Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

"Kto nie ryzykuje szampana nie pije" czyli Pribałtika 2018

Autor Wiadomość
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-07-10, 20:48   

sokół napisał/a:
Kota we wiadrze pływającego po jeziorze jeszcze nie widziałem mogłaś jednak chwilkę poczekać może byłoby fajnie najwyżej Toperz by wlazł do wody trzeci raz.


Rozwazalam nawet przez chwile tą ewentualnosc... Ale wiaderko bylo stanowczo za male! 2/3 kota by wystawalo, wiec raczej plywanie byloby dosc krotkie i traumatyczne ;)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-07-10, 20:49   

Przy zachowaniu odpowiedniej czujnosci udaje sie nam nie przegapic wjazdu do Estonii.



Pierwsze wrazenie to jeszcze wieksza przestrzen i spokoj niz na Łotwie. Wioski o drewnianym domkach utopione w zielonosci, nadmorskie osrodki domkow kempingowych w sosnowych lasach, tez jakies takie puste i przestronne. Lasy, lasy, pola czasami. Często sie zatrzymujemy przy drodze, na jakies zdjecie czy siku (efekty wypicia na plaży 2 litrow kwasu sa dotkliwe). I nikt nie trąbi, nikt nie wjezdza nam w zadek. Jakies takie poczucie oprężenia i odpoczynku. Moj ulubiony zapach igliwia wygrzanego słoncem lasu, wiatr szumiący w czubkach sosen i szybko płynące po niebie obłoki na tle błękitu. Czasem jest sie gdzies pare chwil a czuc jakas dobrą energie wyłażącą z kazdego zakątka. Tak… Estonia urzekła nas od pierwszego wejrzenia.

Dominującymi wszedzie kolorami jest niebieski, zielony, czarny i biały. Inne wystepuja niezmiernie rzadko. Ciekawie wyglada na tym tle ich flaga, z ktorej tylko zielen zabrali (moze to wersja zimowa?)

Mijamy zarośniety drewniany dworek. Wyglada na opuszczony. Gdy podchodze jednak blizej nie mam pewnosci. Niby schodki zawalone ale okienko… Okienko mi jakos wyglada podejrzanie.. Nie wchodze do srodka. Nie sprawdzilam jeszcze w rozmówkach jak jest “dzien dobry”. Jak wleze na kogos to bedzie glupio. Co powiem? “Yyyyyyy??”





Malutka cerkiewka gdzies po drodze.



Nie chce sie nam dzis jechac gdzies daleko. W koncu mamy wakacje. Pospiech zawsze to zło, a w wakacje w szczegolnosci. Zajezdzamy na jedno pierwszych od tej strony biwakowisk RMK. Połozone jest wsrod sosen i piachu wydm. Jest tu zakaz palenia ognisk, ale taki zakaz potrafie łyknąć i co najwazniejsze - grzecznie przestrzegac. Sa pobudowane metalowe kominki - i ogien nalezy palic tylko tam.









Kazdy kominek ma ruchomy ruszt, zachęcający do gotowania i pieczenia na ognisku.





Gdzieniegdzie w lesie czają sie tez wiaty.



Jest hydrant z wodą. Nie omieszkam wiec zrobic prania.







Jest kibelek, ktory jest jakims dziwnym mixem wychodka i tojtoja.







Wyglada jak klasyczna, wiejska, drewniana slawojka, ale jak zajrzec do dziury to wyglada nie jak szambo ale jakis zamkniety zbiornik. Ale bardzo głeboki wiec nie ma problemow jak w tojkach, ze grubsza potrzeba moze oznaczac ochlapanie całych pleców…

Do plazy mamy 5 metrow ;)





Morze jest tu płytkie i ciepłe jak zupa. Tak… Bałtyk mówili, zimne północne kraje, mówili… Wgłab morza mozna iść chyba z kilometr i woda jest w porywach do kupra. Zeby sie wykąpac trzeba sie polozyc na dnie. Toperz sie śmieje, zebym skoczyła do Finlandii po pocztowki. (mniej wiecej w srodku zdjecia widac bube stojącą w wodzie po kolana)



Dno jest całe pomarszczone, uformowane sa z piasku karbowane falki. Sa twarde jak diabli, łażąc dłużej mozna sobie odbic stopy, jakby chodzic po tarce z betonu!






O plazy mozna zdecydowanie powiedziec, ze nie jest monotonna. Wala sie sporo kamulców wielkosci wszelakiej.





Sa rozlewiska, półwyspy, zatoczki, malenkie wysepki.













Sa tez jeziorka, rozlewiska albo ślady po takowych, ktore juz wyschły.









Rozlewiska sa zarastane przez rozniste glony albo inne podobne żyjątka o barwie czarnej, zielonej lub rdzawej.







Sporo jest tez glonow czerwonych. Wtedy nawet woda nabiera czerwonego koloru. I w tych miejscach woda jest wręcz gorąca, jak z ciepłego źródła. Malownicze to jest bardzo, ale tez jakies nieziemskie wiec stamtad spierniczam i kolejne czerwone jeziorka staram sie omijać.







Wiele miejsc wyglada jak siatka maskująca! :D











Siatka maskująca na moment pierwszych opadów sniegu ;)



Co ciekawe muszelek i bursztynow brak. Do podziwiania sa za to inne rzeczy wyrzucone na brzeg.







Piaskowe desenie...











Odcisk czegos… jakiegos liscia?





To sie ruszało. Jakby oddychało albo pulsowało? Albo mi sie w oczach juz mieliło od tego patrzenia w fale pląsające na tle karbowanej tarki?



A w tym bylo cos naprawde przerażającego! Jakby zatopiona w piasku mumia, probujaca sie wydostac. A patrzac inaczej moze nora jakiegos pająka?



Takie trzy stopki tu byly!



Wieczor mija nam na napawaniu sie biwakowaniem i błogim lenistwie.













Wracamy jeszcze na plaze na zachod slonca. Jest dziwny. Słonce jakos rozlewa sie po niebie. Jego ksztalt jest jakis pląsający. Wyglada troche jak klepsydra. Chwile pozniej jak hantla. A moze tu sa dwa takowe? Kurde, mozna sobie wrozyc ze słonca jak z wosku na Andrzejki! :)











Porankiem ide do kibelka. I chyba trace okazje na interes zycia. Mijają mnie Holendrzy w kamperze przerobionym chyba z ziła albo innej brzuchatej, starej ciezarowki. Pytaja czy tu mozna biwakowac i komu trzeba zapłacic. No i powiedzialam prawde… Zamiast wołac za nimi “Mnie! Mnie sie placi! 100 euro!”. Holendrzy podziekowali, ale w bezpłatnosc biwaku nie uwierzyli. Albo uznali, ze nie zrozumialam o co pytali? Pojechali dalej i za chwile znowu o cos rozpytywali przy rozlozonych przy plazy namiotach….

cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2018-07-11, 07:20   

Właśnie sobie przypomniałem, że w Parnawie też było płytko. Ale już nie tak ciepło, może to z powodu sierpnia i ogólnie niższych temperatur? Czerwone jeziorka na plażach widziałem też na Łotwie, ale nie pamiętam czy miałem odwagę do nich wchodzić i sprawdzać ciepłość :P
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-07-11, 16:46   

Pudelek napisał/a:
Właśnie sobie przypomniałem, że w Parnawie też było płytko. Ale już nie tak ciepło, może to z powodu sierpnia i ogólnie niższych temperatur?


Takie jak zupa to morze bylo tylko tu. W innych miejscach bylo juz raczej chlodne, mimo ze plytkie to bylo wszedzie

Pudelek napisał/a:
Czerwone jeziorka na plażach widziałem też na Łotwie, ale nie pamiętam czy miałem odwagę do nich wchodzić i sprawdzać ciepłość :P


Poczatkowo myslalam ze one moze tak sie nagrzaly od slonca ale chyba cos bylo na rzeczy z tymi glonami bo jeziorka z glonami np. zielonymi nie mialy takich dziwnych temperatur
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-07-13, 20:43   

W Haademeeste mijamy kosciolek. Wykonany z podobnego budulca jak cerkiew z łotewskiej Ainasi - tez taki ceglano-kamienny. W srodku siedzi babeczka sprzedajaca pocztowki ale chowa sie na moj widok. Troche dziwne zachowanie…







Typowe dla okolicy zabudowania.



Na obrzezach Lihuli toperz mowi, ze chyba mamy problem.. Zjezdza na pobocze i jest grozba , ze dalej nie pojedziemy. Juz chwile wczesniej jakos dziwnie trzęsło ale zrzucilismy to na karb nierownej drogi. Wyglada na to, ze szlag trafil skrzynie biegow. Po chwili okazuje sie, ze jedynka i dwojka w miare działają. W takiej sytuacji wracamy do miasteczka, ktore wlasnie ominelismy. Rozważania “ciekawe kiedy poplynie prom na Saareme” schodzą na dalszy plan. W tej chwili bardziej nas interesuje “czy tu jest mechanik i czy sie z nim dogadamy”. Miasteczko jest nieduze, sporo drewnianych domów stoi rowniez przy glownych ulicach.







Przy wielkich rurach w stanie poćwiartowania pytamy o mechanika. Niestety to nie tu. Kawalek dalej faktycznie jest zaklad mechaniczny. Tzn warsztaty sa ukryte gdzies dalej, a klient ma do czynienia glownie z umalowaną pania na recepcjo-sekretariacie. Mechanik, ktory do nas wychodzi jest bardzo mily. Chyba z pol godziny rozmawiają z toperzem. Ale niewiele z tego wynika. Na samochod nawet nie chce popatrzec. Ponoc jest tak zawalony robotą, ze moze nas wcisnąc za 3 tygodnie. Teraz musi skonczyc robote i jedzie z dziewczyną na łikend. Bo w łikendy sie wyjezdza a nie pracuje. To akurat w pelni potrafie zrozumiec. Skadinad ciekawe, czemu samochody na wyjazdach ZAWSZE muszą sie zepsuc w wolne dni albo swieta? Jednak czekac do poniedzialku tez nie ma sensu - nie są tu po prostu zainteresowani. Nie jest to tez kwestia ceny. Raczej podejscie “hmmm.. Co by tu zrobic, zeby sie ich skutecznie pozbyc”. Mechanik poleca nam wrocic do Parnu, bo chyba tam bedzie najblizszy zaklad mechaniczny. Poza tym tam ma kumpla. Moze do niego zadzwonic to tamten w poniedzialek moze łaskawie rzucic okiem na samochod (jak cos ekstra zaplacimy) ale czy podejmie sie naprawy w skonczonym czasie to tez nie wiadomo. Tam tez pewnie mają kupe nagranej wczesniej roboty. No coz… Chyba nie mamy wyjscia. Bierzemy numer telefonu do goscia z Parnu, drugi numer do firmy holującej i mamy plan zabunkrowac sie gdzies na łikend nad morzem, na jakis dzikich plazach. O ile busio tam dojedzie..

Robimy jeszcze rundke po miescie - a nuz jest jeszcze inny mechanik w Lihuli? Jest. Calkiem niedaleko. Zaklad na pierwszy rzut oka duzo sympatyczniejszy. Wyglada jak warsztat a nie jakies przeszklone biura… Widac hale, podnosniki, kupe żelastwa.



Jak widac nie tylko auta tu naprawiają ;)



No i zapach jak nalezy - metalu, smaru, benzyny.. Mechanik ma miła gębe, ale w ząb nie mozna sie z nim porozumiec, gada wyłącznie po estońsku. Niby ludzie mówia “po co znajomosc języka w podrozy, mozna dogadac sie na migi”. No jasne - pokazujemy, ze chodzi o auto. Mechanik kiwa głową. Wiadomo chyba, ze nie przyszlismy z ochwaconą krową.. Na szczescie jeden z klientow pomaga robic za tłumacza. Nie idzie mu to tez najlepiej, ale do drobnego porozumienia wystarczy. Młody chłopaczek jest bardzo przejęty swoją rolą. Przyjechal wlasnie wymienic opony na letnie (w polowie czerwca!!!!!). Nie wiem czy chłopaczek jest nieogarniety, czy to moze raczej swiadczy o długosci zimy w tych okolicach ;)

Mechanik obiecuje obejrzec busia jak skonczy z autem wlasnie stojącym na podnosniku. Czekamy. Kabak biega od mostku na rowie do pokrywy studzienki, na ktorą gdy sie wskoczy to ona robi “dzyń”.



Ide tez na krotki spacer po okolicy. Zaraz obok sa ruiny sporego koscioła. Wykonany jest z wielkich kamieni i cegieł - tak samo jak cerkiew z Ainasi i kosciol z nieśmiałą babka z Haademeeste.







W cieniu ruin jest tez knajpa, gdzie miejscowi popijają popoludniowe browary.



W koncu przychodzi czas na busia, ktory wjezdza na warsztat… Jako ze nasz poprzedni tłumacz gdzies przepadł (najprawdopodobniej pojechal w swoja strone) podają nam telefon z jakims gosciem, ktory tłumaczy. Mamy spore podejrzenia czy to przypadkiem nie jest ten poprzedni mechanik, u ktorego juz bylismy ;) Naprawą skrzyn sie tu nie zajmują. Nowych skrzyn na wymiane nie mają i nie mają pomysłu skad wziać w tej niewielkiej miescinie. Postanawiają busiowi dolac oleju do skrzyni, licząc ze moze spowoduje to jakies pozytywne efekty. Nie wiem czemu ale ani w busiu ani w skodusi nie ma wskaznika poziomu oleju w skrzyni. Nie ma tez w miare dogodnego sposobu na sprawdzenie tego, zajrzenie czy samodzielne dolanie. Zadnej czerwonej lampki, żadnego bagnecika… Nie wiem czy w innych autach tez to jest taki niedorobiony element?

W scianach mają tu solidne piece.



W warsztacie mają podnosnik ale tylko dla aut osobowych. Busio jest nieco za tłusty na jego gabaryty i mozliwosci. W koncu przy wspomaganiu sie beleczką i lewarkiem (takim jak do wymiany kół) udaje sie podniesc przod busia i zawiesic go w powietrzu. Stan ten jest zdecydowanie nietrwały ;) Mechanik włazi pod busia z miną jakby sie własnie żegnal z zyciem. Przed oczy cisną mi sie kadry z pewnego, internetowego filmiku, gdzie podniesiona kabina tira spada na grzebiącego w silniku kierowce, a podrózujący z nim na stopa wędrowiec zostaje w nieco “niekomfortowej” sytuacji..Bo zostaje w srodku tajgi z trupem, plecakiem ukrytym w szoferce i dylematem “spierdalac czy tłumaczyc sie policji”. Probuje wszelkimi siłami odpędzic od siebie te obrazy z filmu, ale jakos wracają jak bumerang… Skadinad ciekawe, ze teraz wiekszosc zakladow ubrało sie w te podnosniki (w Oławie jest to samo) zamiast mieć kanał. Zwykły kanał. Albo wykopana dziura w podłodze, albo betonowe czy metalowe “górki”, na ktore mozna wjechac. Nie wiem. Widac niemodne, za mało nowoczesne, albo unijnych norm nie spełniają???

Okazalo sie, ze oleju zostało pół szklanki… Mechanik znika gdzies na pół godziny i wraca z dwoma butlami, ktorymi poi busia az do dna. Potem robi busiem rundke po miescie, co bardzo niepokoi kabaka. Malenstwo jest bardzo przestraszone gdy auto znika za zakrętem: “Busio jedzie, busio tam, busio nie ma!!!!” Mechanik wraca z miną nietęgą” “Karobka kaput!” Brzmi to bardzo zle… Chwile pozniej przyprowadza jakiegos goscia, zeby nam opisal sytuacje dokladniej. Na tym etapie okazuje sie, ze nie jest az tak bardzo zle. Czwórke szlag trafil i w ogole nie wchodzi. Trzeba ją omijac. Piątka zgrzyta przy prędkosciach powyzej 70-80 km/h. Inne biegi działają. Poki co… Olej jest dolany, wiec powinno byc lepiej. Na ile? Tego nie tylko estoński mechanik ale zapewne i sam Pan Bóg nie wie. Moze objedziemy Estonie i wrocimy do domu, a moze nie uda sie dotrzec do rogatek miasta. Co robic? Jechac do Parnu i szukac skrzyni? Czy kontynuowac wycieczke w strone wysp? W Parnu zmarnujemy kupe czasu, nawet jak sie uda znalezc skrzynie i ją wymienic to pewnie trzeba bedzie akurat zaczac wracac do domu. I gdzie bedziemy spac w czasie naprawy? Jestesmy durni jak but - namiot zostawilismy w domu. No i nikt nie da nam gwarancji, ze “nowa” skrzynia bedzie lepsza. Nowe skrzynie tez sa uzywane. Ale jak sie okaze, ze jestesmy na srodku drugiej wyspy i działa tylko wsteczny? A wokol tylko lasy i bagna? Czy na wstecznym uda sie dojechac gdziekolwiek? A jak i wstecznego nie bedzie?

Kumpel mechanika rozklada rece. “Kto nie ryzykuje szampana nie pije”. On by jechal dalej. "Działa, jedzie? Nie ruszac! Lepsze jest wrogiem dobrego. Po kiego diabła wam do szczescia czwórka? Ale wybór nalezy do was."

Poki co zrobil sie wieczor. Ruszamy wiec w strone plaż biwakowych koło Matsu. Przemykamy przez malenkie, utopione w zieleni wioski, ktorych w wiekszosci moja mapa nie wykazuje. Co chwile jakies skrzyzowanie. Kierujemy sie sloncem. Buś jedzie. Czasem zawyje na trojce, czasem zaświszcze na piątce. Ale grzecznie jedzie w dal...

We wioskach sa glownie drewniane domy, czasem trafi sie jakis stary blok z białej cegiełki.





Jest nawet wrak samolotu na lokalnym placu zabaw. Kabak kwiczy do hustawek, ja do samolotu.



Ale noc za pasem. Jeszcze sie nie nauczylismy, ze tu to slowo oznacza co innego niz u nas i pospiech zdążenia przed zmrokiem nie jest wcale taki wskazany.

Docieramy do nadbrzeznych wiat. Kolejne cudne miejsce!















Jest kibel strzezony przez niedzwiedzia. Ciekawe czy tu mają prawdziwe?





Wieczorem kabak domaga sie nocnika. Ale nie chce siadac tam gdzie toperz go postawil. Nocnik ma byc w sloncu i z widokiem na morze! :)

Wczesnym porankiem widzielismy ekipe, ktora myła kibel, zbierała smieci po biwakowisku. Zabrali rowniez nasz worek ze smieciami przywiązany pod okapem wiaty. Oprózniali smietniki i uzupelniali porąbane drewno na ognisko. Jak widac sa inne metody zapewniania czystosci w lasach jak usuwanie/zamykanie w klatkach smietnikow czy ciagle narzekanie na brak kultury w narodzie.

Dobrze, ze w nocy nie bylo jakiejs wichury ;) Dopiero dzis zauwazam, ze stanelismy sobie pod najwieksza iloscia zeschłych konarów chyba w promieniu 100 km ;)



Rano morza nie ma. Tzn. mamy podejrzenia, ze wciaz jest niedaleko bo wszedzie roznosi sie intensywny zapach ryby. Mozna isc tylko na węch. Bo wszystko spowija gęsta mgła.. Plaża w takich okolicznosciach ma kupe uroku!











No to dzis kierunek Virtsu, kierunek prom!

cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2018-07-13, 21:35   

Znam takie ujęcia:


To jest uśmiechnijcie się do zdjęcia. Dorosły posłusznie się uśmiecha, a dzieci...robią swoje. Moja się wygina, oczywiście to jest robienie ładnej miny.

Pocieszę Cię. Tak zwany dół silnika mamy ten sam. To znaczy ten sam model. Tylko ja mam inny osprzęt. U Was silnik czy inne rzeczy dają znać, że trzeba to naprawić. U mnie...wyskakuje check i potem jest telefon. I laweta. Na razie jeden raz...
Więc zaczynam myśleć o nowym aucie.

Co do mgły...też miałem właśnie parę lat z tymi znajomymi takie doświadczenie:


Było ciepło, tylko nic nie widać...
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2018-07-14, 08:47   

Cytat:
Jak widac sa inne metody zapewniania czystosci w lasach jak usuwanie/zamykanie w klatkach smietnikow

zamykane śmietniki to dobry patent na zwierzęta, które się do nich dobierają. Może w Estonii nie mają takiego problemu??
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-07-14, 10:20   

laynn napisał/a:
U mnie...wyskakuje check


U nas check pali sie na stale bo jest wsadzona inna pompa przez poprzedniego wlasciciela ;)

laynn napisał/a:

Co do mgły...też miałem właśnie parę lat z tymi znajomymi takie doświadczenie:


Acz mgle w gorach, nad jeziorem czy w miescie widzialam nie raz. Ale mgla nadmorska jakos zrobila na mnie wrazenie - slyszysz szum morza, wali rybą a nic nie widac! :D

Pudelek napisał/a:
zamykane śmietniki to dobry patent na zwierzęta, które się do nich dobierają. Może w Estonii nie mają takiego problemu??


Zalezy co rozumiec przez "zamykane". To wystarczy chyba porzadna klapa na smietniku? Czlowiek podniesie a szczur czy kot raczej nie.. W Estonii klapy tez sa. Nie widzialam jedynie klatek zamykanych na klucz wewnatrz ktorych sa kontenery. A u nas to sie szerzy jak zaraza...
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2018-07-14, 11:59   

Aaa, o to chodzi. To jest w ogóle ciekawe zagadnienie. Kiedyś zamykano kontenery, aby tam inni ludzie nie wrzucali swoich śmieci. Ja to rozumiem, bo zanim wprowadzono obowiązkowe opłaty za wywóz to była masa cwaniaczków, którzy nie płacili ani grosza, a obdarowywali nimi sąsiadów i las. Teraz z kolei kontenery są zamykane, aby... ludzie nie wybierali śmieci! :lol No bo przyjdzie taki bezdomny czy biedny, wybierze puszki i firma z odbioru mniej zarobi. Albo mieszkańcom podwyższy się opłatę, bo jak nie wytworzyli ileś śmieci to znaczy, że oszukują i wyrzucają je na lewo. Bo jak wiadomo, każdy musi wytworzyć śmieci danej ilości, inaczej jest nienormalny i złodziej ;)

Próbowałem tą drugą wersję ogarnąć i nie potrafię do tej pory takiego rozumienia :D Skoro jest mniej śmieci, to mniej do wywożenia, więc co najwyżej problem ma firma, która je przerabia, ale to raczej problem wydumany, bo i tak w Polsce jest nadprodukcja śmieci!

Co do nadmorskie mgły to miałem tak kiedyś w Szwecji - dodatkowo trzeba było uważać, aby nie spaść z urwiska ;)
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2018-07-14, 12:00, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-07-14, 21:21   

Pudelek napisał/a:
Ja to rozumiem, bo zanim wprowadzono obowiązkowe opłaty za wywóz to była masa cwaniaczków, którzy nie płacili ani grosza, a obdarowywali nimi sąsiadów i las.


Wedlug mnie to kazdy powinien placic za smieci identyczny ryczałt niezaleznie ile smieci wyrzuca (bo prawda jest taka ze kazdy smieci produkuje) , a w kazdym osiedlu czy wsi byc otwarty publiczny kontener na smieci. To by sie skonczyly opony, telewizory i inne smieci wywozone do lasow, bunkrow, ruin. Bo komu by sie chcialo jechac 10 km w las ze smieciami jakby mogl je legalnie wrzucic do kubla obok domu (swojego albo jakiegokolwiek innego)? Po lasach by zostaly tylko smieci po imprezach czy wyrzucona puszka z okna auta - ale to jest chyba 1% syfu w lasach. No ale latwe rozwiazania widac sa nie w modzie i poki sie bedzie placic od ilosci wyrzucanych smieci to lasy beda zasyfione.

A druga sprawa taka ze czesto wracajac z biwaku mamy wor cieknących smieci i musimy go nielegalnie "podrzucac" do kubłow na cmentarzach, pod sklep, na przystanek autobusowy itp. I kilka razy juz doszlo do awantur czy nawet grozenia policja. A jakie jest legalne rozwiazanie? Wozic 2 tygodnie smieci w aucie i wrzucic do kubła pod swoim domem? Juz nie wspomne o wycieczce z plecakiem czy na rowerze... A pewnie wiele ludzi w naszej sytuacji jebnie w las i tyle... Publiczny smietnik w kazdej wsi rozwiazalby problem. W Pribałtice czy w jakis innych krajach na wschodzie nigdzie tego problemu nie mielismy bo kubły sa...

Pudelek napisał/a:
Co do nadmorskie mgły to miałem tak kiedyś w Szwecji - dodatkowo trzeba było uważać, aby nie spaść z urwiska ;)


ciekawe czy owce spadaja? ;)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2018-07-14, 21:22, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2018-07-15, 01:43   

buba napisał/a:
Wedlug mnie to kazdy powinien placic za smieci identyczny ryczałt niezaleznie ile smieci wyrzuca (bo prawda jest taka ze kazdy smieci produkuje) , a w kazdym osiedlu czy wsi byc otwarty publiczny kontener na smieci. To by sie skonczyly opony, telewizory i inne smieci wywozone do lasow, bunkrow, ruin. Bo komu by sie chcialo jechac 10 km w las ze smieciami jakby mogl je legalnie wrzucic do kubla obok domu (swojego albo jakiegokolwiek innego)? Po lasach by zostaly tylko smieci po imprezach czy wyrzucona puszka z okna auta - ale to jest chyba 1% syfu w lasach. No ale latwe rozwiazania widac sa nie w modzie i poki sie bedzie placic od ilosci wyrzucanych smieci to lasy beda zasyfione.


też tak uważam. I taka niby miała być reforma według pierwotnych planów, a skończyło się jak zwykle: jak masz za dużo śmieci, to nie odbiorą i ląduje to w lesie...

Cytat:
druga sprawa taka ze czesto wracajac z biwaku mamy wor cieknących smieci i musimy go nielegalnie "podrzucac" do kubłow na cmentarzach, pod sklep, na przystanek autobusowy itp. I kilka razy juz doszlo do awantur czy nawet grozenia policja. A jakie jest legalne rozwiazanie?

jeżeli jest to miejsce publiczne - przy chodnikach, drogach itp.) to jak najbardziej legalne. Przepisy przecież nie regulują, czy wrzucamy tam papierek czy worek :) Iza to chyba przerabiała, że najbardziej skutkuje hasło "to dzwońce po policję" :D
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-07-20, 14:17   

Docieramy do Virtsu. Na brzegu morza rozsiadły sie jakies klimaty przemyslowe - hale, kominy, stare hangary. No i wiatraki, za ktorymi niezbyt przepadam, ale tu jakos w miare sie komponują...



Prom na Saareme plywa co chwile i jest strasznie nowy. Wjazd na niego jest jakis taki szeroki, przestrzenny.. Mimo dosc duzego ruchu samochodow, ciezarowek i kursowych autobusow wzrok gdzies błądzi w przestworzach horyzontu. Jest jakos tak płasko i rozlegle. I bardzo niebiesko.









Samochodziki stoją zarówno pod dachem jak i na dziobie. I na balkonikach tez. Pan z chorągiewką pokazuje gdzie kto ma stanąć. Mysmy chcieli na balkoniku ale nas tam nie chcieli ;)





Od razu lece pogapic sie na morze. Sporo ludzi jednak w ogole nie wysiada z aut. Zagłebiają sie w czelusciach swoich smartfonów, zabierają za degustacje przysmakow przewozonych w koszykach albo układaja do snu.



Zakamarki balkoników gdzie udaje mi sie zgubic ;)





Mamy mijanke z promem płynącym z wyspy. Nie wiem co oznaczają motywy na jego boku, ale wygladaja fajnie!





W Angla mijamy drewniane wiatraki. Jest to miejsce bardzo popularne turystycznie, włóczą sie tu tłumy. Jak na Estonie oczywiscie… tzn. jest moze z 50 osob. Nie, nie jest to tłum na miare łikendu majowego w Tatrach czy pogodnej pazdziernikowej niedzieli “na kolorki” w Bieszczadach. Ale i tak nie mamy ochoty w tym tłumie przebywac zbyt długo. Ogladamy wiec tylko zza płotu. Mają tu tez jakies minimuzeum sprzetu rolniczego czy cos w ten desen.









Najbardziej podoba mi sie wiatraczek gdzie koles zapycha na rowerku!



Gdzies kawałek dalej przez szose przechodzi dorodny łoś. Niestety ustrzeliłam do dopiero gdy czmychnał na polane.



Od razu suniemy do Triigi sprawdzic jak wyglada sprawa pływadeł na Hiume. Sa tylko (aż?) 3 dziennie. Najblizszy jest wieczorem wiec bylibysmy tam dosyc pozno. Wiec sobie odpuszczamy - pojedziemy jutro w poludnie. Port wyglada jak opuszczony, tylko wiatr wyje w linkach i słupach. Jest dzis prawie upalnie, ale w tym miejscu jest cos zimnego. Brzmi to irracjonalnie i nie umiem okreslic o co chodzi. Ale jakis chłód jest zaklęty w tym nabrzezu, domkach, krajobrazie. Jakby mimo panującego wokol lata widac bylo tchnienie mroznej zimy. Pierwszy raz chyba mam takie dziwne odczucie…







Nie wiem do czego to sluzy? Moze jak auto chlupnie do morza to sie tym wyciąga? :P



Tymczasem szukamy sobie jakiegos biwakowiska, ktore znajdujemy bardzo nieopodal. Mają tu tez niedaleko cudną chatynke, ktora stoi w sosnowym lesie i z jej okien widac morze. Ma dywan na poddaszu i fajny piec.







Ponizej jedyne zdjecie pieca, nawet na pierwszy rzut oka ładne ale cos dziwnego zrobilo z perspektywą. Wygląda jakbym jedną ręką pakowała sztangi a druga uschła… jakbym miala garba na plecach i mięsień piwny rozmiar XXXL … Calosci dopelnia kabaczę, ktore widząc aparat zawsze musi wyszczerzyc sie jak pirania. No ale piec jest, wyszedł korzystnie i ratuje sytuacje :) Jakos tu jest moda, aby piece obkładac wielkimi kamulcami. Moze lepiej temperature trzyma jak i głazy sie nagrzeją? Bardzo fajny patent!




Chatynki strzeze stworek z dzidami w rękach, ktore są tak samo zakrzywione jak jego nochal.






Z malowniczego kibelka tez nie omieszkam skorzystac. W drzwiach jest okrągła dziura. Jakby wejscie dla kota. Cos tam nawet napisali acz przypuszczam, ze kot z pisanego estonskiego kuma tyle co ja..



No ale do chatki nie ma dojazdu. Trzeba by gdzies kilometr przeniesc bambetle a nam sie jakos nie chce. Tak skrajny przejaw lenistwa, ze az glowa boli! ;) Gdzie indziej bysmy dymali do takiej chaty 3 dni i jeszcze sobie chwalili. A tu jest taki kołowrót pieknych miejsc na biwaki, ze mozna przebierac, marudzic i wybrzydzac. Wiec dzisiaj pozostajemy przy wiatach. Na chatkach jeszcze sobie uzyjemy w kolejnych dniach!

Pora jest wczesna wiec sobie łazimy troche po nabrzezu i tupiemy w falkach. Do kąpieli znow sie trzeba kłasc na dnie ;)

















Takie morza lubie - wiecej krów niz turystow!



Biwakowe klimaty - esencja tego wyjazdu!













A tu kibel przywiatowy. Przestronny i ze stolikiem. Nie wiem czy zeby sobie jednoczesnie kolacje przyrządzic? Ale biorąc pod uwage gabaryty to spokojnie moze sluzyc za chatke na nocleg :)





Specjalnie nastawiamy sobie budzik, zeby zdazyc na prom. Ale na miejscu sie okazuje, ze nam sie pokiełbasilo. Sprawdzalismy jak plywa z Hiumy na Saareme a nie na odwrot. No i mamy jeszcze poltorej godziny czekania…

Juz płynie!





Ten prom dla odmiany jest dosc malutki (w porownaniu do poprzedniego). Troche sie boimy czy sie zmiescimy. Pierwszenstwo w transporcie mają miejscowi mieszkajacy na wyspach (co jest w pelni zrozumiale) i jakos dzisiaj duzo z nich wlasnie postanawia sie przemiescic. Ale jakos udaje sie upchac i busia!

Morze miedzy wyspami jest rownie płytkie jak wszedzie. Prom płynie wykopanym kanałem oznaczonym bojami! Po bokach toru co chwile widac mielizny tworzace wrecz okresowe wysepki i piaszczyste łachy! Szkoda, ze nie ma jak wysiąść i po takowej pospacerowac :)





W promowym kiblu spotykam dziwna turystke. Probuje sie ze mna dogadac po angielsku, co przy mojej znajomosci tego jezyka ( a raczej jej braku) jest mocno utrudnione. Babka od kilku dni nie moze sie dogadac z Estonczykami wiec widok “innych blach” spowodowalo jej nagłą nadzieje i pobiegla za mna do kibla ;) Pyta czy tam gdzie płyniemy bedzie lotnisko. Bo na jej mapie jest. Bo ona musi juz wracac do domu. Widząc moje okragłe ze zdumienia oczy pyta: “Ale to jest ta duza wyspa?”. Mowie, ze ta poprzednia wyspa byla wieksza i ze mi sie wydaje, ze miedzynarodowe samoloty to tylko z Tallina. Dziewczyna prawie wpada w histerie. Ma jakas dziwną mape, gdzie nawet na najmniejszych wysepkach sa znaczki przedstawiajace samolocik. Nie wiem co to oznacza, ale mam spore podejrzenia, ze nie to czego ona oczekuje. Zrezygnowana siada pod scianą, wodzi palcem po mapie i po chwili sie zrywa i pokazuje mi wyspe Ruhnu. Maleńką wysepke, chyba najbardziej na srodku morza, jaką w estonskich okolicach mozna znalezc. Jezeli by szukac najwiekszego zadupia gdzie najtrudniej sie dostac - to chyba tam wlasnie. Ale na Runhu tez jest znaczek samolotu. Pyta z nadzieją czy ja wiem jak sie mozna dostac na Ruhnu. Sytuacja jak widze jest powazna. Ide wiec po toperza. On moze chociaz z nia pogada i jej jakos wytłumaczy, ze samoloty na dalekie trasy latają przewaznie z miast a nie z rybackich wiosek. Ale jak wracamy dziewczyny juz nie ma. Nie widzielismy jej tez przy wysiadaniu z promu. Nie wiem czy rzucila sie w nurty morskie z rozpaczy czy zaszyła w jakims zakamarku promu? ale cały czas nie umiem jakos ogarnąć tej sytuacji.

cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-07-29, 15:45   

Na Hiumie mamy namierzone kilka leśnych, bezobsługowych chatek. Wybierzemy na nocleg tą, ktora spodoba sie nam najbardziej. Najlepiej to by bylo w kazdej spedzic jedna nocke i potem porownac - ale cóz, tyle czasu nie mamy. Najpierw jedziemy obejrzec chatki koło Ogru.

Pierwsza stoi w sosnowym lesie, blisko drogi. Obok parking. Normalny leśny parking jakie i u nas wystepują. Tylko droga szutrowa. No i chata kapitalna - okrągła, z paleniskiem w srodku!







Kolejna chata jest zamykana. Bo nie wszystkie estonskie chaty sa otwarte. Sporo z nich jest wieksza i bardziej wypaśna, tzn. cos w stylu naszych dawnych schronisk PTTK czy chatek studenckich (zanim zaczeli je przerabiac na pensjonaty). W srodku solidne piece, wieloosobowe sale z pietrowymi łóżkami, czasem nawet instalacja elektryczna na agregat. Trzeba zadzwonic do RMK, zaplacic i umowic sie na przekazanie kluczy. Cos chyba jak chatki kaczawskie - Marianowka albo Raczyce. Nie nastawialismy sie na takie chaty, nie szukalismy ich ale jedna napotkalismy przypadkiem. Tu dodatkowo jest bania. I jeziorko. Kurde… Zebrac ekipe, przyjechac tu jesienią czy zimą i isc do bani… U nas tak brakuje klimatycznych miejsc noclegowych na zime.. Tylko to tak daleko.. A moze i dobrze, ze tak daleko? Moze dlatego chata moze stac w lesie z oknami bez okiennic, gdzie mozna zajrzec przez szybke? Moze dlatego jeszcze nikt ich nie wygrzmocił a obok nie ma parkingu na 30 aut??







Im dalej w las tym wiecej... chatek. Ta dla odmiany stoi w chaszczu. Wokol jakis dziwny zaduch. W srodku masakra! Chyba osiedliły sie tu wszystkie, z calej wyspy, muchy, komary, meszki, latajace mrówki i inne dziadostwo! Uciekamy! A moze w srodku cos zdechło? Chce sprawdzic jeszcze raz, ale uderza mnie taki rój, jak jakas latająca chmura, wiec sobie odpuszczam.







Najswiezsze powietrze jest w kiblu!



Lasami, chaszczami, pylistymi drogami estońskich wysp!









Kolejna chatynka stoi nad jeziorkiem. Malutkim, pełnym glonow i pływajacych lisci. Woda chłodna jak w kamieniołomie. Zażywamy kąpieli. I jeszcze raz. I kolejny. Nie mozemy sie pozegnac z tym cudnym miejscem. Juz, juz siedzimy w busiu i mamy odjezdzac ale jeziorko znow nas sciaga do siebie jakas niewyobrazalną siłą!







Chatynka tez niczego sobie! Cicho, pusto, pachnie igliwie sosnowego lasu pomieszane z dymem zgasłych dawno ognisk i żywicznymi belami chaty... Gdzie dzis spimy? Kurde - klęska urodzaju! :) )))









Jedziemy jeszcze nad morze. Jest jeszcze jedna chatka. Nad morzem, na północnym wybrzezu. I tu, w tym miejscu, dostajemy jak obuchem w łeb. Sa miejsca, ktore sa tak piekne, ze nie chce sie wierzyc, ze istnieją naprawde. Jak jakis wręcz kiczowaty landszafcik z folderku pewnej grupy religijnej. Jak obrazek gdzie zabraklo tylko zachodu slonca, jelenia na rykowisku i tanczących elfow grających na fujarkach ;)

Wybrzeze. Sosnowy las. Ale nie taki jak na wszystkich innych biwakowiskach. “Tańczący las”. W Obwodzie Kaliningradzkim duzo mniej ciekawie pokrecony las byl mega atrakcją turystyczna - ze stadami turystow, przewodnikami i tym całym komercyjnym chłamem, ktory takie miejsca zalewa. Tu jestesmy sami. Malowniczo powyginane sosny, skałki, drewniana chata, nadrzewna hustawka, paleniska i plaża o krok. Wrecz sie zastanawiamy czy tu nie ma jakiegos skażenia albo poligonu - ze jest tak pusto! A moze to plener jakiegos filmu? Albo jakas inna mistyfikacja, ktorej padlismy ofiarą? Nie ma kogo spytac. Jestesmy sami. Towarzyszy nam tylko spiew ptactwa, szum wiatru i brzeczenie owadów cieplego letniego popoludnia.

Nie ma w ekipie rozbieznosci co do tego, ktorą z dzisiaj odwiedzonych chatek wybieramy na nocleg!





















Okno pełne morza. I lasu.



Duze ziuuuuuuuu!!!!!!









Wnetrza domku witaja nas usmiechnietym piecem i sową na świece. Jak zwykle w tutejszych chatkach jest tez wpisownik.











Wieczorne przygotowania do ognicha!









Brzeg jest kamienisty i mimo, ze tu jest to morze calkowicie otwarte - znow jest płytkie. W celu zanużenia trzeba robic pompki.

















Jest sporo glonów. Trafi sie czasem mumia morskiej szczeżui.





Po zachodzie slonca morze ma mleczny kolor. Jakby rózowy i taki mętny. Jak podswietlony od spodu.

Spimy jakos obrzydliwie długo, chyba do 11. Kolo poludnia przez chatke przewija sie dwoch Amerykancow oprowadzanych przez miescowego. Sympatycznie, ze wołają “Tere” a nie “Helloł”. Odziani wszyscy jakos tak po kowbojsku. Miłe wrazenie. Jakos nie są dysonansem, pasują do tego miejsca i tej okolicy.

Piwa "Hiuma" niestety tu chyba nie mają. Ratujemy sie wiec tym co jest ;)



Plaża o poranku tzn. poludniu tez ma swoj urok. Dopiero teraz dostrzegamy liczne krzaczki chyba dzikich różyczek. Przypominają mi sie opowiesci babci o wyjazdach nad polskie morze, do Swarzewa, chyba w latach 50 tych. O plytkiej zatoce, ktorą mozna bylo isc w morze kilometr, o klimatycznych wioskach rybackich, o budowaniu na plazy grajdołow z kamieni i desek wyrzuconych przez morze. I o rózyczkach wlasnie, gęsto porastających wydmy. Opowiesci o morzu marzen, ktorymi bylam raczona od dziecinstwa. Nie ma juz tego Swarzewa. Nie ma juz tego morza. Klimat i czar przepadł gdzies w odmętach dziejów. Byłam w Swarzewie, sprawdzałam. Ale nadbałtyckie rózyczki istnieją naprawde. Tylko ze 1500 km na pólnoc. I je znalazłam. Te rózyczki z opowiesci sprzed lat. Cieszę sie wiec jak dziecko. Tak mało a tak duzo. Pokazuje je tez kabaczkowi. Szlag wie... Moze je zapamieta? Moze kiedys opowie o nich swoim wnukom? I o dawnych czasach - gdy na Hiumie bylo jeszcze pieknie...




cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-08-02, 19:41   

Jedziemy na półwysep Tahkuna. Wąski pas asfaltu wije sie wsrod lasu. Z drogi niewiele widac ale im dalej zagłebiamy sie w las tym wiecej betonu wyłazi spomiedzy krzaków i mchu. Wiekszosc lesnych umocnien pochodzi z czasów Sajuza.

Bunkry sa otwarte i pełne wszelakiego żelastwa. Widac, ze złomiarstwo tu nie w modzie. Jakies magazyny amunicji, jakies pokrętła i pancerne drzwi. Po pewnym czasie daje sie zauwazyc, ze wiekszosc podziemi jest dosyc powtarzalna i podobna do siebie nawzajem. Na szczescie dopiero w ostatnim budynku kabaczek odkrywa, ze jest echo ;) ))

Przeczesywanie lasów zajęło nam okolo 2 godziny i w tym czasie udało sie nam zgubic i miec problem z odnalezieniem busia ;) Troche jak na grzybach - wszystko jest ładnie pieknie do momentu jak postanowisz wracac ;)





























Tu bunkier na bazie półokręgu, otoczony wąskim korytarzem.















Jakies napisy. Juz dosyc nieczytelne.



Sa tez dwie wieże. Jedna malutka.









A druga rozmiarów dosc imponujących.





Ta duza wieża wyglada jakby zwykle byla zamknieta, sa drzwi z kłódka. Nam udaje sie wejsc bo jakas dobra dusza je ostatnio wywaliła :) Wejscia strzeze gniazdo os, wiec czas przebywania w drzwiach warto skrocic do minimum.



Na góre wiezy prowadzą metalowe schodki.







Im wyzej tym schodki bardziej przypominaja drabine. Na gorne piętra wchodze juz sama. Toperz twierdzi, ze jest za ciezki i woli sobie odpuscic.









Spore pomieszczenie w "rozdętej", górnej części wieży. Nadałoby sie na impreze albo nocleg :D







Na sam wierzchołek ja tez nie docieram. Ostatnia drabinka mi sie urywa spod nóg. Zardzewiałe żelastwo robi chrup i nie ma stopnia. Niemiłe uczucie... To chyba znak. Dalej nie ide.



Zdjecie pomieszczenia z różą wiatrow czy innym kompasem robie wiec tylko z daleka.



Przy drodze stoi tez poradziecki pomnik poświecony marynarzom. Rzezby sa nieco… poćwiartowane… Nie wiem czy sam sie rozpadł w taki specyficzny sposob czy ktos mu pomagał - ale wrazenie robi nieco upiorne!







Ta tablica jest chyba calkiem nowa….



W lesie siedzi rowniez muzeum - dzis poniedzialek wiec zamkniete. Przez płot niewiele widac.



Jedynie do stróżówki udaje sie zajrzec.





Poza płotem stoją stare auta.









Nieopodal przycupnął tez rdzawy barak z duzym piecem wewnatrz...







Jest tez wieża, chyba obecnie widokowa i przeznaczona dla turystow. Ma ona chyba skłonność do chybotania sie na wietrze bo jest zamocowania odciągami. Dzis wiatru nie ma.



Jest dosyc ażurowa, przewiewna i w Polsce zapewne bylaby zamknieta na cztery spusty. Albo osiatkowana. O wieze wyraznie ktos dba. Wszystkie deski sa nowe, metal pomalowany i bez śladow rdzy. Na moją ocene jest bezpieczna - acz ludziom z lękiem wysokosci raczej nie polecam ;)



Widoki ze szczytu sa głownie na las.





I na jakies anteno - radary, ktore to z owego lasu wystają.





Przy skrecie na muzeum stoi przy drodze czołg. Taki dosyc zarosniety i pokryty patyną. Na czołgu tablica aby sie nie wspinac na niego. No tak - sobie mysle - jednak i tu bezsensowne zakazy, tak samo jak u nas. Po chwili jednak dostrzegamy drugą tablice z dluzszym opisem. Czołg jest z kartonu. To makieta zrobiona na potrzeby filmu. Macam, pukam. Faktycznie! Ale jaja! Nie zauwazylam! Myslalam ze to pordzewialy metal! Zakaz okazuje sie wiec byc calkiem sensowny!





Na koncu polwyspu jest latarnia morska. To kolejna wieza (czwarta?),na ktora mozna tu wylezc. Tzn. teoretycznie, o ile nie jest poniedzialek, gdy wszystko jest zamkniete.







Na samym cypelku jest dzwon. Nie wiem czy z tymi buźkami śpiących (zdechłych?) niemowlaków (lalek?) jest zwiazana jakas historia? Czy po prostu artystyczna wizja?





Nad naszymi glowami lataja samoloty w ksztalcie trójkąta, przełamujace bariere dzwieku. Kabaczę sie panicznie ich boi, płacze, ucieka na rece. Troche sie nie dziwie, az ziemia drży gdy cholerniki przelatują. A wymyslily sobie kołowac akurat nad nami! Co juz szczesliwie znikaja za lasem - to myk i sa spowrotem... Widac to my musimy sie stad ewakuowac ;)

cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2018-08-06, 11:00   

Na nocleg postanawiamy odnalezc kolejna chatke zwaną Kapasto. Polozona jest wsrod lasów i bagien na wyspie Hiuma. Tym razem z dala od morskich wybrzezy. Chyba musiala mi sie spodobac jak kiedys ogladalam jej zdjecia, bo na mapie zaznaczylam ją wykrzyknikiem. Przy skrecie w leśna droge stoi jakas tabliczka przed czyms ostrzegajaca. Moze nie ma juz chatki bo sie spalila? Moze z jakiegos powodu nie jestesmy tam mile widziani? Co robic? Postanawiamy, ze jedziemy sprawdzic ;) Kolejną rzecza, jaka sie nam nasuwa, to fakt rozorania drogi przez zrywke, bo szybko daje sie to zauwazyc. Busio dwa razy sie zakopuje. Wądoły sa takie, ze skodusia to by chyba rozwalila brzuszek z dziesiec razy. A na stronce RMK pisalo, ze do chatki mozna i wolno dojechac. No tak, ale ta tabliczka byla dosc nowa i taka hmmm… uzupelniajaca.. Po powrocie sprawdzam tekst w translatorze. Ostrzezenie i cos zwiazane z chatką i samochodem. Ale co dokladnie to wciaz jest dla mnie tajemnicą...



Mamy tylko nadzieje, ze busio nie jest złosliwy. Bo jesli jest… to ta skrzynia biegów rozpierdzieli sie własnie tu… Na wyspie za drugim promem, w srodku jakis przepascistych lasow, za tabliczką, na ktorej szlag wie co napisali… Zasieg sieci chyba jest, ale mysle, ze koleś z Parnu nie bylby skłonny nas holowac, gdyby sie okazalo gdzie jestesmy ;)

Poki co busio jedzie, dzielnie pokonuje kolejne korzenie i wykroty. Zagłebiamy sie coraz bardziej w gąszcze.











Jedziemy dosc dlugo. A moze zabłądzilismy? Odchodzily na boki jakies scieżynki, raczej zupelnie dla nas nieprzejezdne. Moze wybieranie zawsze najglowniejszej drogi na skrzyzowaniu niekoniecznie jest wlasciwym rozwiazaniem? Droga rozmieka jeszcze bardziej i staje sie na tyle wąska, ze o zawroceniu nie bedzie mowy. Dobra. Ide zobaczyc do zakretu. Jak dalej bedzie tylko błotnisty las to wracamy szukac szczescia gdzie indziej. Busio, toperz i śpiący kabak zostaja gdzies w tyle. Tuptam sobie przez estonski las. Dziwne miejsce. Co chwile mam zwidy. To tu to tam widze chatke. Albo domy. A nieraz ludzi. Albo traktor. Jednak w mgnieniu oka chaty okazuja sie byc zwalonymi drzewami, traktor wykrotem w ziemi a ludzie znikaja bez sladu. W koncu wychodze na polane. Przypomina mi nieco Bieszczady czy Beskid Niski i tereny dawnej wsi. Chyba nie ma drzewek owocowych czy podmurówek. Ale cos jest w powietrzu, jakas aura czegos co bylo a juz nie ma. Tu tez pokazuje mi sie chatka. Ale ta dla odmiany nie znika. Patrze na nia, krece głowa a ona stoi. Widac musi byc prawdziwa. Wracam po reszte ekipy.

Chatka sie nam podoba. Pachnąca drewnem, żywicą, przyozdobiona rogami nad wejsciem.









Patrząc przez pryzmat polskich realiow naprawde nie chce sie nam wierzyc, ze takie miejsca istnieją i nie są utajniane... A moze to wszystko tylko sen?



Wnetrza zaciszne, z szerokim podestem do spania, gdzie mozemy spac wszyscy razem i mozna kabaka przyblokowac przy scianie aby nie spadło, nie uciekło itp. Ideał noclegu! :)





Jest studnia z żurawiem ale straszne bajoro. Naciagam wiadro i nawet rezygnuje z prania. Tak samo moge wrzucic ciuchy do losowo wybranej kałuzy!



Rozsiadamy sie przy ognisku. Ale zwidy zostają. Domy w sadach, biegajace dzieci, ludzie na motorach, rowery, świnie, wiadra. Kurde… Co jest z tym miejscem? Tak silnego wrazenie jak tu nie mielismy jeszcze nigdzie. Poza tym zwykle to ja mam sklonnosc do “mania” omamów, a tu widzimy to wszyscy. Toperz tez co chwile sie obraca, aby cos sprawdzic, czy ktos wlasnie nie idzie. Kabak tez kilka razy woła “mama - ziobać tam!” i cos pokazuje. Tylko ze “tam” nic nie ma.. Tak sobie siedzimy, dokladamy szczapy w ogien, gotujemy herbate i kątem oka widzimy inny swiat. Moze są jednak te rownoległe rzeczywistosci, a łąka w estonskich lasach jest jednym z miejsc, gdzie sie one sie nakładają? Rózne głupie mysli czasem czlowiekowi po glowie chodzą w takich chwilach... ;)





Siedzi sie calkiem przyjemnie tzn. mi… bo toperza i kabaka zaczynaja zjadac meszki. Rozkladamy sie wiec w chatce, rozpalamy swiece. Kabak je co chwile zdmuchuje. W koncu sie cała oblewa woskiem. Radosne zabawy trzylatka sa totalnie nieprzewidywalne! :) Wszystko jest w swieczce. Wydrapujemy wosk ze stołu, z podłogi, z włosow.. Kabak zachwycony! A zwidy nie odpuszczają. Co chwile jakies nieistniejace widmo zagląda do chatki przez okienko. Często slychac gdzies w dali jakby pracująca maszyne, silnik.. A moze to tylko wiatr?

W płomieniu swiec opisuje dzien, wpisujemy sie do wpisownika a kabak rysuje busia, ktory zepsul sie w lesie... Mam nadzieje, ze dzieci nie mają jakis zdolnosci przewidywania przyszlosci albo cholera wie co??? Moze tylko potrafią odczytywac emocje i cudze lęki? Staramy sie wierzyc w tą drugą opcje! :D







Kabaczę wieczorem jest zmartwione. Bo wszyscy jestesmy w zacisznej chatce a busio zostal przed… I pewnie mu zimno w stopki! Idziemy wiec pomacac “stopki”, ze sa ciepłe ;)

W nocy zaczyna lać i zrywa sie wiatr. Dudni w dach i wyje w kominie. A chata taka zaciszna! Śpi sie cudownie. I bardzo nie chce sie wstac! Śpimy chyba do 11!





A w wychodku jest kompost. W takiej jakby skrzynce. I łopatka wycieta ze starej butelki. Czy po załatwieniu potrzeby nalezy szufle tego zapodac do kibla? Na wszelki wypadek tak robimy ;)






P.S. Busio nie jest złosliwy. Nie rozkraczył sie pod chatką Kapasto ;)

cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group