Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Owca - Twój wróg!

Autor Wiadomość
_Sokrates_ 


Wiek: 42
Dołączył: 06 Kwi 2015
Posty: 1602
Skąd: Białystok
Wysłany: 2020-04-19, 11:08   Owca - Twój wróg!

W Alpach Bawarskich kiedyś już byłem. Nic szczególnego nie zdziałałem ale że góry były piękne a piwo pyszne obiecałem sobie, że kiedyś tam wrócę. Okazja nadarzyła się w sierpniu 2018 roku. Główny cel wyjazdu to oczywiście najwyższy szczyt Niemiec - Zugspitze (2962 m n.p.m.).

Było nas trzech, w każdym nas inna krew (Jagiellonia, Legia, Widzew). Startujemy z Modlina, w bawarskim Memmingen łapiemy busa jadącego w kierunku Wenecji i po jakichś trzech godzinach meldujemy się w austriackim Ehrwald'zie. Odwiedzamy miejscowy market w celach aprowizacyjnych i degustacyjnych. Przygodę czas zacząć!

Dzień 1 - Rekonesans

Od rana leje jak z cebra! Ale to może i lepiej! Przynajmniej mamy wymówkę, żeby nie cisnąć od razu w górę jak debile. Za to na jutro zapowiada się całodniowa lampa (tak przynajmniej mówią internetowe pogodynki). Jako, że na Zugspitze mamy jakieś dwa kilometry przewyższenia planujemy wyjść w nocy. Skoro w nocy to dobrze byłoby poznać choć trochę trasę podejścia aby po ciemaku gdzieś nie zbłądzić. Tak więc dziś czas na krótki rekonesans.

Okazuje się, że szlak zaczyna się dosłownie rzut beretem od naszej kwatery. Zaczynamy więc łagodne podejście cichym lasem. Po kilkunastu minutach oczom naszym okazuje się odbicie w lewo, które wedle mapy będzie dobrym skrótem na jutro. Zapamiętujemy więc charakterystyczne szczegóły terenu i odbijamy w lewo. Po kilkudziesięciu metrach nasz "skrót" zamienia się w szeroką szutrową drogę (tego spodziewaliśmy się z mapy) i po kilkudziesięciu minutach wyprowadza nas pod schronisko Gamsalm (1256 m n.p.m.).

Zbiornik wodny pod schroniskiem:



Schronisko Gamsalm:



Nasza jutrzejsza droga z tego miejsca będzie biegła lewym skrajem stoku narciarskiego, widzimy tylko tyle na ile pozwalają chmury. Wprawdzie deszcz już nie leje ale jakoś nie mamy ochoty wchodzić wyżej. Szwendamy się chwilę po okolicy i zaczynamy odwrót częściowo inną trasą - mianowicie tą, którą byśmy tu doszli bez "skrótu". Tak więc idziemy szutrową drogą, dalej inną szutrową drogą i w końcu odbijamy w prawo na dół. Stąd już mniej lub bardziej stromo w stronę Ehrwald'u.

W końcu pogoda się poprawia, chmury się rozwiewają i w końcu widać cząstkę zachodniej ściany masywu Zugspitze:



Jutro tam będziemy!

Dzień 2 - Zugspitze (2962 m n.p.m.)

Startujemy ciemną nocą. Idziemy rozglądając się po lesie w oczekiwaniu naszego odbicia na "skrót". Pomimo czołówek wszystko jednak wygląda inaczej. Idziemy i idziemy a odbicia jak nie było tak nie ma. Po kilkunastu minutach jest już jasne, że nasz pierwotny plan szlak trafił. Gratulujemy sobie jednak pomysłu wczorajszego powrotu drugą wersją podejścia - teraz ta wiedza sprawia, że nie musimy się spinać. Wciąż wiemy, że idziemy dobrze!

Pokonujemy jakieś dwieście metrów podejścia i jesteśmy na znanej już szutrówce. Teraz prawie poziomy odcinek do schroniska Gamsalm. Zaczynamy podejście stokiem - ta część trasy to Georg-Jager-Steig. Ścieżka widoczna jest ledwo ledwo. Po pewnym czasie odbija gdzieś w prawo i to mnie niepokoi. Znowu coś nie tak. Pomimo czołówek nie potrafimy znaleźć żadnego punktu odniesienia, wszędzie wokół tylko trawa. Robimy nawrotkę na lewą część stoku i tu idziemy na czuja w górę. Po chwili łapiemy zarys jakiejś ścieżynki, która po kilkudziesięciu metrach zamienia się w dróżkę a następnie w drogę. Dobra nasza!

Wchodzimy w piętro kosówek. Zaczynają pojawiać się też pierwsze kamole, najpierw większe a potem coraz mniejsze. W końcu wychodzimy na wielkie piarżysko. Idzie nam się dobrze, powoli wstaje dzień. Wokół cisza.

Odwracamy się za siebie:



Dolina we mgle, promienie słońca zaczynają rozświetlać niebo. W końcu jakieś przyjemności dla duszy! Suniemy jednak dalej. Kosówki coraz mniej, piargu coraz więcej. W końcu idziemy żywym piarżyskiem.

Otoczenie dość posępne:



W końcu weszliśmy w taki syf, że trudno iść dalej. Chłopaki próbują iść lewym skrajem piarżyska ja trawersuje do wymytej rynny, w której widzę jakieś większe skały, które dają nadzieje na jakieś bardziej stabilne chwyty i stopnie. To był dobry wybór! Chłopaki męczą się w syfie a ja powolutku ale dość pewnie wdrapuję się jakieś kilkadziesiąt metrów w górę. Teraz trawers na lewy skraj piarżyska i już jestem na ścieżce, która prowadzi na skalno-trawiasty grzbiet. Tu czekam na chłopaków. Kolejna chwila i jesteśmy już wszyscy na grzbiecie.

Chwila przerwy na zdjęcia:





Patrzymy też na piarżysko, które za nami. Wracać tędy w dół to wątpliwa przyjemność!

Po drugiej stronie grzbietu widoki też niczego sobie:







Na grzbiecie pojawiają się pierwsze stalówki, jakaś skałka, bardziej i mniej powietrzne trawersy.

W końcu dobijamy do Wiener Neustadter Hutte (2213 m n.p.m.):



Tu robimy pierwszą poważniejszą przerwę. Chłopaki nakładają kaski i uprzęże, ja tylko robię zdjęcia i wcinam szturmżarcie. Spod schroniska zostaje nam jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów podejścia piargiem i będziemy się wbijać w naszą pierwszą ferratę. Stopselzieher steig to jedna z najłatwiejszych ferrat (A/B) ale ze względu na nasze dziewictwo podchodzimy do niej z należnym szacunkiem.

Rzut oka z okolic schroniska:





W końcu podchodzimy pod ferratę i dajemy nura w skały. Zaczyna się! Idziemy skalną grządką ubezpieczoną stalową liną. Na razie bez większych trudności. Po kilkudziesięciu metrach odbijamy w lewo pod ukap i tu pierwszy trudniejszy odcinek ale tylko dlatego, że skała jest strasznie mokra. Ciśniemy wyżej!

Wokół prawdziwie wysokogórskie otoczenie:



W końcu dochodzimy do pierwszego miejsca, w którym wpinamy się w stalówkę. Kilka metrów spionowanej skały upaćkanej klamrami.

Tak ten odcinek prezentuje się z góry:



Dalsza droga to skała raz łatwiejsza, raz trudniejsza. Na tyle jednak bezproblemowa, że aż do końca nie wpinamy się już w stalówkę.

Wszędzie wokół skały:



W czasie drogi co jakiś czas napotykamy na tabliczki poświęcone zmarłym na tym szlaku turystom. Robi to wrażenie i co rusz przypomina aby nie lekceważyć nawet łatwo wyglądających odcinków.

Co jakiś czas niedaleko przemyka wagonik kolejki:



Z każdym krokiem, z każdym metrem jesteśmy coraz wyżej:



W końcu po jakiejś godzinie i pięciuset metrach skały wychodzimy na grań:



Z jednej strony Niemcy, z drugiej Austria. Musimy chwilę odpocząć! Jesteśmy w chmurze więc widać niewiele zamiennie z nic. W końcu zbieramy się i idziemy granią na szczyt. Syf tu niemiłosierny: kable, rury, betonowe konstrukcje, metalowe słupy. W kilkanaście minut dochodzimy do...

Tu jest dopiero syf i cyrk! Kolejki, sklepy, grill i setki ludzi. Wiedziałem, że w okolicach szczytu jest burdel ale nie spodziewałem się, że aż taki. Wśród tego tłumu ciężko się w ogóle poruszać nie mówiąc już o jakiejś chwili intymności na podziwianie gór.

Aby wejść na wierzchołek należy zejść na przełączkę po jakimś cholernym rusztowaniu, potem wspinamy się parę metrów po drabince, parę metrów skały, krótka i łata grańka i jesteśmy pod krzyżem. Ludzi tu zdecydowanie mniej!

Szczyt Zugspitze:



Robimy pamiątkowe zdjęcia i wracamy w kierunku cyrku. Na szczycie rotacja ludzi jest jednak spora i ciężko w jego pobliżu usiedzieć w spokoju dłuższą chwilę. W betonowym królestwie próbujemy zainstalować się na jakichś ławkach i chwilę nacieszyć się wejściem. Wciąż jesteśmy w chmurze, do tego zimno i wieje. Próbuje łapać aparatem jakieś przedmuchy ale na niewiele się to zdaje. Zdjęć ze szczytu raczej nie będzie.

No może jedno:



Już we wstępnych planach ustaliliśmy, że ze szczytu nie będziemy schodzić (dwa tysiące metrów w dół to zabójstwo dla kolan!) a dzisiejsze przygody na piargu tylko nas w tym przekonaniu umocniły. Gdy szanse na widoki przez jakiś czas się nie poprawiają postanawiamy ruszyć kolejką w dół. Kilka chwil czekania na wagonik, następnych kilka jazdy w dół i już jesteśmy przy dolnej stacji Tiroler Zugspitzbahn.

Pozostaje nam jeszcze parę kilometrów spaceru w przyjemnym lesie do Ehrwald'u i możemy zacząć świętować!

Ehrwald:



Świętowanie... Mamy 15 sierpnia. Święto nie tylko w Polsce ale i w Austrii. Wszystkie sklepy zamknięte! Durnie! Tego nie przewidzieliśmy! Nie ma piwa, nie ma niczego (po raz kolejny przepowiednia niedoszłego prezydenta Kononowicza się spełnia...). W końcu w desperacji idziemy do jakiegoś Turka na piwo i kiełbasę. Mimo, że końcówka dnia była rozczarowująca to jednak jesteśmy z siebie dumni. Zugspitze zdobyty!

Dzień 3 - Vorderer Drachenkopf (2303 m n.p.m.)

Prognoza dobra więc idziemy za ciosem! Z samego rana pakujemy plecaki i wychodzimy w kierunku masywu Mieminger Kette. Przy kościółku skręcamy w prawo i już jesteśmy w pięknym i cichym lesie. Kilkanaście minut spokojnego spaceru i szlak zaczyna stawać dęba. Zaczyna się zabawa. Jesteśmy na Hoher-Gang-Steig i w las zaczyna wdzierać się kilkudziesięciometrowe piarżysko. Bierzemy je od lewej, trzymając się linii skał.

Pierwsze widoki tego dnia (w dole widoczny Ehrwald):



Odbijamy od piarżyska i wchodzimy w skały poprzetykane kosówkami. W skałach bez większych trudności ale co rusz trzeba używać rąk, trafiają się też stalowe liny.

Po jakimś pół godziny wychodzimy na wypłaszczenie:



Na północnym-wschodzie masyw Zugspitze (zwą go chyba Wettersteingebirge):



Jeszcze kilka minut drogi i stajemy nad Seebensee (1657 m n.p.m.):



Jak widać na załączonym obrazku otoczenie ekstraklasa. A ma być jeszcze lepiej!

Kolejne pół godziny i jesteśmy pod Coburger Hutte (1917 m n.p.m.):



Tu robimy pierwszą dłuższą przerwę a widoki po prostu zwalają z nóg! Jest przepięknie!

Widok na północ:



Na południu widzimy między innymi jeziorko Drachensee:



Jest i nasz dzisiejszy cel:



Pod schroniskiem spędzamy dobre pół godziny odpoczywając i chłonąć widoki. Czas się jednak ruszyć! Szlak prowadzi nas łagodnie pod górę w kierunku zachodnim.

Pięknie prezentuje się "Ehrwaldzki Matterhorn" - Sonnenspitze (2417 m n.p.m.):



Po kilku minutach odbijamy ścieżką na południe i obchodzimy od zachodu ścianę "naszego" Drachenkopf'a. Stromą i kruchą ścianką dobijamy na grań i nią idziemy w kierunku wierzchołka. Grań technicznie może i nie jest trudna ale skała jest bardzo krucha i momentami trzeba naprawdę uważać aby nie przelecieć się kilkaset metrów w jedną bądź drugą stronę.

W końcu jednak docieramy na szczyt:



Tu robimy kolejną posiadówę na zdjęcia i podziwianie widoków. A te są zaprawdę zacne!

Na zachodnie Wamperter Schrofen (2520 m n.p.m.):



Poludniowa grań i Grunstein (2661 m n.p.m.):



Seebensee i Zugspitze:



Sonnenspitze:



Grań Marienbergspitze (2561 m n.p.m.):



Czas mija szybko a nas czeka przecież jeszcze opijanie wczorajszego sukcesu. Pora więc wracać. Na grani mamy chwilowe problemy z minięciem niemieckojęzycznej pary, która porusza się bardzo wolno. Gdy udaje nam się ich minąć lotem błyskawicy schodzimy do schroniska a potem nad Seebensee. Postanawiamy zejść w dolinę inną (okrężną) drogą mając nadzieję na jakieś nowe widoki. Finalnie okazało się, że wybraliśmy źle - nie dość, że widoki nie są jakieś spektakularne to w dodatku mamy na trasie prawdziwe tłumy.

Dzień jednak zdecydowanie na plus a austriackie piwo na piątkę z plusem!

Dzień 4 i 5

Następnego dnia chłopaki wybrali się na Daniela (2340 m n.p.m.) - ja musiałem odpuścić ze względu na problemy z żołądkiem. Kolejnego dnia byłem więc rządny rewanżu. Problem stanowiła jedynie prognoza pogody - od południa zapowiadały się burze i ulewy. Postanawiamy więc znów wystartować nocą aby zdążyć przed załamaniem pogody.

Ciemną nocą idziemy (tym razem to Konrad został na kwaterze) w okolice stacji Ehrwald-Zugspitzebahn i rozpoczynamy szybkim tempem podejście asfaltową drogą. W pewnym momencie musimy chwilę odpocząć - zdecydowanie przeszarżowaliśmy z tempem. Powoli zaczyna świtać a my dochodzimy do Tuftlalm (1496 m n.p.m.).

Robimy przerwę i podziwiamy okolicę:







Po kilku chwilach odpoczynku idziemy dalej. Wszak trzeba zdążyć przed deszczem.

Z drogi skręcamy w las i po kilkudziesięciu minutach jesteśmy na Gruner Ups (1852 m n.p.m.):



Wchodzimy na łąki pełne owiec. W pierwszej chwili nawet nie zwróciliśmy szczególnej uwagi na dźwięk dzwonków i beczenie. Owiec jednak z każdą chwilą coraz więcej, idą ku nam. Będą fajne zdjęcia - myślimy sobie. Owiec wokół nas już cała masa ale nie chcą pozować do zdjęć. O kuźwa! One nas atakują! Bronimy się kijkami i cofamy się ścieżką szukając schronienia w krzakach. Owce jednak nie przerywają natarcia i spychają nas w dół stoku. Robi się naprawdę nieciekawie. Robimy gwałtowny wycof jakieś kilkadziesiąt metrów i z bezpiecznej odległości obserwujemy ruchy oddziałów wroga. Parę lat już chodzę po górach ale takiej akcji jeszcze nie przeżyłem!

Analizujemy dalszą drogę i wygląda na to, że stad owiec nijak nie ma jak ominąć. Ja decyduję odpuścić a Mariusz próbuje obejść stada górą. Umawiamy się, że będę czekał na niego na Gruner Ups. Powoli idę w umówione miejsce po drodze już spokojnie pstrykając zdjęcia...





Czekam w mówionym miejscu tylko jakieś pół godziny kiedy zjawia się Mariusz. Też postanowił zrobić nawrotkę. Takim oto sposobem owce rozwaliły nam dzień. Polegliśmy po całości!

W markotnych nastrojach wracamy do Tuftlaml i tu spędzamy jeszcze chwilę na podziwianiu widoków:







Tak kończy się nasz ostatni dzień w Alpach Bawarskich. Powoli czas pakować manatki...
_________________
Wiem, że nic nie wiem.
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2020-04-19, 14:57   

To pierwsze zdjęcie z wyjścia, kiedy wstaje dzień. Uwielbiam ten moment w górach. A w takich...zazdrość! :)

_Sokrates_ napisał/a:
Jeszcze kilka minut drogi i stajemy nad Seebensee

Piękne mają Morskie Oko ;)
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10844
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2020-04-19, 22:17   

Cytat:
O kuźwa! One nas atakują!

A tym czasem w "Janosiku" tak sobie na luzie przez stado przechodzili.... :)

Ale wyjazd piękny, widoki wspaniałe. Miejsca których już chyba nie zdążę zobaczyć :-/
 
 
sokół


Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 12257
Skąd: Bytom
Wysłany: 2020-04-30, 08:18   

Nie wiem, jakim cudem przeoczyłem tą relację! Nie dość, że bardzo ciekawe miejsca, to jeszcze dobrze napisane! Przygoda z owcami... no cóż, wszystkiego się boję, ale owiec do tej pory jakoś specjalnie nie unikałem. Widać trzeba dodać te stworzenia do wielkiej listy zwierząt, przed którymi należy zawczasu zwiewać.

Ogólnie bardzo ładne krajobrazy, fajne te Alpy Bawarskie.
Profil Facebook
 
 
_Sokrates_ 


Wiek: 42
Dołączył: 06 Kwi 2015
Posty: 1602
Skąd: Białystok
Wysłany: 2020-04-30, 15:28   

sokół napisał/a:
Nie dość, że bardzo ciekawe miejsca, to jeszcze dobrze napisane!


Dzięki! :-o
_________________
Wiem, że nic nie wiem.
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14337
Wysłany: 2020-04-30, 16:16   

_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group