Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Góry Opawskie i Wysokie Jesionik - rozdziewiczanie Sudetów

Autor Wiadomość
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2015-09-02, 16:14   Góry Opawskie i Wysokie Jesionik - rozdziewiczanie Sudetów

Może to wydać się szokujące, ale są osoby, które jeszcze nie były w swoim życiu w Sudetach! :o-o Tak jak np. pewna forumowiczka, która kiedyś chodziła głównie po, tfu, Taterkach, potem poznała wreszcie prawdziwe góry jakimi są Beskidy, a teraz postanowiła wybrać się w nieznane ;) Postanowiłem podać swą pomocną dłoń (i przy okazji zaliczyć kilka nieznanych mi sudeckich miejsc ;) )

W ostatni piątek wakacji jedziemy do Głuchołaz (Ziegenhals). Wysiadamy z autobusu-szklarni i po strategicznym przepakowaniu przemykamy przez rynek. Byłby całkiem ładny, gdyby nie zastawiony dziesiątkami samochodów.


Upał taki, że w poszukiwaniu wodopoju siadamy nawet do ogródka Syfskiego... było to zdecydowanie najmniej przyjemne przeżycie weekendu :| Potem już jest tylko lepiej :)

Mijamy plakaty obrazujące miłość do obecnego prezydenta...


...i dzielnicę zdrojową.


Czytałem, że owa dzielnica miała być winna temu, że miasto nazywa się dziś tak, a nie inaczej. Ziegenhals nie miało wcześniej znanej polskiej nazwy - niemiecka i łacińska mówiły o Koziej Szyi lub Kozim Karku. Ponoć taki kształt ma właśnie pobliska Góra Parkowa. Zaraz po wojnie miejscowość nosiła właśnie tą nazwę. Potem jednak pojawiły się Głuchołazy - przywędrowały od czeskiej nazwy miasta Hlucholazy. Tak miano nazywać je w okolicach dzisiejszego Jesenika. Polskie władze spolonizowały więc czeską nazwę i została ona do dziś, a Kozia Szyja jedynie w herbie miejskim.

No dobra, ale ma wspólnego z tym uzdrowisko? Otóż według miejscowego przewodnika PTTK (człowieka, nie książki) włodarze uzdrowiska Priessnitza w Jeseniku nazwali tak miasto po pruskiej stronie granicy, aby je ośmieszyć jako konkurencję: wymyślono Hluche Lazne, potem Hlucho Lazy, czyli Głuchy Zdrój. Nie wiem czy potencjalni kuracjusze się wystraszyli, jednak ta teoria ma jedną słabą stronę: w tamtym czasie we Freiwaldau/Fryvaldovie/Jeseniku niemal nikt nie mówił po czesku, leczący się goście w większości byli niemieckojęzyczni, więc do nich ta antyreklama w oczywisty sposób by nie trafiała ;)

Wracając do współczesności - za zabudową zdrojową zaczyna się masyw Góry Parkowej (Holzberg). Wita nas marmurowa tablica unijna - tak jakby drewniana czy plastikowa nie wystarczała!


Przy szlaku stoją stacje Drogi Krzyżowej, zapewne odnowione w ostatnich latach.


Nie idziemy jednak się modlić, ale odbijamy w bok, na szczyt Przedniej Kopy (Vorder-Koppe). Znajdują się tam smętne ruiny schroniska i wieży widokowej.


Dawna Hohenzollernwarte i Holzbergbaude niszczeją... po II wojnie światowej Czechosłowacja żądała Głuchołaz dla siebie - z powodu węzła kolejowego. Do zmiany granic jednak nie doszło i, patrząc na ten obrazek, można tego żałować...

Miało być słonecznie, ale na niebie się chmurzy, wydaje się wręcz, że może zacząć padać!


Główny szczyt masywu - Średnia Kopa (Mittel-Koppe) - to chyba ta zarastająca polana. Jest płaska, jak według mapy. Ale tabliczki brak.


Schodzimy do przełęczy o wdzięcznej nazwie "505".


Dookoła żółte, jesienne trawy, a minut na tabliczkach ubywając - przybywa ;)


Robimy sobie krótką przerwę, po czym dość kiepsko oznaczonym szlakiem schodzimy do Podlesia (Schönwalde), wioski w "worku" wcinającym się w czeskie terytorium. Jest trochę domów i neogotycki kościół św. Jerzego.


Przy kościele dwie ciekawostki:
- pordzewiała blacha z herbem biskupiego Księstwa Nyskiego.


Choć zlikwidowano je jeszcze w XIX wieku, to jego symbole były obecne do 1945 roku, a biskupi do tego czasu zachowali swoje majątki ziemskie po austriackiej, a potem czechosłowackiej stronie.

- nieudolnie zamalowany napis na krzyżu.


Mijamy samotnie stojący wypasiony hotel i drogowskaz na Rejviz (czemu akurat tam - nie mam pojęcia). Trochę się przejaśnia i słońce doświetla czeską stronę.


Granicę przekraczamy w przysiółku Gęstwina (Stöckicht) - dawniej osobnej wsi, mocno wyludnionej po wypędzeniu Niemców. Trudno się jednak dziwić, że mało kto się tam osiedlał, gdyż życie na samej granicy nie było łatwe. Za Oleśnicą już Ondřejovice (Endersdorf), formalnie część Zlatych Hor.


Fotografuję jeszcze pozostałości drugiego mostu, widocznego na przedwojennych mapach.


Ponieważ jeden hostinec już dawno nie działa, a drugi chyba od niedawna, siadamy sobie na przystanku z widokiem na Kopę Biskupią :)



W międzyczasie mija nas autobus, lecz my dzielnie idziemy z buta - odcinek asfaltowy to ledwie półtora kilometra. Przy okazji możemy podziwiać boisko i budynek klubu kynologicznego.


Pod kamiennym wiaduktem przekraczamy linię kolejową Zlate Hory - Mikulovice i wchodzimy do Údolí ztracených štol (Doliny Straconych Sztolni). W miejscu gdzie kiedyś znajdowały się złotonośne sztolnie jest dziś plac zabaw dla dzieci, obiekty do konkursów szukania złota i bar.



Kawałek dalej znajduje się niewielki skansen - Zlatorudné mlýny. To dwa zrekonstruowane domki z kołami młyńskimi, w jakich w średniowieczu wydobywano złoto. Mimo, że w Zlatych Horach byłem wielokrotnie, to tutaj pierwszy raz.



Ślady wydobycia są też dobrze widoczne w okolicznym lesie, zrytym przez dawnych poszukiwaczy i górników.


Żółtym szlakiem dochodzimy do sanatorium Edel - to już właściwe Zlate Hory. Potem mijamy kilka bloków (też byłem przy nich po raz pierwszy)...


...i pomnik z podziękowaniami dla "wyzwolicieli" miasta.


"Drobna" nieścisłość - ci, którzy dziękują tutaj nie mieszkali, a ci co wówczas tu mieszkali, to nie byli wyzwalani, więc nie mieli za co dziękować ;)

Udajemy się na nocleg, a potem na miasto :) Mimo wieczornych przejściowych opadów zaliczamy kilka lokali oraz integrujemy się z miejscowymi w nowo odkrytej knajpce - zapraszają nas gorąco na jutrzejszy koncert rockowy, z czego nie omieszkamy skorzystać :)

Pierwszy dzień na przetarcie, sobota już w większe góry :)

CDN...
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2015-09-02, 16:31, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2015-09-02, 16:54   

Pudelek napisał/a:
Może to wydać się szokujące, ale są osoby, które jeszcze nie były w swoim życiu w Sudetach! :o-o

Mnie to akurat nie dziwi. Ja nigdy nie byłem w Bieszczadach ;)

Ciekawie się zaczyna i fajnie tak poczytać jak piszą inni o znanych mi okolicach.

Kiedyś na glucholazyonline był fajny cykl artykułów "Historia na weekend" gdzie jedna z publikacji dotyczyła właśnie owych mostków na granicy w Podlesiu. Opisane były wszystkie mostki do jakiego obiektu prowadziły czy nawet ile dokładnie metrów miały bocznice kolejowe. Niestety mieli awarię serwera i wszystkie publikacje zostały utracone, a nie mieli kopi zapasowych :/
 
 
włodarz 

Dołączył: 13 Maj 2014
Posty: 2649
Skąd: Góry Sowie
Wysłany: 2015-09-02, 20:15   

Cytat:
Ciekawie się zaczyna

Zaczyna się standardowo - od wypędzenia Niemców. :)
Ale reszta w porządku. :-)
_________________
Sudeckie Ilustracje
 
 
nes_ska 


Wiek: 35
Dołączyła: 09 Paź 2013
Posty: 2931
Skąd: Brzesko
Wysłany: 2015-09-02, 20:28   

włodarz napisał/a:

Zaczyna się standardowo - od wypędzenia Niemców. :)
Ale reszta w porządku. :-)


Jak się ogarnę, to będzie też polska wersja :dev Na razie wciąż padam na pysk :-o
_________________
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2015-09-02, 21:41   

Robert J napisał/a:
Mnie to akurat nie dziwi. Ja nigdy nie byłem w Bieszczadach

ale byłeś w Beskidach, więc już jesteś do przodu :D

Robert J napisał/a:
Kiedyś na glucholazyonline był fajny cykl artykułów "Historia na weekend" gdzie jedna z publikacji dotyczyła właśnie owych mostków na granicy w Podlesiu. Opisane były wszystkie mostki do jakiego obiektu prowadziły czy nawet ile dokładnie metrów miały bocznice kolejowe. Niestety mieli awarię serwera i wszystkie publikacje zostały utracone, a nie mieli kopi zapasowych

tam przy tym moście chyba bocznicy nie było, tylko most normalny - przynajmniej to wynika z przedwojennej mapy. Natomiast na pewno były one trochę wcześniej.

włodarz napisał/a:
Zaczyna się standardowo - od wypędzenia Niemców.

no przepraszam - wypędzenie jest mniej więcej w środku ;P
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2015-09-02, 23:34   

Pudelek napisał/a:
tam przy tym moście chyba bocznicy nie było, tylko most normalny - przynajmniej to wynika z przedwojennej mapy. Natomiast na pewno były one trochę wcześniej.

Za tym mostkiem, po drugiej stronie potoku była gospoda prowadzona przez Aloisa Spillera.


Widoczne są fundamenty. Na jednym z Twoich zdjęć też je widać.
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2015-09-03, 00:55   

Faktycznie. Fajnie, mostek międzynarodowy do gospody :)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2015-09-03, 14:39   

W sobotę rano wczesna pobudka (co nie było łatwe, biorąc pod uwagę knajpiane szaleństwa) i... totalnie zachmurzone niebo za oknem! Gdzie to słońce, do cholery?

Nie mamy jednak czasu na narzekanie - za chwilę pierwszy autobus do Jesenika, tam szybkie zakupy i kolejny na Červenohorské sedlo (Roter Berg Satte). Dalej nie jedzie, gdyż droga na Kouty nadal jest w remoncie i będzie aż do listopada...

Mimo, że przez przełęcz przejeżdżałem wiele razy autem, to pieszo także jest mój debiut. Na zegarku godzina 8, więc wszystko jeszcze śpi, poza grupką turystów.


Mijamy hotele i pensjonaty, z których pierwsze postawiono jeszcze pod koniec XIX wieku, i wchodzimy na szlak w Masywie Keprnika. To północno-zachodnia część Wysokiego Jesionika (Hrubý Jeseník, Altvatergebirge).

Zaglądamy do drewnianej kapliczki, wybudowanej w 2013 roku - kopii kościółka stojącego niegdyś w miejscu zwanym Vřesova studánka. Poświęcony jest ofiarom gór...


Przynajmniej tak mi się wydawało, gdyż umieszczony w środku napis po polsku świadczy o czymś innym: "dla tych co się do domu niewrucili"...


Często zdarza mi się nie wracać do domu, gdy gdzieś wychodzę, chyba, że czegoś zapomniałem. Wydaje mi się, że nie jestem w tym odosobniony. Ewidentnie google translator był dowcipny, albo jakiemuś Czechowi wydawało się, że zna polski ;)

Im gramolimy się wyżej, tym pogoda lepsza - chmury zostają w dole, wyłania się Pradziad i okoliczne górki :)




Na niektórych zdjęciach wyłania się też Neska ;)


Przed nami wyrasta pierwszy szczyt - Červena hora (Rothe Berg). Na szczęście szlaki trawersują go, nie trzeba włazić na samą górę.


Co jakiś czas - w strategicznych miejscach - stoją wielojęzyczne tablice z różnymi ciekawostkami. Co prawda w polskiej wersji językowej czasami pojawiają się różne kwiatki, ale kilku interesujących rzeczy się dowiedziałem: np. rozdroże Bílý sloup wzięło swą nazwę od zachowanego przedwojennego słupa, jakim tyczkowano wówczas szlaki. Słup co prawda biały kolor już stracił, ale jego wysokość na pewno pozwalała odnaleźć go nawet przy dużej pokrywie śnieżnej.


Są też pierwsze "niepochmurne" widoczki - na morawską stronę, do doliny Hučivej Desny (Rauschende Teß).


Na końcu doliny widać Kouty, a jakże, nad Desnou ;)


A w prawo charakterystyczne skałki na Vozce (które początkowo naiwnie wziąłem za Keprnik :D ).


Vřesová studánka (Heidebrünnel) - częściowo zarośnięta łąka przy której kiedyś stał wspomniany kościół i schronisko (według polskiej wersji na tablicy - przytułek :D ). Świątynia spłonęła w 1946 roku od uderzenia pioruna i pozostały po niej jedynie fundamenty oraz krzyż, dziś w formie pomnika (a także kopia-kaplica przy przełęczy). Schronisko zburzono w 1988 roku z powodu jego złego stanu technicznego - i w Czechosłowacji nie wszystkie obiekty turystyczne miały szczęście. Szkoda, bo chętnie by się tutaj przysiadło na kufelku czegoś zimnego.



Jedynym obiektem budowlanym jest dzisiaj źródełko, zabudowane kaplicą w 1934 roku. Tam jednak pójdziemy za chwilę, najpierw wchodzimy na skałki powyżej, skąd są jeszcze ładniejsze widoki. Cały czas idziemy granicą morawsko-śląską - na Morawach ładnie, a Śląsk cały w chmurach. Przypadek?


Widać i Keprnik, który walczy z naporem białego.


Teraz możemy zejść do kapliczki przy źródle. Lokalizacja idealna na popas.


W środku na upartego można by nawet spać, gdyż powieszono sznurową drabinkę, prowadzącą na stryszek.



Zjadamy skromne śniadanie, pijemy rzemieślnicze piwko... jest fajnie. Czasem wpada jakiś turysta - sam lub z psami - ale ogólnie to tłumów nie ma. No dobra, odpoczęliśmy trochę, więc pora walić kolejne kilometry.


Szlak jest przyjemny i bez karkołomnych podejść. Mijamy m.in. dawny trójstyk - łączyły się tutaj ziemie należące do Liechtensteinów z Brannej, Žerotínów z Velkich Losin oraz biskupów wrocławskich - a wcześniej Księstwa Nyskiego. Po tych ostatnich nadal pozostały słupki z literami BB - Bistum Breslau.


Jesteśmy coraz wyżej, a w tle nadal chmury kłębią się jak głupie - Jesenik chyba musiał ciągle być cały zaciągnięty!


Las znika, pojawiają się wypłowiałe łąki i grupa skałek, tworzących szczyt Keprnika (Köpernik Glaser, Glaseberg), czwarty pod względem wysokości Wysokiego Jesionika (1423 metry). Sami tam nie będziemy.


Na szczęście ludzie chodzą falami - jak sądzę, wiele z nich wjechało kolejką na nieodległy Šerák - i są też momenty spokoju. Pogoda znowu się trochę denerwuje - zaczyna mocno wiać, a na jakiś czas nawet całe niebo się zaciąga. Potem odpuszcza, ale widoczność nie jest rewelacyjna.

Pasmo Śnieżnika, w dole białe dachy Branny.



Pradziad niewidoczny, Červená hora również.


Na Śląsku bez zmian.


Šerák i jedyne schronisko w okolicy walczą z białym najeźdźcą.



Niektórzy walczą z piwem :D


Inni z wiatrem ;)


Są też niespodziewani goście.


Oraz już tacy bardziej zaprawieni w górskich bojach.


Nasyciwszy oczy i brzuszki cofamy się kawałek czerwonym szlakiem do trójstyku... Widoki ciut łaskawsze.




Następnie odbijamy na morawską stronę i zahaczamy o skałki na Vozce (Fuhrmannstein, ósmy szczyt Jesioników - 1317) - tutaj jednak zaszło słońce i nie jest tak ładnie :(


Dobrze widać Vřesovą studánkę.


Keprnik.


No i standard.


Zielonym, momentami mocno krętym szlakiem dochodzimy do potoku Hučava (z rozwalonym mostkiem), a następnie do polany, gdzie kiedyś znajdowała się osada Neu Josefsthal (Josefová).


W XVIII wieku Liechteinsteinowie założyli tu hutę szkła, która następnie rozbudowała się do postaci wioski. W okresie międzywojennym mieszkało 85 osób w kilkunastu domostwach, była gospoda, szkoła i remiza strażacka. Po 1945 wyludniła się, jeszcze przez jakiś czas budynków używano jako miejsce noclegowe dla robotników leśnych, ale ostatecznie w latach 60. wysadziło je wojsko. Ocalała dawna leśniczówka i zabudowania gospodarcze.


Między drzewami widać resztki piwnic, domów i podmurówek.




To największe było remizą strażacką.

Miejscowi zwozili do doliny drewno kolejką leśną - początkowo konną, następnie zwierzęta zastąpiły maszyny. Zachował się most kolejowy nad dawną Dorfstrasse, kilka lat temu wyremontowany.


A tak to wyglądało kiedyś.


Jest też niewielka biała kapliczka oraz krzyż przydrożny, wystawiony w 1944 roku. Długo fundator się nie nacieszył jego widokiem.


Po jakimś półtora kilometrze lasu trafiamy na samotny dom - to pozostałości po kolejnej, jeszcze mniejszej osadzie - Zadním Alojzovie (Hinter Aloisdorf). W 1931 roku zamieszkiwało go 31 osób w kilku domach. Dziś stoi tylko ten, zresztą używany.


Ponieważ N. narzekała, że ciągle idziemy w dół i nie może ponadpier....ać, to proszę - zgodnie z życzeniem: podejście pod i na łące zwanej Alojzovské louky.



Na ich skraju punkt widokowy - doskonale widać kościół w Brannej i Śnieżnik.



Tyle tylko, że musimy mijać duże pastwisko ogrodzone elektrycznymi pastuchami, ale nie mamy ochoty na spotkanie z bykami. Nadkładamy trochę drogi, ale widoki z boku też niezłe - np. na Góry Rychlebskie.


Oszukańcze elektrownie wiatrowe, które udają, że produkują prąd.



Samotny krzyż z 1941 roku - widać wojenne lata skłaniały do próby przypodobania się "górze"...


Wychodzimy pomiędzy kilkoma starymi budynkami - to zachowana (mniej niż 1/3) zabudowa trzeciej dawnej górskiej wioski - Předníego Alojzova (Vorder Aloisdorf).


Wreszcie, z pewną ulgą, witamy tory przy stacji kolejowej w Brannej (Goldenstein). Tory akurat bezczynne, gdyż trwa jakiś remont i kursuje zastępcza komunikacja kolejowa. Na razie jednak idziemy do centrum, które jest jednym z bardziej urokliwych w tych rejonach. Zwłaszcza żółta Škoda ładnie się prezentuje na tle zamku, chroniącego kiedyś trakt z Moraw na Śląsk.



Kawałek dalej dwie inne piekielne maszyny!


Nie motoryzacja nas jednak tutaj przygnała, lecz minipivovar Kolštejn, uruchomiony przed rokiem. Nazwa nawiązuje do starej czeskiej nazwy miejscowości, którą po wojnie zmieniono na obecną, ponieważ była nie dość czeska.

Browar mieści się w dawnym Gasthausie obok ratusza.


W środku nawet sympatycznie, choć ceny jedzenia nienajtańsze, w dodatku pani myli zamówienia (na droższe oczywiście). Tylko jeden rodzaj piwa na barze - za to bardzo smaczne, 12-tka Bran. No i akurat piwo w znakomitej cenie 28 koron :)


Nie posiedzieliśmy długo - postanowiliśmy ewakuować się busem do Jesenika, gdzie... zahaczamy do małego browaru :D


Jest bardzo blisko centrum, ale w dość zaniedbanej dzielnicy i bez mapki może być trudno tam trafić. Właściwie to mieści się w podwórzu zabudowań zakładowych.


Tutaj znacznie bardziej swojsko, trzy własne piwa plus jedno z Policki, ceny przystawek również w bardzo dobrej cenie! Ogólnie to Jesenik wygrał w tej konkurencji z Branną :D



I tu też skończyło się na jednym tylko kufelku, gdyż czekał nas jeszcze koncert rockowy w Zlatych Horach, nocne nietrzeźwe rozmowy z Pavlem od wyciągu, wywijasy pod sceną i inne takie :)

W każdym razie mimo początkowo niefajnej pogody dzień pod względem górskim (i piwnym ;) ) bardzo udany :)
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2015-09-05, 23:33, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Basia Z. 


Dołączyła: 06 Wrz 2013
Posty: 3550
Skąd: Chorzów
Wysłany: 2015-09-03, 15:07   

Miałam okazję 2 lata temu spać w schronisku na Červenohorskym sedle i jest to całkiem przyzwoity obiekt, w przyzwoitej cenie i ze "schroniskowymi" warunkami (łóżka piętrowe, łazienki na korytarzach, czysto).
W schroniskowej knajpie leją dobre piwo (ale już nie pamiętam jakie) i dobrze dają jeść.

A wypad na Keprnik i z powrotem zrobiliśmy w około 1/2 dnia niemal identycznie Waszą trasą.
Był to wtedy mój też rozdziewiczający wypad, bo nigdy wcześniej nie byłam w Jesenikach.

No niestety w braku własnego środka lokomocji to dojazd nawet ze Śląska publicznymi środkami lokomocji jest tam właściwie niemożliwy.
_________________
http://www.pilot-przewodnik.org/
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2015-09-03, 15:11   

Jakoś za Prus i Austr-Węgier nie było problemu z przekraczaniem granicy w tym miejscu.

Nie wiem czy oglądałeś tą galerię, ale jest tam kilka mostków opisanych. Info zaczerpnięte z owych publikacji, o których pisałem wcześniej.

https://plus.google.com/p...665004270223489
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2015-09-03, 15:12   

Basia Z. napisał/a:
No niestety w braku własnego środka lokomocji to dojazd nawet ze Śląska publicznymi środkami lokomocji jest tam właściwie niemożliwy.

ze Śląska to akurat żaden problem - wsiadasz w takim śląskim Jeseniku i masz co chwila autobus, dowożący na przełęcz w pół godziny :P

natomiast jeśli chodzi Ci o woj. śląskie ;) - jest to na pewno czasochłonne, ale wykonalne. Z Opola do Głuchołaz jeżdżą autobusy - co godzinę lub dwie. Stamtąd jest kilka czeskich pociągów dziennie - do Jesenika i dalej. Czyli kilka przesiadek i pół dnia z głowy - jednak jeśli chcielibyśmy pochodzić kilka dni i nie martwić się o zostawiony samochód to jest to pewna opcja...
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Basia Z. 


Dołączyła: 06 Wrz 2013
Posty: 3550
Skąd: Chorzów
Wysłany: 2015-09-03, 15:19   

Pudelek napisał/a:
Basia Z. napisał/a:
No niestety w braku własnego środka lokomocji to dojazd nawet ze Śląska publicznymi środkami lokomocji jest tam właściwie niemożliwy.

ze Śląska to akurat żaden problem - wsiadasz w takim śląskim Jeseniku i masz co chwila autobus, dowożący na przełęcz w pół godziny :P

natomiast jeśli chodzi Ci o woj. śląskie ;) - jest to na pewno czasochłonne, ale wykonalne. Z Opola do Głuchołaz jeżdżą autobusy - co godzinę lub dwie. Stamtąd jest kilka czeskich pociągów dziennie - do Jesenika i dalej. Czyli kilka przesiadek i pół dnia z głowy - jednak jeśli chcielibyśmy pochodzić kilka dni i nie martwić się o zostawiony samochód to jest to pewna opcja...


No tak, ale nie jest to opcja wyłącznie na weekend.
Chociaż właściwie teraz to powinnam się przestać o to martwić, a martwię się jeszcze z przyzwyczajenia ;)
Z drugiej strony - nie lubię jednak chodzić sama, a znajomi mają ciągle wolne tylko weekendy.
_________________
http://www.pilot-przewodnik.org/
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2015-09-03, 15:37   

na weekend to obecnie mało gdzie można dojechać komunikacją, chyba, że w sobotę rano, a w niedzielę wracać.

Robert J napisał/a:
Nie wiem czy oglądałeś tą galerię, ale jest tam kilka mostków opisanych. Info zaczerpnięte z owych publikacji, o których pisałem wcześniej.

https://plus.google.com/p...665004270223489

oglądałem, ale sobie przypomniałem :) Jak Ci się udało wejść na wieżę? Teraz wszystko było zatarasowane.

Cytat:
Z uwagi na to iż był to ważny punkt na granicy morawskiej wytrzebiono tu las i stąd pochodzi morawska nazwa grzbietu - Golec

gdzie Ty tu masz granicę morawską? :o-o Toż ona jest kilkadziesiąt kilometrów dalej, właśnie na głównej grani Jesioników :D

Mostki ciekawe. Tym do tartaku nawet sam się kiedyś specjalnie interesowałem: http://forum.sudety.it/vi...emniczy+wiadukt

Natomiast mnie nurtuje inna rzecz, którą odkryłem dopiero przy oglądaniu map - ten fragment granicy:
http://www.mapy.cz/turist...621259&z=16&l=0

Kiedyś biegła ona inaczej, co dobrze widać na mapie z XIX wieku.
http://www.mapy.cz/19stol...621259&z=15&l=0

Widać, że pruskie terytorium na bardzo wąskim odcinku wciskało się Austrię, a potem w Czechosłowację. Doskonale jest to pokazane na mapie z 1936 roku (przy okazji też widać, że jadąc z Jarnołtówka do Głuchołaz trzeba było pokonać kawałek czechosłowackiej drogi koło Skowronkowa - ciekawe jak to rozwiązano między dwoma niezbyt się przecież lubiącymi krajami?:
http://igrek.amzp.pl/resu...d=5770&cat=TK25

Tam stały chyba te zakłady, które dziś mija się przy drodze na Zlate Hory. Na mapie są opisane jako Bleiche - bielarnia?? :o-o Czy one w ogóle miały połączenie drogowe z resztą kraju? Granicę musiano zmienić po wojnie, może w 1958 roku, choć akurat o tym terenie nie znalazłem żadnej wzmianki, ale to się logicznie nasuwa...
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Robert J 


Wiek: 44
Dołączył: 08 Gru 2013
Posty: 1375
Wysłany: 2015-09-03, 15:39   

Pudelek napisał/a:
Im gramolimy się wyżej, tym pogoda lepsza - chmury zostają w dole, wyłania się Pradziad i okoliczne górki :)

A ja cholera przez całą sobotę katowałem się w tych chmurach :/

Byliście przy "kamiennym oknie" ? To około 5-10 minut od ruin kaplicy.
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2015-09-03, 15:42   

Nie, poszliśmy krótszym, czerwonym szlakiem. Ale nie ma tego złego - jeśli pójdzie się znowu w tych rejonach, to jest alternatywa, aby nie powtarzać ścieżki :D
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group