Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Nad Morze Czarne i z powrotem - czyli powrót na Bałkany

Autor Wiadomość
Basia Z. 


Dołączyła: 06 Wrz 2013
Posty: 3550
Skąd: Chorzów
Wysłany: 2013-09-26, 17:53   

Kiedyś kiedyś oprócz tego, że byłam w Pirynie byłam również w Sozopolu, a najdalej na południe w Primorsku (spaliśmy wtedy w jakimś ośrodku młodzieżowym).
Sozopol nie był wtedy jeszcze tak skomercjalizowany, chociaż wszędzie było pełno Polaków i bardzo mi się to miasteczko podobało.
Urocze knajpki, gdzie jak pamiętam pierwszy raz w życiu piłam schweps-a, piękne skaliste półwyspy, niewielkie wciśnięte pomiędzy skałki plaże na których opalaliśmy się.
Była też Eva-plaź, gdzie można się było opalać i kąpać nago, z czego korzystaliśmy.
W Sozopolu spaliśmy na campingu, który był bardzo blisko plaży.

Niestety nie zrealizowałam jak dotychczas swojego marzenia aby pojechać w góry Strandża. wtedy były one strefą zamkniętą dla cudzoziemców (chyba ze względu na bliskość granicy tureckiej), a potem już nie miałam okazji tam być.

Podobno tam w niektórych wsiach praktykuje się nadal rytuał chodzenia boso po rozżarzonych węglach, teraz niestety też skomercjalizowany dla turystów.

Ciekawa jestem dalszego opowiadania, może Wam się udało dojechac w głąb gór Strandża ?
_________________
http://www.pilot-przewodnik.org/
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8312
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2013-09-26, 17:59   

Basia Z. napisał/a:
Była też Eva-plaź, gdzie można się było opalać i kąpać nago, z czego korzystaliśmy.


na golasa można się opalać na plaży w Sinemorcu, przy ujściu rzeki - po prostu naturyści rozkładają się przy skałach, dalej są tekstylni. Jednym i drugim to nie przeszkadza (w Polsce by pewno wezwano Straż Wiejską). Między Sinemorcem a plażą Silistar jest z 5 kilometrów i idąc klifami co chwilę są zatoczki - najczęściej kompletnie puste. Tam można robić co się ludziom podoba :)

Basia Z. napisał/a:
Niestety nie zrealizowałam jak dotychczas swojego marzenia aby pojechać w góry Strandża. wtedy były one strefą zamkniętą dla cudzoziemców (chyba ze względu na bliskość granicy tureckiej), a potem już nie miałam okazji tam być.

Podobno tam w niektórych wsiach praktykuje się nadal rytuał chodzenia boso po rozżarzonych węglach, teraz niestety też skomercjalizowany dla turystów.

Ciekawa jestem dalszego opowiadania, może Wam się udało dojechac w głąb gór Strandża ?

to na pewno z powodu granicy, część gór i najwyższy szczyt Strandży jest już w Turcji. Niestety, zabrakło czasu na te pasmo, ciężko pojechać wszędzie w 2 tygodnie :( a góry wyglądają zachęcająco...


Co do chodzenia po węglach to też o tym czytałem - teraz za kasę, ale ponoć są jeszcze takie zagubione wsie (w ogóle teren mało ludny), gdzie nie jest to skomercjalizowane
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2013-09-26, 18:01, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Wiolcia 


Dołączyła: 13 Lip 2013
Posty: 3458
Wysłany: 2013-09-26, 19:05   

Czy mi się wydaje, czy w tym roku preferujecie zatrzymywanie się na dłużej w jakimś miejscu i leniuchowanie? No ale nad morzem to się w sumie nie dziwię.
Ciekawe te klimaty waszej miejscowości bazowej. W Polsce już się takich nie spotyka, a tam - trochę kiczowato, trochę przaśnie, czyli wschodnio i za to zupełnie niekomercyjnie.
Cerkwie w Nesebyrze bardzo przypominają mi te w Macedonii, w Ochrydzie. Tylko takie trochę za bardzo odpicowane. Te skaliste plaże są za to bardzo urokliwe i ładnie Ci wyszły - widać od razu, że już innym sprzętem zdjęcia robisz.
Czekam na resztę. Melnik będzie?
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8312
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2013-09-26, 19:13   

Wiolcia napisał/a:
Czy mi się wydaje, czy w tym roku preferujecie zatrzymywanie się na dłużej w jakimś miejscu i leniuchowanie?


no nie do końca, w tamtym roku podobną ilość dni siedzieliśmy nad Ochrydem :) choć faktycznie, nie było takiego dnia jak w tym roku, że praktycznie nic nie robiliśmy - obrzydliwe nieróbstwo :P

Wiolcia napisał/a:
widać od razu, że już innym sprzętem zdjęcia robisz.

sprzęt to jedno, ale, moim zdaniem, odpowiednia pogoda i oświetlenie to jest klucz do sukcesu :)

Wiolcia napisał/a:
Melnik będzie?

do Melnika najbliżej mieliśmy z Pirynu, ale pojechaliśmy nad morze, więc nie dało rady. Znad morza kierunkiem była Stara Płanina
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2013-09-26, 19:16, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8312
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2013-10-01, 20:52   

opuszczając Morze Gościnne, jak w starożytności nazywano Czerno more, nie chciałem znowu utknąć w korku w Burgas, więc na wjeździe do tego miasta odbijamy w lewo, w boczną drogę nr 79. Dodatkową atrakcją mają być jakieś ruiny, o których informowały brązowe tabliczki jeszcze w Burgas.

Koło wioski Debelt tabliczki znowu się pojawiają, ale samych ruin nie widać. Parkujemy auto, idziemy jakąś piaszczystą drogą między krzaki - coś tam widać w tle, jakiś ludzi, ale za cholerę nie wiem jak tam dość, do tego w powietrzu aż gęsto od upału. No trudno, jedziemy dalej, ale po kilkuset metrach przy drodze widzę jakieś skromne zarysy antycznych pozostałości. Zostawiam auto we wsi i ruszam w pole - zarysy okazują się resztkami bizantyjskiej wieży z V wieku. Dalej, na wielkiej łące, odsłonięto ruiny Deultum, rzymskiego miasta założonego w I wieku przez Wespazjana (jest to ponoć jedyna rzymska kolonia w Bułgarii, ufundowana przez cesarzy z dynastii Flawiuszów), głównie dla weteranów VIII legionu Augusta. Widać zarysy potężnych term, świątyni Asklepiosa, drogi rzymskiej i innych budynków z późniejszych epok, gdyż po upadku Rzymu gospodarzyli tutaj Bizantyjczycy, a nawet Protobułgarzy w średniowieczu.




Dookoła pasą się konia, a prace archeologiczne nadal trwają - jako siła robocza występują głównie Cyganie.


Dalsza podróż to kolejne drogi o podobnym, w miarę niezłym standardzie, choć zdarza się i bruk.

Ogólnie to okolice są raczej mało zaludnione, a dodatkowo mocno spalone słońcem.

W Jambołu nagle wyrasta blokowisko...


Im bliżej, tym wygląda bardziej paskudnie...



zdewastowane budynki oraz wysypisko śmieci rozciągające się wokół drogi, a także widok współczesnych lepianek nie pozostawia wątpliwości, jakiej narodowości są mieszkańcy okolicy.


Czy fakt, że romskie osiedla w każdym kraju wyglądają tak samo też można podciągnąć pod stereotyp?

Przejeżdżamy nad autostradą A1 i kontynuujemy jazdę wzdłuż południowych stoków Starej Płaniny.


Na horyzoncie pojawia się Kazanłyk, stolica słynnej Doliny Róż (za komuny podobno wszystkie kobiety pragnęły kosmetyków z tych kwiatów, a i obecnie cieszy się dużą popularnością) oraz Doliny Trackich Królów - w okolicy jest ponad półtora tysiąca kurhanów kryjących grobowce Traków. Większość ograbiona i zniszczona, dlatego nie dziwota, że ten w Kazanłyku wpisano na listę UNESCO.


Co prawda też został ograbiony, ale w środku zachowały się unikalne freski wczesnohellenistyczne z trackimi akcentami, pochodzące z przełomu IV i III p.n.e.. Grób odkryto przypadkowo w 1944 - żołnierze kopali okopy obok tiurby (osmańskiego, średniowiecznego grobowca) i natknęli się na wejście.


Jest tak cenny, że zwiedzać można... tylko dokładną kopię, stojącą niedaleko :D Podobno za odpowiednią cenę można wejść i do oryginału - nam poprzestaje zobaczyć wersję XX-czną. Grobowiec ma charakterystyczny długi korytarz, prowadzący do okrągłej komory - górna część fresków przedstawia wyścigi rydwanów, dolna - romantyczną scenę rodzinną: żona żegna swojego męża, odchodzącego na inny świat, podczas uczty.



Powyżej Kazanłyku jest niepozorna wioska Szipka, kryjąca architektoniczne cudo - można tam obejrzeć piękną cerkiew Narodzenia Pańskiego.


Cerkiew wzniesiono ze wspólnych rosyjsko-bułgarskich składek w 25 rocznicę bitwy o przełęcz Szipka. Bitwa, a właściwie cztery, rozegrały się w latach 1877-78, kiedy to na położonej 13 km wyżej przełęczy starły się wojska rosyjskie (i bułgarscy ochotnicy) z armią turecką. W krwawych bojach padło kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy zabitych, ale efektem całej wojny była wolna Bułgaria (choć przez jakiś czas formalnie jako księstwo wasalne w stosunku do sułtana).

W podziemiach cerkwi spoczywają tysiące zabitych w zbiorowych grobach - również z terenów ówczesnego Królestwa Polskiego.


Wokół samej przełęczy wybudowano pełno pomników poświęconych Rosjanom i Bułgarom (jest też jeden turecki, ale go nie znalazłem), są resztki umocnień i stare działa.





na ponad 1300 metrów wznosi się monumentalny Pomnik Wolności z 1934 roku - kamienna, 31,5 metrowa wieża przypomina o licznych ofiarach tutejszych bitew (oczywiście wciśnięto też tutaj "bohaterów" z innej armii - Czerwonej - ale to najlepiej pominąć milczeniem), a w środku kryje marmurowy sarkofag i dwóch śpiących żołnierzy.



Miejsca bitwy są widać popularne wśród rosyjskich wycieczek, bo na parkingu przy przełęczy stoi kilka rosyjskich autokarów, jednak mało kto wchodzi na górę (trzeba przebyć 900 schodów). My podjechaliśmy kawałek autem (czas nagli), ale focus prawie wyzionął ducha na jedynce ;)

Z góry widać też majaczący w tle spodek kosmiczny - powód, dla którego muszę kiedyś do Bułgarii wrócić :D


Zjeżdżamy z przełęczy serpentynami w dół i zaglądamy jeszcze do Etyru, gdzie działa skansen - wioska z żywym muzeum. Ponieważ jest już po 18-tej, kasa nie działa, można wejść za darmo, ale wnętrza oczywiście są zamknięte.

Przyjemny spacer pomiędzy domkami w stylu odrodzeniowym.




Zbliża się wieczór, więc pora udać się do naszego miejsca noclegowe - ale jeszcze po drodze przy tankowaniu auta (udało mu się wyprzedzić gościa z obsługi - chyba pierwszy raz :D ) rozmawiam z facetem, którego rodzina mieszka w Ostrawie - ciekawe po której stronie? ;)

A przed nami już położone na wzgórzach Miasto Carów... :)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2013-10-01, 20:54, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8312
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2013-10-16, 13:01   

Weliko Tyrnowo (jakoś nie podchodzi mi polska nazwa) - Miasto Carów, dawna stolica, symbol państwowości bułgarskiej.

Ośrodek z bogatą historią: Trakowie, potem Rzymianie, następnie Bizantyjczycy, którzy zbudowali tutaj silnie ufortyfikowaną osadę. Wyparli ich Protobułgarzy i włączyli do swojego Carstwa jako stolicę. Pod koniec XIV wieku weszli Turcy i pozostali na kilka wieków, choć regularnie wybuchały tutaj bunty, zawsze krwawo tłumione. Wreszcie w 1877 roku wyzwolone przy pomocy Rosjan - obradowało tutaj Zgromadzenie Narodowe, które uchwaliło konstytucję i powołało Aleksandra Battenberga na monarchę. Po upadku komunizmu w tym samym miejscu kolejne Zgromadzenie Narodowe uchwaliło współczesną, demokratyczną konstytucję.

Pełno tutaj zabytków z różnych epok, ale chyba najładniejsze są widoki - meandrująca rzeka Jantra wije się wokół miasta, które siłą rzeczy musiało rozbudować się na wzgórzach, ostro opadających w dół.




Panorama naprawdę cieszy oko - wszędzie formacje skalne niczym z amerykańskich parków narodowych.


Dominantą są dwa wzgórza - Trapezica i Carewec. Na tym pierwszym odkryto ślady bytności człowieka sprzed 3 tysięcy lat, ale obecnie pozostało tam niewiele - to ogromny rezerwat archeologiczny.


Centrum średniowiecznego państwa koncentrowało się na Carewcu - tu był pałac carski, tu budowali swoje domy bojarzy, powstało ponad 20 cerkwi, 4 monastyry... do dzisiaj można oglądać ślady 400 budynków, w większości zarys fundamentów, choć kilka częściowo odbudowano (głównie mury obronne).





Między ruinami smętne resztki cmentarza osmańskiego oraz bardziej współczesne zrujnowane budynki. Na szczycie Carewca stoi Cerkiew Patriarsza - współczesna, z lat 80. XX wieku, wybudowana w miejscu średniowiecznej. W środku freski przedstawiają częściowo roznegliżowaną Maryję - podobno pozowała do nich córka Żiżkowa. Niestety, zdjęcia ekstra płatne, więc niech się cmokają.


Między Carewcem a Trapezicą, nad rzeką, rozciąga się dawne pogrodzie, Asenowo, bardzo malownicze.


Stoi tutaj kilka średniowiecznych cerkwi, w których rozgrywały się historyczne wydarzenia - m.in. w Czterdziestu Męczennikach ogłoszono Battenberga księciem, a u Dymitra Sołuńskiego bojarzy zgadali się, aby wspólnie wystąpić przeciwko Bizancjum.




Nowa część miasta także cieszy oko - ulice wiją się, zbiegają w dół, domy stoją piętrowo nad kręcącą się Jantrą. Domy odrodzeniowe z XIX wieku częściowo odrestaurowane, a częściowo sypiące się.





Spaliśmy w sympatycznym hostelu, w wyremontowanym starym budynku, w ulicy, której daleko było do świetności. Obok stał ogromny, zamknięty budynek dawnej szkoły, pod hostelem mieszkała jakaś babcia, przez cały dzień siedząca sobie na ławeczce. A w hostelu dominowali klasyczni, współcześni "backpapersi" - najważniejszą rzeczą po zrzuceniu klamotów było dorwać się do komputera z netem (choć i tak większość miała ze sobą laptop) i wejść na wiadomą stronę, aby natychmiast zdać relację ze swoich podbojów. Ewentualnie długi raport na skype, chodząc po całej okolicy z laptopem, z mrożących krew w żyłach sytuacjach, np. rozmowie z lokalsem w pociągu ;) Już w Skopje obsługa dziwiła się, że nie mam przy sobie kompa ani nie chcę skorzystać z miejscowego - jak podróżować w takim razie? Tutaj patrzono wręcz jak na wariata, bo zamiast kręcić się koło stanowisk (limit był 20 minut, aby każdy mógł skorzystać) wolałem kursować na trasie lodówka z piwem-taras :D

Minusem miasta są psy. Sporo ich, bezpańskich - chude, okaleczone, kulawe, przeganiane, potrącane, umierające... jak w Rumunii - widać je praktycznie wszędzie. Nie umiałem na to patrzeć, więc co chwilę, przechodząc koło sklepu, wpadałem i kupowałem po kiełbasie za jakieś śmieszne pieniądze - babka pewno uznała mnie za wariata :D Jeden biały kot, koczujący koło schodów, widząc mnie z daleka, wrzeszczał z radości tak głośno, że obudziłby całą okolicę w nocy, po czym wręcz skakał do góry jak pies :D



10 minut jazdy od Tyrnowa jest rezerwat archeologiczny Arbanasi. Miejscowy z hostelu nie umiał zrozumieć, dlaczego chcę tam jechać autobusem, a nie autem. Autobusem to wysiłek! Autem za to się nie napijesz... Ostatecznie zajrzałem tam już wyjeżdżając z miasta na Sofię.

Arbanasi w średniowieczu i później było osadą zamieszkałą przez greckojęzycznych uchodźców z terenów wcześniej podbijanych przez Turków - nie angażowali się w bułgarskie powstania, nie zależało im na odrębnej, bułgarskiej strukturze prawosławnej. Budowali proste cerkwie, bez kopuł i wież, podobne raczej do domów i stajni, aby nie prowokować Turków.



Ukryci za wysokimi murami słynęli z wyrobu skór i kożuchów, znanych w całej Europie. Dzisiaj w zabytkowych domach gości się turystów.



Gdyby komuś jeszcze było mało zabytków i widoków, to w okolicy jest kilkanaście średniowiecznych monastyrów.

Na koniec widok z Arbanasi na Weliko Tyrnowo.


Ogólnie na pewno tutaj zajrzeć, jeśli jesteśmy już w Bułgarii - zarówno miłości architektury, jak i krajobrazu. Całość zdjęć tutaj: https://picasaweb.google....iaWelikoTyrnowo
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2013-10-16, 13:05, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8312
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2013-11-06, 15:45   

pora (nareszcie) na ostatni odcinek bułgarski, a przedostatni z cyklu całego wyjazdu ;)

Jako wisienka na bułgarskim torcie przyszła stolica - miasto, które ma bardzo nieciekawą opinię w sieci. Czytając różnego rodzaju fora można odnieść wrażenie, że to niemal najbardziej szkaradny kompleks miejski pod słońcem, chlew, brud, syf i pijany architekt. Przezwyciężyłem jednak strach i pojechałem to z Tyrnowa pięknie położoną autostradą A2 - wśród gór, mostów i tuneli (podejrzewam, że w Polsce czegoś takiego nie dałoby się wybudować, biorąc pod uwagę, że największym sukcesem jest śmieszny tunel Emilia - całe 600 metrów...)

Znalezienie tanich noclegów w Sofii graniczy z cudem - wybór padł więcej znowu na hostel z tej samej sieci, co w Welikim Tyrnowie. Po raz drugi na wyjeździe użyłem GPS-a - w okolice hostelu zaprowadził wprawdzie sprawnie, ale potem krążyłem w kółko wypatrując stosownej tablicy. W końcu znalazłem ją... przy metalowej bramie.


Hostel mieści się w zabytkowym zajeździe z XIX wieku, który cudem ocalał zawieruchy historii i dzisiaj jest otoczony wysokimi blokami.



Obsługa sympatyczna, choć każdego turystę traktują jak potencjalnego idiotę, opowiadając o rzeczach oczywistych. Wydają się też oderwani od rzeczywistości reszty kraju - np. nie umieli uwierzyć, że poza Sofią znalezienie supermarketu jest jakimkolwiek problemem...

Budynek hostelu fajny, ale współgoście już nie. O ile do Tyrnowa trafiali turyści, którzy musieli się trochę namęczyć, aby tam dotrzeć, o tyle tutaj dominują "buntownicy" w stylu: wsiąść rano w samolot, wylądować w Sofii, dotrzeć taksówką z lotniska i już my som backpapersi. Generalnie większość spędza dzień na 1) piciu piwska (to akurat rozumiem), 2) wypalania paczki fajek na godzinę, 3) siedzenia na ryjoksiążce, 4) głośnym rozmowach o dupie maryny, drąc się na całą okolicę. Wieczorem współlokator bardzo się dziwił, że nie chcemy iść z nimi na dyskotekę - "no jak to, być w Sofii i nie pójść do klubu?". Część wizytujących (głównie kretynki z Niemiec) chyba chciały pokazać jak to bardzo są wyluzowane i przez większość nocy wrzeszczały przed wejściem do hostelu, mimo, że obsługa kilkukrotnie prosiła, aby zamknęły jadaczki, bo jest cisza nocna, okoliczni mieszkańcy chcą spać i przez takie jak one grozi hostelowi zamknięcie. "A kto mi, k...a, zabroni, płaciłam to robię co chcę?!".

Pora opuścić debili z hostelu i udać się na ulice Sofii... No cóż, niewątpliwie nie jest to druga Praga, Budapeszt, Tallin czy chociażby Kraków.


Przesadą jest jednak ciągłe wspominanie o brzydocie - moim zdaniem centrum nie jest szpetniejsze od centrum Warszawy. Zaskoczyły mnie pozytywnie dwie rzeczy - niemal brak największego dziadostwa polskich miast - wielopowierzchniowych reklam oraz stosunkowo płynny ruch (o godzinie 15-tej nie stałem nigdzie dłużej niż kilka minut!).

Największą atrakcją stolicy są niewątpliwie świątynie różnych wyznać - jest więc mauretańska synagoga, największa na Bałkanach, czwarta pod względem wielkości w Europie


rzut jarmułką dalej stoi meczet Bania baszi, z XVI wieku, jedyny nadal czynny w stolicy


budynek chyba nie jest w najlepszym stanie, bo w środku stoi metalowy szkielet, trzymający ściany


Meczet ogólnie stoi w ścisłym centrum, tuż obok resztek ruin antycznej Serdici, rzymskiego miasta, które dało początek późniejszej Sofii. Zaraz za ruinami stoi niewielka cerkiewka z XIV wieku - Sweta Petka Samardżijska.


W tym miejscu krzyżują się dwie linie metra (i znowu Polska zostaje w tyle), a dookoła wznoszą się budynki z okresu komunistycznego - monumentalne, pompatyczne, ale nie takie znowu brzydkie. Najważniejszym z nich jest dawny Dom Partii, czyli budynek KC, obecnie miejsce spotkań posłów.


Ciekawe, że komunistycznym dygnitarzom nie przeszkadzało sąsiedztwo cerkwi i meczetu - w Bukareszcie pewno dawno by je wysadzono w powietrze...

Kawałek dalej inna cerkiew, potężna Sweta Nedela.


Obecna cerkiew powstała ogólnie w XIX wieku (starą zniszczyło trzęsienie ziemi), a do zbiorowej świadomości przedostała się w 1925 roku, kiedy komuniści dokonali tutaj zamachu bombowego, chcąc zabić cara. Borys III ocalał, bo przebywał gdzie indziej, ale zginęło kilkaset, najczęściej niewinnych osób. Czegóż jednak się nie robi w imię pokojowej, szczytnej idei...

Między hotelem Sheraton a pałacem prezydenckim kryje się cerkiew św. Jerzego - rotunda pochodząca z VI wieku naszej ery (kopułę dodano później).



Burzliwe miała dzieje (łącznie z zamianą na meczet oraz w magazyn), obecnie jest dużą atrakcją turystyczną. Obok niej można obejrzeć fragment prawdziwej rzymskiej ulicy i ruiny rzymskich łaźni dawnej Serdici. A kilkadziesiąt metrów dalej główne wejście do pałacu prezydenckiego.


Wracamy do dawnego budynku KC - za nim rozciąga się szeroki plac Battenberg, przy którym do 1999 wznosiło się mauzoleum komunisty Georgi Dimitrowa (wysadzono je w powietrze). Jest tu także dawny pałac carski, po sfałszowanym plebiscycie i obaleniu monarchii w 1946 zamieniony w Galerię Sztuki.


Wspominałem już o rzymskich ruinach - czasem można się natknąć na zaskakujące perełki - np. pozostałości antycznego amfiteatru w jednym z hoteli!


Ile takich skarbów kryje jeszcze sofijska ziemia, tylko Zeus raczy wiedzieć...

Największą i najwspanialszą świątynią stolicy jest Sobór Aleksandra Newskiego.


Sobór zbudowano na przełomie XIX i XX wieku ku czci Rosjan i cara Aleksandra II, w podziękowaniu za pomoc w wyzwoleniu kraju z rąk Turków (stąd nadal silne ciągotki rosyjskie wśród Bułgarów). Jest to potężny budynek, największy tego typu na Bałkanach, mogący pomieścić 5 tysięcy ludzi. Jego kopuły pokryto warstwą złota, które w latach 60. XX wieku przekazały władze ZSRR.


W środku ogromna przestrzeń, która była świadkiem tak dramatycznych wydarzeń, jak msza pogrzebowa w 1943 roku ukochanego cara Borysa, zanim trumnę wywieziono do monastyru Rilskiego. Przy głównym ikonostasie stoi tron carski, pusty od 1946 roku - Symeon II, po powrocie po latach wygnania do kraju, też na nim nie usiadł, choć mu to proponowano.


W tym samym okresie co w Sofii również w Warszawie wybudowano bardzo podobny sobór Aleksandra Newskiego, zburzony w okresie międzywojennym jako symbol rosyjskiego podboju. Jego dzwonnica była najwyższą budowlą w Warszawie. Chichot historii sprawił, że trzydzieści lat później kolejny "car" wybudował w pobliżu kolejną "świątynię", która do tej pory jest najwyższa w mieście :D

Po sąsiedzku z soborem graniczy Bazylika Sweta Sofija - to prawdziwy bizantyjski kościół z czasów Justyniana Wielkiego.


Podczas okupacji tureckiej był meczetem, który ciągle niszczyło trzęsienie ziemi, co Turcy uznali za gniew chrześcijańskiego Boga. Potem popadł w ruinę, ale w 1878, po wygnaniu Turków, odbyła się tutaj uroczysta msza z udziałem rosyjskich oficerów z generałem Hurko na czele (w Kongresówce ten ostatni znany jest jako wielki rusyfikator). Przy bocznej ścianie w 1981 roku stanął Pomnik Nieznanego Żołnierza.


Gdy znudzą nam się cerkwie (których jest oczywiście znacznie więcej), można pójść odpocząć do Parku Miejskiego, przy ładnej Galerii Sztuki (w sąsiedztwie są współczesne rzeźby typu "Syn wyciągający Matce kozy z nosa")...


...albo polansować się na Bulwarze Witosza, gdzie umalowane lachony kuśtykają na swoich dużych szpilkach.


Po zmroku Sofia nabiera jeszcze uroku, zwłaszcza, że robi się chłodniej...


i nawet rządowe budynki w centrum nabierają jakiejś tajemniczości w świetle księżyca ;)


Ostatni poranek w Bułgarii to, oprócz przemaszerowania długą aleją Macedonia do pomnika Aleksandra, identycznego jak ten na przełęczy Szipka, poszukiwanie jakiegoś marketu na większe zakupy. Udało się go znaleźć dopiero na przedmieściach...

Sofia, podobnie jak np. Skopje, otoczona jest górami - Witosza. W podgórskiej dzielnicy, Bojana, znajduje się cerkiew o tej samej nazwie, wpisana na listę UNESCO. Z zewnątrz może nie powala, ale w środku znajdują się bezcenne średniowieczne freski.



Obok cerkwi skromny grób królowej Bułgarskiej, Eleonory, urodzonej w Trebschen, czyli dzisiejszym Trzebiechowie pod Zieloną Górą.


Wyjazd ze stolicy nastąpił bez większych problemów, podobnie jak droga w kierunku granicy serbskiej, znów w otoczeniu gór.


Korek na przejściu na 45 minut czekania (jak dla mnie to stracone 3 kwadranse) - Bułgarzy są sprawni, ale Serbowie jak zwykle lecą w ciula... większość aut to Turcy na zachodnich blachach, choć są wyjątki - Brytyjczyk przede mną ewidentnie był etnicznym Brytyjczykiem, co pewnie spowodowało, że kontrolowano go bardzo dokładnie. Gdzieś z boku widać, jak jakiś Niemiec musi wypakowywać cały bagażnik, a między autami łażą podejrzane typy i brudnymi szmatami "czyszczą" szyby.


w końcu jednak wkraczają serbscy pogranicznicy i zwijają całą bandę :)

A sama Bułgaria? Kraj niewątpliwie warty odwiedzenia, mili ludzie, ceny przyzwoite, sporo pięknych zabytków i krajobrazów. W mojej bałkańskiej hierarchii trafia na miejsce numer 3 ;)

Cała galeria z Sofii:
https://picasaweb.google....51/BuGariaSofia
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2013-11-06, 15:50, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Wiolcia 


Dołączyła: 13 Lip 2013
Posty: 3458
Wysłany: 2013-11-07, 21:22   

Serio takie opinie o Sofii krążą w necie? Jakoś nie zrobiło to miasto na mnie takiego złego wrażenia, o jakim piszesz. To samo chyba pisano o Sarajewie?
Cerkiew w Bojanie zwiedzaliście w środku? Z nią to mieliśmy perturbacje, dopiero za trzecim pobytem w Sofii udało się do niej pojechać, a i tak nie obyło się bez niespodzianek. Tak to jest niekiedy, jak się nie ma samochodu i podróżuje lokalną komunikacją i tramwajami, które nagle jednak jadą nie tam, gdzie się spodziewasz.
A co do backpakersów, to się z Tobą zgadzam w zupełności. Nie znoszę hostelowej atmosfery, więc jak tylko mam okazję, to w hostelach nie śpię. Ostatnio jak byliśmy w hostelu w Belgradzie, miałam dość. Te poważne rozmowy o trudnej sytuacji w Afryce, obowiązkowy kapelusz i książka do czytania oraz pamiętnik do spisywania wrażeń, no i te pozy wielkich obieżyświatów... Pewnie nie wszyscy tacy są, ale nic na to nie poradzę, że hostelowe towarzystwo działa na mnie odrzucająco...
W naszym kangurze to mamy przynajmniej spokój :)
Aha, w rankingu Bułgaria trafiła na 3 miejsce. Co jest na poprzednich, a co zamyka bałkański peleton?
Ostatnio zmieniony przez Wiolcia 2013-11-07, 21:23, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8312
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2013-11-07, 21:43   

Cytat:
Serio takie opinie o Sofii krążą w necie? Jakoś nie zrobiło to miasto na mnie takiego złego wrażenia, o jakim piszesz. To samo chyba pisano o Sarajewie?


jak się wrzuci hasło "Sofia" to wyskakują głównie bluzgi... z Sarajewem to chyba inna półka - tam odbudowana starówka jest fajna (choć nienaturalna), tutaj jednak inna bajka

Wiolcia napisał/a:
Cerkiew w Bojanie zwiedzaliście w środku?

tak, nie było problemów. Płacisz, idziesz z kwitkiem do drzwi - co 10 minut wpuszczają maksymalnie kilka osób na te właśnie 10 minut. Rano nie było tlumów, choć gdzieś się czaili z ruskiego autobusu... wnętrze piękne, aż by się chciało pocykać fotki.

Wiolcia napisał/a:
Nie znoszę hostelowej atmosfery, więc jak tylko mam okazję, to w hostelach nie śpię.

tu akurat nie generalizuję - było kilka hostelów fajnych, ale faktycznie, tam gdzie nie było innych gości... :P Faktem jest, że to najczęściej jest najtańszy nocleg w mieście, zwłaszcza dużym.

Wiolcia napisał/a:
e poważne rozmowy o trudnej sytuacji w Afryce, obowiązkowy kapelusz i książka do czytania oraz pamiętnik do spisywania wrażeń, no i te pozy wielkich obieżyświatów...

grunt to taki hostel, żeby jak najszybciej szło spieprzyć na miasto - zresztą, przy mojej znajomości angielskiego większość osób szybko się orientuje, że mnie nie interesują poważne rozmowy ani nawet nieważne rozmowy i jedyne, co mam przed oczami, to piwo i wypad na miasto ;)

Wiolcia napisał/a:
Aha, w rankingu Bułgaria trafiła na 3 miejsce. Co jest na poprzednich, a co zamyka bałkański peleton?

1) Macedonia
2) Serbia
3) Bułgaria

na końcu oczywiście jest Chorwacja :D (choć, uprzedzam, nie byłej jeszcze w Grecji i Turcji, a Albania to tylko kilka godzin, więc ten ranking może się zmienić - choć w przypadku Grecji pewno na gorsze :D )
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8312
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2013-11-17, 15:44   

pora dokończyć ten dramat ;)

znowu w Serbii - na początku ruch umiarkowany, jedzie się nieźle. Staję w najbliższym mieście, czyli w Pirocie, w celu wymiany waluty (na granicy kurs był oczywiście zbójecki). Przy okazji okazuje się, że jest tutaj całkiem fajny zamek z XIV wieku.


Po powrocie do auta okazuje się, że kręcą się przy nim policjanci... obchodzą dookoła, zaglądają do środka, jakby nigdy nie widzieli Focusa. Zakazu nie widziałem, nie wiem o co im chodzi - odczekujemy, aż sobie pójdą i zaczną zaczepiać kierowców po drugiej stronie ulicy, po czym szybko odjeżdżamy.

Na drodze w kierunku Niszu psuje się pogoda, zaczyna nawet padać, właściwie po raz pierwszy od czasu wyjazdu ze Śląska (nie licząc kilku kropel podczas jazdy nad Morze Czarne). Cel na dziś to Belgrad, ale jest młoda pora, więc zahaczamy jeszcze o sam Nisz - centrum miasta zwiedziłem przed rokiem, więc postanawiam zajrzeć do Mediany, gdzie znajdują się ruiny pałacu Konstantyna Wielkiego.

Niestety, ruiny okazują się zarysem fundamentów wśród trawska i zamkniętym budynkiem, kryjącym mozaiki.


W dodatku od strony gór nadciąga potężna burza - czym prędzej uciekamy z otwartego terenu, już wśród błysków. Jej środek dopada nas na stacji benzynowej - kiedy wychodzę z auta piorun strzela kilkaset metrów od nas: zjeżone włosy, świst i huk jak po wybuchu bomby, aż wszyscy podskoczyli, a na całej tankszteli padły komputery...

Autostrada do stolicy mocno zatłoczona - to Turcy wracają na Zachód... i od razu zmienia się klimat jazdy. Wbrew obiegowym opiniom nie uważam bałkańskich kierowców za wariatów - moim zdaniem jeździ się tutaj w miarę normalnie, poziom chamstwa niższy niż w Polsce. Oczywiście jest większy chaos, ale w tym chaosie jest metoda. Natomiast Turcy, w swoich wypasionych mercolach, zachowują się jak panowie i władcy - na maksa, światła, migania, wciskanie się, puść króla. Widać jednak przepaść mentalną dzielącą mieszkańców Bałkanów a Turków.

Symbolem tureckiej dominacji są wszechobecne zajazdy z żarciem halal.


Rok temu spałem w Belgradzie na sympatycznym kempingu w dzielnicy Zemun, ale stamtąd było daleko do centrum, wiec w tym roku zaklepałem hostel, "najtańszy w stolicy". No i zaczęło się jego szukanie... najpierw trzeba było zaparkować samochód, co w Belgradzie graniczy z cudem - stanąłem właściwie na skrzyżowaniu i gdzie tu może być hostel? Na właściwej ulicy brak tego numeru - łazimy w kółko, w końcu okazuje się, że hostel jest... na ostatnim piętrze bloku mieszkalnego ;)



Hostel to właściwie dwa mieszkania (pod prysznic trzeba przejść przez klatkę schodową :D ) z uroczym widokiem z sypialni...


Najbardziej masakryczna jest winda - w środku trzeba docisnąć drewniane drzwi, a podłoga wydaje się być z dykty! Mieści tylko dwie osoby, jak jechaliśmy w trójkę to miałem wrażenie, że zaraz spadniemy w dół :D

Ale przynajmniej hostel znaleziony - pora wrócić po auto. Z przerażeniem obserwuję, że znowu kręci się koło niego policja! Na szczęście akurat wlepiała mandat sąsiadowi, więc udało mi się odjechać i zaparkować na śmietnisku przed blokiem ;)

Zapewne atutem, poza widokami, jest położenie hostelu - praktycznie na przeciw głównego dworca. Do centrum jest więc bliziutko - po zmroku można obejrzeć, jak zagospodarowano nabrzeże nad Sawą.


Pora znaleźć jakieś żarcie - przez przypadek trafią się restauracja o intrygującej nazwie ?. Mieści się w XIX-cznym zajeździe, cudem przetrwały wśród współczesnej zabudowy - ceny może nie najniższe jak na Serbię, ale trzeba wydać dinary no i jest masakrycznie pyszne!


Do talerza przygrywa jakiś zespół - skocznie, lecz z minami, jakby właśnie u nich PIS wygrał wybory - a między nogami kręci się kocur, podobno dziki i niebezpieczny. Szybko go obezwładniłem ;)

Jest czwartek, ale miasto już szykuje się do weekendu, widać grupy lachonów polujące na imprezy. Ja planowałem zajrzeć jeszcze do spelunek w parku niedaleko hostelu, ale te już były zamknięte :(

W piątek rano jeszcze jakieś zakupy, fotografuję też ciekawy budynek, na którym znalazłem napisy z czasów austro-węgierskiej okupacji Belgradu w latach 1915-1918.


Inne odkrycie to wrak parostatku na Sawie...


Wyjazd z Belgradu był bezproblemowy, trochę więcej zajęło przejechanie przez Nowy Sad. Ostatnim postojem na serbskiej (lecz już nie bałkańskiej ziemi) było miasteczko Bač (Bács), słynące z kilku zabytków. Najciekawszym są ruiny zamku, wybudowanego w XIV wieku przez węgierskich królów...


Przed zamkiem mijamy autokar Węgrów, zwiedzający swoją dawną Ojcowiznę...

Oprócz zamku w Baču są m.in. resztki murów miejskich z bramą, franciszkański klasztor, sypiący się katolicki kościół i ruiny tureckiej łaźni, jedyne takie w Wojwodinie (generalnie miejscowość uchodzi za "najbardziej średniowieczną" w prowincji).




Było coś dla ducha, jest i dla ciała - za resztkę dinarów kupuję liter rakiji (niedoszły prezent dla Dakoty na Starych Wierchach :D )

Na granicy unijnej luzik - Serbowie mają wszystko w dupie, Węgier pyta czy byłem na wakacjach, ile mam cygaretów i mogę jechać - całość zajęła mi może z 7 minut. Kieruję się na Mohacz, ale tym razem mam zamiar przepłynąć tam promem, bo w mieście przez Dunaj nie ma mostu. Prom rzeczywiście jest, koszt to około 25 złotych i dobrze, że można płacić w euro. W sumie dość wysoki koszt jak na atrakcję trwającą z 3 minuty...



Weekend, też podobnie jak rok temu, zaplanowałem nad Balatonem, w znanym mi i lubianym Balatonföldvár. Niestety, w sobotę rano leje i piękne plany byczenia się z alkoholem na plaży poszły w pizdu. Pozostaje alkohol na kempingu i gdzie popadnie...


Około południa przynajmniej przestaje padać, więc dokonujemy krótkiej kąpieli - nawet mewy wyglądają na wstrząśnięte.



W niedzielę na szczęście nie pada, więc rano udaje mi się nawet trochę pobiegać, ale zaraz potem trzeba się zbierać do domu. W drodze na Śląsk jeszcze dwa przystanki:
- w Lebeny, gdzie z autostrady widać kościół z romańskimi rodowodem, w otoczeniu kilku pomników.



- w Rusovcach (to co prawa dziś Słowacja, ale historycznie najprawdziwsze Węgry). To najmłodszy nabytek Czechosłowacji, bo wraz z dwiema okolicznymi wsiami włączono je w jej granice dopiero w 1947, nie dziwi więc spora grupa Węgrów nadal tu mieszkająca oraz garstka Niemców (stanowiących kiedyś większość) - w kościele odbywa się akurat nabożeństwo po niemiecku...


Oprócz kościołów w Rusovcach są też skromne ruiny Gerulaty - rzymskiego obozu wędrownego, oraz wiecznie remontowany kasztiel.



I to by było na tyle tegorocznej przygody... przepraszam za przynudzanie, odważnym czytającym dziękuję i gratuluję ;)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2013-11-17, 22:51, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
kris_61 


Dołączył: 23 Sie 2013
Posty: 293
Skąd: Bytom
Wysłany: 2013-11-18, 12:23   

Super relacja. :) Wcześniej pooglądałem na pikasie. :) Pudelku powiedz mi tylko ile w przybliżeniu może wynosić koszt takich wojaży ?)
_________________
http://szlakiibezdroza.blogspot.com/
 
 
Grochu 

Wiek: 59
Dołączył: 29 Wrz 2013
Posty: 146
Skąd: Bytom
Wysłany: 2013-11-18, 17:33   

kris_61 napisał/a:
ile w przybliżeniu może wynosić koszt takich wojaży ?)

A - to zależy ile wypijesz ;)
_________________
"Dziwny jest ten świat..."
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8312
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2013-11-19, 11:40   

na szczęście w tych krajach alkohol nie rujnuje budżetu (chyba, że pojedziemy np. do Chorwacji) :P

co do kosztów - Tępy już się o to pytał... szacuję je na 2700-2800 na osobę (przy dwóch w aucie). Co tu dużo pisać - sporą część stanowi paliwo, opłaty za autostrady i winietki (w Bułgarii de facto obowiązkowe na wszystkie drogi). Ale na innych rzeczach można zbijać cenę - spać na dziko albo zawsze w kempingach (nie zawsze się da, zwłaszcza w pobliżu wielkich miast), nie stołować się codziennie w restauracjach i knajpach (z tym się w tym roku poszalało), ale oczywiście nie proponuję typowo polskiego pomysłu, czyli podróżowania z własnym żarciem za granicę, bo to idiotyzm! Ogólnie to myślę, że można by zejść do 2000, przy zaciskaniu pasa. W niektórych krajach mocno nadwyrężają budżet bilety wstępu, ale akurat w Bułgarii i Serbii są one zazwyczaj stosunkowo niskie (zwłaszcza w tej drugiej - np. często jest 100 dinarów, czyli niecałe 4 zł), a w dodatku wiele można zwiedzić z zewnątrz, nie wchodząc do środka...
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2013-11-19, 11:41, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8312
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2014-01-21, 16:16   

a jednak jakiś spamer się przedarł - czy ktoś może to gówno usunąć?
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
TNT'omek 


Wiek: 54
Dołączył: 14 Sie 2013
Posty: 2517
Skąd: Beskid Mały
Wysłany: 2014-01-21, 16:26   

a co on reklamuje?? bułgarski sklep z Londynie ?? :D
_________________
in omnia paratus...
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - mangi