Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Nad Cisą, Prutem i Dunajem

Autor Wiadomość
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-10-04, 15:24   

buba napisał/a:
Ale moze nie dla wszystkich las jest wyznacznikiem wlasciwego komfortu

komary, meszki, kleszcze, pokrzywy, niedźwiedzie czające się z tyłu :D

Zazwyczaj najbardziej pogryziony jestem na wyjazdach podczas wyjścia za potrzebą :P
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-10-05, 14:31   

Sybin (Sibiu, Hermannstadt, Nagyszeben) to najważniejsze miasto Sasów Siedmiogrodzkich. Założony przez nich w XII wieku w pobliżu dawnego rzymskiego posterunku był jednym z siedmiu pierwszych miast przyszłego Siebenbürgen. Był też ostatnim w którym jeszcze nie postawiłem stopy.

Radość z penetracji Sybina burzy pogoda, która postanowiła zamienić upalne słońce na ciężkie chmury i straszenie deszczem. No cóż, bywa i tak, do tej pory poza jednym dniem w Mołdawii mieliśmy przecież wymarzone warunki atmosferyczne na urlopie.

Parkujemy w tzw. Dolnym Mieście niedaleko fabryki Siemensa.


Już z daleka widać najwyższą w Siedmiogrodzie wieżę kościelną katedry ewangelickiej św. Marii.


Mijamy domki występujące w całym regionie. Większość z nich jest zaniedbana. Zaglądamy też w niektóre podwórza.



Z Dolnego do Górnego Miasta wchodzimy schodami Sag zabezpieczonymi Wieżą Sag (Sagturm).


Na placu Alberta Hueta (nie mam pojęcia co miał wspólnego z Sybinem) stoi pomnik ewangelickiego biskupa Teutscha. Z jednej strony zamyka go Gimnazjum Brukenthala, najstarsza szkoła na terenie obecnej Rumunii. Dzięki aneksji tych okolic Rumunia wzbogaciła się o kilka takich "naj".


Z drugiej strony gotycka katedra. Powstała jako katolicka w miejscu wcześniejszej romańskiej. Od rozpoczęcia budowy w 1320 do ukończenia minęło 200 lat, a potem rychło przejęli ją luteranie. Świątynia ma asymetryczną sylwetkę co jest efektem kolejnych przebudów i dodatków.


Wstęp płatny :| . Z powodu pogody darowujemy sobie wejście na wieżę poprzestając na obejrzeniu pogrążonego w ciemnościach wnętrza.





Na jednej ze ścian płyta pomnikowa ofiar pierwszej wojny, na innej z drugiej i powojennych deportacji.


Luteranie stanowią dziś 2% mieszkańców Sibiu, ale kościół jest z pewnością często odwiedzany chociażby przez wycieczki z Niemiec.

Do głównej nawy przylega lapidarium ze starymi nagrobkami. Gdzieś wśród nich jest ta należąca do syna Włada Palownika, zamordowanego przed katedrą.


Po wyjściu na zewnątrz wita nas deszcz :( . Po raz pierwszy podczas tego wyjazdu musimy wyciągnąć parasol.


Plusem tej pogody jest mało osób na ogromnym Wielkim Rynku (Großer Ring, Piaţa Mare). To serce miasta, wzmiankowane już na początku XV wieku. Charakterystyczne są tu tzw. "oczy miasta" - okna na poddaszach zdają się nas śledzić na każdym kroku.


Przy i na rynku mieści się wiele ciekawych obiektów. Zrekonstruowano m.in. studnię Falkenhayna, nazwaną tak na cześć niemieckiego naczelnego wodza z lat 1914.-1916. Wsławił się on zdobyciem Bukaresztu. To tak jakby w Katowicach upamiętnić coś imieniem generała Reinhardta.


Samuel von Brukenthal, habsburski gubernator Siedmiogrodu, rozpoczął pod koniec XVIII wieku gromadzenie zbiorów sztuki w swoim sybińskim pałacu. W 1817 roku udostępniono je publiczności, co czyni je najstarszym muzeum na terenie współczesnej Rumunii.


Chroniąc się przed deszczem zaglądamy do katolickiego kościoła św. Trójcy. Tam jeszcze ciemniej niż u ewangelików. Coś w tym jest.


Trochę przestaje padać, więc ruszamy na spacer w dalsze uliczki. Zachowała się część murów miejskich Górnego Miasta wraz z umocnieniami - na zdjęciu Baszta Stolarzy (Zimmermannsturm) z XIV wieku.


Zabytkowa zabudowa zdaje się nie mieć końca. Gdziekolwiek pójdziemy tam kolejne ulice starych domów, pałace, kościoły wszelkich wyznań. Przeszkadzają jedynie zaparkowane wszędzie samochody.



Mały Rynek (Kleiner Ring, Piaţa Mică) również służy jako parkowisko co zdecydowanie nie dodaje mu uroku.


Turystów przyciąga tutaj Most Kłamców (Lügenbrücke). Odlano go w 1859 roku, co powoduje iż jest najstarszym żelaznym mostem w Siedmiogrodzie i całej Rumunii. Choć i tak o ponad trzydzieści lat młodszym od tego z Ozimka ;) .


Zgodnie z legendą most miał się zawalić, kiedy przejdzie po nim kłamca. Albo kłamców tu brak albo to lipa. Największym kusicielem był Nicolae Ceaușescu, który wygłaszał z niego przemówienia do mieszkańców. Uznałem, że skoro jemu się upiekło to może i mnie się uda :D .

Główna cerkiew tradycyjnie oddalona jest od rynku. Katedrę Trójcy Świętej wybudowano na początku XX wieku wzorując się ponoć na kościele Hagia Sophia, lecz ja podobieństwa nie widzę.


Tablica fundacyjna obok wejścia. Franciszek Józef przekazał na budowę 1000 guldenów.


W środku jak to w cerkwi - bardzo ładnie. Potężny świecznik sprowadzono aż z Wiednia.



Tymczasem na zewnątrz wychodzi słońce i od razu cały świat wygląda inaczej :) .


Niemal z automatu robi się upalnie, a na ulicach pojawiają się tłumy ludzi, poukrywane gdzieś do tej pory.


Wracamy na Wielki Rynek. Dzieciaki dokazują w fontannach i gonią gołębie. Te starsze nerwowymi ruchami molestują smartfony. Dorośli biegają z kijkami i strzelają kolejne fotki ze swoimi gębami, którymi będą później dręczyć krewnych i znajomych. Jest pięknie.


Widać stąd dwa ratusze - stary, z XIV wieku (potem przebudowany)...


...i nowy, eklektyczny, który pierwotnie był siedzibą Banku Kredytowego. Na prawo od niego kościół katolicki z bardzo ciemnym środkiem.


Z boku przechadzają się Cyganie w swoich strojach; to akurat rzadkość na tym wyjeździe, bo widywałem ich głównie po "cywilnemu".


Studzienki kanalizacyjne są dwujęzyczne.


Na początku XX wieku Hermannstadt był niemieckim miastem z silną mniejszością rumuńską i węgierską. Po zmianie granic proporcje zaczęły się zmniejszać, po raz ostatni Sasi stanowili pierwszą grupę narodowościową w okresie międzywojennym. Dzisiaj Niemcy to nieco ponad 1% Sybiniaków (Węgrzy trochę więcej), jednak władze mocno akcentują wielokulturowość. Interesujące, że partia niemiecka (Demokratyczne Forum Niemców) ma absolutną większość w radzie miejskiej. Ciekawe czy w jej szeregach są tylko Niemcy? Bo ewidentnie głosują na nich też Rumunii. Prezydent kraju Iohannis Klaus to także Niemiec z Sybinu, dawny burmistrz.

Udało nam się kupić pocztówki na pamiątki (to pierwsze miejsce gdzie je spotkaliśmy) i powoli kierujemy się w stronę samochodu. Przechodzimy przez Mały Rynek.


Ponownie kuszę los na Moście Kłamców...


W dole widać sznur samochodów które chcą wjechać do ścisłego centrum. Szlaban podnosi się dopiero gdy ktoś zwalnia miejsce i wyjeżdża.


Fotografuję w słońcu katedrę ewangelicką.


Obok międzynarodowa grupa kowali ostro pracuje i wykuwa różne przedmioty. To jakiś unijny projekt realizowany w kilku krajach nawiązujący do dawnych wędrownych rzemieślników.


Przy samochodzie okazuje się, iż zaparkowaliśmy tuż obok jednej z dwóch zachowanych baszt murów Dolnego Miasta - Mariańskiej (Marienturm).


Wrażenia z Sybina? Bardzo ładne miasto słusznie określane jako siedmiogrodzka perełka. Z pewnością można by w nim spędzić znacznie więcej czasu, choć trochę studzą zapał tłumy zwiedzających i wyższe niż zazwyczaj ceny. Jednak w programie Siedmiogrodu to opcja obowiązkowa.

Często porównują Sybin z Braszowem, choć spotkałem się z licznymi opiniami, iż ten drugi jednak mniej spektakularny. Ja mam odwrotnie, może dlatego iż Braszów był dla mnie pierwszym zabytkowym miastem Transylwanii w którym się zatrzymałem na dłużej i niesamowicie mi się spodobał. I chyba Sybin tej pierwszej siedmiogrodzkiej miłości nie przykrył :D .

https://goo.gl/photos/rkNPDRbRyQMMjmot8
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2016-10-05, 14:33, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-10-05, 19:37   

Fajne miasto, tam zrobilam moje ulubione zdjecie daszkow ktore mam w powiekszeniu na scianie. Acz skad dokladnie je zrobilam to juz nie pamietam ;)

_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2016-10-05, 19:37, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-10-05, 23:50   

gdybyś miała super sprzęcik fotograficzny z lokalizacją miejsca to od razu byłoby wiadomo ;)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-10-09, 14:59   

Na ostatni dzień pobytu w Rumunii zaplanowałem odwiedziny dwóch ciekawych miejsc, bardzo różnych od siebie.

Gmina Hunedoara wita napisami w trzech językach - po węgiersku to Vajdahunyad, po niemiecku Eisenmarkt.


Miasto przyciąga swoim zamkiem, obiektem bardzo ważnym dla Węgrów i symbolem ich panowania w Siedmiogrodzie.


Od kilkuset lat Hunedoara była także ośrodkiem przemysłu (głównie hutnictwa), a za rządów Nicolae Ceaușescu stała się jednym wielkim kombinatem, co spowodowało katastrofalne zanieczyszczenie środowiska oraz zeszpeciło krajobraz. Zakłady lokowano nawet pod słynnym zamkiem, co widać do dzisiaj w okolicach parkingu oraz z jego murów.


Fabryka konserw.


Zamek przyciąga tłumy turystów, w weekend ponoć tworzą się masakryczne kolejki. My jesteśmy w środę i przed południem, więc nie jest jeszcze tragicznie, choć już nie spokojnie. Wokół płatnego parkingu rozstawiają się dziesiątki kramów, w których występują pocztówki (szok!) i koszulki, nie wrócę więc do domu bez pamiątkowej trykotki :D .

Historia jednej z największych atrakcji Rumunii rozpoczyna się w XIV wieku, gdy postawiono tu niewielką twierdzę, która w kolejnym stuleciu dostała się w ręce rodu Hunyady, chyba najbardziej znaczących magnatów na Węgrzech przełomu średniowiecza i renesansu. Tu urodził się słynny János, pogromca Turków pod Belgradem, pochowany w katedrze w Alba Iulia. Przebudował on starszą konstrukcję w gotycki zamek, a jego syn król Maciej Korwin kontynuował rozbudowę w stylu renesansowym.


Po wygaśnięciu rodu często zmieniał właścicieli. Gábor Bethlen, książę Siedmiogrodu (a przez krótki czas też Opola i Raciborza) dołożył swój wkład archeologiczny naznaczony barokiem. Od czasu przejścia w ręce Habsburgów niszczał, urządzono w nim m. in. skład materiałów żelaznych. W 1854 roku pożar zniszczył większość drewnianych elementów, zawaliły się dachy. Efekt widać na tej makiecie.



Przystąpiono wówczas do prac renowacyjnych, które prowadzono niefachowo a momentami wręcz szkodliwie, bez oparcia na źródłach. Zdarzało się, że poszczególne fragmenty zamku otrzymywały nowy, inny wygląd co kilkanaście lat, gdy zmieniał się kierownik "rekonstruktorów"!

Trzeba zatem mieć świadomość, iż to, co oglądamy dzisiaj nie zawsze musi być wiernym odwzorowaniem stanu z przeszłości, choć po ostatniej wojnie starano się naprawić błędy węgierskich specjalistów...

Po przejściu długiego drewnianego mostu i obejrzeniu mało zjawiskowej "izby tortur" wychodzimy na dziedziniec. Często odbywają się tu różnego rodzaju imprezy.


Widać, że nie jest on zbyt obszerny, biorąc pod uwagę swoich znakomitych gospodarzy. Po lewej zwracają uwagę piękne renesansowe krużganki.

Zabudowania mieszkalne otaczają go ze wszystkich stron. Do zwiedzania jest kilka poziomów połączonych schodami, przejściami i wewnętrznymi bramami.


Najbardziej imponujące swą dwie sale: Rycerska i Rady (Sejmowa). Pierwsza powstała w 1452 roku, zwieńczona sklepieniem krzyżowo-żebrowym uważana jest za jedno z najpiękniejszych dzieł węgierskiego gotyku.


Druga, położona piętro wyżej, została na polecenie Gábora Bethlena podzielona na trzy części, w których zwoływał siedmiogrodzkie sejmy.


Gotycki styl prezentuje także kaplica.


Zdjęcia od strony głównej bramy niezbyt wychodzą, gdyż są pod słońce i kręci się tam za dużo ludzi. Na szczęście można wyjść mostkiem przez wschodnie wyjście, gdzie łatwiej uchwycić pełną sylwetkę zamku.


Mogę na spokojnie uwiecznić się z faną ;) .


Najciekawsza wydaje mi się wieża zwana Nje Boisa, która swą nazwę zawdzięcza serbskim żołnierzom służącym u Macieja Korwina. Stanowiła miejsce ostatniej obrony, ze stałym zamkiem połączona jest 33-metrową galerią oraz drewnianym mostkiem i jako jedyna ocalała z pożaru w XIX wieku.




Z licznymi wieżami i imponującymi murami zamek był ufortyfikowaną siedzibą magnacką i królewską, ale nigdy nie pełnił funkcji czysto militarnych.

A propos murów - można z nich ogarniać okolicę. Przed głównym wejściem widać dawne podgrodzie, a bliżej i dalej pozostałości po przemyśle, teraz częściowo usuwane.




O tym jak ważny jest dla Madziarów Vajdahunyad vár świadczy fakt, że z okazji Wystawy Milenijnej w 1896 roku wybudowano jego kopię w Budapeszcie. Można ją tam oglądać do dziś, choć oryginał został odcięty granicą.

Z każdym kwadransem przybywa turystów więc najwyższy czas już się zbierać, zwłaszcza, że mam wrażenie iż za chwilę oberwę którymś z setek selfie-sticków albo zostanę zadeptany przez głodnych swojej gęby na zdjęciu amatorów smartfonów. Zauważyłem, że już prawie nikt nie robi zdjęć normalnymi aparatami.



Na parkingu mam nietypowe zdarzenie, bo nagle wyskoczyła mi jedynka z samochodu i auto zaczęło toczyć się do przodu, a ja byłem na zewnątrz. Na szczęście po przejechaniu kilkunastu centymetrów zatrzymało się łagodnie na płocie, ale w głowie kołatało pytanie "a co by się stało na jakiejś górce"? :|

Na rogatkach Hunedoary mijamy cygańskie pałace. Rozmach, kicz, syf i metrowe zielska w jednym.


Boczna droga prowadzi przez góry Poiana Ruscă. Na zielonych pastwiskach widać stada owiec i koni, a przy drodze bezpańskie psy.



Po kilkudziesięciu kilometrach zatrzymujemy się w wiosce Sarmizegetusa (do 1941 Grădiște, węg. Várhely, niem. Burgort). Miejscowość o nazwie której nigdy nie potrafiłem wymówić z pamięci ściśle związana jest z Imperium Rzymskim: w niej znajdowała się stolica prowincji Dacja.


Ładnie położone wśród drzew i snopków siana ruiny kolonii, a potem miasta Ulpia Traiana Sarmizegetusa są nawiedzane przez znacznie mniejsze tłumy, choć jak się potem okaże i tak dla niektórych okażą się one zbyt wielkie.

Położenie stolicy było nieprzypadkowe - cesarz Trajan po pokonaniu Daków i samobójczej śmierci ich wodza Decebala postanowił wznieść odpowiednio reprezentacyjną nową osadę 40 kilometrów od starej, zniszczonej dackiej fortecy Sarmizegetusy Regii. Jej pozostałości nadal są widoczne w górach na wysokości 1200 metrów.

Rzymskie miasto zajmowało 32 hektary, lecz odkryto tylko niewielką jego część zgrupowaną generalnie w dwóch miejscach. Zaraz przy drodze stał amfiteatr mogący pomieścić 5 tysięcy widzów.



Jego zarys jest dobrze zachowany i nie trzeba dużej wyobraźni aby wiedzieć, iż to właśnie to, lecz i tak planowana jest częściowa odbudowa trybun, aby lepiej pokazać jak to kiedyś wyglądało.


Z pobliską szkołą gladiatorów kontrastuje beżowa sylwetka władz gminy.


Kawałek dalej widać zarys zakładu rzemieślniczego oraz dwóch świątyń - Nemezis i niezidentyfikowanego bóstwa, przy której ustawiono samotną kolumnę.


Między jedną odkrytą częścią a drugą stoją normalne gospodarstwa i parkują normalne traktory. Ich mieszkańcy mogą zwiedzać za darmo ;) .


W drugiej części odkryto forum, a raczej to co z niego zostało.


Na forum znaleziono inskrypcję dzięki której dokładnie określono datę powstania miasta - 106-107 rok n.e., czyli zaraz po podboju.


Wokół walają się poprzewracane dawno temu kolumny...


...a między nimi śpi pies, a właściwie suka. Upał taki, że można zgłupieć, więc budzimy ją i przenosi się do cienia.


Forum także planuje się częściowo odbudować. Nie wiem w jakiej formie, ale pachnie mi raczej kiczem historycznym. Może odtworzą kolumnę cesarską stojącą po środku, z której została kupa gruzu?


Spacerując wśród rozpalonych kamieni przypominają mi się liczne w Rumunii pomniki wilczycy rzymskiej: każdy kto był w tym kraju zapewne je widział, jedna stoi także w Kiszyniowie. Wiąże się to z przeświadczeniem Rumunów iż są potomkami zromanizowanych Daków, a więc mają emocjonalną więź z Italią (choć przecież ona Daków podbiła i zniszczyła ich państwo!). Tyle tylko, iż brak jakichkolwiek potwierdzonych śladów obecności ludności romańskiej od wycofania się Rzymian aż do X wieku.


Teoria tzw. dako-rzymska powstała w okresie odrodzenia rumuńskiego, najpierw sformułowana przez miejscowy kler unicki, a potem historyków i polityków. Miała uzasadniać rumuńskie pretensje do m.in. Siedmiogrodu i udowadniać, iż byli tam wcześniej niż Węgrzy. Tymczasem do 19. stulecia Rumunów nazywano po prostu Wołochami, według większości nie-rumuńskich badaczy mają bardzo pomieszaną krew z różnych narodów i plemion, a przybyli na te tereny z południowych Bałkanów, nie są więc pierwotną ludnością autochtoniczną. Wiele łączy ich ze Słowianami zarówno etnicznie jak i językowo - jeszcze 200 lat temu rumuński był uznawany za mowę... słowiańską, połowa słów miała słowiańskie pochodzenie (dziś około 15%)! W wyniku procesu oczyszczania i romanizacji powstał współczesny rumuński mocno się różniący od dawnego.


Po zwiedzaniu chcieliśmy coś zjeść. Obok kas i zakorkowanego parkingu działają dwie knajpy - w pierwszej informują nas, że jedzenia ni ma. Na zegarku 14-ta... możemy ewentualnie poczekać godzinę, wtedy jest szansa na jakieś żarcie. Nie, dzięki. W drugim lokalu kuchnia działa, ale chwilę po złożeniu przez nas zamówienia sytuacja się powtarza - najpierw menu okroili, a potem w ogóle się skończyło! Najwyraźniej taka liczba turystów wystarczyła do ogołocenia zapasów :lol .

Trochę trwało, ale w końcu kelner przyniósł talerze - Teresa na ostatni rumuński obiad zamówiła jakieś regionalne placki a ja mici, czyli miejscową wersję cevapcici. Pychota!


Po konsumpcji wracamy do wozu zaparkowanego w bocznej uliczce. Pogoda zaczyna nieco się psuć, słońce zasłaniają chmurki, które powoli robią się coraz ciemniejsze aż w końcu zakryją całe niebo i spuszczą deszcz.

Zdjęcie zrobione zostało w wiosce o dźwięcznej nazwie Obreja, a to znaczy, że opuściliśmy już Siedmiogród i wjechaliśmy do sąsiedniej krainy - Banatu.


W Caransebeș (Karansebesch), dawnej niemieckiej wyspie językowej, chwilowo nie pada, za to zrobiło się tak ciemno, że nawet konie pędzą z furmankami pospiesznie do domów.


Robimy ostatnie rumuńskie zakupy, podczas gdy wiatr na parkingu marketu przepycha wózki, a z oddali słychać coraz silniejsze grzmoty. No i w końcu się rozlało na porządnie, strugi deszczu zaczęły przelewać się przez szyby.

Kierujemy się na południe w kierunku Dunaju, to kilkaset kilometrów bardzo ruchliwą drogą pełną TiRów. Szosa biegnie przez niewielkie miejscowości i góry, jest kręta i wyprzedzanie ciężarówek w ulewie nie należy do najbezpieczniejszych. Wygląda na to, iż dzisiejszą noc spędzimy pod dachem naszego auta...


GP: https://goo.gl/photos/MxqJq2ni86xTfPw16
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2016-10-09, 15:01, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-10-09, 17:06   

Faktycznie troche mniej tej huty na twoich zdjeciach niz pamietam. Chyba zdjecie z podobnego rzutu

2008





2016



Tu tez chyba duze zmiany- mam wrazenie ze na obu zdjeciach jest ten sam ceglany podluzny budynek

2008



2016




Dobrze zesmy w tym roku tam nie pojechali, bo rozwazalismy zwiedzanie tej huty... a tu widze ze juz nie bardzo byloby co...

Cytat:
a ja mici, czyli miejscową wersję cevapcici.


a co to jest?
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2016-10-09, 17:13, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-10-09, 21:21   

zdecydowanie są to ujęcia w tych samych kierunkach.


Teren dawnej huty, jest tylko nowiutka droga ;) Pewno teren pod inwestycje.

Cytat:
a co to jest?

nie jadłaś nigdy na Bałkanach cevapcici? :o-o To tak jakby być w Czechach i nie napić się piwa! Wałki z mięsa, grillowane.
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-10-09, 21:51   

Pudelek napisał/a:

nie jadłaś nigdy na Bałkanach cevapcici?To tak jakby być w Czechach i nie napić się piwa!


Nie jadlam! ba! nigdy nie slyszalam, nie spotkalam, nie widzialam! tzn tych walkow - bo piwo w Czechach mialam okazje spotkac :P
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-10-09, 22:10   

To wydaje się wręcz niemożliwe, ponieważ prawie każda restauracja czy lokal ma to w menu w Albanii, Bośni, Macedonii czy okolicy :o-o
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-10-09, 22:27   

Przedziwne! a my pleskavica i pleskavica... :--/
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-10-09, 22:35   

mięso do pleskavicy jest identyczne jak do cevapcicy, tylko zamiast "placka" to jest "wałek". Przyprawy chyba też te same. Pleskavicę uwielbiam w hamburgerze - jak to wsadzą do buły to... mniaaaam :lol
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-10-13, 12:23   

Dunaj widziałem już wielokrotnie i w różnych krajach, ale zawsze powoduje u mnie pewnego rodzaju wzruszenie. Tak samo było i tym razem w Orșovej.


To ostatnie miasto w rumuńskim Banacie, dalej na wschód zaczyna się Oltenia. Lecz tam już nie pojedziemy, nasz wzrok kieruje się na południe ku Serbii.


Dunaj chyba spełnia życzenia, ponieważ gdy tylko go ujrzeliśmy to przestało padać, a zza chmur zaczęło nawet wychylać się słońce :) .

Droga wzdłuż rzeki jest widokowa - z jednej strony skarpa, z drugiej skały. W oddali widać potężną konstrukcję spiętrzającą wody.


To zapora Żelazne Wrota I (Porțile de Fier, Ђердап I, Đerdap I) - największa na Dunaju i jedna z największych w Europie hydroelektrowni. Wspólna konstrukcja Jugosławii i Rumunii z przełomu lat 60. i 70. Podniosła poziom rzeki o jakieś 30 metrów kosztem 400-500 milionów dolarów. Zatopiono 10 tysięcy hektarów ziemi na obu brzegach, ponad 20 tysięcy ludzi przesiedlono. Zmianie uległ miejscowy ekosystem. W zamian za to oba kraje zyskały tani prąd, a Dunaj stał się żeglowny dla ciężkich statków. Druga zapora - Żelazne Wrota II - pracuje osiemdziesiąt kilometrów dalej w kierunku morza.


Na mapie zaznaczono kilka promowych przejść granicznych, lecz nie wiem czy one jeszcze działają. Jedyne drogowe funkcjonuje na... zaporze. Zastanawiamy się ileż znowu stracimy podczas oczekiwania na odprawę a tu niespodzianka - całość zajęła może z 5 minut! :D

Rumuni tylko pobieżnie spojrzeli na dokumenty, Serb rzucił kuda, na co zgodnie z prawdą odpowiedziałem nazwę najbliższego miasta. Celnik akurat zapalił sobie cygareta, więc w ogóle nie był zainteresowany zawartością wozu. Po dwóch latach znów jesteśmy w Serbii :D .

Na ichniejszym brzegu drogi trochę gorsze, ale ruch mniejszy. Wszystko mokre.


Przekraczając granicę cofnęliśmy zegarki, więc jesteśmy godzinę do przodu. Korzystam więc z okazji i zatrzymuję się obok pobliskich ruin rzymskiego castrum Diana. Wybudowane za Trajana w 101 n.e. przed podbiciem Daków.




Podchodzę bliżej brzegu i uwieczniam na zdjęciu zaporę - jest to obiekt strategiczny, więc obowiązuje całkowity zakaz robienia zdjęć. Na rumuńskich wzgórzach pojawia się trochę słonecznych plam


Jej długość to 1200 metrów, a wysokość 60.


Z boku widać podtopione drzewa. Ciekawe jak długo są one pod wodą?


W czasie budowy hydroelektrowni zatopieniu uległo kilka wysp, m.in. Ada-Kaleh, leżąca między zaporą a Orșovą. Dawna enklawa turecka o której zapomniano w czasie kongresu pokojowego była zamieszkała przez muzułmanów. Nie będę tutaj opisywał całej historii, zainteresowani mogą poczytać o niej na Wikipedii, jednak najciekawsze jest to, że wyspę zrekonstruowano na... innej wyspie, leżącej w pobliżu! Odbudowano tam nawet twierdzę, jednak ludzie woleli już zamieszkać w innych miejscach.

Gdy wracam do ruin Diany widzę faceta w białej koszuli idącego w moim kierunku. Na piersi identyfikator. Już się obawiałem iż przyczepi się do fotografowania zapory, ale tylko poinformował iż jest już po 18-tej, więc powinienem opuścić teren, gdyż o tej godzinie go "zamykają". W cudzysłowu, gdyż nie ogranicza go żaden płot, ale pewno nie chcą aby ktoś się kręcił po zmroku w tej okolicy.

Mówię mu, że cieszę się iż mogłem tutaj pochodzić samemu, bo w Hunedoarze i Sami... Srami... Samri... - jak pisałem, nie umiem z pamięci wymówić tej przeklętej dackiej nazwy - bo w rumuńskich ruinach było pełno ludzi.
- Tutaj pół godziny temu przeszła ulewa z widocznością ograniczoną do kilku metrów, więc nikomu by się nie chciało łazić w takiej pogodzie - uśmiecha się strażnik.

Przed Kladovem (Кладово) staję jeszcze raz aby zrobić zdjęcie twierdzy Fetislam, do której wrócimy jutro.


Z kolei za Kladovem znajdują się ruiny rzymskiego mostu Trajana przerzuconego przez Dunaj. Widzę w centrum drogowskaz i... ląduję na osiedlu domków jednorodzinnych. Osiedlu koszmarnym, bo większość ulic była jednokierunkowa, szybko straciłem orientację i jeździłem jak głupi w kółko. Po wydostaniu się machnąłem ręką na most i pojechaliśmy dalej szukać kempingu - pogoda się poprawiła i można było rozstawić namiot.

Znaleźliśmy go w wiosce Brza Palanka (Брза Паланка). Swojski, wyłącznie z Serbami. Starsza dozorczyni wzięła nas początkowo za Niemców - to już kolejna nacja którą mieliśmy być :P . Policzyła nam za dużo za nocleg (wszystko przez to, że uparliśmy się płacić w dinarach), ale za to chętnie częstowała swojską rakiją :D . W pobliżu była też knajpa czynna do późna. Pytam się, czy dostaniemy coś do jedzenia.
- No drinks, no drinks - macha rękami kelner. I tak kilka razy. W końcu poprosiłem menu. Drinks oczywiście było, żarcie tanie i pyszne (zwłaszcza pleskavica w bułce), piwo zimne. W lokalu sami autochtoni. Jednak co Serbia to Serbia ;) .

Metr od namiotu płynął Dunaj. A w oddali widać światełka rumuńskiego brzegu.



Planowałem rano kąpiel w słynnej rzece, ale kwitnąca zieleń skutecznie mnie do tego zniechęciła. Plaża i przystań dla kempingowiczów wyglądała jak zaświniona łąka.






Sam kemping przypominał mi inne podobne w Serbii oraz obóz pionierów pod macedońską Ochrydą. Rzadko zaglądają tu zagraniczni turyści, a większość osób spędza w nim wiele dni, stąd i campery obudowane niczym małe domki.


Bezdomne psy leżą tu i tam czekając na jakiegoś litościwego dobrodzieja. Doczekały się ;) .


Niedaleko stoi nieśmiertelne Yugo w żółto-kanarkowych barwach.


Wracamy do Kladova i ponownie próbuję znaleźć ruiny mostu. Drogowskaz po raz drugi wyprowadza nas na pieprzone osiedle domków! Sram na to, nie będę tutaj spędzał pół dnia! Później okazało się, iż właściwa droga biegła równolegle do mojej, przy samej rzece. Niestety, w mieście wszystkie widziane przeze mnie znaki wskazywały błędny kierunek.

Twierdzy Fetislam szukać nie trzeba.



Wybudowano ją w XVI wieku na polecenie sułtana Sulejmana Wspaniałego. Miała być przyczółkiem do inwazji na Europę. Nie wiedzieli jeszcze, że prościej i taniej jest wsadzać po prostu ludzi na łódki, a następnie wysyłać w kierunku brzegu nieprzyjaciela, który radośnie przyjmie ich do siebie.

Twierdzę w 1867 roku przejęło serbskie wojsko wraz z całą okolicą. Większość terenu zajmuje dziś park. Z murów widać nieodległy rumuński Drobeta Turnu Severin z wielką stocznią i zakładami przemysłowymi. Jest nawet ławeczka dla strudzonych wędrowców.



Obok murów zewnętrznych załogę chroniła dodatkowa cytadela wewnętrzna.



Jest mocno pozarastana i widać, że już dawno nie używano niewielkiego amfiteatru tam umiejscowionego. W oddali majaczy zapora, bliżej na środku rzeki jakiś statek. Serbski, wygląda na pogłębiarkę.



Kolejne kilkaset kilometrów będziemy podążać widokową drogą - prawie cały czas wzdłuż Dunaju i z bliską Rumunią na drugim brzegu. Szosa jest w dość dobrym stanie (pomijając remonty w kilku miejscach, gdzie w podwozie wali grys) oraz niezbyt ruchliwa.


Ten odcinek nazywany jest Żelazną Bramą lub Żelaznymi Wrotami. Na razie jedziemy dość nisko - po drugiej stronie Orșova i mosty po których jechaliśmy wczorajszym późnym popołudniem.



Miasto leżało kiedyś tam gdzie dziś znajduje się zatoka. Podobnie jak wiele innych zostało zalane i mieszkańcy musieli przenieść się wyżej.

W Tekiji (Текија) kiedyś funkcjonowało promowe przejście graniczne (mam je widoczne na mapie samochodowej). Dziś pozostała po nim rdzewiejąca przystań.


Zaczyna się najbardziej efektowny fragment Żelaznych Wrót - Cazanele Mici/Mali Kazan (Małe Kotły). Droga wznosi się do góry, rzekę otaczają wysokie skały, Dunaj się zwęża.




Przed podniesieniem wody musiało wyglądać to jeszcze ładniej. Przy punkcie widokowym staje każdy samochód i trudno się dziwić.


Po rumuńskiej stronie współczesna cerkiew św. Anny. Przy niej sporo samochodów. Kawałek w prawo, za mostem, wykuto w skałach potężną głowę wodza Decebala, ale nie widać jej z tego miejsca.



Gdzieś pod nami znajduje się Tabula Traiana - rzymska tablica upamiętniająca budowę drogi w 100 n.e.. Przed zalaniem wycięto ją ze skały i przeniesiono pięćdziesiąt metrów wyżej, ale i tak jest dostępna jedynie łodzią.

Przejeżdżam tunel i zatrzymuję się ponownie. Cerkiew z innego ujęcia.


Szosa schodzi w dół a rzeka rozszerza się do kolejnej zatoki - wszystko to super wygląda.



Wracamy do poziomu Dunaju. Ponownie płynie on leniwie szerokim korytem. W niektórych miejscach rośnie zielony dywanik.



Co chwilę mijamy słupki graniczne. Każdy ma literkę PC (Република Србија) i datę - każdy inną. Słupek na kempingu posiadał wyryty rok 1984. Stawiano je w różnych okresach? Na pewno po podniesieniu wody przebieg granicy się zmienił, a kolejne odcinki zbiornika ograniczonego zaporami oddawano w różnych latach, ale czasem dwa słupy tuż obok siebie miały różną datę. Dziwne.


Kolejne zwężenie to znak, że Żelazne Wrota się kończą.


Rumuński rybak ;) .


Za zakrętem pojawiają się wieże zamku Golubac, pięknie położonego nad samą rzeką.


Na rumuńskiej stronie znacznie mniej imponujące - ledwo widoczne - pozostałości twierdzy Św. Władysława wybudowanej w XV wieku przez Zygmunta Luksemburskiego. Z kolei z wody wystaje skała Babacai. Według legendy turecki możnowładca więził tam jedną ze swoich siedmiu żon, bo romansowała z węgierskim szlachcicem. Jej ukochany uratował ją, a Turka zabił, przed śmiercią oznajmiając, iż była żona przeszła na chrześcijaństwo. Czyli zupełnie odwrotnie niż współcześnie.


Zamek Golubac okazał się największym rozczarowaniem całego wyjazdu! Twierdza jest niedostępna, gdyż trwa intensywny remont albo bardziej pasowałoby określenie "odbudowa". Fragmenty świeżych ścian lśnią w słońcu, pojawiły się dachy, przebito nowy tunel, powstaje cały kompleks turystyczny. Zamknięte jeszcze parkingi można sobie wyobrazić zapełnione samochodami i autokarami.



Spóźniłem się o rok albo dwa :( . To miejsce nie będzie już tak sympatyczne jak kiedyś, na pewno pojawią się bilety wstępu, durnowate wystawy albo dmuchane place zabaw. Rozumiem, że takie zamki trzeba konserwować, jednak tutaj zdecydowanie poszli za daleko... Szykuje się kolejna tłumnie oblegana atrakcja turystyczna.

Skoro z oglądania Golubaca nici to wciskam gaz do dechy i bocznymi drogami przez zapadłe wioski pędzę z powrotem do Dunaju; z powrotem, gdyż na pewien czas oddaliliśmy się od niego. Powodem pośpiechu jest prom, który pływa co trzy godziny. Alternatywa to ponad sto kilometrów do najbliższego mostu.

Nerwówka okazała się niepotrzebna, gdyż prom rusza z pewnym opóźnieniem - załoga właśnie siedzi w knajpie i je posiłek.


Po konsumpcji na drewniany podest wjeżdżają cztery samochody, w tym "Austriacy" - mieszanka jugosłowiańsko-turecka. Dzieci początkowo robią zdjęcia ale szybko się nudzą, więc przechodzą do pożyteczniejszych zajęć: głośnego słuchania austriackiego rapu, malowania sobie gęby w lusterku i zabaw ze smartfonem. Jedna z dziewczyn sądzi, iż ją fotografuję, więc odwraca się z piskiem. No tak, to nie byłaby słit-focia :D .


Odpływamy! Za nami zostaje wioska Ram (Рам) nad którą góruje twierdza turecka z 16. stulecia.


Prom nie płynie samodzielnie - ciągnie go holownik z wydzierającym się silnikiem.



W tym miejscu Dunaj ma od 1 do 3 kilometrów szerokości, przeprawa zajmuje niecałe 20 minut. Z prawej strony widać rumuńskie góry.




Drugi brzeg coraz bliżej - to Wojwodina, a konkretnie serbska część Banatu. Można powiedzieć, że z Banatu wyjechaliśmy i do Banatu wróciliśmy w ciągu niecałej doby.


Z głównego koryta wpływamy do kanału Dunaj-Cisa-Dunaj. Powstał on już na przełomie XVIII i XIX wieku, a Serbowie tylko zmodernizowali dzieło habsburskich inżynierów.


Miejscowi beznamiętnie siedzą w swoich samochodach, ale dla turystów to jednak duża atrakcja :) .



Zabudowania drugiej przystani robią się coraz większe. Stara Palanka (Стара Паланка), dawna osada Szwabów naddunajskich, licznie zamieszkujących Kraje Korony Św. Stefana. Nazwa palanka jest popularna w tych regionach i oznacza palisadę.



Jeszcze kilkanaście metrów i będziemy na wojwodińskim brzegu...


Galeria:
https://goo.gl/photos/fWAcP87S2VuD6YzW7
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-10-13, 17:46   

Fajna ta Serbia... Musze tam kiedys wrocic i mam nadzieje ze nie trafie znow na kataklizm wodny...

Cytat:
Sam kemping przypominał mi inne podobne w Serbii


Jak bede kiedys jechac to sie odezwe! fajny ten kemping jeszcze z ta zielona zarosla rzeka!

Cytat:
Wybudowano ją w XVI wieku na polecenie sułtana Sulejmana Wspaniałego. Miała być przyczółkiem do inwazji na Europę. Nie wiedzieli jeszcze, że prościej i taniej jest wsadzać po prostu ludzi na łódki, a następnie wysyłać w kierunku brzegu nieprzyjaciela, który radośnie przyjmie ich do siebie.


myslisz ze za czasow Sulejmana ludzie w Europie juz mieli galarete zamiast mozgu?

Cytat:
Spóźniłem się o rok albo dwa :(


No niestety jest duzo takich miejsc ze niewiele brakowalo zeby zobaczyc to w jeszcze fajnej formie ale zabraklo roku czy dwoch... ja czesto w takie miejsca trafiam... Daleko nie szukajac zamek Rajsko na Dolnym Slasku. Znajomy polecil mi to miejsce jako idealne na biwak, z wejsciem na zruinowana wieze widokowa, ognicho, stare mury... Nie zdazylam.. juz jest hotel...


Cytat:
Prom nie płynie samodzielnie - ciągnie go holownik z wydzierającym się silnikiem.


ooo takich promem jeszcze nie bylo mi dane plynac, coby holownik ciagnal! :D
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2016-10-13, 17:48, w całości zmieniany 4 razy  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-10-13, 22:06   

buba napisał/a:
Jak bede kiedys jechac to sie odezwe! fajny ten kemping jeszcze z ta zielona zarosla rzeka!

ale drogo wyszło, bo chyba ze 15-17 euro, gdyż babka się machnęła. Była jednak sympatyczna, lała rakiję (sama zaproponowała), więc machnęliśmy ręką ;)

buba napisał/a:
myslisz ze za czasow Sulejmana ludzie w Europie juz mieli galarete zamiast mozgu?

galareta to jedno, a polityka to drugie. Takie sytuacje,że wpuszczano w granice swego państwa "potrzebujących", a ci się okazali niezbyt wdzięczni, to znane są od starożytności. I zawsze kończyło się to tragicznie, poczynając od Rzymian. Ewidentnie za mało ludzie uczą się historii ;)

buba napisał/a:
ooo takich promem jeszcze nie bylo mi dane plynac, coby holownik ciagnal!

konkretnie to pchał :) Płynął obok przypięty. W sumie nie wiem czy można go nazwać holownikiem, czy pchaczem :D
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-10-14, 09:45   

Pudelek napisał/a:
ale drogo wyszło,


najwazniejsze ze bylo milo! pisales tez cos ze babka sie machnela bo placiliscie w dinarach? a w czym powinniscie placic?

Pudelek napisał/a:
Takie sytuacje,że wpuszczano w granice swego państwa "potrzebujących", a ci się okazali niezbyt wdzięczni, to znane są od starożytności. I zawsze kończyło się to tragicznie, poczynając od Rzymian. Ewidentnie za mało ludzie uczą się historii


Ze politycy nie znaja historii albo znaja i maja ją w dupie to nieraz juz sie okazalo. Acz nie wiem czy kiedykolwiek w historii zdazylo sie aby "potrzebujacy" mieli tak roszczeniowe podejscie i byli tak chamscy i agresywni juz na samym poczatku (jeszcze przed wpuszczeniem a nie dopiero po latach po obrosnieciu w piorka). Takiego przypadku z historii nie znam...

Pudelek napisał/a:
konkretnie to pchał Płynął obok przypięty. W sumie nie wiem czy można go nazwać holownikiem, czy pchaczem


jak zwal to zwal i tak chetnie bym sie tym przewiozla!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group