Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Beskid Żywiecki jako pierwsze odwiedzone pasmo w 19tym roku.

Autor Wiadomość
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-02-10, 23:04   Beskid Żywiecki jako pierwsze odwiedzone pasmo w 19tym roku.

Minęło prawie trzy miesiące, przez które nie byłem w górach. Góry w między czasie zasypało śniegiem, zimy takiej od dawna brakowało, więc jakoś torowanie w metrowych i większych zaspach mnie nie pociągało. Mijały dnie, a śnieg sypał, sypał...no dobra nie cały czas padał, ale całkiem sporo zasypało góry.
Nie ukrywam też, że jakiegoś wielkiego parcia na wyjazd w góry nie miałem. Ale w końcu stwierdziłem, że czas by jednak, gdzieś pojechać.
Tradycyjnie jak to u mnie w zwyczaju, planów były setki. No nie setki, ale o kilku miejscach myślałem. Jednak niektóre odpadły przez niepewność, czy będą przetarte szlaki, inne z racji odległości. Odpadały również miejsca lubiane szczególnie, stanie w korku z, czy do miejsca docelowego, nie jest czymś co lubię. W między czasie prognozy płatały figla. W jeden dzień pokazywały na weekend słońce, by następnego chmury... Raz w sobotę słońca miało być więcej, raz w niedzielę. W piątek przestałem patrzeć na nie. Zapadła decyzja - jadę w sobotę.
Jeszcze tylko pytanie, czy szlak przetarty, wysłane przez fejsa do schroniska i gdy dostałem potwierdzenie, że śnieg ubity, szlak przetarty, to robię ostatnie zakupy i z wieczora wyciągam plecak.
Rano ledwo wstaję, zjadam śniadanie, pakuję się i wsiadam w auto. Jadąc klnę na siebie pomiędzy ziewaniem, po co tak wcześnie się zrywałem, po co w ogóle jadę w góry. Jestem niesamowicie umęczony po tygodniu pracy, zastanawiam się jak ja się wdrapę na górę...
Wreszcie po 1,5 godziny drogi, parkuję auto, przebieram buty, zarzucam plecak i ruszam. Jest rześko, za plecami gdzieś za górami niebo się rumieni...


Spać już mi się nie chcę, jednak sił do wędrówki za dużo nie ma. Pukam się w czoło po co wziąłem statyw, skoro wschodu pewnie nie obejrzę, a na zachód nie planuję zostać u góry. Tylko mi ciąży na plecach... Jednak oglądam się za siebie, bo na niebie takiej palety barw dawno nie widziałem:


Dostałem informację, że szlak jest średnio oznakowany (to ze schroniska), że jest mega nudny (to od Piotrka), że słabo oznakowany; wychodzę na polanę i tu gubię się pierwszy raz.


Idę tymczasem za śladami. Pod lasem odwracam się i postanawiam jednak skorzystać ze statywu.


To Babia Góra.
Robię kilka zdjęć. Słońce jakieś takie rozmyte.


Więc składam statyw, a ono właśnie wychyla się za siodła, więc znowu rozkładam go:


No dobra, ale nie napisałem gdzie się dziś wybieram. Moim celem jest Romanka, jeden z wyższych szczytów Beskidy Żywieckiego, oraz schronisko na hali Rysianka. Miejsce znane, przeze mnie wiele razy odwiedzane. Swego czasu, była to pierwsza myśl, kiedy chciałem jechać w góry. To tu pierwszy raz w góry pojechałem, "wracając w góry", to tu robiłem swoje kawalerskie. Moje ulubione szlaki to żółty z hali Boraczej przez Radykalną Halę, i zielony z Żabnicy skałki (najszybszy). Kilka lat temu, podchodziłem ze Złatnej niebieskim wracając czarnym, czerwonym ze Słowianki robiłem kółko ponad dekadę temu, również w tamtym czasie szlakiem w stronę Trzech Kopców szedłem. Nie szedłem jeszcze od północnej strony, więc tym razem to właśnie tę opcję wybrałem.
Wyruszyłem z Sopotni Wielkiej czarnym szlakiem i to z niego, nieco ponad Sopotnią oglądam wschód słońca.
Tym razem składam i doczepiam statyw do plecaka i ruszam. Jako, że nie widać szlaków, nie idę dalej po śladach, posiłkuje się mapą w telefonie. Muszę kilkanaście metrów przedrzeć się przez las. Tu pierwszy raz noga mi wpada w śnieg, tym razem po kolano. Odnajduje ścieżkę i ruszam w górę. Po chwili doganiam turystę, przez chwilę się będziemy mijać.


Dość szybko wychodzimy z lasu, widoki coraz ładniejsze.


Póki co prognozy się sprawdzają (te poranne). Jest słonecznie, trochę (sporo) chmur na niebie, liczę, że te późniejsze prognozy się jednak nie sprawdzą. Słońce miało być z rana i popołudniem.
Nic to, co ma być, to będzie. Oglądam Babia za mną, z lewej Pilsko.




Mijam kępę drzew i uderza we mnie zimny wiatr. Ech a planowałem zjeść pierwsze kanapki i napić się piwa. Tymczasem zmieniam obiektyw:




Znajduję wykrot, który jednak niewiele osłania od wiatru. Posiłek jaki planowałem zjadam, wypijam szybko piwo, które na takim zimnie smakuje mi średnio (wolałbym grzańca ;) ) i ruszam dalej.
Prognozy niestety zaczynają się spełniać. Od południa nadchodzi wał chmur:


Tu widać jak niewiele błękitu zostało:


Przede mną mam nadzieję, że pierwszy szczyt:


Kotarnica to jeszcze nie jest. Pod samymi drzewami odbijam by zrobić zdjęcie Beskidu Śląskiego, bez drzew w kadrze. Idę po skorupie, gdy nagle noga wpada mi głęboko w śnieg, odzywa się ból... W domu, okazuję, że mam nieźle obdarty piszczel. Ale zdjęcie robię:


Wracam na szlak, znowu z dwa razy się zapadam. Wieje jak diabli, mam szczerze cykora, patrząc na połamane konary drzew:


W ciągu kwadransa zrobiło się ponuro, nieprzyjemnie. Po słońcu już śladu nie ma. Doganiam znowu turystę, który zakłada rakiety. Osiągam pierwszy szczyt, Kotarnice (1160 m. npm).


Tu śnieg jest lekko brejowaty, zaczynam się zapadać, postanawiam założyć stuptupy. Kolejny raz mijają mnie te same osoby. Wygląda to tak. Jeden z nich leci z przodu i później czeka na kolegę, który powoli idzie z tyłu.
Mijam małe siodło i zaczynam podejście. Ślady kluczą, tu zaczynam rozumieć, co oznaczało ostrzeżenie o kiepskim oznaczeniu szlaku, wyprzedzam ostatni raz faceta w rakietach

To za mną.


Gdzieś tu biegnie szlak.

Powoli podchodzę, gdy między drzewami, zza Pilska wyłania się jakaś piramida:

Tak to Tatry!
Jestem ciekaw, czy dalej, jeszcze je obejrzę...
Tymczasem osiągam Majcherkową:


Śniegu jest sporo!
Tu próbuje podejrzeć widok na Śląski Beskid, ale drzewa są za nisko ucięte ;) :


Widać, że ułamane kikuty nie są stare, więc to pewnie sprawka śniegu, bądź wichury.
W końcu jest kawałek przerwy, coś widać, a dokładnie Baranią i Skrzyczne:


Ruszam dalej, są ślady skuterów śnieżnych:


Gdy mijam spróchniały pieniek, wiem, że do głównego celu, a dokładniej do najwyższego punku dzisiejszej wycieczki, mam już naprawdę blisko.


Jest i on, szczyt Romanki, 1366 m. Mój pierwszy tysiecznik w tym roku.


Nawet się nie zastanawiam nad przerwą, tylko od razu ruszam ku schronisku.
Na Romance byłem już czwarty raz, pierwszy zimą. I szczerze, to o wiele ładniej tu jest latem, choć las porastający szczyt jest przerzedzony (to górna granica regla), stoją tu kikuty drzew. Mimo, to trawy, skały i mokradła tworzą na prawdę ładny widok. Zimą...nie ma tego efektu.



Zima i...

...lato.

Ciekawi Was ile jest śniegu?
O tyle:



Wychodzę na Halę Łyśniowską:


Tu dostrzegam jednego z panów, to penie ten, który kilka razy czekał na kompana. Tu jest już w połowie Hali Pawlusiej. Widać już też schronisko na Hali Rysiance. Dość szybko osiągam górną część hali, tu dochodzi czerwony (Główny) Szlak Beskidzki, biegnący z Węgierskiej Górki.
Robię zdjęcie panoramy Beskidu Śląskiego:


Po kolejnej chwili, odwracam się, robiąc zdjęcie Romanki:


Widzę turystów podążających zielonym szlakiem z Żabnicy. Jak wspomniałem, lubię ten szlak. Bo szybko można dojść do schroniska, bo to właśnie na tym szlaku, po latach, wróciłem do chodzenia po górach. Pamiętam, że po nocce nie mogłem się dobudzić, więc ruszyliśmy z kolegą dobrze po 12stej. Po drodze w Węgierskiej zjedliśmy pizze i w końcu po 15tej zostawiliśmy auto i ruszyliśmy. W jeansach, bez czołówek, czy latarek, za to z wiśniówką w listopadowy zmierzchający dzień. Szlak znałem, dwukrotnie nim już szedłem, jednak wtedy od kilku dni padał śnieg, a kolega dopiero po tym wypadzie został zarażony górami. Wtedy po wejściu do lasu zaczęło się pytanie co chwile, czy daleko...i moje odpowiedzi, tak za zakrętem, za tamtym drzewem i tak dalej. W połowie drogi już po ciemku spotkaliśmy chłopaków co schodzili, dzięki czemu połowę drogi mieliśmy już przetorowaną. I mimo braku światła (no dobra przyświecaliśmy sobie telefonem w poszukiwaniu szlaków na drzewach), właśnie na tej hali, tu już dotarliśmy po ciemności całkowitej, minęliśmy skrzyżowanie szlaków. No ale nic dziwnego, jak zapadaliśmy się po pas w śniegu. Oczywiście po chwili się wróciliśmy, potem spotkaliśmy chłopaków, którzy wyszli po dwie pary turystów (szli od rana czerwonym z Węgierskiej; była 18ta).
Dziś ta krzyżówka wyglądała tak:




Teraz zostało upierdliwe podejście do schroniska. Na prawdę, nie lubię tego odcinka. Ech. Czas się obejrzeć za siebie:


W końcu wypełzam na halę...i mam szczęście. Hala Rysianka, to jedno z najbardziej widokowych miejsc. Widać stąd oczywiście Babią i Pilsko, widać Małą Fatrę, oraz Tatry:


Tu widok z rana, z mojego kawalerskiego :


No dobra, jestem głodny czas coś ciepłego zjeść. Więc wchodzę do schroniska. Miałem nadzieję, że jeszcze nie będzie dużej ilości turystów, jednak jest już 11ta (trasa zajęła mi godzinę więcej niż czas mapowy), stołówka jest pełna turystów. Zamawiam kotleta (niestety pierogów z mięsem nie ma), przysiadam na ławce i oglądając mapę czekam na posiłek.
Po pół godzinie tłumy (siedzę obok lady, więc ruch tu spory), trochę mnie męczą, ja odpocząłem, wyschnąłem, wiec ruszam w drogę powrotną. Po wyjściu, okazuję się, że widoczność spadła, Tatry ledwo widoczne, światła w południe nie lubię, więc pierwsze zdjęcie robię...na dole hali pewnej starszej pani, która podąża na mszę w schronisku na Lipowskiej hali.
Zresztą osób wchodzących tym szlakiem jest więcej. Zaczyna być ślisko, jest ostro w dół. Zakładam raczki.


Myślałem, że zejście czarnym do Złatnej jest ostre, ale to jest chyba ostrzejsze.
Oczywiście źle zakładam raczki, więc po chwili muszę je poprawnie założyć. Ale od tego momentu idzie się lepiej.
Na szczęście dość szybko osiągam drogę, ta jest odśnieżona, więc po chwili idąc nią, kapuje się, że szlak tędy nie idzie.


Przy drodze słychać szum strumienia, do niego dopływają kolejne mniejsze strumyki, tworząc fajne obrazki:


Mijam, a raczej my, bo przede mną schodzi dziewczyna, a za mną kolejni turyści, wiatę:


Jednak odśnieżony śnieg tworzy niezłe zaspy, więc mimo chęci napicia się herbaty, idę dalej.
Mijam odbicie szlaku:

Do torowania :) )

Po chwili zostaję z tyłu, bo wykorzystuje zaspy jako statyw:


Mijam pierwszy plac, gdzie stoją auta. Pierwsze domy. Chwilę później słyszę krzyki dzieci. Ale to za rzeką. Po chwili, już wiem skąd taka radość w tych krzykach, to kulig:


Ale nie taki robiony za autem, ale za saniami z koniem:


Na przystanku, zjadam bułki, popijam herbatę i mijam miejsce szczególne:

Zakaz wstępu. Prywatna, prywatny...ech...

Zostaje "parę" kroków do zrobienia i zbliżam się do auta.


Na koniec zostawiam sobie sesję wodospadu w Sopotni. Niestety ale nie udana. Wiem, jaki filtr muszę kupić:




I w ten sposób kończę pierwszą wycieczkę w 2019 roku.

Trasa , jaką przeszedłem to: ok 17km z przewyższeniem prawie tysiąc metrowym (mapa mówi o 957m), w czasie ok 8,5 h. Jak na pierwszy raz po kilku tygodniach zapuszczania brzucha, to nawet nieźle... ;)
Więcej zdjęć w linku .
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2019-02-11, 00:00   

Pragnąłeś ciszy i zadumy w górach? Jeśli nie, to szybciej przeszedłbyś tę trasę, gdybym dołączył i zaczął wywody o wyższości kompaktu nad lustrem. Mam kilka pytań:
1. Jak udało Ci się znaleźć na zdjęciu bez przygarbu o wschodzie słońca? Ustawiłeś długi czas naświetlania, uruchomił migawkę pilotem i uciekł z kadru? :---/
2. Jaka jest różnica między metrową a 5-metrową warstwą śniegu (podobnie przy pływaniu - głębokość 3m i 100m)? Nie znam się, bo zimą to mam żniwa. :v
3. Najładniejsze ostatnie zdjęcie - warto było leźć? sprocket z MF wrócił szczęśliwy i zadowolony - przynajmniej tak napisał. :-/
_________________
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
 
 
sprocket73


Dołączył: 14 Lip 2013
Posty: 5472

Wysłany: 2019-02-11, 01:03   

Fajny wschód i fajne fotki przy wodospadzie - więc statywu nie nosiłeś na darmo.
Niektóre zdjęcia, te robione w gorszych warunkach, przy zachmurzonym niebie, trochę poprzepalane. Wiem, że ciężko zrobić tak, żeby śnieg był biały, a nie szary.
Szkoda, że pogoda siadła.
Więcej optymizmu! Ja się cieszę zawsze jak jadę w góry :)
_________________
SPROCKET
http://gorybezgranic.pl/n...-kim-vt1876.htm
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-02-11, 05:48   

Witku, kiedyś zdjęcia w postprodukcji przyciemniałem, co w połączeniu z kiepskim monitorem powoduje, że nie mogę na dziś patrzeć, są za ciemne, dziś te zdjęcia bardziej rozjaśniam. A postprodukcja zdjęć, to najgorsza rzecz w fotografii :D jak kiedyś będę sławny, to zatrudnię grafików do tego ;) I na komputerze, wyglądają ciut gorzej niż na monitorze, na którym wywołuje obecnie zdjęcia. Ale dzięki za zwrócenie uwagi.

Co do optymizmu...to ciągnie mnie w nowe. Niestety ale na poznanie warunków wybrałem opcję, po ładnej zimie i blisko, więc pewnie stąd takie odczucia. Chyba mniej optymizmu miałem spisując relację, niż będąc na miejscu :)

Sławku. Dziękuje za opinie.
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10830
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2019-02-11, 08:56   

Cytat:
Idę po skorupie, gdy nagle noga wpada mi głęboko w śnieg,

To jest chyba jedna z najbardziej upierdliwych sytuacji w górach, szczególnie jak się zdarza co kilka kroków :rol

Fajnie, że udało Ci się przejść zgodnie z planem.
Jak Ci się podoba podejście od Sopotni?
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2019-02-11, 09:03   

Widzisz teraz Wiktorze, że ma obecność na szlaku wpłynęłaby na Twój optymizm, zwłaszcza ten po powrocie z gór. :v
Niby jest ta granica, ale nadal jakby ten Ślůnsk wyłazi - jak zjeść ciastko i mieć ciastko. Wiem, że chciałbyś wspólnie pospacerować, ale ten problem lustra Ci nie pozwala robić tego, na co masz ochotę, a tylko to co wypada. Niepotrzebnie spalasz się wewnętrznie, podobnie jak górnik będąc kiedyś w Zakopcu (ja w tym czasie też). Nie chciałem być natrętny na szlaku, ale można było chociaż wspólnie wypić piwo na Krupówkach. Prawdziwy problem pojawił się, gdy zamiast na PW napisałem o spotkaniu chyba w SB. Wstąpił w niego diabeł... :dev6
Teraz wiecie, ile frajdy dostarcza mi forum, a nic mnie to nie kosztuje (stąd biorą się poganie).
Rzecz bezcenna wymiatająca komplet 12x Tatratea 0.7l, chyba że spożyty naraz. :ryb
_________________
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
 
 
sokół


Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 12247
Skąd: Bytom
Wysłany: 2019-02-11, 09:49   

Prognozy i tak nie były najlepsZe więc powinieneś być zadowolony. Wschód fajnie wyszedł. Przy okazji.... widzę dużo się na szlaku na romanke zmieniło. Jak pamiętam to szło się cały czas lasem. A tu takie figle.....
Od romanki to już pogoda nie do zdjęć ale i tak walczyles do konca jak widzę. Czy udanie czy nie? Wiesz.... ważne że dupe ruszyles z domu a nie ze niebo przypalone albo śnieg żółty

Filtr do wodospadu? Do twardej wody
Ostatnio zmieniony przez sokół 2019-02-11, 09:49, w całości zmieniany 1 raz  
Profil Facebook
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2019-02-11, 11:02   

Niesamowite jak na przestrzeni gdzies 10 lat zmienila sie ocena pogody w gorach. Pamietam jak kiedys szlo sie w gory to "zla pogoda" oznaczala, ze jest sciana deszczu, czlowiek jest mokry po godzinie, albo nie widac kompletnie nic z racji na mgle czy nisko wiszace chmury. I czlowiek lezie w takim tunelu a gor wokol zero. Teraz gory wokol ladnie widac, nic sie na leb nie leje a ludzie niezadowoleni, ze pogoda nie dopisala... Juz duzo takich relacji czytalam... i jakos z roku na rok jest ich coraz wiecej..

Stad nachodzi mnie refleksja - ile ludzi z tych, ktorych obecnie mija sie na szlakach by poszla w te gory bez mozliwosci robienia zdjec albo z mozliwoscia robienia zdjec jedynie takich na pamiatke do wlasnego albumu, a nie posiadajacych walorow artystycznych... W sensie na ile cieszy nas samo pobycie w lesie, poruszanie sie, wzrok zagapiony gdzies w dal wczasie wschodu/zachodu slonca, biwak, czy spotkani w schroniskach ludzie.. A nie wypasione zdjecia przywiezione z racji na szczegolne warunki pogodowe (spektakularna burza, tęcza, huragan, widocznosc po Himalaje). Nie twierdze, ze ja jestem wolna od manii robienia zdjec - bo jest wrecz przeciwnie, aparatu z łap czesto nie wypuszczam.. ;)


A trasa fajna! (oprocz tej dziury sniegowej ktora zassala ci i pogryzla noge ;) Nie bylam jeszcze nigdy na Romance. Moze sie kiedys wybiore. Tylko jak dobrac termin zeby sniegu nie bylo a ludzie nie zadeptali na szlaku? Latem to chyba bardzo popularna trasa?
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Gór Ski 

Dołączył: 08 Maj 2018
Posty: 484
Skąd: Katowice
Wysłany: 2019-02-11, 12:03   

buba napisał/a:
Niesamowite jak na przestrzeni gdzies 10 lat zmienila sie ocena pogody w gorach


A teraz mamy lepsze drogi prognozy też bardziej się sprawdzają ale ludzi też więcej chadza po górach

buba napisał/a:
Tylko jak dobrac termin zeby sniegu nie bylo a ludzie nie zadeptali na szlaku? Latem to chyba bardzo popularna trasa?


Często jestem w Beskidach w tygodniu wszak z Katowic to od1h do 1,5h jazy autem i będąc na takiej Romance kilkanaście to często nikogo nie spotkałem , a śniegu to sporo ubyło bo ta czerwona tablica to w połowie stycznie była prawie zasypana.
Zresztą w Beskidach poza Rezerwatami i terenami prywatnymi można chodzić gdzie się chce
 
 
telefon 110 


Dołączył: 20 Wrz 2014
Posty: 2046
Wysłany: 2019-02-11, 12:30   

buba napisał/a:

A trasa fajna! (oprocz tej dziury sniegowej ktora zassala ci i pogryzla noge ;) Nie bylam jeszcze nigdy na Romance. Moze sie kiedys wybiore. Tylko jak dobrac termin zeby sniegu nie bylo a ludzie nie zadeptali na szlaku? Latem to chyba bardzo popularna trasa?



Snieg bywa fajny.
Tylko trzeba być należycie przygotowanym.

Jak byłem ostatni raz na szczycie Romanki doszedł turysta z Sopotni. Przy mnie zdział adidasy , zmienił skarpetki na suche, założył buty z powrotem.


Powiedział że przewidywał trudne warunki śnieżne przed wyjściem na trasę. :|
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-02-11, 12:48   

Piotrek napisał/a:
Jak Ci się podoba podejście od Sopotni?

Ok. Pewnie kiedyś było więcej drzew, ale dziś to dość widokowa trasa.
sokół napisał/a:
widzę dużo się na szlaku na romanke zmieniło. Jak pamiętam to szło się cały czas lasem. A tu takie figle.....

Zresztą sokół to potwierdza.
sokół napisał/a:
Czy udanie czy nie? Wiesz.... ważne że dupe ruszyles z domu a nie ze niebo przypalone albo śnieg żółty
buba napisał/a:
Niesamowite jak na przestrzeni gdzies 10 lat zmienila sie ocena pogody w gorach.

W szoku jestem jak została odebrana moja relacja. Aż tak narzekałem? A tyle co Pudelka porównywałem do smerfa marudy... ;)

To sprostowanie, nie było źle. Ale po poranku miałem,miałem nadzieję, że będą jakieś kawałki niebieskiego nieba. Może przez, to, że lubię robić zdjęcia i ta pogoda potem sprawia mi mniej frajdy w robieniu zdjęć? Ja nie oczekuję bezchmurnego nieba, ale sporo już miałem podobnych wycieczek, jakby była taka pogoda jak rano, to bym był bardziej zadowolony, choć powtarzam. Jestem z niej zadowolony.

Gór Ski napisał/a:
będąc na takiej Romance kilkanaście to często nikogo nie spotkałem

Też te kilka pobytów na niej i nie pamiętam abym kogoś spotkał.
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2019-02-11, 13:12   

buba napisał/a:
Stad nachodzi mnie refleksja - ile ludzi z tych, ktorych obecnie mija sie na szlakach by poszla w te gory bez mozliwosci robienia zdjec albo z mozliwoscia robienia zdjec jedynie takich na pamiatke do wlasnego albumu, a nie posiadajacych walorow artystycznych... W sensie na ile cieszy nas samo pobycie w lesie, poruszanie sie, wzrok zagapiony gdzies w dal wczasie wschodu/zachodu slonca, biwak, czy spotkani w schroniskach ludzie..

Ciekawa refleksja.
Ja się kiedyś zastanawiałem jak odzyskać taką radość z wycieczek w góry, jak dawniej.
Kiedyś, góry, to była biała plama. Nie znałem wielu pasm, widoków, większość była dla mnie nowa. Dziś jadąc w Beskid Śląski, Żywiecki, te widoki są mi znane. Poza tym ja jadę na jeden dzień. Może wyjazd w tereny mi nieznane, na kilka dni, znów spowodowałby u mnie dreszcz emocji. Ale jednodniowe wycieczki? Owszem jak miałem jechać w Sudety, w Niski, to emocje mam. Ale nie w dobrze znane Beskidy, jak je kiedyś nazywałem.

Co do pogody. Ja chyba od dzieciństwa nie zmokłem w górach, no dobra kojarzę dwa wypady w Tatry. Ale nigdy jakoś mnie nie ciągnęło do łażenia w deszczu po górach.

Buba, zwracam uwagę, że ja nie jestem takim turystom jak Wy, wędrujący wiele dni po górach. Bardzo chcę taką turystykę uprawiać...ale jeszcze jakiś czas.
Ja jestem klapkowicz, który raz na jakiś czas jedzie na jeden dzień w góry, czasem na dwa dni.
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14275
Wysłany: 2019-02-11, 13:13   

Co Wam tak inni na szlakach przeszkadzają ? :)

Proponuję szlak z Żywca. Ponoć 7 godzin na szczyt.
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10830
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2019-02-11, 13:22   

buba napisał/a:
Stad nachodzi mnie refleksja - ile ludzi z tych, ktorych obecnie mija sie na szlakach by poszla w te gory bez mozliwosci robienia zdjec ...

To jest akurat bardzo ciekawa sprawa, nad którą tez się czasem zastanawiam, choć bardziej w stosunku do samego siebie.
Czy gdybym nie wziął aparatu/zapomniał, to miałbym tą samą frajdę? A może szedłbym byle przejść, bo i tak zdjęć/pamiątek nie będzie.
Kiedyś owszem, robienie zdjęć (w moim przypadku) było rzeczą drugo-trzeciorzędną, bo kliszy mało, aparat kiepski, więc zdjęcia sporadyczne albo w ogóle. A teraz przy cyfrówkach w zasadzie bez ograniczeń.

I wniosek mam taki, że gdybym zapomniał aparatu na trasę której nie znam, idę pierwszy raz to oczywiście bym się wkurzył ale samą wycieczką delektował do granic. Natomiast na szlaki często uczęszczane, które na pamięć znam, byłby poirytowany faktem, że może nie będę miał jakiegoś nowego ujęcia tego samego miejsca :D Albo faktem, że nie mam możliwości znalezienia jakiegoś nowego, ciekawego ujęcia z tej samej trasy. Natomiast samo przejście 10 raz tej same trasy bez aparatu było by mdłe.
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2019-02-11, 16:32   

buba napisał/a:
W sensie na ile cieszy nas samo pobycie w lesie, poruszanie sie, wzrok zagapiony gdzies w dal wczasie wschodu/zachodu slonca, biwak, czy spotkani w schroniskach ludzie..

sama sobie zaprzeczasz - przecież wschód/zachód słońca (o ile jest widoczny) oznacza dobrą pogodę :D

Już o tym pisałem, ale zupełnie nieco inaczej patrzy się na góry będąc tam często a inaczej, gdy jedziemy raz na jakiś czas. Taka Neska to jest w nich co tydzień, więc nawet jak nie będzie widzieć nic, to sobie odbije w następny weekend :P A jak ktoś wybiera się raz na kilka miesięcy i trafi mu się mgła albo kompletny brak słońca to raczej zachwycony nie będzie.

Piotrek napisał/a:
Czy gdybym nie wziął aparatu/zapomniał, to miałbym tą samą frajdę?

ja wiem, że nie. I nie tylko w górach, ale np. na wakacjach. Robienie zdjęć to dla mnie taka sama ważna część wyprawy, jak np. picie miejscowego piwa ;) No chyba że nie biorę aparatu specjalnie, co rzadko, ale czasem się zgadza.

PS>Buba, czy miałabyś tak samo udany wyjazd na Polesie czy Gruzję, gdyby okazało się, że aparat zostawiłaś w domu? Albo że przez cały tydzień w podlaskim piździ jak w kieleckim? :lol
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group