Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Nad Morze Jońskie, do Epiru i w szerokich okolicach

Autor Wiadomość
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6094
Skąd: Oława
Wysłany: 2014-10-11, 06:37   

Basia Z. napisał/a:
Takie grillowane mielone jadałam też na Krymie, w restauracjach tatarskich, tylko się inaczej nazywało, już nie pamiętam jak.

Dla mnie pyszne.

Obrazek


W Armenii takiego grilowanego (albo smazonego) podlugowatego mielonego nazywaja kebab
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2014-10-11, 06:38, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8287
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-10-11, 20:19   

jak widać kebab w róznych krajach niejedno ma imię :D
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8287
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-10-15, 15:40   

Tirana, stolica Albanii. Miasto, delikatnie mówiąc, niepolecane przez turystów. Bo brzydkie, chaotyczne, nic w nim ciekawego... Pora była zweryfikować te opinie, tym bardziej, że będzie to takie podsumowanie przed opuszczeniem kraju.

Miasto jest młode, za rok założenia przyjmuje się 1614, choć już wcześniej znajdowała się tutaj m.in. twierdza. Praktycznie aż do XX wieku nie miało większego znaczenia, było zakurzoną, senną wiochą. W 1920 niespodziewanie dla siebie samej stało się stolicą młodego państwa - położone w centrum kraju, nie leżało w żadnej ze stref wpływów klanowych idealnie nadawało się jako miejsce najbardziej neutralne.

Za króla Zoga miasto zaczęło nabierać stołecznych i europejskich kształtów - powstało wówczas sporo budynków wybudowanych przez Włochów. W okresie komunistycznym stanęły monumentalne socrealistyczne gmachy i szpetne bloki, które dominują w dzisiejszym krajobrazie. A od 1991 roku trwa szał budowania nowego...

Zaklepałem miejsce w hostelu, jednym z tańszych. Najpierw jednak musiałem udać się do innego, gdzie jest recepcja. Pan poinformował nas, że za chwilę zjawi się jego ojciec, który pokieruje nas na miejsce do "hostelu właściwego". Ojciec rzeczywiście się zjawił i kierował nas mieszaniną albańsko-rosyjską :D Hostel to normalny dom (z malutkimi łazienkami i "balkonem" na ścianę :D ), teraz przebudowany dla turystów, położony wśród niezwykle wąskich uliczek - jeszcze w takiej ciasnocie nie manewrowałem samochodem.



Główny plac miasta to, jakże by inaczej, plac Skanderberga z pomnikiem wojownika na środku.


Dla porównania - tak plac wyglądał w latach 80., widoczne są zwłaszcza korki samochodowe ;)

(fot. Wikimedia Commons)

Plac otaczają budynki rządowe, zaprojektowane przez Włochów w latach 30. XX wieku, można się więc poczuć jak w Italii...


Dla kontrastu - bo to hasło-klucz dla stolicy - w tle najwyższy budynek Tirany - TID Center.

Jest też Muzeum Narodowe (słynna mozaika niestety w remoncie) i Pałac Kultury, którego budowę symbolicznie rozpoczął Chruszczow w 1959 roku.


Po tym gdy Hodża poparł Chińczyków w ich konflikcie z Sowietami Albańczycy budynek dokończyli sami. Według legendy miał on być podobny do warszawskiego PKiN-u, lecz Albanii nie było na to już stać - to chyba tylko plotka - ani gabaryty ani kształt nie przypomina dolnej części konstrukcji z Warszawy.

Przy placu stoi najważniejszy zabytek miasta - meczet Ethem Beya z 1823 roku.


Jako zabytek kultury uniknął zniszczenia w okresie ateizacji, nawet nie przerobiono go na jakiś magazyn. Był jedyną w kraju czynną świątynią - tyle, że jedynie dla cudzoziemskich dyplomatów. Ot, taki drobiazg ;)

Pan spod drzwi nie jest zbyt miły - najpierw na mnie się drze, że źle postawiłem klapki (niestety, nie zrozumiałem jego albańskiego warczenia i gestykulacji gdzie miałem je dać), a potem przepędza Teresę na żeński balkonik. W porównaniu z choćby Beratem to mało sympatycznie... Ale w środku ciekawie - piękne freski i zdobienia.



Obok meczetu stoi wieża zegarowa, obowiązkowe wyposażenie każdego miasta Imperium Osmańskiego. Obecny czas odmierza chiński zegar z 1970 roku (przedtem był zwykły dzwon, czasomierz niemiecki i skradziony z kościoła).


Nieco dalej od placu stoi nowa cerkiew prawosławna, podobno trzecia pod względem wielkości w Europie (też mi się to nie bardzo widzi). Stoi w miejscu starej, zburzonej w latach 60.


Za mocno zanieczyszczoną rzeką Lanë stoi... piramida.


Wybudował ją Hodża jako swoje mauzoleum, za, bagatela, 700 mln dolarów. Trzy lata po jego śmierci, w 1988 roku, utworzono w niej muzeum mu poświęcone.




(zdjęcia pochodzą z http://www.enverhoxha.ru/...gallery_30.htm)

Po upadku komunizmu muzeum zamknięto (a szkoda - jaka to byłaby dzisiaj atrakcja), więc wódz nigdy w mauzoleum nie spoczął. Od tego czasu niszczeje i nie bardzo wiadomo co z nim zrobić...


Akurat wewnątrz była jakaś dziwna wystawa sztuki nowoczesnej, więc udało nam się wejść do środka.



Kawałek dalej zaczynała się pilnie strzeżona dzielnica rządowa. Mieszkało w niej aż 15 rodzin, sama góra partyjna, więc od reszty obywateli odgradzał ich m.in. bunkier.


Willa, w której mieszkał Enver Hodża, nie jest dzisiaj żadnym luksusem, ale wtedy to przeciętny Albańczyk mógł o takiej co najwyżej pomarzyć w kapitalistycznym śnie.


Od placu Skanderberga do placu Matki Teresy prowadzi szeroki bulwar.


Ruch, nawet jak na niedzielę, jest minimalny.

Przy bulwarze stoją kolejne budynki rządowe, zaprojektowane przez Włochów (bulwar nosił wtedy imię Mussoliniego)...


...i te już z okresu późniejszego, jak siedziba prezydenta, a w przeszłości ambasada ZSRR.


Jest też niszczejący hotel Dajti, wybudowany przez Makaroniarzy już w okresie ich okupacji. Tutaj nocowali dyplomaci i delegacje zagraniczne, dla turystów był dostępny hotel Tirana na placu Skanderberga.


Inną legendą związaną z Tiraną jest ta, że to jedyna stolica w Europie, gdzie nie ma McDonalda. Nie jest to prawda, gdyż takich lokali nie ma choćby w Podgoricy, Skopje czy Prisztinie (zakładając, że to stolica, a nie serbskie miasto), faktem jest natomiast że tutaj także nie. Zamiast niego mamy Kolonata ;)


Niedaleko piramidy jest inny zabytek, Most Grabarzy z XVIII wieku. Kiedyś stał nad rzeką Laną, po jej regulacji stoi nad trawnikiem.


Po sąsiedzku zaglądamy do restauracji o znajomej nazwie Szwejk ;)


Są rysunki znane z Haszka...


...choć zapewne Albańczykom niewiele to mówi. Ludzi tu multum, jedzenie tanie i smaczne, a wyrabiane na miejscu piwo kosztuje ledwie 100 leków ;)


Po zmroku idę ze statywem na kilka nocnych ujęć placu Skanderberga.

Po lewej Hotel Tirana, obecnie przebudowany i prowadzony bodajże przez Włochów.



Rano z kolei udaję się na deptak, gdzie w ciągu dnia działają sklepiki dla turystów i restauracje.


Nie udaje mi się dostać do dawnej rezydencji króla Zoga, fotografuję więc pozostałości tirańskiego zamku (nazywanego fortecą Justyniana, który zapewne nie miał z nią nic wspólnego)...


...i parlamentu, zapytawszy uprzednio strażnika o zgodę, którą był szeroki uśmiech :)


Cóż więc można rzec o Tiranie? Na pewno warto tutaj zajrzeć choć na jedną noc i udać się do jakiegoś lokalu, gdzie chadzają miejscowi. Jest też kilka zabytków, o niektórych doczytałem dopiero po powrocie. Centrum nie jest też aż tak brzydkie, jak straszą - nie ma m.in. tego, co mnie najbardziej drażni w polskich miastach - paskudnych, wielkich i małych reklam, wiszących wszędzie! Jest za to połączenie włoskiego renesansu z bałkańskim chaosem i kontrasty, kontrasty, kontrasty... Niezaprzeczalny jest też atut, że Tirana jest względnie tania, zwłaszcza stołowanie się i rajd po knajpach nie zrujnuje portfela (oczywiście pod warunkiem, że nie będziemy się pchać do miejsc dla cudzoziemców).






Wyjeżdżając kierujemy się na Elbasan, na autostradę, która istnieje głównie na mapie, choć w niektórych miejscach bramki już stoją, nawet działają znaki ;)



Chciałem się zatrzymać w Elbasanie, bo jest w nim kilka zabytków, ale połowa miasta jest rozkopana, a w drugiej potężny korek i brak wolnych miejsc do parkowania. Olewamy więc miejscowość, choć na obwodnicy mijam przypadkowo meczet z XVI wieku, niedawno odnowiony przez Turcję.


Symboliczna scena z koniem trojańskim w tle ;)


Za Elbasanem równie przypadkowo widzę kamienny turecki most (poszukiwania kolejnego nie przynoszą sukcesu)...


...oraz funduję kąpiel samochodowi w jednej z tysięcy małych myjni - tak czysty to jeszcze nigdy nie był :D


Do granicy jedziemy fajną drogą doliną Shkumbini.


W pewnym momencie następuje seria zakrętów i pojawia się widok na Jezioro Ochrydzkie z Macedonią w tle. Pięknie!



Albania powitała nas wozem z sianem, a żegna stadem kóz ;)


Jak można podsumować Albanię? Warto się spieszyć, tak szybko się zmienia... Z jednej strony na plus, bo dzięki drogom można w wiele miejsc dojechać normalnym wozem nie niszcząc go. Z drugiej - widać, że w wielu miejscach już teraz turystów jest za dużo, a każdy kawałek zabudowany. Dotyczy to jednak głównie Sarandy (w mniejszym stopniu Ksamil), Wlory i okolic, Durres, czyli wielkich miast i kurortów. Ludzi nadal są szalenie sympatyczni i pomocni. Do tego piękne krajobrazy i wiele zabytków. No i nadal niskie ceny, nie ma co porównywać do Chorwacji czy Czarnogóry, do których z niewiadomych powodów wszyscy się pchają.

Jadąc tutaj Teresa miała pewne obawy odnośnie reakcji męskiej części społeczeństwa - naturalne blondynki potrafią w niektórych krajach muzułmańskich wzbudzać duże zainteresowanie. Tak było m.in. wśród macedońskich Albańczyków. Jednak Albańczycy z Macedonii i Kosowa, a Albańczycy z Albanii to jakby inny naród - przede wszystkim znacznie bardziej świecki i tolerancyjny. Wydaje się bardziej świecki niż rozmodlona Polska. Kobiet w chustach jest więcej w Berlinie czy Wiedniu niż w Tiranie... Zresztą to ja budziłem większą sensację - okazało się, że długowłosy, zarośnięty facet w kapeluszu, z koralikami, rozchełstaną kwiatową koszulą i swetrem na wierzchu jest większą atrakcją niż blondynka ;) Kilka osób prawie wpadło pod auto albo zleciało ze schodów ;)

Galeria z Tirany i okolic:
https://picasaweb.google....TiranaIOkolice#
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2014-10-15, 15:47, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8287
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-10-31, 18:08   

Tak się złożyło, że do Macedonii wjechaliśmy dokładnie dwa lata (co do dnia) po tym, gdy z niej wyjeżdżaliśmy - to jakiś znak ;)



Niestety, na dzień dobry humor psują nam macedońscy celnicy. Dwóch debili najwyraźniej się nudzi, zadają głupie pytania, w dodatku nie mogą się nadziwić, że posługujemy się paszportami różnych krajów. Każą nam zjechać na bok i wypakować cały bagażnik! Potem bawią się w złego i dobrego policjanta - zły oklepuje wnętrze (auto ma swoje lata i plastik w wielu miejscach odchodzi), sprawdza silnik, wszystkie półki... dobry w tym czasie wesoło zagaduje o wakacjach w Albanii i poleca najlepsze drogi objazdowe. Gdy widzę tego złego jak podchodzi z kluczem to robi mi się słabo - jeszcze tylko brakuje, że nam auto rozkręci...

Na szczęście w końcu mówią że wszystko w porządku ("rutynowa kontrola" - odpowiada zdziwiony na moje pytanie, czy coś jest z wozem nie tak; akurat!) i każą jechać. Pies was jebał, debile, jakie to szczęście że na większości granic europejskich już nie ma takich idiotów!

Na pierwszym większym skrzyżowaniu widać ślady działalności radykalnych Albańczyków - zamazano macedońskie nazwy. Nie raz już pisałem, że Albańczycy z Kosowa i Macedonii są znacznie bardziej nacjonalistyczni niż ci z samej Albanii...


Zatrzymujemy się w Strudze, aby coś zjeść, zrobić zakupy i wymienić walutę. Struga (Струга), leżąca nad Jeziorem Ochrydzkim i rzeką Czarny Drin. Jak większość miejscowości w tym regionie jest dwujęzyczna - choć Albańczycy stanowią oficjalnie 32% mieszkańców, to na ulicach wydaje się, że jest ich większość: albańskie napisy, meczety, wiele kobiet w chustach...



Pod Ochrydą zajeżdżamy na znany sprzed dwóch lat "obóz pionierów". Jest, działa i niewiele się zmienił, a pani na recepcji twierdzi, że nas pamięta ;) Różnice są dwie: zamiast przyczepy kempingowej mamy blaszaną budkę... :D (szczyrbaty sąsiad od razu przyszedł się przywitać ;) )


ostatnio byliśmy jedynymi cudzoziemcami (Serbów nie liczę), teraz jest jeszcze jakaś belgijska para i francuscy skauci. Ale poza tym wszystko w porządku, kible też stoją, choć ten mnie rozwalił :D


Obóz jest położony oczywiście nad samym jeziorem, widać stąd doskonale twierdzę w Ochrydzie oraz cerkiew św. Jana Kaneo.



W miejscowym barze nadal karmią niedrogo i smacznie, jest nawet muzyka na żywo ;)


Wieczór nad Ochrydą...


We wtorek kierujemy się na Skopje, ale tym razem boczną drogą wzdłuż granicy albańskiej, a przede wszystkim wzdłuż Czarnego Drinu, na którym znajduje się kilka sztucznych zbiorników wodnych.


Pierwszy z nich, Globočica (Глобочица), ma ciekawy zielony kolor. Ponoć od koloru otaczających wzgórz, ale podejrzewam, że raczej jakieś minerały się w nim rozpuszczają, ewentualnie jest brudny od mułu czy czegoś podobnego. Po drugiej stronie widać niewielkie osady, do których można dopłynąć łódką.



W wielu miejscach widać, że jest niski stan wody.


Jezioro Debarskie (Дебарско езеро) jest jeszcze bardziej widokowe - kręci się ta woda i kręci!


W ogóle to droga jest niezłej jakości, pusta, mało osiedli ludzkich, no i widoki...

Mniej więcej w połowie trasy jest miasto Debar (Дебар), chyba najbardziej muzułmańskie miasto Macedonii. Macedończyków jest tutaj ledwie 7%, absolutną większość stanowią Albańczycy, do tego niewielkie grupy Turków i Cyganów, a aż 95% stanowią wyznawcy islamu.


Jakby na przekór stosunkom etnicznym na obrzeżach stoi prawosławny monastyr św. Jerzego.


Czarny Drin się zwężył, ale droga nadal jest widokowa, bo na okolicznych górach wyrosły wioski.


Kilkanaście kilometrów za Debarem jest znany na cały kraj monastyr Bigorski, oficjalnie Jana Chrzciciela, którego historia sięga XI wieku, choć po działalności Turków odbudowano go dopiero w XVIII-XIX stuleciu.


Pięknie położony, z pięknymi widokami z tarasu...


W głównej cerkwi znajduje się ogromny, drewniany ikonostas wyrzeźbiony przez niejakich braci Filipowskich - jeden z trzech w kraju. W środku naturalnie nie wolno robić zdjęć, podejrzliwie patrzą nawet na ludzi wchodzących z aparatem :( No jasne, sfotografuję cerkiew i zacznę zarabiać na odbitkach, odbierając mnichom chleb!

Pozostaje sfotografować z zewnątrz.


Po kolejnych kilkunastu kilometrach jest trzeci zbiornik wodny - Mawrowo (Мавровско Езеро), położony przy parku narodowym o tej samej nazwie. Okolica jest chętnie odwiedzana przez macedońskich turystów, choć dzisiaj to nikogo nie widać z okien samochodu.



Przy brzegu socrealistyczny w formie, narodowy w treści, pomnik budowniczych zbiornika, którzy musieli mieć monstrualnie duże stopy.


W kierunku Skopje prowadzi autostrada imienia Matki Teresy. To zapewne tłumaczy, czemu początkowe kilometry są tak ubogie w dobry asfalt... ale w sumie skoro u nas jest tunel Emilia, to czemu to nie nazwać autobany od zakonnicy?


Przed Skopje skręcamy w góry, do Kanionu Matka. To bardzo popularne miejsce wśród mieszkańców stolicy. W latach 30-tych rzekę Treska przegrodzono zaporą i powstał najstarszy w Macedonii sztuczny zbiornik, ograniczony skalistymi ścianami.



Wgłąb kanionu prowadzą szlaki do licznych tam monastyrów, można też popłynąć łódką... już na samym początku stoi cerkiew z XIV wieku, ale jak to w Macedonii - wstęp jest płatny i to nie mało w porównaniu do jej wielkości... a ze skał chłopaki skaczą do wody, popisując się przed dziewczynami i przechodniami.


W Skopje meldujemy się w znajomym hostelu w dość biednej dzielnicy, ale blisko centrum. Po szybkim wypiciu Skopska idziemy do śródmieścia obejrzeć jak idzie budowa nowej dzielnicy...

Pisałem już o tym w 2012 roku, ale ponieważ mało kto to czytał, a jeszcze mniej pamięta to tak w skrócie: w 1963 roku Skopje zniszczyło katastrofalne trzęsienie ziemi. Ofiar śmiertelnych było nieco ponad 1000, ale 75% budynków zniknęło z powierzchni albo zostało poważnie uszkodzonych. Odbudowano je w stylu dość bezpłciowym, więc jakiś czas temu władze miasta i kraju stwierdziły, że stolica młodego państwa powinna otrzymać nowe, ciekawsze oblicze. Program Skopje 2014 zakładał, że powstanie szereg nowych budynków i innych obiektów.

No i powstają, głównie wzdłuż Wardaru, płynącego przez środek stolicy. Jest budynek MSZ-u...


...agencja ds komunikacji i Muzeum Archeologiczne, dzielące gmach z Sądem Konstytucyjnym (to chyba najładniejszy budynek).


Teatr Narodowy to rekonstrukcja obiektu, który stał tutaj do 1963.


Jest nowe Muzeum Holokaustu, otwarte dokładnie w 68 rocznicę wywózki miejscowych Żydów do Treblinki.


Jest wiele innych, jeszcze budowanych, jak Teatr Narodowy, Filharmonia Macedońska i inne... Do tego dochodzą dziesiątki, jeśli nie setki pomników, fontann i rzeźb. Oprócz monumentalnego Aleksandra Wielkiego (oficjalnie "Jeźdźca na koniu) i Filipa II (oficjalnie "Wojownika") jest np. Pomnik Macierzyństwa lub Matki Macedonii.


Wraz z motywem spod pomnika Filipa mógłby się bardzo ideologicznie spodobać np. posłom PiS-u - w końcu rodzina przede wszystkim.


Po bliższym przyjrzeniu się macedońskim kobietom z tych kompozycji i ich jędrnym, pełnym piersiom, niedokładnie albo wcale zakrytych, to jednak posłowie PiS-u nie do końca mogliby być zadowoleni ;)

Cały projekt Skopje 2014 budzi duże kontrowersje w Macedonii - po pierwsze za koszty, bo kraj bogaty nie jest. Po drugie z powodów estetycznych - większość obiektów ociera się o kicz, albo zwyczajnie kiczowaty jest. Albańczycy, którzy do niedawna narzekali, że rząd pomija ich dzielnice w stolicy podczas inwestowania, teraz psioczą, że budynki odcinają ich od nowego centrum - no i jak tu ich zadowolić?

Idziemy na twierdzę górującą nad miastem. Dwa lata temu była zamknięta, po zamieszkach macedońsko-albańskich, teraz można wejść do środka. Wewnątrz wiele ciekawego nie ma, ale można pospacerować po murach i popajacować z flagą RAŚ-u (cytat z pewnego forum ;) ).




Pod wieczór schodzimy do Čaršiji, muzułmańskiej dzielnicy zza Wardarem. Jest, moim zdaniem, znacznie bardziej klimatyczna i mniej turystyczna niż ta w Sarajewie.


Niestety, w okolicach 19-tej większość sklepów i lokali jest już zamknięta, co nas bardzo dziwi.


Otwarte są te bliżej centrum, ale tam siedzą nieliczni jeszcze zagraniczni turyści, jest mało fajnie i drogo. Na szczęście w końcu udało się zjeść w tej bardziej zaniedbanej części :)


Po zmroku kiczowatość nowych budynków gdzieś znika, teraz, oświetlone różnymi kolorami mogą się podobać, podobnie jak fontanny.



A już odcinek od tureckiego starego mostu z Muzeum Archeologicznym i MSZ-em wygląda naprawdę bardzo ładnie, zwłaszcza z dwoma nowymi kładkami dla pieszych, przy których stoją postacie historycznych polityków (Most Oko) i artystów (Most Sztuki).




Dla miłośników innych wrażeń - Dom Pamięci Matki Teresy...


...i dawny dworzec kolejowy, który częściowo przetrwał trzęsienie i dzisiaj jest muzeum (wskazówki zatrzymały się w momencie pierwszego wstrząsu).


Macedonia była krótkim przystankiem na bałkańskiej ścieżce, ledwie 2 noce, częściowo po starych śladach, ale też po nowych. Przed opuszczeniem kraju postanawiam jeszcze znaleźć akwedukt na obrzeżach Skopje - nie jest to prostą sprawą, bo brak oznaczeń (jest jedna tabliczka w centrum), ale w końcu się udaje. Co ciekawe, leży tuż przy bazie wojskowej.


Akwedukt nazywany jest "rzymskim", ale jego położenie wskazuje, że dostarczał wodę na teren współczesnego miasta, którego w czasach antycznych jeszcze nie istniało (leżało w innym miejscu). Najprawdopodobniej wybudowali go Turcy, aby zasilić swoje łaźnie i fontanny, choć być może wykorzystali jakieś starożytne elementy.


Akwedukt działał podobno jeszcze w XVIII wieku, dzisiaj liczy 386 metrów i 55 łuków... kilka łuków zawaliło się w 1963 i je odbudowano, co wyraźnie widać, część jest już w złym stanie.



Antyczne miasto, gdzie woda z akweduktu raczej nie dochodziła, to Scupi, założone w czasach rzymskich. Początkowo była to kolonia weteranów wojskowych, potem w I wieku n.e. powstało normalne miasto. Zachowało się niewiele, gdyby nie tablice informacyjne ciężko byłoby zidentyfikować resztki świątyń, term czy ulic.


Tylko teatr jest na tyle duży, że bez problemu przypomina siebie - trwają na nim zresztą prace archeologiczne.


Po tym krótkim powrocie do starożytności pozostaje nam skierować się już do głównego przejścia z Serbią (na jednej bramce pan z obsługi uprzejmie mówi nam "dziękuję", bo jest... z Rumunii ;) ), tam kolejka dość umiarkowana i już...


Pełna galeria:
https://picasaweb.google....ePoDwochLatach#
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2014-10-31, 18:24, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2014-10-31, 19:48   

Pudelku, czyli polecasz w Macedonii wędkowanie, spacer wąwozami/jeszcze fajniej łódką/ oraz wieczorne Skopje ... :)
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8287
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-10-31, 20:05   

wędkowania nie polecam, mordowanie ryb dla własnej przyjemności jest dla mnie tak samo niezrozumiałe jak czajenie się w lesie ze strzelbą :P

na Kanion Matka spokojnie można przeznaczyć cały dzień - tam jest sporo kilometrów szlaków do monastyrów, jaskiń itp.

A tak w ogóle to polecam kilka innych miejsc, tutaj był tylko krótki przejazd ;)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8287
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-11-04, 22:06   

po Kosowie, Albanii, Grecji i Macedonii pora jechać w kierunku Śląska, a to oznacza, że musimy powrócić do Serbii...



Odprawa przebiega w miarę sprawnie (choć Serbowie trzepią porządnie jakieś auta, zdaje się, że niemieckich Turków).

Po krótkim odcinku autostrady jest dość spory kawał objazdu, bo budują brakujący odcinek, dzięki któremu będzie można przejechać ciągiem od Wojwodiny po rogatki Macedonii...

Jako, że podróż na południe ubiegła pod znakiem cerkiewnym, to i tym razem trzeba by się dostosować - podjeżdżamy więc do położonego nieco na uboczu monastyru Rawanica.


To ważne miejsce pielgrzymkowe - znajdują się tutaj szczątki księcia Łazarza I Hrebeljanowića, który poległ w Bitwie na Kosowym Polu, są więc bardzo cenne dla Serbów. Zapewne również z tego powodu klasztor był wielokrotnie atakowany przez Turków i nawet grube mury nie stanowiły odpowiedniej osłony...


Niszczony i odbudowany dopiero od XIX wieku cieszy się względnym spokojem, choć w czasie II wojny światowej znowu pojawili się wrogowie - najpierw chorwaccy ustasze skradli relikwiarz, potem splądrowali go Niemcy (choć jest też wersja, że przenieśli szczątki do Belgradu, aby ich nikt nie porwał). W każdym razie dziś resztki księcia znowu tutaj spoczywają, w cerkwi, pierwszej w Serbii wybudowanej w tzw. stylu morawskim (od rzeki Wielkiej Morawy, a nie Moraw ;) )


W środku słabo zachowane freski z XIV wieku - nawet udaje mi się je sfotografować, zanim dostanę ostrzeżenie :D


Powrót na autostradę i sruuu do Belgradu. Korek przy bramkach na 10-15 minut i już stolica - tym razem bez większych problemów podjeżdżam pod hostel, znany z ubiegłego roku.


Hostel charakteryzował się m.in. tym, że wjeżdżało się do niego windą z podejrzanie cienką podłogą, która przy większej ilości ludzi niż dwie niebezpiecznie zwalniała :D Tym razem nawet przy minimalnym obciążeniu serwowała dodatkowe atrakcje typu gaśnięcie światła :D

Wieczorny spacer rozpoczynamy od piwka w pobliskim parku. Siedzą tam miejscowi o dość charakterystycznych gębach, co Teresa kwituje odkrywczo "tutaj są sami żule" :D A serbski hamburger, czyli pleskavica w bułce smakuje masakrycznie smacznie!


Wieczorny Belgrad odkrywa swoje uroki - na głównym deptaku tłum...


...w księgarniach święte obrazki mordercy z Sarajewa (w końcu jest 100-lecie zamachu)...


Zaglądamy na Kalemegdan - chłopaki grają w kosza między murami twierdzy :)


Ze skarpy nad Sawą i Dunajem na oświetlone nabrzeża patrzy Victor (pamiątka zwycięstwa nad Austro-Węgrami w Wielkiej Wojnie)...


Również rano nie umiem wysiedzieć i lezę z aparatem na krótką przechadzkę. Sporo tutaj budynków w stylu charakterystycznym dla ubiegłej epoki.


Gmachy jugosłowiańskiego dowództwa, zbombardowane przez NATO w 1999 roku, nadal rozprute jak kasa pancerna.


Podobno są teraz porządkowane i mają być luksusowym hotelem - jakoś mi się to nie widzi. Po pierwsze - historia tego miejsca nie zachęca raczej do spania, po drugie - koszty musiałyby być niewyobrażalnie wysokie... może właśnie przez nie pozostaną jako wieczne memento?


Pod siedzibą prezydenta trafiam na zmianę warty - skromna.


Po powrocie do hostelu trzeba pomyśleć co dalej - zastanawiałem się nad klasztorami Fruskiej Góry, ale pogoda jest mocno niepewna (już wczoraj siąpiło), więc decydujemy się na obejrzenie Muzeum Historii Jugosławii, które już kiedyś było w planach.

Znalezienie go trochę nam zajmuje - długo krążymy po dzielnicy rządowo-ambasadorskiej, gdzie co rusz stoją uzbrojeni po zęby żołnierze i policjanci, w końcu we właściwe miejsce kieruje nas przechodzień.


Muzeum, do 1996 roku noszące nazwę Rewolucji, jest niestety zamknięte, ale można obejrzeć stojący obok Dom Kwiatów.


Powstał jako miejsce wypoczynku do Josefa Broz Tito w 1975 roku. Kiedy zmarł, zgodnie z jego życzeniem pochowano go właśnie tutaj (dokładnie w miejscu, gdzie kiedyś znajdowała się fontanna). Rok temu dołączyła do niego żona, Jovanka.



Do 1992 roku przy grobie stała warta JNA.


(fot. Wikimedia Commons)

Obecnie do mauzoleum pielgrzymują obywatele dawnej Jugosławii, wzdychający do "starych, dobrych czasów" oraz turyści. Mogą tutaj obejrzeć m.in. przedmioty osobiste Tito oraz sporą kolekcję prezentów, jakie otrzymał (jego zbiór prezentów liczył tysiące sztuk z całego świata).


Tito, jak niemal każdy szanujący się przywódca komunistyczny, lubował się w markowych ciuchach i drogich drobiazgach, zupełnie się z tym nie kryjąc (inna sprawa, że obywatele Jugosławii sami mieli możliwość bogacenia się, bo mogli w miarę swobodnie jeździć za granicę).


Jak widać pracował przy biurku ze swoją głową :D


A co do prezentów... już w latach 60-tych wybudowano obok specjalny budynek na najciekawsze okazy. Dzisiaj prezentowane są głównie te z dawnej Jugosławii...


Dominuje "sztuka ludowa" wczesnego socrealizmu jugosłowiańskiego.



Nowa świecka tradycja - po opuszczeniu muzeum wlepia się nalepki wstępu na słup :)


Pogoda zdecydowanie się pogarsza - leje :( Ciepłe Bałkany zostały zdecydowanie za nami, czas ruszać w kierunku Węgier... po drodze są pewne problemy z korzystaniem z kibla, bo wszystkie po drodze zawalone niemieckimi, austriackimi czy francuskimi Turkami lub Kurdami - tłum, hałas, syf... na parkingach to samo :|

Żegnamy więc Serbię, na szczęście jeszcze to nie koniec wyjazdu, są 2 dni na Węgrzech dla odpoczynku ;)

Pełna galeria z Serbii: https://picasaweb.google....astyrowICerkwi#
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2014-11-04, 22:11, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
maurycy 


Dołączył: 17 Lis 2013
Posty: 898
Skąd: Bielsko okolice
Wysłany: 2014-11-06, 21:07   

Pudelek napisał/a:
A serbski hamburger, czyli pleskavica w bułce smakuje masakrycznie smacznie!
Smacznie czyli co tam jest takiego dobrego ? :D Bo u nas we wkładce jest mielony z bułką tartą, a właściwie na odwrót, bułka tarta z mielonym :P
A tam wygląda jak każdy inny hamburger, tyle, że spory ;)

Aha, umsknęła mi poprzednia relacja, ale nic nie szkodzi dzisiaj sobie wszystko doczytałem. Jako, że na Bałkanach zupełnie się nie znam, to zapytam o mój ulubiony wątek kulinarny - to na fotkach powyżej to też słynne cevapi bałkańskie ?
Widzę, że w tych krajach to żelazne menu :) Tylko pozazdrościć. Nie to co u nas w standarcie grilowym - kiełbasa i jeszcze raz kiełbasa.
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8287
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-11-07, 00:31   

maurycy napisał/a:
Smacznie czyli co tam jest takiego dobrego ? Bo u nas we wkładce jest mielony z bułką tartą, a właściwie na odwrót, bułka tarta z mielonym. A tam wygląda jak każdy inny hamburger, tyle, że spory

nic nadzwyczajnego tam nie było - niezłe mięso, zrobione bezpośrednio nad grillem, nie z żadnej mikroweli, bułka też ugrillowana, do tego trochę warzyw. Smakowało tak świeżo, że połknąłem błyskawicznie :) W sumie skusiłem się, bo miejscowi to kupowali i widać było, że im też smakuje, więc to najlepsza rekomendacja.

maurycy napisał/a:
Jako, że na Bałkanach zupełnie się nie znam, to zapytam o mój ulubiony wątek kulinarny - to na fotkach powyżej to też słynne cevapi bałkańskie ?
Widzę, że w tych krajach to żelazne menu Tylko pozazdrościć. Nie to co u nas w standarcie grilowym - kiełbasa i jeszcze raz kiełbasa.

cevapi jest na zdjęciach z Macedonii - faktycznie, do spożycia prawie wszędzie (choć w Albanii niekoniecznie, głównie w lokalach sygnowanych jako "tradycyjne"). W każdym miejscu smakuje trochę inaczej (kwestia przypraw). Ale podejrzewam, że ktoś z Bałkanów mógłby być zachwycony polskimi grillami - "u nas tylko cevapi i pleskavica a tutaj kiełbasa i karczek jest żelaznym menu, tylko pozazdrościć" :D
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2014-11-07, 09:09   

W Belgradzie zabawiłem 7 lat temu jeden dzień, czyli w miniaturze: cerkiew Świętego Sawy (chyba największa cerkiew na świecie), zamek Kalemegdan (obowiązkowo syn na armacie) i Sawa z Dunajem, a nocowaliśmy w hotelu kształtem przypominającym piramidę. Niewiele brakowało, żeby pilot dostał wp... przy śniadaniu od kelnerki (fest baba powyżej mojej kategorii wagowej), bo usiadł przy sąsiednim stole, który nie był przeznaczony dla naszej grupy. Pocieszałem go później, że wszystko było pod kontrolą i bym mu pomógł, gdyby doszło do rękoczynów :)
 
 
maurycy 


Dołączył: 17 Lis 2013
Posty: 898
Skąd: Bielsko okolice
Wysłany: 2014-11-07, 22:57   

Pudelek napisał/a:

nic nadzwyczajnego tam nie było - niezłe mięso, zrobione bezpośrednio nad grillem, nie z żadnej mikroweli, bułka też ugrillowana, do tego trochę warzyw. Smakowało tak świeżo, że połknąłem błyskawicznie :) W sumie skusiłem się, bo miejscowi to kupowali i widać było, że im też smakuje, więc to najlepsza rekomendacja.

cevapi jest na zdjęciach z Macedonii - faktycznie, do spożycia prawie wszędzie (choć w Albanii niekoniecznie, głównie w lokalach sygnowanych jako "tradycyjne"). W każdym miejscu smakuje trochę inaczej (kwestia przypraw). Ale podejrzewam, że ktoś z Bałkanów mógłby być zachwycony polskimi grillami - "u nas tylko cevapi i pleskavica a tutaj kiełbasa i karczek jest żelaznym menu, tylko pozazdrościć" :D

Jak mięsko na hamburgera ( plus bułka ) było z grila - to już nie mam więcej pytań. Nic tylko obejść się smakiem :)
Tym bardziej, że widać błogą minę kolegi na zdjęciu z burgerem :D

Co do drugiej części wątku kulinarnego to w sumie masz racje ;)
Cudze zawsze inaczej ( lepiej ) smakuje :) Co można tam jeszcze zjeść innego, równie dobrego ?
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2014-11-07, 23:07   

Wychodzi na to, że niektórym wyjazdy i sztuka kojarzy się tylko z jedzeniem ...
Widzę głęboki upadek społeczeństwa ... :)
Dzieciom zawsze wprawdzie doradzam, aby próbowali kuchni regionalnej, ale przede wszystkim dużo zwiedzali, bo jak wybiorą się z partnerem/ką/, to koszty trza liczyć 2x.
Wiem, jestem egoista ...
 
 
maurycy 


Dołączył: 17 Lis 2013
Posty: 898
Skąd: Bielsko okolice
Wysłany: 2014-11-07, 23:10   

ceper napisał/a:
Wychodzi na to, że niektórym wyjazdy i sztuka kojarzy się tylko z jedzeniem ...
Widzę głęboki upadek społeczeństwa ... :)
Dzieciom zawsze wprawdzie doradzam, aby próbowali kuchni regionalnej, ale przede wszystkim dużo zwiedzali, bo jak wybiorą się z partnerem/ką/, to koszty trza liczyć 2x.
Wiem, jestem egoista ...

Heh, heh nie tak do końca :P
Ale nie powiem ,egzotyczne kulinaria od dawna mnie kręcą :)
A jak innych nie to już trudno, nie mój problem :P
 
 
Wiolcia 


Dołączyła: 13 Lip 2013
Posty: 3458
Wysłany: 2014-11-07, 23:22   

Gdy jestem za granicą, zawsze staram się spróbować lokalnej kuchni. Dla mnie to też ważny aspekt poznawania innych krajów i innej kultury, więc fajnie, jak ktoś pokazuje jakieś egzotyczne jedzenie na zdjęciach z wyjazdu. A to bałkańskie jest smaczne :) .
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8287
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-11-08, 00:54   

ceper napisał/a:
Wychodzi na to, że niektórym wyjazdy i sztuka kojarzy się tylko z jedzeniem ...

ceper napisał/a:
Widzę głęboki upadek społeczeństwa ... :)

jakby się kojarzyło tylko z fotką jakiejś wieży to byłby upadek, ale jedzenie to w końcu jeden ze zmysłów więc bardzo dobrze!

wyjazd bez jedzenia uważam za niebyły. Do jedzenia doliczam alkohol. Czyli - mogłem gdzieś być, ale jak nie zjadłem i nie zapiłem, to mnie nie było (prawie jak niektórym, co nie skomentowali fotci na fejsiku ;) )

maurycy napisał/a:
Co można tam jeszcze zjeść innego, równie dobrego ?

Od dwóch lat próbuję zjeść macedońskie tawcze grawcze - wariacja na temat fasoli. I mi się nie udało.

Na pewno podstawa kuchni bałkańskiej to mięso z grilla. Reszta to tak naprawdę dodatek. W Albanii można zjeść owoce morza - ponoć niezłe, ale ja nie jadam, to się nie wypowiadam. Ogólnie to można tam wybierać pomiędzy róznymi wersjami grillowanego/zapiekanego mięsa plus warzywa/owoce w róznych kombinacjach... to najczęściej dość proste zestawy wychodzą, ale naprawdę smaczne :)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - opowiadania