Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Pagórami nad Idzikowem

Autor Wiadomość
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2014-08-12, 09:09   Pagórami nad Idzikowem

Sobotnim popoludniem ruszamy ku gorom, tym razem w podkłodzkie okolice.

Miedzy Lądkiem a Złotym Stokiem zatrzymujemy sie przy milym lesnym zrodelku. Nie wiem czemu mam taka slabosc do zrodekek…





W Stroniu Slaskim ostatnie zakupy- w upalny dzien im pozniej kupi sie maslo do ziemniaczkow tym lepiej ;) A z kamienicy przez zleziona farbe przyglada sie nam jakis stary zapomniany napis…



Przejazd przez Sienna jest dosyc traumatyczny. Nie bylam tu 8 lat.. Bardzo sie zmienilo..Wtedy byly tu łąki i pasly sie owce.. Teraz nabudowalo sie od cholery wszelakiego paskudztwa na widok ktorego zbiera sie na mdłosci.. Jezeli piekło istnieje to chyba musi wygladac podobnie…
Postanawiamy zajrzec jak sie miewa wiata na przeleczy Puchaczowka, acz mamy obawy ze w takiej okolicy nic milego nie moglo sie uchowac… I tu zaskoczenie… Te schody prowadza do innego swiata…



Ostroznie stąpajac po sliskich, chybotliwych i zarosnietych stopniach mam wrazenie ze wkraczam w inny wymiar… Gdzies za plecami zostaja wymuskane,zalane betonem pensjonaty, łupiaca muzyka i stosy reklam.. Wiatka zarosla zielskiem, w srodku ktos postawil dwa fotele, a pieterko jest w calkiem dobrym stanie.. Cisze przerywa tylko granie swierszczy i szum otaczajacych drzew.. Przez chwile mozna odniesc wrazenie ze nie istnieje nic innego i caly swiat jest rownie przyjazny. Obiecujemy sobie kiedys tu wrocic na nocleg…







Ale dzis sa inne plany- w Idzikowie odbijamy na Kamienna, wklinowujemy skodusie w minizatoczke przy waskiej drodze



i pniemy sie pod pagorek Pasterskich Skał. Slonce zaczyna miec przyjemne cieple kolory pogodnego poznego popoludnia..









Grzebien chudych i wysokich skal stoi jak stal podczas naszej ostatniej wizyty w tym miejscu..











Natomiast wiata przeszla jakies drastyczne zmiany. Rok temu wygladala tak:



Teraz cale gorne pieterko jest oderwane i postawione obok w postaci jakby drugiej wiaty. Jakim cudem ktos to zdjal z gory i praktycznie bez specjalnych zniszczen ustawil obok? Przeciez jakby to spadalo z gory to by sie chyba rozbilo na drzazgi! Jak? I przede wszystkim po co?
Jak nic maczaly w tym palce jakies moce nieczyste! ;)





Odwiedza nas jeszcze jakies mlode dziewcze, ktore przybieglo tu na wieczorny aerobik. Nie wiedziec czemu do swoich cwiczen ustawia sie zaraz obok nas, skoro polana jest dosyc rozlegla? Moze lubi miec widownie albo zle znosi samotnosc? Uskutecznia przysiady, sklony, obroty i podskoki przez bite poltorej godziny. Samym widokiem czuje sie zmeczona i musze sie posilic ;)

A najlepszy posilek jest z ogniska- przesiakniety zapachem dymu, drewna , aromatycznych ziol i gorskiego wiatru. Spozywany ze wzrokiem wbitym w ciemne, gesto zalezione zbocza nadidzikowskich pagorkow, wsrod pohukiwania sów i innego nocnego zwierza ktorego nie udalo sie zidentyfikowac. Serki i ziemniaki chyba zapachnialy tez jakiejs wiekszej zwierzynie bo cos strasznie zaczyna szelescic, mlaskac i lamac galezie na skraju lasu. Ale jednak zwycieza niesmialosc- nic nas nie odwiedza..













Grunt ze wiatka wciaz nadaje sie na nocleg. Rozkladamy sie wiec w tajemniczym pieterku ktore zeszlo do parteru.



Mamy towarzystwo



Budzi nas slonce wpadajace do wiatki co wrozy pogodny i pelen przygod dzien.



Postanawiamy odwiedzic dzis Marcinkow, prawie calkowicie opuszczona wioseczke. Bylismy juz kiedys w ruinach tamtejszego kosciolka ale cala doline przemierzamy po raz pierwszy.

Miejsce przywodzi na mysl zaulki Bieszczadow czy Beskidu Niskiego. Podmurowki, opuszczone domy, zarastajace krzyze przydrozne czy zdziczale sady gdzie o tej porze roku mozna sie pozywic.











Droga prowadzi tam taka jak lubie najbardziej- jeszcze przejezdna, bez niebezpieczenstwa zapadniecia sie w bagno czy zsuniecia ze skarpy a juz mila i wkomponowana w zjadajaca ją przyrode…





Zatrzymujemy sie na skraju wsi, powyzej jednych z niewielu zamieszkanych gospodarstw. Za nami przyjechaly dwa samochody turystow z drugiego konca Polski. Wysiadaja ze swoich lsniacych maszyn i z przerazeniem rozgladaja sie wokolo. Kobiety lamentuja i zalamuja rece. Twierdza ze traumy dzisiejszego dnia nigdy nie zapomna- jeszcze w zyciu nie jechaly tak straszna droga i nie widzialy takiej przerazajacej wsi! Faceci staraja sie trzymac fason ale widac ze tez maja pelne portki. Dzieci wogole nie wysiadaja. Wokol rozciagaja sie widoki cudnych pofalowanych wzgorz, szumiace łany łąk poznego lata, brzecza owady i muczy krowa...





Od wspoluzytkownikow marcinkowskiej drogi czujemy aure zdenerwowania, paniki i bezsilnosci. Patrzymy troche jak na kosmitow zastanawiajac sie co tak naprawde sie wydarzylo. Probujemy zagadac.. ale mam wrazenie ze my dla nich jestesmy tez jakimis dziwnymi nieznanymi stworami ktore budza lęk.
Na szczescie zjawia sie miejscowa babka, ktora beznamietnym jakby wyuczonym tonem wyglasza sentencje: “Dalej prosto nie ma przejazdu, teraz pojedziecie w prawo i za pare km dojedziecie do asflatu. Tak, uda sie wam przejechac. Nic sie nie bojcie, tu zyja normalni ludzie, nikt nie jest tu agresywny. Wszystko bedzie dobrze. Do widzenia”

Samochody powoli sie oddalaja, podskakujac na wybojach zoltego szlaku.

Wdajemy sie w pogawedke z przemila mieszkajaca tu babka. Co sie tak naprawde wydarzylo? Owa ekipa jechala z Długopola do Kletna, uzywajac magicznego ustrojstwa zwanego GPS. I owa sprytna i nieco zlosliwa maszynka postanowila uatrakcyjnic im pobyt w podsnieznickich rejonach, pokazac ciut szerszy obraz swiata, ze nie tylko Jaskinia Niedzwiedzia i otoczony barierkami Szczeliniec jest w tych okolicach. Owi nieszczesnicy nie byli pierwsi. Nie wiedziec czemu na elektronicznych mapach figuruje droga widmo, z Kamiennej przez Marcinkow, Czatkow, Rogozke az do Konradowa. Droga ktora byla projektowana jeszcze za glebokiej komuny, trafila na jakies tajne karty gminnych map i działek (pewnie dla zmylenia wroga), ale w rzeczywistosci i w terenie nigdy dotychczas nie powstala. GPS jednak mowi zdecydowanie: “w Marcinkowie- jedz prosto”. To nic ze tam jest łaka, to nic ze tam jest ogrodzone pastwisko z zamknieta na skobelek brama.



Co roku kilku wpatrzonych w fosforyzujacy ekranik maniakow otwiera brame i nawet nieraz osobowymi autami probuje sforsowac tajemnicze bezdroze. A kawalek dalej zaczyna sie nachylenie stoku 28% i bagienko.. Z ktorego to bagienka gospodyni regularnie wyciaga traktorem zrozpaczonych podroznikow, ktorym wlasnie runał swiat- swiat ślepego zaufania i wiary do gadajacego pudełka.

Dowiadujemy sie tez innych ciekawych rzeczy- ze owa droga ktora bedzie snic sie w koszmarach spotkanej ekipie jest wlasnie po dosc gruntownym remoncie. Jakis czas temu zmyla ją powodz i przez dlugi czas byla zdecydowanie słabo przejezdna. I o tym ze w czasie jej naprawiania w niewyjasniony sposob zdematerializowaly sie dwie ciezarowki tłucznia. I o tym ze kolo Rogozki mieszka rodzina ktora od lat pisze petycje z prosbami o most czy chocby wylozenie brodu plytami bo w czas roztopow nie moga go sforsowac nawet traktorem.
Zegnamy sie w milej atmosferze a babka poleca nam kilka miejsc na malownicze biwaki w najblizszej okolicy.

Zwiedzamy zruinowny kosciolek









i idziemy tez zobaczyc co slychac na Skowroniej Gorze.







Spacerujemy po roznych okolicznych pagorkach pocietych plątanina polnych, lesnych i zrywkowych drog.

















Pod lasem grupa ludzi w srednim wieku robi sobie mala imprezke. Rozlozone kocyki, z plecionych koszykow wystaja pęta kielbasy, a zapach dymu z ogniska miesza sie z aromatem kiszonych ogorkow. Jedna z babek pląsa w sukience w kwiaty wsrod dorodnych traw porastajacych okoliczne łąki, druga zbiera grzyby w samym koronkowym staniku oganiajac sie bluzka od natretnych gzów, inna maluje cos zawziecie pastelowymi kredkami. Panowie oddaja sie ochoczej konsumpcji jakis tajemniczych przejrzystych cieczy. Od ekipy emanuje atmosfera spokoju, odpoczynku i radosci z cieplego popoludnia spedzanego w gronie przyjaciol.

W lesnym gąszczu nieopodal udaje sie odnalezc samotna chatke. Sama jest zamknieta na cztery spusty, ale wszelaka potrzebna zbłakanemu turyscie infrastruktura jest dostepna dla kazdego.









Mnie najbardziej przypada do gustu hustawka! Solidnie zrobiona i polozna na zboczu powoduje ze szybuje sie baaardzo wysoko :)





Hustam sie tak ochoczo ze toperz zaczyna sie juz troche nudzic i niecierpliwic, ale na szczescie odnajduje za tipi plantacje malin. Takiego zageszczenia tych owocow to nie widzialam od czasu wizyty w Gorganach na zboczach Parenek.



No wlasnie - tipi. Mały domek wyposazony w piecyk, indianskie symbole i dwa legowiska z materacami w ktorych napewno toczy sie jakies zycie. Jesienia postaramy sie tu wrocic na nocleg.









A to na potwierdzenie ze sa miejsca gdzie buby nie pisza po scianach :-P




Wracajac spacerujemy jeszcze troche po Lądku, w spokojnej okolicy nadrzecznej usianej starymi kamieniczkami.











Jest tu tez opuszczony kosciol, ale mimo wysilkow do srodka nie udaje mi sie wejsc.








Mam tez spora słabosc do starych okien. Do takich miejsc gdzie kazde okno jest inne, gdzie kazde z nich ma swoja wlasna opowiesc. Gdzie roznia sie one ksztaltem, wymiarem, kolorem, zagospodarowaniem przez wlascicieli. Gdzie nie ma nużacej monotonii, samych kątow prostych i wrazenia ze kazdy kolejny obiekt jest odbiciem przez kalke poprzedniego..
To miasteczko zdecydowanie nadaje sie do “turystyki okiennej”.















A dalej w Kamiencu Ząbkowickim jest mila knajpa, gdzie zasiadamy w podworzowej atlanie oplecionej zwojami dzikiego wina.







Mamy tu tez okazje wysluchac dynamicznej rozmowy miejscowych zulikow i tym samym poznac skrocona i przyspieszona historie miasteczka. Wiemy juz kto z kim i za ile, kto przestal pic a kto zaczal, komu lepiej nie wchodzic w droge jesli sie jest przywiazanym do swoich zębow i jakie najlepiej robic interesy aby dorobic sie szybko, sprawnie i bezbolesnie. Zadziwiajacy jest jeden z biesiadnikow- wykazuje sie niesamowita pamiecia przy charakteryzowaniu kolejnych osob,pomija chyba tylko pesel i numer buta..

Do domu wracamy zakosami zaliczajac jeszcze kilka jeziornych kąpieli i dozynkowych festynow.

Wiecej zdjec:
https://picasaweb.google....i_kolo_Idzikowa
https://picasaweb.google....1408_LadekZdroj
https://picasaweb.google....1408_LesnaChata
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2014-08-12, 11:06   

buba, nie wiem, jak to robisz, ale na zdjęciach widać koloryt i piękno "niczego". Ja rzadko zapuszczam się w podobne zaułki i z reguły nie robię żadnego zdjęcia, uważając za stratę czasu na focenie ruder i myślami typu: niech to (..) jakaś bomba lub wyrówna walec drogowy.
Twoje wypady przypominają mi okres dzieciństwa z filmami Pippi Langstrump /każdy chłopak chciał mieć taką koleżankę/.
Dostrzegłem też wpis nie będący "sztuką" :)
 
 
maurycy 


Dołączył: 17 Lis 2013
Posty: 891
Skąd: Bielsko okolice
Wysłany: 2014-08-12, 12:09   

ceper napisał/a:
buba, nie wiem, jak to robisz, ale na zdjęciach widać koloryt i piękno "niczego". Ja rzadko zapuszczam się w podobne zaułki i z reguły nie robię żadnego zdjęcia, uważając za stratę czasu na focenie ruder i myślami typu: niech to (..) jakaś bomba lub wyrówna walec drogowy.
Twoje wypady przypominają mi okres dzieciństwa z filmami Pippi Langstrump /każdy chłopak chciał mieć taką koleżankę/.
Dostrzegłem też wpis nie będący "sztuką" :)
Dokładnie :)
Trza mieć talent :)
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6082
Skąd: Oława
Wysłany: 2014-08-13, 10:18   

Cytat:
buba, nie wiem, jak to robisz, ale na zdjęciach widać koloryt i piękno "niczego". Ja rzadko zapuszczam się w podobne zaułki i z reguły nie robię żadnego zdjęcia, uważając za stratę czasu na focenie ruder i myślami typu: niech to (..) jakaś bomba lub wyrówna walec drogowy.


Mysle ze chyba nie ma czegos takiego jak "piekno obiektywne" czy "jednoznaczna ciekawosc miejsca". Moze sa jakies kanony piekna zakorzenione w danej kulturze, najbardzie popularne i chetnie powielane przez statystyczna wiekszosc. Ale czy sa one jedyne?
Moze miejsca sa takie jakimi je widzimy , sa ladne i ciekawe wtedy kiedy nam sie podobaja i dobrze sie tam czujemy? Moze to tez zalezy z jakim nastawieniem tam trafiamy, z kim wedrujemy..

Ciesze sie bardzo ze udalo mi sie tym razem choc odrobine uchwycic na zdjeciach "moj swiat ruder" takim jak go widze i takim jak mnie zachwyca.
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - mangi