że chatka jest wyjatkowo jak na Estonie popularna. Nie ma weekendu, żeby się jakaś ekipa nie przewinęła, a w popularniejszych terminach to jest i po 50 osób naraz!



Gdy zbieramy sie do odjazdu znów coś mruczy po horyzontach. Jakieś bardzo burzowe to lato...

cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2019-10-16, 12:28   

A co kabak robił, że kolega wiking tak na nią spoglądał? Może mu coś pokazywał? :lol
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-17, 17:41   

Pudelek napisał/a:
A co kabak robił, że kolega wiking tak na nią spoglądał? Może mu coś pokazywał? :lol


No wlasnie nie wiem. Nic nie zauwazylam. Ale potem mowila ze sie cieszy, ze oni pojechali, bo chciala abysmy w chatce byli sami. Wiec moze cos bylo na rzeczy?? :lol :rol
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-17, 17:42   

W Helme jest coś na kształt parku. Są ścieżki, poręcze, tabliczki. Od typowego parku miejskiego różni się tym, że nie ma tam ludzi.

Jest też jaskinia. Super idealna jaskinia dla czterolatka. Już można połazić ciemnym korytarzem, nawet ciut dłuższym niż ten w piwnicy, gdy idziemy po ogórki, a zgubić sie raczej nie da. A poza tym wysokość kabacza, bo większość trasy my idziemy w kucki, a i tak sobie rozbijamy łby o sklepienie.













Ściany i sufity są bardzo miękkie - może to skłaniało wiele osób do przyozdobienia ich swoimi malunkami i napisami? Wygląda to bardzo ciekawie - takie rzeźbione ściany!







Są też elementy ceglane. Może to jednak sztolnia a nie jaskinia?



Niedaleko w krzakach ktoś ukrył dwa duże plecaki. Nigdy bym ich nie zauważyła, gdybym akurat w to miejsce nie skręciła do kibla.. Zawsze w takich momentach zastanawia mnie wizja alternatywnej rzeczywistości - co bym znalazła gdybym skręciła w zarośla kilkadziesiąt metrów dalej lub wcześniej??

Wpadamy też na hustawke giganta. (tzn. tak naprawde to nie wiemy co to jest za cudo). Nazwaliśmy to huśtawką bo sie buja, ale póki co czegoś takiego nie napotkaliśmy na swojej drodze. Huśtamy sie wiec na niej w trójke, tzn. wykładamy sie na drewnianej podłodze i gapimy w płynące obłoki. Toperz od czasu do czasu odpycha się nogą, bo cholerstwo jest na tyle masywne, że ja (nie wspomnąc już o kabaku) nie bardzo mam krzepe, aby to w ogóle ruszyć z miejsca. Kabak stwierdza, że huśtawka jest tak duża, że nawet nasz busio by się na niej mógł pobujać!



Piękna chwila. Cisza, obłoki i szum drzew. Jesteśmy gdzieś, sami nie wiemy po co i czego szukamy. Kiedyś musiałam coś o Helme usłyszeć bądź przeczytać. Zaznaczyłam więc kółkiem tą miejscowość na mapie - co miało oznaczać” “tu jest coś ciekawego”. A co - oczywiście zapomniałam. W kolejnych latach wbiłam sobie do głowy, aby włączyć do takich procedur, aby choć kilkoma słowami wspomnieć czy są tam ruiny dworu zamieszkane przez kanibala, czy może chatka dziadka, który zaprasza na samogon i wędzoną słoninę. Fajne są niespodzianki, ale czasem może warto wiedzieć jaką role sie będzie pełnić w poszukiwanej aktywnie atrakcji ;)

Są na pagórku wymurowane ruiny zamku, które nieco wyglądają jak współczesna budowa, której ktoś nie dokończył.



Na skraju parku odnajdujemy też bardzo mocno zarośnięty poradziecki pomnik. Dobre to by było miejsce na namiot np. dla rowerzysty czy autostopowica. Jest się przy drodze - a tak totalnie osłonięte od świata zewnętrznego - odzielone kordonem krzaków, tuj, zielska wszelakiego!







Jest teoretyczna możliwość dostania się w jakieś dalsze korytarze - ale to takie już "czołgane". Może tam czają sie wyjatkowe atrakcje, ale czołgać się nie lubie - od czasu szkolnego WFu, gdy zwykle kazali to robić na czas, a pośpiech jest jedną z bardziej znienawidzonych przeze mnie rzeczy.

Dalej jest źródełko w zaroślach.





W Helme są też ruiny kościoła, ale na rozpaskudzonych mieszkańcach Dolnego Śląska nie robią one chyba odpowiedniego wrażenia.









Przy ruinach kościoła jest wiata.. Wiata jak wiata, troche dech, troche śmieci - a na stole kieliszek i wrzucony weń pet.. lekko jeszcze dymiący.. Jakoś tak symbolicznie.. Albo za dużo filmów sie naoglądałam?? ;)





Ludzi w Helme nie ma za wiele. Dwoje gdzieś migneło na horyzoncie, ale na nasz widok zdawali się przyspieszać kroku, lub szybko skręcać w miejsca niewidoczne.

No to chyba tyle z poszukiwań na ślepo. Na zawsze więc pozostanie tajemnicą co skłoniło mnie do ujęcia tej, jakże zacnej, miejscowości na liście estońskich atrakcji. Czy ruiny zamku, jaskinia, źródełko, przerośnięta huśtawka, radziecki pomnik - czy może ogólny klimat statku widmo? Jedno jest pewne - żadne z tych miejsc nie była warte tego, aby do niego specjalnie zmierzać - ale ich mix - już jak najbardziej :D


cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-19, 15:01   

Późnym popołudniem zajeżdżamy nad jezioro Aheru. A tam - niespodzianka! Osiedle chatek! Coś niesamowitego! Już wiem czemu to miejsce oznaczyłam na mapie trzema wykrzyknikami! Chyba kiedyś było to całe gospodarstwo - dom, stodoła, stajenki. Wygląda na to, że potem opustoszało a RMK przejeło teren na potrzeby turystów.







Sa 3 chatki z pryczami do spania, stołami, ławami.









To się nazywa “klęska urodzaju” - łazimy w kółko i nie możemy sie zdecydować, w której spać ;) Bo każda ma jakieś zalety i wady. Chciałoby sie zanocować w każdej, ale planowany jest tu tylko jeden nocleg. Toperz zawczasu ostrzega: “nie buba, nie bede w nocy migrowal ze śpiworem od chatki do chatki, to jest zły pomysł” ;)

Jest też bania!







Pewnie jakbyśmy byli większą ekipą to byśmy w niej rozpalili! A tak, to chyba nam sie nie chce.. Poza tym nie wiem - czy dzieci zabiera się do bani? Czy z racji na cieńszą skóre i mniejszą pojemność cieczy wewnętrznej - łatwiej ulegają one ugotowaniu na twardo??

Chatkowisko nie jest nad samym jeziorem, do wody trzeba kawałek dojść. Po okolicach chodzą burze, klimaty sa mroczne.



Nad samym jeziorem biwakują łotewscy wędkarze, którzy ukochali kolor niebieski. Bo czy to możliwe, że przypadkiem jest, że mają niebieskie auto, niebieski namiot, niebieski ponton, a ich dziecko niebieską piłke?? Na gałęzi drzewa powiewa kostium kąpielowy, który nieco zaburza harmonie - bo lekko wpada w fiolet ;)

Przy drugiej wiacie nieopodal stoi wypaśne BMW na rosyjskich blachach. Auto to jakoś nie bardzo mi pasuje do leśnego biwakowiska w nadjeziornym chaszczu. Zapuszczam żurawia między wiaty - udaje, że ide do wychodka. Ale zamiast napakowanego dresa z łańcuchem na szyi, dostrzegam starszą, siwą kobiecinke, we włóczkowym sweterku i chustce na głowie. Zbiera zioła i na mój widok chowa się za drewutnie z pękiem roślin pod pachą. Gdy odchodze, kątem oka zauważam, ze zioła upycha w aucie - jest już ich prawie pod sufit. Wyraźnie nie szuka kontaktu. Szkoda, bo wyglądała na ciekawą postać… Aha! Blachy miały kod 51 - czyli Murmańsk.. Czyli spory kawałek stąd.. Troche daleko, żeby przyjechac ot tak sobie, po zioła?

Nachodzi mnie pewna refleksja.. Będac w Estonii czy na Łotwie ma się poczucie pustki, braku ludzi, ciszy i spokoju. Czy to rzeczywiście oznacza, że owych ludzi tu nie ma, czy oni są, ale są kompletnie nieinwazyjni?? Któryś raz jesteśmy w jakimś miejscu i czujemy sie jak w głuszy. Tak jak tu - ludzie są, ale jakoby by ich nie było. Tak jakby ludzie tutaj cenili pustke swojego terytorium i wysyłali wyraźne znaki, że nie chcą kontaktu czy integracji. Nie raz były takie sytuacje - biwakowisko, jesteśmy sami. Ktoś przyjeżdża i osiedla sie w skrajnie odległym kawałku polany. Najlepiej za drzewami i tak aby przed naszymi oczami osłaniał go samochód czy wiata. Albo jesteśmy w chatce. Przychodzi kolejna ekipa. Widać zainteresowana pobytem. Ale widząc, że chatka jest zajeta - chwile się naradza i odchodzi - gdzie indziej szukać szczęścia. W Polsce jest jakoś krańcowo inaczej. Jak jest wielka pusta polana z jednym namiotem i później ktoś przyjdzie - to na bank tak postawi swój namiot, aby odciąg był w twoim przedsionku. Jak jest pusty parking to drugie auto ustawi się tak, że tryka cie lusterkiem. Jak jest pusty autobus - to na bank wsiadająca osoba siądzie tak, aby ci położyć torebke na kolanach. Jak na targu staniesz przy pustym straganie - to ani sie obejrzysz jak masz na plecach 10 osob… I niekoniecznie celem jest integracja- chęć wspólnej rozmowy, uzyskania porady, pomocy czy szukanie towarzystwa do obalenia flachy. Nie. Po prostu jakby jakiś podświadomy instynkt stadny - w tłumie raźniej, bezpieczniej?? Bo już wybrane miejsce musi być wygodniejsze i lepsze?

No a ja nie wyczułam niuansów kulturowych i łaże polskim zwyczajem po cudzych biwakowiskach i próbuje wsadzać nos w nie swoje sprawy - a tu idzie burza na dobre! Znając lokalne oberwania chmur to dzielące mnie 100 metrów od chatki może sie okazać zbyt duże… Nadchodząca burza jest jednak jakaś dziwna. Chmury nachodzą takie, że robi się czarna noc.. Bardzo długo trzaskają pioruny gdzieś wysoko, ale nie spada ani kropla. Co chwile robi sie jasno, ale nie widać błyskawic przecinających powietrze. Pomruk w chmurach jest prawie ciagły.





Chyba gdzieś dopiero po dwóch godzinach zaczyna grzmocić gdzieś niedaleko a potoki deszczu zalewaja okolice. Cóż… nasze dylematy z wyborem chatki na nocleg zdają się być rozstrzygniete… Wybieramy ta chatke, która jest najbliżej! ;)



Widowisko “światło dźwiek” podziwiamy z werandy chatki. W kabaku uczucie strachu i fascynacji walczy ze sobą i żadna ze stron nie może uzyskać przewagi!



Ciemny świat rozświetlony właśnie błyskawicą!



W chatce zapalamy świeczki i jest bardzo klimatycznie! :)



W nocy jeszcze troche polewa, bębni w dach pokryty omszałym gontem. Ale już nie grzmi..

Poranek wstaje pogodny, ale bardzo duszny. Pewnie zaś poleje... Włóczymy sie troche po okolicznych lasach, miłymi pylistymi drogami.







Chatka koło Koobassare też wygląda jak dawne opuszczone gospodarstwo. Fajna i pojemna.











A w wychodku mamy towarzystwo! Doborowe! ;)





Kolejna chatka stoi sobie w lesie, wśród świerków.









Czytałam ostatnio o kuksach - klimatycznych kubeczkach wykonywanych od setek lat przez północne ludy z narośli brzozowej zwanej czeczotą. Prawdziwa kuksa powinna być żłobiona ręcznie, co zapewnia jej niepowtaralność i wyjatkość. Też bym chciała mieć taki kubeczek - pełen poświęconego mu czasu i uczucia... A tutaj ktoś poszedł o krok dalej! Wydłubał sobie kibel! Też z pniaka! Czy dłubany kibel ma też jakąś swoją nazwe???:D



Chatka, przy której się znajdujemy, miała być nad dwoma jeziorkami. Malutkie zaraz obok, a większe, zwane Pehmejarv 100 metrów dalej. Tyle z mapy. W rzeczywistości chaszcz blisko i chaszcz dalej. Jezior brak. Szkoda... była chęć na przekąpke, bo duchota straszna i pływamy we własnym sosie. Mamy plan, aby dzisiaj jeszcze zanocować tu gdzieś w rejonie. To już ostatni tegoroczny biwak w Estonii.. Może dlatego mamy takie wydumane wymagania? Bo jak nie dziś - to dopiero za rok! Więc ma być odludne miejsce z chatką i jeziorem! :) Dziwnie tak być takim mega wybrednym - i w końcu znaleźć dokladnie to czego się szuka! Ale uda się to dopiero za kilka godzin!


cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2019-10-20, 00:14   

Cytat:
W Polsce jest jakoś krańcowo inaczej.

to raczej Ty tak przyciągasz, bo do mnie się ludzie nie garną. Możliwe, że musisz potrenować ze swoim wzrokiem :P

Ehh, w takich obozowisku chatek zrobić kiedyś zlot!! Ale by było.

Co prawda nie włóczyłem się po takich zadupiach jak wy w Pribaltice, ale i z tego co widziałem, to Łotwa i Estonia zagłebie chatek. W Szwecji zresztą to samo, tylko w jeszcze lepszym stanie i lepiej wyposażone, czasem nawet w bieżącą wodę w środku. Oczywiście darmowe.
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-20, 13:38   

Pudelek napisał/a:
to raczej Ty tak przyciągasz, bo do mnie się ludzie nie garną. Możliwe, że musisz potrenować ze swoim wzrokiem


Byc moze ja jakos ludzi w Polsce przyciagam. Ale wystarczy, ze sie zatrzymamy na lesnym parkingu lub przy gorskiej wiacie od razu mam 10 osob na plecach. I zeby chociaz flaszke wyciagali ;)
P.S. Ze wzrokiem to chyba musze pobrac u kogos korepetycje ;)

Pudelek napisał/a:
Ehh, w takich obozowisku chatek zrobić kiedyś zlot!! Ale by było.


Marzy mi sie taki zlot! w takim miejscu! I w bani rozpalic! Ale by była impreza!

Są tez w Estonii chatki takie bardziej "zimowe" (lepsza szczelnosc i ogrzewanie), do wynajecia na wyłacznosc za opłata, tez w srodku lasu i oferujace zwykle standardy chatki studenckiej. W srodku otwarty kominek, tez bania obok.. Poki co jeszcze w takiej nie mielismy okazji nocowac ale ze zdjec wygladaja rownie kuszaco!

Ale chyba mała szansa wyciagnac zlotowa ekipe taki kawał... Choc byloby to to zrobienia w lekko przedłuzony weekend - jakby wciagnac w to lot do Tallina i tam wypozyczenie auta - to do zrobienia piatek - niedziela!

Pudelek napisał/a:
ale i z tego co widziałem, to Łotwa i Estonia zagłebie chatek


Napotkales jakies na Łotwie? Bo my niestety nie.. Wiaty owszem, ale na chatke chyba zadna nie trafilismy :( Pewnie gdzie siedza po tych ich przepascistych lasach, ale pewnie trzeba miec namiar gdzie szukac...

Pudelek napisał/a:
W Szwecji zresztą to samo, tylko w jeszcze lepszym stanie i lepiej wyposażone, czasem nawet w bieżącą wodę w środku. Oczywiście darmowe.


A tez jak w Estonii z mozliwoscia dojazdu autem? Czy tylko przy gorskich szlakach dla pieszych wedrowcow?
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2019-10-20, 13:39, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2019-10-20, 14:28   

Cytat:
Napotkales jakies na Łotwie? Bo my niestety nie..

widziałem nad morzem blisko granicy z Estonią

buba napisał/a:
A tez jak w Estonii z mozliwoscia dojazdu autem? Czy tylko przy gorskich szlakach dla pieszych wedrowcow?

te co ja widziałem, to akurat były w PN, gdzie były szlaki. Drogi również, ale nie wiem jak z dostępnością dla zwykłych ludzi. Ale część z nich położona była dość blisko najbliższego parkingu, może z kwadrans drogi.
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6103
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-20, 22:52   

Pudelek napisał/a:
widziałem nad morzem blisko granicy z Estonią


Chatke?? Gdzie to bylo??
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2019-10-21, 00:04   

Gdzieś w pobliżu Salacgrivy, ale to było 8 lat temu i dokładnej lokalizacji już nie wskażę ;)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - manga