Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

Autor Wiadomość
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6104
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-08-30, 11:43   

Pudelek napisał/a:
kiedyś tak miałem na stacji benzynowej w Serbii, tylko że tam najpierw usłyszałem gwizd, potem wszystko jakby się zjeżyło, huk i dopiero błysk


Czyli jednak sie zdarza? Bo juz rozwazalam czy mnie sie cos we lbie nie pomieszalo ;) Ale chyba musi rabnac naprawde blisko zeby bylo takie odczucie. Bo sporo piorunow widzialam ale taka akcja to raz jedyny!
Jakis tydzien pozniej, tez w Estonii, siedzielismy na ganku lesnej chatki gdy wokol szalala burza, centralnie nad nami, pioruny walily - i specjalnie na to zwracalam uwage - ale wtedy juz zawsze najpierw byl blysk...

Pudelek napisał/a:
ostatnio na Bałkanach ludzie zasłaniali twarze nawet jak robiłem zdjęcia dużego placu. A jedna Węgierka zaatakowała mnie słownie, bo myślała, że ona taka piękna i jej robię zdjęcia, a nie jakiegoś tam mostu czy mola popieprzyło ich i tyle.


No wlasnie ci tez machali rekami i wznosili okrzyki, nawet jak robilam zdjecie samego korytarza. Wylapywali dzieci, kazali im sie chowac itp. Jakby ich powalilo! Tych mlodych Holendrow to jeszcze moge zrozumiec, podejrzewam ze spierdzielili z domu i moze ich juz policja szukala ;) Ale ci Ruscy to normalna rodzinka, chyba byli tam legalnie (no chyba ze wizy nie mieli tylko przez zielona granice dali drapaka, szlag ich wie?

Cytat:
EML Vaindlo. W 2011 roku widziałem go w muzeum w Talinnie, nawet wrzucałem do sieci jego zdjęcie (https://en.wikipedia.org/wiki/EML_Vaindlo). Teraz widać odholowali go tutaj, tylko po co? Chociaż według internetu to on już nie istnieje :D To chyba te magnesy :D


Zawsze chcialam zobaczyc statek widmo! No i prosze - udalo sie! :lol

Pudelek napisał/a:
Toperz albo Ty nie chcieliście wpław dopłynąć do tych konstrukcji? To pewnie tylko kilka-kilkanaście metrów.


Wiesz, ze w ogole mi to do glowy nie przyszlo w takiej formie? Myslalam sobie: "hmmm.. szkoda ze nie mamy pontonu" Ale wplaw to jakos troche bym sie chyba bala w tym miejscu - czy jakis szpyrnal nie wystaje i sie nie nabije? Chyba predzej w Rummu bym poplynela bo tam woda byla bardzo przejrzysta (poza tym widzialam mniej wiecej jakim torem plywaja lokalsi), a tu to wszystko bylo mętne. No i jakbym zlazla do poziomu wody - to jak potem sie wspiac na ten dosc gladki i wysoki beton? Poza tym bylo zimno! :P
Zapewne sprawa do zrobienia, to bylo blisko, mysle ze 20 metrow gora.
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2019-08-30, 11:47, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6104
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-09-22, 20:01   

Zapewne wielu juz zna moje zamiłowanie do wraków wszelakich pływadeł, którego odzwierciedlenie można znaleźć np. TU: https://jabolowaballada.b...ki-statkow.html

Ten jednak wodny szkielet wyróżniał się spośród innych, wczesniej napotkanych. Może dlatego, że był drewniany? Moze dlatego, że aby sie dostac na pokład musieliśmy przebrodzić kawałek w wodnych odmętach? A może dlatego, że siedząc na nim miało się poczucie prawdziwego “morskiego rejsu” - z racji na wibracje pokładu, powodowane przez walące w burty fale?

Spotkanie z ową łódką miało miejsce w zatoce Hara, tej samej, gdzie wcześniej zwiedzaliśmy betonowe pozostałości “magnetycznej” bazy. Tyle tylko, że teraz po drugiej jej stronie, koło miasteczka Loksa.

Już z daleka wieje klimatem miłym dla oka, ucha i nosa. Sosnowy, przesycony aromatem żywicy las. Wiatr niosący zapach ryby i wodorostu. Wreszcie tu możemy spełnić nasze nadmorskie tradycje - i zapodać fikołki. Na plażach kamienistych, betonowych czy żwirowych są one mniej przyjemne, więc ograniczamy ten proceder do piachu ;)



Już z oddali miejsce prezentuje sie zacnie! :)









Łódź owa była podarkiem dla Sajuza od Finlandii, przekazanym w ramach wojennych reparacji (około setki takich podobnych stateczków wtedy sprezentowano). Miały one i motor, i żagiel, pływano nimi na ryby, w sprawach handlowych po całym Bałtyku, a czasem pełniły i różne inne, bardziej potajemne funkcje. Ta konkretnie łódka miała na imie Rakieta i dosyc krótko żeglowała sobie po okolicy. Ponoć już w latach 50 tych zakończyła swą oficjalną działalność i jej malownicze resztki fale wyrzuciły na brzeg. Biorąc pod uwage upływ czasu - obecny stan pływadła jest wiec całkiem niezły!

Tak wygladała za czasów swej świetności. Zdjęcie ze strony: https://dea.digar.ee/cgi-...s20140401.2.9.1



Niedaleko od “Rakiety” leży ponoć gdzies w morzu zatopiona łódź “ Czajka”, ale najprawdopodobniej nie wystaje z wody, wiec i nie bylo nam dane jej odwiedzic osobiście. Żal, no ale cóż zrobić?

Rakietowy kadłub jest poszarpany, a dechy wyżarte w różne malownicze desenie. Sporo czasu spędzamy na pokładzie, napawając sie pięknem i urokiem chwili. Szum fal i zapach starego kutra. I wyciagniete do słonca gęby. Trzy, różnej wielkości stworzenia wyłożone na aromatycznych dechach gapiace sie w obłoki.









Różne wzory i kolory. Rzeźby i malunki utworzone przez nadgryzajacy ząb czasu i "sił natury"- wode, wiatry i sól....







Drewno, metal i … zielona, wiosenna trawka! :D



Czy dechy mogą zardzewieć???







P.S.
W kabaczym życiu odwiedzenie tego miejsca było niezmiernie ważne - wrak łodzi znalazły przecież również Muminki!! ( https://www.youtube.com/watch?v=qd4FCK_nUMI ) Potem go wyremontowały i popłyneły nim m.in. w rejs do latarni morskiej! ( https://www.youtube.com/watch?v=2-fMUYCBrvA ) My w latarni juz bylismy kilka dni temu - a w końcu czas przyszedł też i na wrak. Kolejny obowiązkowy punkt programu - statek widmo! :) Trzymajcie kciuki, aby równiez sie kiedyś udało!! :)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6104
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-01, 17:30   

Do pisania tego kawałka relacji długo nie mogłam sie zabrać ;) Po poprzednich doświadczeniach jakoś nie miałam odwagi ;) Bo z tym miejscem było coś wyraźnie nie tak… No ale może od początku…

Zwiedzaliśmy wczoraj “magnetyczną” baze w zatoce Hara, wiec nie wypadało nie odwiedzić jej zaplecza mieszkalnego, czyli osiedla Suurpea, położonego po przeciwnej stronie zatoki. Osiedle w czasach swej świetności liczyło około tysiąca mieszkańców, miało szkołe, szpital, sklepy i różne inne udogodnienia typowe dla sporych ludzkich osad. Jego losy sa typowe dla wielu takich miejsc z poradzieckiego świata, ot historia pisana przez kalke.. Sajuz upadł, baza/poligon/zakład przemysłowy wraz z nim przestał istnieć i miejscowość straciła racje bytu. Kto miał pomysł na inne życie to wyjechał, zostały jednostki, ludzie głównie albo starsi, albo mniej zaradni lub przywiązani do miejsca, w którym spędzili sporą część życia. A wszystko wokół zaczęło popadać w ruine i zarastać młodym lasem. Podobna historia jak różnych Skrund, Lipniażek, Szkolnych…

Obecnie osiedle Suurpea (nie licząc wsi położonej kawałek dalej) liczy niecałą setke stałych mieszkańców, głownie zamieszkuje tu ludność rosyjskojęzyczna. (“jak chcesz, kolezanko, pogadac po estońsku, to raczej dzieci szukaj”). Mało kto ma tu prace, głównym źródłem dochodu są emerytury, renty czy różne zapomogi np. na dzieci. Co ciekawe - nie są to wyłącznie osoby związane z dawną bazą czy ich potomkowie, ale również “włóczędzy z innych części kraju”, których skusiła niezwykle tania cena mieszkań (nie wiem czy zakupu czy wynajmu?) Latem robi sie tu nieco ludniej - przyjeżdzają na wakacje nad morze wnuki do dziadków, ludzie z Tallina mają tu działki, gdzie uprawiają warzywa, majsterkują czy po prostu odpoczywają w ciszy. Bo co trzeba przyznać - cisza w Suurpei jest wręcz ogłuszajaca :)

Około roku 2010 w opuszczonym budynku na skraju osady pomieszkiwali członkowie jakiejś sekty, ponoć nawet całkiem porządnie sobie zeskłotowali całe pietro. Niestety śniezna zima i zawalenie się dachu pokrzyżowało ich dalsze plany i znikneli bez śladu. Nikt w okolicy nie wie gdzie się przenieśli. Przez pewien czas w któryms z budynków ukrywał sie młody chłopak. Lokalne baby nieraz dokarmiały go obiadem, przynosiły miseczki jak dla kota. Ale któregos dnia zabrała go policja, a budynek oplombowała.

Cały teren istniejacego jeszcze osiedla oraz ciągnących sie dalej w chaszczach ruin, wraz z koszarami po drugiej stronie drogi, kupił już lata temu jakiś lokalny oligarcha. Traktuje to chyba jako lokate kapitału, bo póki co nie interesuje sie miejscem, nie inwestuje, nic nie zmienia, nie odwiedza swoich włości. Tym samym zapewnia temu miejscu niezmienność i trwanie w takim dziwnym stanie zawieszenia między istnieniem a opuszczeniem. Miejscowi mają na ten temat mieszane odczucia. Z jednej strony np. nie za dobrze się ogrzewa bloki z płyty na własną ręke bez centralnej elektrociepłowni, np. cięzko sie wierci w betonie dziure na ujście rury piecyka. Z drugiej strony - lepsze to niż wszyscy mieliby trafić na ulice, bo pan właściel postawnowił zagospodarować teren inaczej i np. postawic nadmorskie apartamentowce. Nawet się przy mnie o to pokłócili ;)

Wszystkie powyższe informacje pochodzą z rozmowy z kilkorgiem miejscowych - i w żaden sposób nie weryfikowałam ich prawdziwości.


W Suurpei najpierw odwiedzamy dawne koszary. Zespół budynków położony prawie nad samym morzem, ale pas od morza oddzielajacy jest na tyle zarośnięty, że nawet z górnych pięter słabo to morze widać. Na dach nie udaje sie wyjść. Zabudowań jest kupa, co chwile coś sie wyłania spomiędzy gęstych zarośli. Nie wiem czy ktoś tu prowadził jakąś "pieczarkarnie" albo co? W wiekszości zabudowań panuje oszałamiający wręcz zapach grzybów. Nie, nie pleśni i grzyba ścienno - sufitowego, co jest typowe dla zawilgoconych miejsc opuszczonych... Tu pachnie grzybem leśnym, suszonym na blasze pieca prawdziwkiem, nawleczonymi na nitke koralami podgrzybków, koszykiem pełnym zbioru, który wraca z wrześniowego suchego lasu!
































Na najwyższym piętrze młody artysta sprejuje po ścianie. Powstaje całkiem sympatyczna fioletowa ośmiornica. Chyba go troche przestraszyliśmy nagłym najściem, bo porzuca puszke i ucieka. Dopiero jak opuszczamy obiekt, widzimy kątem oka, że wyłazi z lasu i wraca na swoje włości.


Osiedle to cały rząd opuszczonych bloków, a potem dwa takowe rzędy bloków zamieszkałych. Dalej znowu kilka pustostanów. Zamieszkałe są te bloki w środku osady.







Ruiny to raczej wydmuszki, z pokruszonymi ścianami, brak jakichkolwiek napisów czy resztek wyposażenia. No może czasem trafi sie jakiś skrawek starej gazety, zdekompletowany but czy rozdeptana zabawka.







Całość jest utopiona w sosnowym lesie, przez który majaczy morze.




Jak niewiele lat trzeba aby ludzkie osady zmieniły sie w młody las, wypełniony tylko śpiewem ptaków…

















Na końcu drogi prowadzącej wzdłuż bloków stoi opuszczona szkoła. Teraz głównie chyba słuzy jako miejsce wypalania śmieci. Są też ślady wykorzystywania jej do celów imprezowych, acz dziś to raczej byłoby niemożliwe - zaduch panuje w środku straszny a dym tak gryzie w oczy, że szybko sie ulatniam z labiryntów tutejszych korytarzy.









Las nieopodal też jest cały usiany ruinami. Tak jakby niegdyś stało tu drugie osiedle, które opustoszało całkowicie? Busz już prawie zupełnie zniwelował ludzkie starania zagospodarowania tego miejsca. Miejscami trzeba się mocno wpatrzeć, aby dojrzeć pełgające miedzy liśćmi zarysy zabudowań.











Z wnętrz już praktycznie wydarto wszystko co się tylko wydrzeć dało. Na tyle skutecznie, że ciężko nawet domniemywać o dawnych przeznaczeniach poszczególnych budynków.









Jedynie tutaj cosik zostało!







Sporo zabudowań przypomina jakies mini zakładziki, warsztaty, kotłownie...





Na skraju osiedli jest plac zabaw, gdzie niektórzy z ekipy zaraz nas zaciągają.



A i na placu zabaw można odnależć ciekawe rzeczy - np. takowe urządzenie. Na początku to w ogóle nie możemy rozkminić co to jest? Wygląda nieco jak … szubienica! ;) Taka kolektywna - jak ktoś nie lubi uprawiać procederu sam. Z wielkiego słupa wiszą liny i sobie dyndają na wietrze.



Sami nie dochodzimy do właściwych wniosków. Podpatrujemy małych lokalsów. Chłopaczki łapią za liny i biegnąc dookoła rozkręcają to ustrojstwo. A potem nogi w góre i ziuuuuuu!!!!! I latają wokół a karuzela sie kręci długo, chyba jest cholernie ciężka i ma dużą bezwładność. Planuje poczekać aż dzieciaki sobie pójdą i też skorzystać. Raz, że mi ciut głupio - a dwa że między czubami sosen zauważam majaczącą wieże! Jakby wieża ciśnień? Sune w jej strone. Toperz z kabakiem zostają na straży karuzeli. Zwłaszcza, ze chłopaczki zaczeły pokazywać kabakowi jak sie należy huśtać - więc nie mam serca jej stamtąd zabierać.

Wieża, gdy podchodze, okazuje sie być jakas inna! Głowę bym dała, że miała inną końcówke, tzn. ten czub co wystawał ponad drzewa? Czary jakieś sie tu dzieją czy jak??



Właże do wieży i zadzieram łeb. Niesamowite! Nie dość, że otwarta to można dosyć dogodnie wejść na samą góre! Miejscowi zbudowali dosyć porządną drabine. Dochodze jednak tylko do jej połowy. Jakoś sie dziwnie buja. Może bym dała rade, ale odpuszczam. Szkoda zlecieć i sie połamać na początku lata. Jakby był październik - to kto wie? Może bym wlazła?







A! Czarów nie ma. W lesie zaraz obok stoi druga wieża, ciut wyższa, o ciekawej “bułeczce” szczytowej. I to ją widziałam spod karuzeli!



Wejście na nią również jest możliwe, ale to już raczej dla jakiś kaskaderów i skałołazów.





Za wieżami w lesie jest osiedle garaży, bud, szop i kamerlików.







To co buby kochają i marzą aby mieć przy domu. Kurde - dokładnie tak jak tu. Mieszkać w utopionym w lesie bloku i jeszcze mieć taką komórke na różne szpargały, które w mieszkaniu nie chcą się zmieścić! A każda szopa jest tu inna! Różnią sie kolorem, kształtem, budulcem - co nadaje całości miły dla oka nieregularny wygląd. Przy niektórych widać miłość właściciela do majsterkowania, przy innych do ogrodnictwa, a na innych słabość do krągłych kobiecych wdzięków.







Czasem napisy wskazują, że bywały tu kury a gospodarz serwował im własną wybraną diete (“nie dokarmiać kur” - głosi napis). Kur jednak nie ma - może poszły na spacer, moze w poszukiwaniu bardziej zróżnicowanej karmy?







Część szopek ozdabiają maskotki, breloczki, lusterka, obrazki.







Pomiędzy garażami wpadam na bunkierek. Nie wiem do czego służył dawnymi laty, ale obecnie jest pusty. Wejście do niego jest wyjątkowo wąskie, chyba poczwórne (jakieś śluzy??) i jeszcze dodatkowo zwisają w nim jakieś grube zwały folii.







To chyba podobny obiekt, ale ktoś go sobie przysposobił dla własnych potrzeb.



A tak naprawde to mój powód niewchodzenia na wieże był zupełnie inny. Już od samego początku łażenia po rozpadlinach osiedla czuje sie dziwnie... Jakaś taka jakby "zamulona"? Tak jakbym imprezowała do rana, wypiła pół litra i nie miała czasu odespać (co jest w dniu dzisiejszym całkowicie niezgodne z prawdą!) Samopoczucie mi się stopniowo pogarsza, ale długo staram sie to ignorowac - w końcu jestem w takim niezwykle ciekawym miejscu! W okolicach wieży jednak zaczyna mi być solidnie niedobrze i kręci sie w głowie. Nie jest to raczej stan odpowiedni, żeby samotnie włazić na chybotliwe drabiny. Postanawiam mocno przyspieszyć kroku aby jak najszybciej znaleźć sie przy busiu i móc sie położyc. Robi mi sie też jakoś dziwnie słabo, goraco, ale i uderzaja raz po raz zimne poty. Mam tylko nadzieje, że dotre, bo długo by mnie szukali w tych zaułkach i lesnych rozpadlinach. Po drodze mijam grupke nieco podchmielonych lokalnych babeczek imprezujacych przy grillu. Coś do mnie wołają, widać, że zdziwiła ich moja tu obecność. Chyba niezbyt często zagraniczni turyści tu zaglądają... Można by pewnie pogadać, a może i na imprezke by zaprosiły? Ale ja jakoś krótko zbywam ich zaczepki (czego do końca wyjazdu nie moge odżałować) i jak na autopilocie wracam do busia. Kabak szaleje na placu zabaw na linowej karuzeli, dwóch miejscowych chłopaczków kręci, a ona z piskiem wisi na linie. Ja też tak bardzo chciałam sie tu pohustać... Ale teraz jakos całkiem mi to nie w głowie. Wyciagam z apteczki garść różnych lekarstw, które mi przychodza do głowy, łykam, wypijam duzo wody i wykładam sie na dywanie na pace. Nie wiem ile tam sobie zalegam w cieniu, ale gdy odrobine dochodze do siebie - pojawia sie dziwna myśl - może lepiej stąd odjechać? Przed siebie? Po prostu gdzie indziej? Ide odszukać toperza i kabaka. Nawet nie protestują, chyba już się troche znudzili tym miejscem.

Gdy mijamy tabliczke “Parispea” czuje sie juz zupełnie dobrze. Po prostu normalnie. Jak ręką odjał...

Te dziwne objawy nie pojawiły się juz ani na wyjeździe, ani potem… Do czasu.. Zapomniałam o nich i o całej sytuacji. Jakieś półtora miesiaca później, juz w domu, zaczełam wgrywać i wybierać zdjęcia z estońskich wycieczek. I wszystko było ok... ale doszłam do zdjęć z Suurpei.. Po kilku z nich poczułam ten dziwny zawrót głowy, jakby ucisk w żołądku, jakby dziwna słabość i chęc aby sie polozyc i zamknąc na chwile oczy. No żesz to szlag!!!!!! Co to za licho?? Czy to może być przypadek?? To musi to być przypadek, ale nie powiem, taki nieco dziwny…


cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
kristoff73 


Wiek: 50
Dołączył: 15 Maj 2019
Posty: 606
Skąd: ST SD KGR TK SB
Wysłany: 2019-10-01, 19:38   

Rewelacja!!! Jest tu chyba prawie wszystko, czego można oczekiwać od takiej miejscowości. I bardzo niektóre zdjęcia przypominają mi Borne Sulinowo!
Szkoda, że samopoczucie Ci nie dopisało... Ja też, oglądając te zdjęcia, kiepsko się czuję. Ale zaczęło się zanim zasiadłem do lektury :-)
_________________
Бродяга. Снусмумрик. Бомж.
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-10-01, 19:57   

kristof73 napisał/a:
I bardzo niektóre zdjęcia przypominają mi Borne Sulinowo!

Dokładnie miałem takie samo wrażenie.

Co do czucia zdjęć. Nic nie czuję. Ale ja ostatnio w górach po nocy łaziłem i nic, więc ja z tych nie strachliwych...
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6104
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-01, 20:55   

kristof73 napisał/a:
Jest tu chyba prawie wszystko, czego można oczekiwać od takiej miejscowości.


Ja moze liczylam jedynie, ze w opuszczonych budynkach bedzie ciut wiecej sprzetow, jakis starych gazet, zeszytow, kartek pocztowych. W sensie rzeczy malo cennych, ktore raczej nikt nie wynosi dla zysku. A tu bylo wyjatkowo "wysprzatane" ze wszystkiego. To troche szkoda bo lubie sobie pogrzebac w smieciach, poczytac stare szpargaly.

kristof73 napisał/a:
I bardzo niektóre zdjęcia przypominają mi Borne Sulinowo!


Troche tak! Choc Borne takie duzo bardziej zamieszkane i uzywane.

laynn napisał/a:
Co do czucia zdjęć. Nic nie czuję


Ja piszac relacje tez nic.. Na szczescie..

laynn napisał/a:
Ale ja ostatnio w górach po nocy łaziłem i nic, więc ja z tych nie strachliwych...


To troche jednak co innego.. Odczuwanie niepokoju w roznych miejscach, takiego sensownego, adekwatnego do sytuacji czy zupelnie nierealnego, wrecz panicznego strachu - zdarzalo mi sie wielokrotnie. Ale tu jakos bylo inaczej. Bo mi sie tam podobalo na tym lesnym osiedlu, chcialam tam zostac dluzej i sie jeszcze powloczyc, z ludzmi pogadac... Nie bałam sie niczego - bo nie bylo czego - miejsce mega przyjazne. Tylko.. no wlasnie.. Wiec zapewne niezwiazany przypadek a ja sobie wkrecilam potem, ze mialo to jakis zwiazek z ta miejscowoscia?
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2019-10-01, 20:56, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-10-01, 22:39   

buba napisał/a:
Tylko.. no wlasnie.. Wiec zapewne niezwiazany przypadek a ja sobie wkrecilam potem, ze mialo to jakis zwiazek z ta miejscowoscia?

W sumie to źle to odczytałem. Jak napisałaś, że nie pogadałaś z tymi babkami, tylko szybko się zmyłaś a potem poszłaś po swoich, to zrozumiałem, że chodzi o strach.
A Ty pewnie jakieś przeczucie albo co miałaś.

Ja jestem do takich spraw nastawiony jakoś tak, bardziej "naukowo", choć to złe słowo. Staram się na czynniki to rozebrać.
Ja raz, to co opisywałem, miałem cykora w lesie w nocy. Nie czuję się komfortowo idąc samemu nocą lasem, ale chyba bardziej nie lubię po osiedlach chodzić nocą. Prawdopodobieństwo stania się czegoś, niefajnego jest wiadomo gdzie.
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6104
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-01, 23:10   

laynn napisał/a:
W sumie to źle to odczytałem. Jak napisałaś, że nie pogadałaś z tymi babkami, tylko szybko się zmyłaś a potem poszłaś po swoich, to zrozumiałem, że chodzi o strach.
A Ty pewnie jakieś przeczucie albo co miałaś.


Strach to pojawil sie wtornie.. Poczatkowo to naprawde mialam wrazenie, ze dostalam wlasnie jakiegos zawału/wylewu i czas zegnac sie z tym swiatem ;) Albo ze to jakies zatrucie gazem albo innym jadem kielbasianym? I zwiazany z tym strach - glownie co bedzie jak nie uda mi sie dotrzec do reszty i gdzies mi sie film urwie w tym lesie albo w jakis rozwaliskach.. Toz by mnie pewnie tydzien szukali!

laynn napisał/a:
A Ty pewnie jakieś przeczucie albo co miałaś.


Szlag wie.. Moze wlasnie jakies podswiadome przeczucie sie tak objawia?

Jedno jest pewne - mam nadzieje ze to sie nigdy nie powtorzy!

laynn napisał/a:
Ja jestem do takich spraw nastawiony jakoś tak, bardziej "naukowo", choć to złe słowo. Staram się na czynniki to rozebrać.
Ja raz, to co opisywałem, miałem cykora w lesie w nocy. Nie czuję się komfortowo idąc samemu nocą lasem, ale chyba bardziej nie lubię po osiedlach chodzić nocą. Prawdopodobieństwo stania się czegoś, niefajnego jest wiadomo gdzie.


Na logike to w lesie duzo bezpieczniej! (no chyba ze sa niedzwiedzie w tym lesie ;) to wole osiedle!

A tak na temat dziwnych strachow - to zauwazylam smieszna prawidlowosc. Jak np. sama w zapadajacym zmroku jade rowerem przez las - to sie boje.. A jak przez pola - to nie. Tu szaro i tu szaro. Tu pusto i tu pusto. Czemu? Zabawne sa takie rozne ludzkei lęki!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2019-10-01, 23:11, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-10-03, 09:39   

buba napisał/a:
Poczatkowo to naprawde mialam wrazenie, ze dostalam wlasnie jakiegos zawału/wylewu i czas zegnac sie z tym swiatem

A może to drugie Kabaczę? ;)
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6104
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-03, 10:23   

laynn napisał/a:
buba napisał/a:
Poczatkowo to naprawde mialam wrazenie, ze dostalam wlasnie jakiegos zawału/wylewu i czas zegnac sie z tym swiatem

A może to drugie Kabaczę? ;)


Raczej nie... Raz ze przy pierwszym takich objawow nie bylo a poza tym to byl czerwiec, mamy pazdziernik wiec by sie juz cos zapewne wyjasnilo ;)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6104
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-04, 19:24   

W miejscowości Parispea zatrzymujemy sie na nadmorskim biwakowisku RMK. Nie wiem jak to możliwe, ale zrobiłam mu tylko jedno zdjęcie!



A miejsce jest klimatyczne - wiatka i kominek stoją na piachu, sosny pachną, a dodatkowo wieje wiatr, który zwiewa komary - które są zmorą ostatnich dni. Kabaczę szczęśliwe - wreszcie rodzice zmądrzeli i zrobili biwak w środku piaskownicy!

Główną atrakcją Parispei jest chyba cieniutki, kamienisty półwysep zwany Purekkari, który wyłazi w morze około półtora kilometra. Buba - jako miłośnik wszelakich mierzei zaciera na niego łapki juz od dawna!

Idzie się po piachu…



Czasem po trawie..



Ale przeważnie po kamulcach - mniejszych…





Lub większych... Ten największy ma przywiązaną line - chyba w celu łatwiejszego wejścia na szczyt.





Są po drodze też jeziorka! Pisałam juz chyba kiedyś, że uwielbiam tereny, gdzie ląd przeplata się z wodą - stąd sympatia do wszelakich bagien, delt, limanów, mierzei - i własnie takich półwyspów usianych jeziorkami i kałużami!



A tak serio to to jest taka prawie wyspa! Niby da rade dojść suchą stopą, ale tylko dlatego, że część kamieni ktoś celowo usypał w groble! Połączenie z lądem ów półwysep ma więc grubości kilkucentymetrowej!







Widać stąd jakąś latarnie morską!



A koło niej czai sie coś jakoby bunkier? Ciężko zrobić lepsze zdjęcie i się przyjrzeć - jest to naprawde fest daleko!



Kolektywne wygrzewanie do słoneczka!



Wieczorem znów odwiedzamy półwysep!





W Parispei za czasów radzieckich równiez była baza. Kurde, tu chyba całe wybrzeże zabetonowali! Acz chyba sporą jej część już wyburzono. Po lesie koło biwakowiska pałętają sie jedynie takie kawałki!



Identyczne jak te, które znajdowaliśmy w dolnośląskiej Zimnej Wodzie - gdzie szukalismy bazy za późno - bo już ją zmielili. Taka sama biała kosteczka...



W Parispei mamy jednak więcej szczęścia - tu jednak cosik jeszcze zostało! Najbardziej znanym fragmentem dawnych urządzeń jest pagórek - pozostałość po wyrzutni rakiet.

Z daleka…



I z bliska…



Obecnie wygląda jak polana betonem górka.. Ale ładne krzaki różyczek rosną na jej szczycie.





Skręcamy w boczną droge idącą wybrzeżem. Tu ostały sie jakieś hangary z dawnej bazy.. Te wyglądają typowo - środku nic nie ma, beton, troche współczesnych smieci..



Kolejne hangary też wygladają klasycznie tzn… z daleka. Z odległości bliższej od razu rzuca się w oczy ich niecodzienna kolorystyka i "zagospodarowanie".





We wnetrzach jednego z nich są palety, jakby do spania i miejsce ogniskowe.



Ściany pokrywają bardzo kolorowe i widac pracowicie wykonane rysunki, świadczące o dość specyficzym stanie świadomości ich twórców. Szkoda, ze trafiamy tu o 10 rano - bo zapewne nocleg w takim miejscu bylby wyjatkowo ciekawy, a kolorowe postacie z obrazków, oświetlone pełgajacym płomieniem ogniska na długo pozostałyby w pamieci. A moze bysmy spotkali stałych bywalców, którzy opowiedzieliby nam cos wiecej o swoim świecie?

























Jaka dbałość o szczególy!



Jest też wycinanka z filcu..



Ktoś miał natchnienie nie tylko plastyczne ale i matematyczne!



Baze dodatkowo spowija zapach jakby jakis olejków? Zupełnie jakby ktoś tu rozlał płyn na komary - ale całe wiadro!

Przybazowe wybrzeże również jest całkiem przyjemne!







Ostatnim miejscem jakie planujemy odwiedzić w tej miejscowości jest opuszczony blok. Samotnie sobie stoi w środku lasu...



Wydaje sie, że nic ciekawego. Blok jest nieduży, ma tylko dwie kondygnacje, dwie klatki schodowe i raczej widać już z wierzchu, że wnętrza będą maksymalnie wypatroszone.







No ale być obok i nie zajrzeć? Z poczuciem, że zapewne zajmie mi to 5 minut, zagłębiam się chłodny mrok jednej z bram.. O jak bardzo się myle! Ponad pół godziny jednak zeszło ostatecznie! ;)

Już na schodach wpadam w pułapke. Tak - w celowo rozstawioną pułapke na mnie, tzn. na takich jak ja - co będą wchodzić po schodach.. Nogi zaplątują mi się w żyłki, do których przywiązane są puszki. Puszki jadą z łoskotem po betonie i w końcu potrącają puste butelki, ktore spadają z parapetu i z odpowiednio wyrazistym dźwiekiem rozbijają sie o podłoge. Plan się powiódł - ofiara sie złapała ;) Z górnego piętra wyskakuje trzech chłopaków. Już mam ambitny plan dać noge z budynku, do wyjścia mam chyba 3 metry, gdy zauważam, że nie wyglądają groźnie, mają całkiem sympatyczne gęby - i w tej chwili chyba bardziej przestraszone niż ja. Są studentami z Tallina tzn. zamierzają nimi być po wakacjach. Póki co głównie zajmują się eksploracją opuszczonych miejsc w okolicach swojego miasta. Głównie interesują ich tajemnice, miejsca niezwykłe, przerażające i owiane dziwnymi legendami. To oni są konstruktorami pułapki, w którą sie złapałam. Cel był taki jak można się domyśleć - hałas na schodach, aby nie zostać zaskoczonym. Na początku podchodzą do mnie bardzo nieufnie. Bo właśnie szukaja tu skarbu. Kują ściany. Tak, mają dokladny namiar gdzie szukać - acz oczywiście mi go nie zdradzają. A tak się zawsze zastanawiałam co zżera ściany w takich miejscach. Zawsze patrzyłam na pokruszony beton czy cegły i zachodziłam w głowe - jak to się rozpadło w drobny mak, skoro dach cały, nie leje się, wiatry nie hulają.. Moi nowi znajomi mają poważne przypuszczenia, że ja tu również przyjechałam po ich skarb. Że też o nim przeczytałam na “TEJ” stronie i dlatego zdecydowałam się na tak długą droge.. W końcu jak ktoś jedzie 1500 km aby wejść do takiego niepozornego budynku musi mieć jakiś cel, prawda? Kurde! Skarby w ścianach zawsze kojarzyły mi sie z zamkami, starymi pałacami czy chociażby dolnoślaskimi domami po wysiedlonych Niemcach! Ale co mógł ukryć radziecki żołnierz w ścianie z wielkiej płyty? A tak serio, to w pewnym sensie sama się wkopałam - w te podejrzenia, że jestem ich konkurencją.. Bo na poczatku rozmowy - o “skarbach ukrytych w ścianach” i ich szukaniu w opuszczonym budynku - byłam pewna, że chodzi o kesza! Mówiłam więc, ze póki co się tym nie zajmuje, ale pare razy przypadkiem takowego znalazłam i nieraz rozważałam czy sie w to nie zacząć bawić. Potem wyszło, że kolesie jednak mają na myśli skarby z wyższej półki, ja próbowałam sprostować, ale juz nie bardzo mi się udało. Proponowali mi nawet, żebym zdradziła swój namiar na skrytke, oni mają narzędzia do wygodnego łupania ścian - zatem ja sie nie zmęcze, skarb znajdziemy - a potem znalezisko podzielimy na 4 równe części :D Kolesie są w ogóle bardzo wkręceni w temat UFO, reptilian, równoległych rzeczywistości, niewidzialnych statków… (no dobra - to ostatnie, zwłaszcza w tym konkretnie rejonie, nosi duże znamiona prawdy ;) ) Opowiadają np. że na tej psychodelicznej bazie nad morzem, 2 lata temu były organizowane koncerty jakiejś muzyki, cos na pograniczu techno i reggae.. I ze jeden z uczestników imprezy został porwany przez ufo, na oczach kilkunastu kumpli. Ciekawe czy porywaczem był ten zielonooki jegomość - uwieczniony później na ściennym malowidle?? ;)



Aby nie pozostać dłużną, podtrzymać rozmowe i nie zmieniać za bardzo tematu (i klimatu) opowiadam im o moich dziwnych objawach przy wczorajszym zwiedzaniu Suurpei. Chłopaki bardzo się podjarali, zwłaszcza, że nie wychodzili jeszcze na szczyty wież. Według ich wersji - tam nadal w ziemi są zakopane “antymagnesy” i one tworzą pole, które na niektórych tak działa jak na mnie. W niektórych miejscach, zwłaszcza przy korzeniach brzóz, można je namierzyć (te “antymagnesy”) w ten sposób, że rzucając na ziemie niewielkie metalowe przedmioty np. spinacze, zszywki, pinezki - “coś” podrzuca je do góry! Przeczytali o tym na tej samej stronce w necie (adresu nie chcieli zdradzić) gdzie opisane było również, że w leśnym bloku w Parispei czai się skarb!

Cóż.. Nie pojechałam do Suurpei sprawdzić czy gwoździe będą latały.. Choć aby wrócić, musimy przez tą miejscowość przejechać… Nie wiem czy bardziej nie wierze w natchnione opowieści tallińskiej młodzieży, czy jednak bardziej się obawiam, że moje dziwne objawy jednak wrócą… ;)

Gdy się żegnam i wychodze, widze, że chłopaki odbudowuja pułapkę, którą im zniszczyłam. Stawiają nowe butelki na parapecie i oddalaja sie na piętro. Nie wiem czy kuja te swoje ściany swoim megasprzętem, ale jeśli tak to muszą to robić bardzo po cichu - nic nie słychać..

A wnętrza bloku, tak jak myślałam, d… nie urywają.. Sa puste.. albo przynajmniej pozornie na takie wyglądają... ;)









A! Napotykamy jeszcze leśne bunkry!









Tu chyba było jakieś ścienne malowidło… ale juz niestety zatarte zupełnie...



Jakby sie tu na spokojnie powłóczył po lasach - to pewnie jeszcze niejedno by znalazł... np. wieża gdzieś jest.. Też taka stara, betonowa, z czasów "bazowych". No ale jakos nie moglismy jej namierzyć.. A czas troche juz gonił... I chęć aby zobaczyć kolejne miejsca!

cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
sprocket73


Dołączył: 14 Lip 2013
Posty: 5516
Wysłany: 2019-10-04, 20:04   

Czytałem na blogu ostatni odcinek. Historia jak z horroru :)
_________________
SPROCKET
http://gorybezgranic.pl/n...-kim-vt1876.htm
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6104
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-04, 21:57   

sprocket73 napisał/a:
Historia jak z horroru


Zwlaszcza poczatek by sie do horroru nadal! Rozwiniecie juz bylo chyba zbyt "lajtowe" ;)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6104
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-10-05, 21:44   

Następny dzień upływa pod hasłem poszukiwania kolejnych cieniutkich półwyspów - acz tym razem z mniejszym powodzeniem. Pierwszy z nich, Kuradi, mamy namierzony za miasteczkiem Kasmu.



Kasmu robi na nas iście nieestońskie wrażenie - kłębi się tu tłum! Normalnie jak jakiś Karpacz czy inna Krynica! Autokary pełne wycieczek, tłuste niemieckie i holenderskie kampery, które gabarytami raczej podchodzą pod tira. Nabity parking, busia trzeba zostawić w rowie, dalej jest szlaban. Za krzaczek nie ma jak iść bo co chwile ma się kogoś na plecach! Ratunku!! Albo to my mamy złe porównanie i przeżywamy szok po kilku dniach spędzonych w ruinach poradzieckich baz? Może to nam sie przesuneła poprzeczka braku tolerancji na tłum?

Wybrzeże jest praktycznie całe zabudowane domami.



Plus jedynie taki, ze im bliżej morza tym ludzki potok się rozpływa gdzieś po bokach. W strone cypelka przedzieramy sie praktycznie już sami…



Miejsce okazuje sie być pełnowartościową wyspą, acz na oko to udałoby sie przebrodzić. Najwyżej kabaka by sie przeniosło aby sie nie pomoczył.. Wiec dojść się da, ale stoją tablice informujące, że w tym terminie nie wolno, bo jakieś ptaki się lęgną czy migrują - już nie pamietam.. Wahamy sie.. Z jednej strony kusi - no i jest polskie przyzwyczajenie, że wszystko jest zabronione - więc sie to równo zlewa, a “wstęp wzbroniony” jest równoznaczny z “tam jest coś ciekawego” i “zapraszamy buby”.. Ale Estonia jest raczej krajem wolności - biwaki, otwarte chatki, niezamurowane ruiny, jeżdzenie do woli po lasach.. Więc może jak raz czegoś nie wolno to warto uszanować? Poza tym tu taki turystyczny rejon.. Jak nam wsadzą mandat w euro to będzie smutno… No i może rzeczywiście byśmy tym ptakom przeszkadali? Poza tym jakie to sensowne, ze nie “zakaz wejścia i koniec” ale wyjaśnienie kiedy i dlaczego. Czyli jednak odpuszczamy.. Rzut oka jedynie z daleka..





Pozostaje nacieszyć sie malowniczymi kamulcami rozmiarów wszelakich..







Krzaki różyczek mają tu ogromne jak drzewa!



Nagle gdzieś między pniami drzew dostrzegamy chatke! Leśna chatka jak się patrzy! Aż dziw, że nie była ujęta w spisie RMK! Idziemy więc obadać sprawe i ocenić właściwości noclegowe owego przybytku!



A tu niespodzianka! Nasza “chatka” tak naprawde okazuje sie być… kibelkiem! :)



Wprawdzie posiada obszerny przedsionek, gdzie trzy osoby mogły by wygodnie spać - ale jednak ostatecznie rezygnujemy z zamiaru tu nocowania.. Mimo, ze byłyby duże plusy np. blisko do kibla ;)



I teraz pytanie - o co tu chodzi?



Że facetom nie wolno sikać na stojaco? Dlaczego? W ramach równouprawnienia - żeby feministek nie denerwować? Czy raczej kwestie higieniczne - bo sprzątaczka sie wkurzyła, że ciągle ściera mokrą deske? Ale wynika, że kobiety mogą załatwiać sie na stojąco, wolno też stawać nogami na desce oraz… spać w przedsionku! ;) Co nie jest zabronione jest dozwolone, no nie? ;)

A przy kiblu jest hustawka! Ten kraj zdecydowanie obfituje w takie nadrzewne bujania! To już trzecia na naszych estonskich ścieżkach! Ta jest wyjatkowo solidna! Nawet toperz odważył sie usiąść (no i sie nie urwało!)









Na koniec jeszcze eksploracja norki pod korzeniami. Malownicze miejsce! Pół godziny się bawimy, że jesteśmy liskami. A toperz jest wilkiem. Liski wyłażą, wilk woła "uuuuu", wiec liski chowają sie w norce. Czynność powtórzyć ;) Jakby ktoś nas poobserwował z boku - to by na bank był pewien, że nam kompletnie odbiło!







A pod te korzenie nie udało sie wejść.. Choć niektórzy próbowali...




Następny cypelek upatrzyliśmy sobie koło Natturi. Nazywa się Alvi, jest cieniutki i się do nas uśmiechał z mapy.



W tym rejonie ciężko jest się przebrać na wybrzeże.. Wszędzie młaki i bagienka.. Pójście na azymut kończy sie po kolana w błotnej mazi. Tam gdzie idzie droga i pasowałoby dojść do nasady półwyspu - jest jakieś daczowe osiedle za szlabanem. Niby da się obejść szlaban, ale zaraz zaczynają nas obwąchiwać jakieś psy giganty. Niby nie są agresywne, merdają ogonami, ale z oczu patrzy im wilkiem. Próbujemy coś zagadać do miejscowych i zapytać, ale na “dzień dobry” po estońsku nie odpowiadają, natychmiast chowają sie w domach, udają, że nie słyszą powoli się oddalając, a jeden nawet rzuca kosiarke i ucieka w panice w las.. Nie chcąc wiec zostać sam na sam z pieskami wielkości sporych cieląt, postanawiamy ominąć osiedle, wbić gdzieś dalej na “plaże” i cofnąć sie brzegiem. Morze jest tu brudne, brzeg błotnisty i mocno zarośniety. Do kąpieli nie zachęca. Cypelka brak.





Sytuacje ratuje jedynie piękne kwaśne mleko, które rozlało się malowniczo po niebie!











Toperzowi i kabakowi marzyła się kąpiel. W Vosu szukamy sklepu, a znajdujemy plaże. ⅔ ekipy więc kwiczy z radości. Woda jest niezbyt głeboka, no ale przecież zawsze można się położyć.. Dla mnie jest za zimno..



Vosu też ma klimat kurortowy. Ale fajny. W odróżnieniu od Kasmu, które było jakieś obrzydliwe.

Tankujemy na lokalnej stacji. Paliwo płynie z cystern. Takich niewkopanych. Już któryś raz widze taki patent w Estonii. A naszą ulubioną stacje “kontenerową” na Pogórzu Przemyskim zamknęli. Bo ponoć niespełniała norm unijnych, bo zbiorniki muszą być wkopane w ziemie. Czyli muszą czy nie muszą?



A! W sklepiku w Vosu kupiłam przepyszny napój alkoholowy! O mocy piwa. Dżin z ziołami! Coś cudownego! W kolejnych miejscach juz nie tylko kwasu, ryb i kawioru szukam ;)






cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2019-10-07, 19:29   

Parispeę też kiedyś odwiedziłem, ale oczywiście nie żadne ruiny, tylko wybrzeże. Ładnie tam. A w pobliskiej wiosce lali cydr prosto z drewnianej beczki :)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group