Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Czesko-saska Szwajcaria i okolice

Autor Wiadomość
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-07-04, 18:09   Czesko-saska Szwajcaria i okolice

W przedpokoju mojej niedawno zmarłej babci wisiała oprawiona i podkolorowana fotografia sprzed wielu lat przedstawiająca zakole jakiejś rzeki oraz dwie potężne formacje skalne na obu brzegach. Jako dziecko zawsze się w ten widok wpatrywałem i sądziłem, że to bardzo, bardzo daleko od mojego miejsca zamieszkania. Zapewne gdzieś w mitycznej Szwajcarii, skoro pisało Sächsische Schweiz i jakieś steiny...

Dopiero później człowiek zorientował się, iż to obrazek z całkiem niedalekiego kraju demokratycznych Niemców. Rzeka to Łaba i bardzo blisko granicy z Czechami. Góry Połabskie (Elbsandsteingebirge, Děčínská vrchovina), których część stanowi i Saska i Czeska Szwajcaria chodziły mi potem po głowie wielokrotnie, ale zawsze coś mi nie pasowało.

Wreszcie w ostatni piątek czerwca ruszamy samochodem na zachód. Plan początkowo zakładał inną kolejność punktów wartych odwiedzenia, ale prognozy informowały, że właśnie w piątek pogoda ma być najlepsza. Zaczęliśmy więc od Saksonii i to od razu od jednej z większych atrakcji - Bastei.

Samochód zostawiliśmy na parkingu - wbrew temu co znalazłem w necie nie był on darmowy. Liczyłem, że z powodu dnia roboczego nie trafimy na tłumy, a wakacje w Niemczech chyba się jeszcze nie zaczęły. Ale aut zaparkowanych było już sporo, stało też kilka autokarów.


Pogoda faktycznie była dobra, aż za dobra - upał w okolicach 35 stopni, zaduch i lepiący się asfalt...

Bastei to kompleks formacji skalnych na prawym brzegu Łaby z bardzo widokowym i charakterystycznym mostem. Ale zanim do niego dojdziemy to widać skały położone wśród lasu. Miodzio!


Pierwszy widok na Łabę w kierunku Drezna jest jeszcze lepszy!


Pomiędzy drzewami można dojrzeć surową bryłę góry Lilienstein a także jej odpowiedniki za rzeką.


A oto i słynny most - wybudowano go z piaskowca w połowie XIX wieku w miejscu starszego drewnianego. Aby zrobić mu zdjęcie bez ludzi należałoby pojawić się wcześnie rano albo późnym popołudniem. Choć i tak nie jest dziś źle.


Most ma 70 metrów długości i rozciągnięty jest 40 metrów nad wąwozem. Musi swoje wytrzymać...


Widoki w kierunku północnym i wschodnim to same skały. Na niektórych widać wspinaczy.


Część skał położonych bliżej zagospodarowano mostkami i schodami - to pozostałości po skalnym zamku Neurathen, istniejącym od XIII do XV wieku. Wstęp na tą atrakcję jest płatny, więc tylko zajrzeliśmy zza płotu.


Na moście ludzie pojawiają się falami - przejdzie wycieczka, potem chwila przerwy.




"Basztą" nazwano skalne miasto z powodu punktu widokowego umieszczonego w eksponowanym miejscu 190 metrów nad poziomem rzeki.


Teraz jest on zamknięty, trwają prace remontowe, widać, że skała pod nim kruszeje. Ale niewiele to przeszkadza, gdyż miejsc z piękną panoramą jest tutaj wiele (z prawej zamknięta "baszta").




W dole pod nami Kurort Rathen, niewielkie uzdrowisko po dwóch stronach Łaby.


Obok dworca podobno największa w Europie miniaturowa kolejka elektryczna.


Między skałami pojawiła się twierdza Königstein. W środku Pfaffenstein; podobnie jak Lilienstein ma tylko ponad 400 metrów wysokości, ale tutaj wydaje się znacznie wyższy.


Na skałach tablice pamiątkowe oraz ślady wandali sprzed wieków.



Na parkingu skasowali od nas 3 euro. Warto było. Gdyby ktoś chciał zostawić tutaj więcej pieniędzy to nie ma problemu - jest hotel górski, restauracje, knajpy, sklepy z pamiątkami.

Kolejny krótki postój robimy w Hohnstein - nie był planowany, ale miasteczko bardzo mi się spodobało.




W miejscowym średniowiecznym zamku w latach 1939-40 mieścił się oflag dla polskich oficerów.


Zamek można zwiedzać, są też tablice pamiątkowe przy bramie. Zajrzeliśmy tylko na dziedziniec.


Przekroczyliśmy rzekę jednym mostem w całej Sasko-czeskiej Szwajcarii w Bad Schandau. Kolejne mosty są już na granicach tego regionu, a transport pieszych i rowerzystów zapewniają niewielkie łodzie i promy.

Podjechaliśmy pod widoczną z Bastei twierdzę Königstein. To jeden z największych tego typu obiektów w Europie, duma saskiej myśli wojskowej.


240 metrów nad Łabą, powierzchnia 13 boisk piłkarskich (9,5 hektara). Mury mają ponad 40 metrów wysokości i 1800 długości. Ochraniają ponad 50 różnych budynków.

Parking jakby puściejszy niż w Bastei ale i droższy (4,5 euro do trzech godzin).


Z bliska umocnienia robią jeszcze większe wrażenie. Nic dziwnego, iż twierdzy nigdy nie zdobyto.


No, prawie nigdy: w 1848 roku niejaki Sebastian Abratzky, z zawodu kominiarz, nie posiadał pieniędzy na wstęp do środka więc postanowił po prostu... wspiąć się po murach! Udało mu się i w "nagrodę" dostał 12 dni aresztu :D


Königstein to kawał historii: pierwszy zamek wybudowali tu Czesi w XIII wieku. Była to typowa twierdza graniczna - dopiero w 1408 roku Wettynowie, dynastia panująca w Saksonii, objęła go we władanie a potem włączyła w granice swojego państwa. W kolejnych wiekach warownię rozbudowywano i przebudowywano. Przez krótki czas działał tutaj także klasztor.


Prowadziła do niej jedna droga strzeżona przez dwie bramy. Dodatkową ochronę stanowiły umocnienia zewnętrzne.



Już na początku nad główną bramą gości wita nieźle zachowany herb z okresu unii sasko-polskiej. Na polecenie króla i elektora Augusta II wybudowano i unowocześniono wiele obiektów. Śladów z czasów wspólnego państwa jest zresztą tutaj dużo.


Do twierdzy właściwiej wchodzimy przez wysoką bramą wjazdową i Nową Zbrojownię (Neues Zeughaus).


Chwilowy chłód szybko ustępuje ponownie gorącemu powietrzu - wyszliśmy na głównym placu.


Biały budynek na lewo to Brunnenhaus i jak sama nazwa wskazuje krył w sobie studnię. Głęboka na ponad 152 metry jest najgłębsza w Saksonii i (podobno) druga najgłębsza w Europie. Kiedyś wodę wydobywano kieratem, potem przy pomocy maszyny parowej, a od 1912 roku za pomocą silnika elektrycznego. Po kilkudziesięciu latach przerw dziś znowu działa, ale akurat studnię okupowała polska wycieczka, więc nawet nie zrobiłem żadnego zdjęcia...

Budynek na prawo zwie się Magdalenburg i pełnił głównie funkcję magazynu. August II kazał w jego piwnicach umieścić największą na świecie beczkę wina - miała 250 tysięcy litrów pojemności!


Za magazynami niewielki kościół garnizonowy (najstarszy w Saksonii), pierwotnie romańska kaplica.


W okresie NRD miano go używać jako kino. Dziś filmy wyświetla się w dawnym magazynie pocisków i granatów.


Zabytki wojskowe są ciekawe, jednak najważniejsze są widoki :) Na Lilienstein z drugiej strony oraz zakole Łaby, którą znam z fotografii z babcinego przedpokoju :)




Wrażenie jest niesamowite i to poczucie przestrzeni! Zbliżenie na to co dzieje się w dole także ciekawe.




Na środkowym zdjęciu miasteczko Königstein u podnóża twierdzy oraz prom łączy je z dzielnicą Halbestadt.

Na murach stoją dziesiątki czarno-żółtych dział wycelowanych w potencjalnego wroga. Większość z nich pochodzi z XVIII wieku i posiada polsko-saskie herby.




Ten widok się nie nudził!



W oddaleniu od rzeki ponad zieleń wystają inne mniejsze skalne miasta - mniej popularne niż Bastei z powodu swego oddalenia. Oglądając ich mapy (przez każde przechodzi szlak) doszedłem do wniosku, że i one będą ciekawe:
- Pfaffenstein,

- Papststein i Gohrisch.


Ścieżka wzdłuż murów dochodzi do najbardziej wysuniętego punktu na wschód i teraz będziemy szli na południe. Dobrze widać tu skałę po której stąpamy.


Co jakiś czas mijamy niewielkie wieżyczki.


Na środku zdjęcia znalazłem dwa Zschirnsteiny, z których Großer Zschirnstein jest najwyższym szczytem Gór Połabskich (562 metry).


Mniej widokowa panorama na południe.


Mimo iż Königstein nigdy nie został zdobyty przez wroga jego rola w historii militarnej była niewielka. Przeważnie służył jako miejsce schronienia dla monarchów, dworu i zbiorów sztuki (August III uciekł tu przed Prusakami, a prawie wiek później rodzina królewska przed rewolucjonistami w 1849 roku). Na stałe twierdza pełniła funkcję ciężkiego więzienia - aż do okresu międzywojennego. Swoich wrogów przetrzymywał tu bardzo chętnie August II, m.in. królewicza Sobieskiego. Więźniowie "kwaterowali" w budynku po prawej (Georgenburgu).


W czasie wojny prusko-francuskiej uruchomiono tu obóz jeniecki. Ponownie w okresie Wielkiej Wojny (dla Rosjan i Francuzów) oraz ostatniej, gdy do oflagu przeniesiono polskich żołnierzy ze wspomnianego Hohnsteinu. Też przebywali krótko, bo wkrótce znów zagościli jeńcy francuscy.


Po 1945 najpierw stacjonowała tu Armia Czerwona, która urządziła w środku lazaret. Następnie DDR-owskie władze zorganizowały poprawczak dla młodzieży podejrzanej politycznie. W 1955 Königstein stał się muzeum.

Większość zabytków pochodzi z XVI wieku, są tu np. najstarsze w Niemczech koszary (środek zdjęcia). Sporo dodał August II.


Między domem komendanta, jego stajniami i zbrojownią urządzono ogród różany.


Po dwóch godzinach wracamy do samochodu. Obok parkingu historyczny drogowskaz, podobny do sudeckich.


W dalszej drodze zatrzymujemy się jeszcze na chwilę w Bad Schandau (Žandava), żeby zrobić zakupy.


W miejscowości jest, oprócz mostu, przystań promowa i dworzec kolejowy już po drugiej stronie rzeki. Ruch na torach nieustanny.


Przekraczamy dawne przejście graniczne nad Łabą i wjeżdżamy do Republiki Czeskiej. Udany dzień :)
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2016-07-04, 18:18, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-07-08, 11:41   

Czeska Szwajcaria (České Švýcarsko, Böhmische Schweiz) to popularna nazwa czeskiej części Gór Połabskich, choć formalnie tak nazywa się tylko Park Narodowy zajmujący fragment tego pasma górskiego. Najmłodszy PN Republiki Czeskiej (założono go w 2000 roku) i jedyny w którym do tej pory nie byłem.


Bazę wypadową mamy w Děčínie (Tetschen) i stamtąd dojeżdżamy autobusem miejskim. Jego trasa prowadzi wzdłuż Łaby a następnie przed granicą czesko-niemiecką w miejscowości Hřensko (Herrnskretschen) odbija na wschód w głęboką dolinę.

Autobus posiada przyczepę dla rowerów i chociaż teoretycznie jest przyspieszony to po naciśnięciu przycisku zatrzymuje się również na pomniejszych przystankach nie ujętych w rozkładzie.


W ten sposób wychodzi na początku wioski Vysoká Lípa (Hohenleipa), administracyjnie należącej do Jetřichovic (Dittersbach). Wita nas piękny dom przysłupowy, których zobaczymy jeszcze wiele.


Zastanawiałem się jaką trasę wybrać na wędrówkę po Czeskiej Szwajcarii - w końcu postanowiłem pominąć bardzo popularny wąwóz rzeki Kamenice i skupić się na odcinku biegnącym równolegle do granicy z Niemcami.

W Vysokiej Lípie dzielnie ignoruję otwartą już gospodę i wchodzimy na szlak koloru żółtego. Nasz pierwszy cel już widać w oddali ponad drzewami.


Szybko dochodzimy do krzyżówki z długodystansowym szlakiem czerwonym i wkrótce stajemy pod potężną skałą, na której kiedyś stał zamek Šaunštejn (Schauenstein).


Do dawnego zamku prowadzą niemal pionowe schody. Teresa rezygnuje z wejścia i zostaje na dole. Ja zaś muszę czekać, aż z góry zejdzie większa grupa złożona z osób niepełnosprawnych i ich opiekunów. Ci pierwsi wracają roztrzęsieni, chyba nie spodziewali się tak karkołomnego wejścia.


Po wdrapaniu się na pierwszą drabinkę nie jest źle - mały labirynt wśród skał. Potem jest jednak druga drabina, większa i stojąca praktycznie prosto. W dodatku na jej końcu należy przeskoczyć na półkę, trzymając się poręczy. W porównaniu do eksponowanych tras górskich to zapewne pikuś, jednak dla osób z lękiem wysokości wcale tak prosto nie jest ;)


Po udanym przebrnięciu czeka na mnie kilka miejsc widokowych i marne pozostałości po twierdzy, m.in. studnia.


Zamek określany jest jako siedziba rozbójników, lecz prawdopodobnie nigdy nie pełnił takiej roli, a jego celem była ochrona szlaku handlowego.


W panoramie najbardziej wyróżnia się samotny Růžovský vrch (Rosenberg) - najwyższa góra Parku Narodowego, lecz nie Gór Połabskich.



Zejście dostarcza jeszcze większych emocji niż wejście, ale stosując zasadę "nie patrzeć w dół" jakoś przeżyłem :D Bez zbędnych ceregieli idziemy dalej, mijając znajomą grupę z niepełnosprawnymi oraz pierwsze formacje skalne.



Z przecinki widać w oddali Großer Zschirnstein, najwyższą górę Gór Połabskich w Saksonii. Wczoraj patrzyłem na nią z drugiej strony z twierdzy Königstein.


Po serii zakrętów dochodzimy do skalnego mostu - to Malá Pravčická brána (Kleines Prebischtor), skromna mniejsza wersja tej bardziej znanej (wysokość 2,2 metra, szerokość 3,3).


W przeciwieństwie do wielkiej można na nią wejść, jednak widoki są ograniczone przez drzewa. Oczywiście nie sposób nie zauważyć Růžovskiego vrchu, który jest widoczny chyba z każdego miejsca w PN.


Robimy postój na śniadanie i coś do picia. Następnie nie spiesząc się kontynuujemy wędrówkę czerwony szlakiem trawersując szczyt Větrovca. Krajobraz często się zmienia - jest normalny las, potem ukwiecone polany, skałki mniejsze i większe, podmokła łąka. Turystów niewielu, gdyż ten odcinek jest stosunkowo mało popularny.




W samo południe osiągamy połowę kilometrażu przewidzianego na dzisiejszy dzień - osadę Mezní Louka (Rainwiese). Od XIX wieku to ośrodek turystyki - pierwszy pensjonat stanął już w 1838 roku. Pod koniec stulecia książę z rodu Clary-Aldringen wybudował luksusowy hotel, który przyjmuje gości do dziś, a w jego pobliżu parkują dziesiątki kierowców.


Pora na uzupełnienie płynów, siadamy więc w mniej eksponowanym bistro. Dzień jest prawie tak samo ciepły jak wczorajszy, powietrze ciężkie, więc piwo z lokalnego browaru w Cvikovie smakuje wybornie!


Dalsza część trasy to czesko-szwajcarska klasyka. Na szczęście nie utknęliśmy w tłumie turystów - ludzi z przeciwka trochę idzie, ale bez przesady. W naszą stronę frekwencja znacznie niższa. Najwyraźniej większość osób albo właśnie spożywa obiad albo na obiad pojechała gdzieś indziej.


Drogowskaz turystyczny z okresu międzywojennego.


Trudno się rozpisywać o kolejnych kilometrach szlaku - idzie się przyjemnie obok ścian z piaskowca obrabianych przez wiatr i wodę przez miliony lat. Niektóre skały przypominają mi skalne wioski Indian z Ameryki Północnej.








Charakterystyczna skała zwana Homole, mi kojarząca się ze świątyniami z Kambodży.


Na jednym z zakrętów punkt widokowy w dolinę i na Großer Zschirnstein.


Kawałek dalej ponownie Růžovský vrch, nazywany także Děčínską Fudżijamą, gdyż to stożek wulkaniczny.


I znów skały - na górze biegnie granica czesko-niemiecka.





Rosnące natężenie ludzi świadczy iż zbliżamy się do celu. Widząc nad nami przerzucone przez drogę mostki wiemy już, że to tu.


Wśród skał i zieleni mieni się kolorami pałacyk Sokolí hnízdo (Falkennest), wybudowany w 1881 przez księcia Clary-Aldringen. Kiedyś właściciel tych ziem przyjmował w nim swoich znamienitych gości, obecnie służy jako restauracja.


Jest to też jedyna znana mi restauracja, gdzie za wstęp... trzeba zapłacić! I to niemało - 75 koron! Obiekt sprywatyzowano i sprzedano firmie z Pragi przed założeniem PN i mamy takie kuriozum, zwłaszcza, że ścieżki dla turystów i tak utrzymuje zarząd Parku, a nie lokal.


Cóż zrobić - zabuliliśmy, tym bardziej iż chcieliśmy coś zjeść. Najpierw jednak idziemy spojrzeć na okolicę. Fudżijama doskonale widoczna.


Odwracając głowę z niepokojem zauważamy, że na zachodzie robi się ciemno.


Może to przejdzie bokiem, może Łaba nie przepuści? Na wszelki wypadek podążamy pospiesznie na punkty widokowej położone powyżej restauracji.


Z góry najlepiej widać atrakcję dla której w pielgrzymują tu turyści - Pravčicką bránę (Prebischtor), największy most skalny w Europie.


Napisano o nim wiele, więc zacytuję jedynie szybko Wikipedię: Rozpiętość łuku bramy u podstawy wynosi 26,5 m., wysokość otworu 16 m, najmniejsza szerokość mostu 8 m, minimalna grubość mostu 2,5 m. Górna powierzchnia stropowej płyty bramy leży na wysokości 21 m. od jej podstawy. W przeszłości można było na "bramę" wchodzić, teraz to niemożliwe, a most do niej prowadzący został rozebrany.


Spojrzenie na zachód nie pozostawia wątpliwości - ciemny front idzie centralnie na nas. Czuć go wręcz namacalnie nosem, słychać też pomruki burzy.



Samotna stercząca skała to Malý Pravčický kužel (stożek) - zdobyta przez wspinaczy już w 1908 roku.


Jeszcze gibkie zdjęcie z faną...


Odpuszczamy kolejne miejsce widokowe i schodzimy do restauracji. Menu ubogie i drogie - za jedno piwo na dole kupiłbym dwa. Ale trudno, jesteśmy głodni.

Atmosfera wokół gęstnieje jak w polskim parlamencie.


Wreszcie z nieba zaczynają spadać pierwsze ciężkie krople. Najpierw nieśmiało ale kiedy w końcu nabrały odwagi to zrobiła się z tego ściana wody, a widoczność spadła do kilkudziesięciu metrów!



Ludzie w popłochu rzucili się do środka restauracji, która błyskawicznie się wypełniła. Przy okazji można było zerknąć na zabytkowe wnętrze.



Prognozy jak jeden mąż zapowiadały na dzisiaj opady i burze, można się było ich też spodziewać po zaduchu jaki panował. Załamanie pogody przyszło jednak później niż podawano i w idealnym momencie, kiedy siedzieliśmy spokojnie pod dachem :) Mogliśmy więc bez nerwów przeczekać największy deszcz i współczuć tym co akurat byli na szlakach.

Po godzinie ustało na tyle, że zdecydowaliśmy się schodzić. Widoki znów się odsłoniły, w dole przechadzają się mgły.


Ostatnie spojrzenie na most.


Idąc widzimy ślady po niedawnej ulewie. Z nieba jeszcze coś siąpi i w oddali słychać grzmoty, ale ewidentnie przeszło dalej.


Tu też są skały, a także mostki. I pozostawione ubranie ;)





Do głównej szosy wychodzimy przy ujęciu wody. Mamy sporo czasu, więc maszerujemy przed siebie w kierunku kolejnych przystanków autobusowych. W ten sposób przekraczamy granicę administracyjną Hřenska.


Sporo w tej najniżej położonej czeskiej miejscowości zabytkowych domów, jeszcze więcej kiczu głównie pod zachodnich turystów. Ceny również niemieckie (zwłaszcza przy Łabie, w górnej części jest bardziej normalnie). W kiblu nawet nie mieli cennika w koronach!

Na drugi dzień gdy kręciliśmy się po okolicy jeszcze raz na chwilę zatrzymaliśmy się w Hřensku przy lepszej pogodzie. O ile wszystkie oficjalne parkingi są płatne to przy głównej drodze można stawać za darmo, no ale trzeba przejść się kilkaset metrów na nogach ;)


Łaba tworzy w tym miejscu granicę, a prom pełni funkcję przejścia granicznego. Można przepłynąć na saską stronę, gdzie w Schöna jest dworzec kolejowy na linii Děčín-Drezno.



Jak już wspominałem Hřensko ma ciekawą architekturę, lecz wszystko to ginie w natłoku komercji. Nie jest aż tak paskudne jak np. Zakopane, lecz nie chciałbym tu przebywać poza koniecznym minimum.

Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2016-07-08, 11:53, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-07-13, 00:06   

Děčín (Tetschen). Pięknie rozłożony nad Łabą i jej dopływami. Najniżej położone miasto Republiki Czeskiej (najniższa miejscowość nie posiadająca praw miejskich to Hřensko). Nasze miejsce noclegowe przy wypadach w Czeską i Saską Szwajcarię.

Pierwsze spojrzenie mamy z punktu widokowego Pastýřská stěna (Schäferwand) - skały wznoszącej się niemal nad samą rzeką. Widok bardzo zacny.



Najbardziej wyróżnia się żółta sylwetka zamku też sterczącego na skałach. Warownia była w tym miejscu już w X wieku, dzisiejszy obiekt jest jej kontynuacją po licznych przebudowach. Na klasycyzm przerobiła ją rodzina Thun-Hohenstein.


Obok punktu widokowego jest restauracja - pałacyk z 1905 roku. Tłumów nie ma.


Z góry widać dobrze miejsce, gdzie będziemy spać - kemping pod... wiaduktem drogowym :D


Lokalizacja dość nietypowa. Nie da się ukryć, iż ruch samochodów słychać, dodatkowo niedaleko jeżdżą też pociągi. Podłoże twardawe, chyba kiedyś był tam jakiś plac. Ale ogólnie sympatycznie, wszędzie blisko no i jest jurta z piwem ;)


Kilkaset metrów od kempingu działają dwie knajpy, plac zabaw dla dzieci, a między tym kolorowy... řopík. Podejrzewam, że gdyby takie maskowanie ujrzeli Niemcy podczas szturmy to padliby niechybnie od oczopląsu.


Děčín to właściwie zlepek dwóch miast - Děčína właściwego i miejscowości Podmokly (Bodenbach), które połączyli Niemcy w 1942 roku. Podmokly leży na lewym brzegu Łaby.


W związku z tym dzisiejszy Děčín ma dwa centra i dwa rynki (podobnie jak np. Bielsko-Biała i Frydek-Mistek; wszystkie te ośrodki złączono w tym samym okresie).

Główny dworzec kolejowy z XIX wieku stoi w Podmoklym (Czesi odmieniają to w Podmoklech).


Jest tam też synagoga w stylu orientalno-secesyjnym.


Nad synagogą ciągnie się stroma ulica do ZOO oraz restauracji z której patrzyłem pierwszy raz na miasto.

Są też oczywiście ulice zabudowane kamienicami z przełomu XIX i XX wieku.


Nas najbardziej ciągnęło do... centrum handlowego! Uruchomiono je w miejscu browaru Bodenbach działającego od 1703 do 1995 roku.


Do budynków z 1848 dodano sporo szkła, ale wiekowe ściany i tak widać - zarówno ze środka jak i wewnątrz.


Tradycja piwowarska jednak nie zanikła kompletnie - w podziemiach mieści się browar restauracyjny.


Serwują kilka rodzajów (najlepsza pszeniczna dziesiątka), może też zerknąć na kadzie i do kadzi.



Miałem tam też okazję zobaczyć mecz ME Chorwacja-Włochy (Czechów to za bardzo nie interesowało), niestety beksa wygrał w dogrywce (podobno, bo już na tą nudę nie szło patrzeć) :(

W Děčínie właściwym zabytków też nie brakuje. Jest np. most z XVI wieku (obok kempingu).


Najważniejszy jest bez dwóch zdań zamek. Prowadzi do niego dłuuga aleja - Dlouhá jízda wykuta w skale i otoczona wysokimi ścianami.



Zamek już zamknięty, więc tylko zajrzeliśmy na dziedzińce. Thun-Hohenstein (polityk Róża Thun wżeniła się w tą rodzinę) byli właścicielami do 1932 roku, potem sprzedali gmaszysko państwu czechosłowackiemu z powodów finansowych.


Po dwóch latach urządzono w nim koszary - wpierw siedziało wojsko Czechosłowacji, potem Wehrmacht, a po Praskiej Wiośnie bratnia Armia Czerwona.


Dumą kompleksu są wczesnobarokowe ogrody różane. Rzecz jasna na skale.


Założone w XVII wieku; rośnie tu 20 odmian tych kwiatów.


Z sypiącej się glorietty ładny widok na wschód - kościół z tego samego okresu co ogrody i okoliczne wzgórza Czeskiego Średniogórza.


Spod ogrodów widzimy dziwnie zaniedbany blok - wszystkie dookoła są czyste i odpicowane. Czyżby mieszkała tam pewna specyficzna grupa narodowościowa?


Rynek Děčína właściwego to mieszanina starego z nowym. Efekt psuje droga przelotowa.


Najlepsze widoki na zamek i tak są z Podmoklego.



Podczas spaceru nad Łabą zauważam kolejne schrony LO vz. 37 przy rzece. Już nie kolorowe, ale zarośnięte lub zasypane.



Natomiast dla miłośników swojskich klimatów i sypiących się domów jest bistro przy schronie oczojebnym: przyczepa z przystępnymi cenami...


...i jej zaplecze :)
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2016-07-13, 00:20, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
sprocket73


Dołączył: 14 Lip 2013
Posty: 5516
Wysłany: 2016-07-13, 07:52   

Świat jest piękny i wielki. Nie uda się odkryć wszystkiego, nawet jeżeli jest blisko na wyciągnięcie ręki. Mam jednak nadzieję, że w tamte rejony kiedyś zawitam, bo bardzo ciekawe.
_________________
SPROCKET
http://gorybezgranic.pl/n...-kim-vt1876.htm
 
 
Basia Z. 


Dołączyła: 06 Wrz 2013
Posty: 3550
Skąd: Chorzów
Wysłany: 2016-07-16, 11:17   

sprocket73 napisał/a:
Świat jest piękny i wielki. Nie uda się odkryć wszystkiego, nawet jeżeli jest blisko na wyciągnięcie ręki. Mam jednak nadzieję, że w tamte rejony kiedyś zawitam, bo bardzo ciekawe.


Dla mnie to też jest inspiracja.
Czechy bardzo lubię, a tam jeszcze nie byłam.

Natomiast w roku 2012 byłam trochę przypadkiem (jako pilot z wycieczką, na miejscu był lokalny przewodnik) po stronie niemieckiej - w Bastei i w twierdzy Königstein.
W twierdzy udało się nam całkiem przypadkiem trafić na rekonstrukcję "zdobywania twierdzy" (co jest jak napisał Pudel fałszem historycznym, bo zdobyta nigdy nie została). Fajnie było, strzelali również z armat.




_________________
http://www.pilot-przewodnik.org/
Ostatnio zmieniony przez Basia Z. 2016-07-16, 11:20, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2016-07-16, 14:30   

To i ja dorzucę 2 fotki z 2013, bo Pudlowi na Bastei szkoda było 1.5 EUR oraz tę studnię...

 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10844
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2016-07-17, 00:38   

Szczególne wrażenie robią skalne ściany z wkomponowanymi budowlami, coś pięknego.
Rejon wręcz bajeczny, mam nadzieję za życia jeszcze tam dotrę :-)
 
 
TataOjciec 


Dołączył: 17 Wrz 2013
Posty: 353
Skąd: Z Blokowiska
Wysłany: 2016-07-18, 15:06   

AloHa

Wpadłem na GBS po długiej nieobecności i co ja widzę taki "rarytasik"
Fajnie przypomnieć sobie zdeptane szlaki , już nie mogę się doczekać kiedy tam znowu zawitamy :)
Rejon jest tak atrakcyjny że gdzie się nie ruszyć to coś trzeba zobaczyć .
Ja już w głowie mam plan na kilka dni w części niemieckiej , choć i po czeskiej pewnie coś by się powtórnie zobaczyło ;)
_________________
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8297
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-07-23, 16:31   

Na koniec coś poza górskiego - w ostatni dzień zrobiliśmy sobie objazd po miejscowościach na wschód od Děčína. To kraina miasteczek i wsi, zabytkowych rynków i sypiących się kościołów, zakładów przemysłowych z poprzedniej epoki i ruin pałaców, a także architektury ludowej. Czyli generalnie jak wszędzie w Republice Czeskiej ;)

Na początek zatrzymujemy się w nieodległym mieście Benešov nad Ploučnicí (Beneschau lub Bensen). Leży nad tą samą rzeczką co kemping w Děčínie. Na rynku wielki ratusz i same stare budynki.


Na jednym z nich tablica wspominająca "ludowego" cesarza Józefa II. Jeśli gdzieś w Czechach ostały się pamiątki odnośnie habsburskich cesarzy to bardzo często jest to właśnie monarcha-reformator.


Nad rynkiem kompleks zamkowo-pałacowy z różnych epok. Większość powstała w XVI-XVII wieku, niektóre przebudowano w wieku XIX. Składa się z zamku górnego i dolnego, a ten ostatni z trzech osobnych budynków.



Obok zamku górnego późnogotycki kościół z wyposażeniem z epoki.


Po oddaleniu się od rynku uliczki stają się mniej zadbane, a część domów wygląda na opuszczone.


Česką Kamenice (Böhmisch Kamnitz) zostawimy na kiedy indziej - to pełne zabytków miasto zasługuje na osobną wizytę. Jedynie na wyjeździe przystaję i robię zdjęcie chałupie z 1810 roku.


Chřibská (Kreibitz) ma dość rozległy rynek z okazałymi kamienicami.


Ciekawsze wydają się domy położone kilkaset metrów dalej nad rzeczką Chřibská Kamenice (Kreibitzbach). Zwłaszcza piękne są domy przysłupowe, charakterystyczne dla łużycko-czesko-dolnośląskiego pogranicza.



W Rybniště (Teichstatt) moje oko przyciąga secesyjny kościół św. Józefa w zielono-niebieskich barwach.


Źródła podają datę budowy 1912, natomiast mozaika przed wejściem posiada rok 1910. Nie zmienia to faktu, iż jest to jeden z najmłodszych kościołów w regionie.

Jiřetín pod Jedlovou (kiedyś Svatý Jiří v Oudolí, a krótko po 1945 Svatý Jiřetín, niem. Sankt Georgenthal) był kiedyś górniczym miastem; założył go Jiří ze Šlejnic (Georg von Schleinitz), więc i patronem został św. Jerzy jak w dawnej nazwie. Po ostatniej wojnie liczba ludności spadła 6-krotnie, miejscowość straciła statut miasta, ale nadal go wyraźnie widać w siatce ulic.



Jeśli chodzi o stosunki ludnościowe to doczytałem dwie ciekawostki - w 1977 roku urodził się we wsi 15-milionowy obywatel Czechosłowackiej Republiki Socjalistycznej, a w 1980 roku na 296 mężczyzn przypadały aż 477 kobiety! To niezwykłe rozwarstwienie płci związane jest z istniejącym tutaj domem dla zakonnic, gdzie miały dodatkowo pracować dziewczyny z Polski.

Generalnie zatrzymałem się tu przypadkiem widząc ruiny jakiegoś pałacu na wjeździe.


Nie znalazłem jednak żadnej wzmianki o tym obiekcie, fasada równie dobrze mogłaby należeć do jakiejś szkoły, choć rozsypujące się zaplecze sugeruje jednak siedzibę rodową.


Varnsdorf (Warnsdorf) leży w tzw. worku šluknovským i z trzech stron otoczony jest Niemcami. Za komuny określano go jako miasto młodości, ogrodów i kominów (fabryk), a zabytki powoli ustępowały miejsca blokom. Faktem jest, że przemysł miał tutaj długą tradycję, różne zakłady działają do dzisiaj, lecz nas najbardziej interesuje pivovar Kocour, najsłynniejszy w Czechach browar rzemieślniczy :)


Położony kilkaset metrów od granicy z niezbyt dobrze oznakowaną drogą dojazdową jest mekką polskich piwoszy i niemieckich turystów weekendowych, co dobrze widać po zaparkowanych wozach. Niektórzy już chyba coś więcej pokosztowali, bo wmawiali nam, iż spotkaliśmy się w jakiś innych browarach :D


W środku bardziej restauracyjnie niż barowo, ale bez przesady. Ceny znośne, zwłaszcza piwo, bo w polskich odpowiednikach browarów craftowych (jak lubią to nazywać miłośnicy wciskania wszędzie anglicyzmów) są wyższe. Jedzenie smaczne i tylko obsługa nie wyrabia. W powietrzu zapach słodu jak w Pilznie. Na kranie z 5-7 piw, drugie tyle w lodówce na wynos.


Kocour ma własną stację kolejową, pierwszą prywatną w Republice Czeskiej.


Na granicy spokój... budynki służb puste - na razie.



Po sąsiedzku rozciąga się Seifhennersdorf (Wodowe Hendrichecy; jesteśmy na Górnych Łużycach). Pustawo w niedzielne południe. Kilka domów przysłupowych w lepszym stanie niż u Czechów.



Przy dużym ratuszu nietypowy pomnik poległych.


Sylwetki ludzkie tworzą jakby rzekę, pokazane są kolejne różne sceny - od silnych nagich mężczyzn idących zwarto aż po kobiety pochylające się nad krzyżami. Robi wrażenie.


Chwilę wcześniej przejeżdżaliśmy przez przejazd kolejowy. Niby standardowy, ale widoki po bokach jak w Polsce - stacje zarośnięte!



Od jakiegoś czasu zamiast pociągów do Varnsdorfu kursują autobusy i dopiero przy browarze jest przesiadka na tory.

Seifhennersdorf dla odmiany otoczony jest z trzech stron przez Czechy, więc po niedługim czasie znów przekraczamy granicę, którą tutaj łatwo przegapić.


Rumburk (Rumburg) miał kiedyś największe zakłady tkackie w Królestwie Czeskim. W maju 1918 roku w mieście doszło do buntu batalionu zapasowego z 7-go cesarsko-królewskiego regimentu strzeleckiego, którego załogę w większości stanowili Czesi z okolic Pilzna. Według jednej wersji nie chcieli być znowu wysłani na front, według innej - powody były bardziej prozaiczne: niedostateczne zaopatrzenie, niewypłacanie żołdu, brak urlopów i szykany oficerów. Regiment zajął miasto i pomaszerował w kierunku Novego Boru. Tam zostali zatrzymani i rozbici przez inne oddziały austro-węgierskie, w tym jednostki czeskie z Hradca Kralove. Dziesięciu przywódców rozstrzelano, kilkuset umieszczono w Terezinie. Na opłotkach są dzisiaj pomniki przypominające te wydarzenia, ale w centrum nie widziałem żadnych śladów.


Na drodze do Varnsdorfu stoi kamienny barokowy most z XVIII wieku.


W Krásnej Lípie (Schönlind) mieści się główna siedziba PN Czeska Szwajcaria.


Nad ładnym rynkiem dominuje kościół z monumentalnymi schodami.


Wokół kościoła zachowało się trochę niemieckich nagrobków, z których najciekawszy wydał się Veroniki Römisch autorstwa Franza Pettricha, nadwornego rzeźbiarza na dworze saskim. Leży razem z dzieckiem.


Poniżej stoi browar :) Od 2013 kontynuuje tradycje Brauerei Schönlinde, założonego w połowie XIX wieku, a zamkniętego w latach 60. ubiegłego stulecia.


Wewnątrz dużo szkła, metalu i książek, a i wybór piw znacznie skromniejszy niż u Kocoura.


Dom przysłupowy.


Postanowiliśmy się zatrzymać także na miejskim cmentarzu. Spory, czeskie groby stanowią mniejszość. Największym grobowcem jest należący do rodziny Dittrich.


Drugim wielkim, ale w znacznie lepszym stanie, jest mauzoleum, w którym ewidentnie zmieniono lokatorów.


Przymocowana płyta z czerwoną gwiazdą mówi o jakiś międzynarodowych bojownikach o wolność. A całość nadal zwieńczy krzyż.


Stare groby są w różnym stanie, ale ogólnie lepszym niż na większości cmentarzy Ziem Wyzyskanych.



Za murem musiałem iść obejrzeć intrygującą rzeźbę - czeski lew miażdży łapami tarczę z austriackim orłem.


Byłem pewien, że to obiekt z okresu międzywojennego, gdy w Czechosłowacji często stosowano takie ujęcia. Ale z tyłu wyraźna data - 1908, Dresden, Clement Grundig.


Przecież w Austro-Węgrzech nie pozwolono by na wystawienie pomnika o jawnie antyhabsurskim wydźwięku, zwłaszcza w niemieckim etnicznie mieście! Po powrocie do domu sprawdzam różne źródła; lew stanął z okazji 60-lecia panowania Franciszka Józefa, 50-lecia miejscowego związku weteranów i dla uczczenia poległych w wojnie austriacko-pruskiej (tablice pamiątkowe potem zaginęły). A zwierzę miało miażdżyć pruskiego orła, co było nie dość, że nielogiczne (bo Austriacy tę wojnę przegrali), co nieprawdziwe, gdyż dwugłowe ptaszysko jest ewidentnie habsburskie!

Wreszcie wyszło, iż kompozycja ta symbolizuje Królestwo Czeskie chroniące cesarską Austrię! Bardzo drapieżna ta ochrona, co zresztą okazało się dekadę później...


Boczne i kręte drogi co jakiś czas mijają przysiółki, znów wypełnione przysłupami.


Po wjechaniu w granice PN Czeska Szwajcaria zatrzymał mnie taki znak!


Formacja skalna Trpasličí skála - skała krasnoludków.


W XIX wieku miejscowy artysta Eduard Vater zaczął rzeźbić w skałach... postacie z bajki o krasnoludkach i królewnie Śnieżce. Dzieło dokończył jego syn Ernst i teraz chodząc po ścieżkach natykamy się kolorowe postacie krasnali i samej królewny :D





Ciekawe czy kolory są oryginalne?

Z Vysokiej Lípy (Hohenleipa) szliśmy dzień wcześniej na szlaki PN.


W górnej części osady jest hotel (oferuje noclegi w warunkach turystycznych) mający 400 lat tradycji.


Obok niego strzelisty pomnik poległych.


I to by było na tyle z owego wypadu, jeszcze tylko dnia następnego wracając do domu podszedłem do trójstyku polsko-czesko-niemieckiego. Gdzie jaki kraj widać od razu nie tylko po flagach narodowych - np. sztandar EU powiewa po czeskiej stronie, może żeby szmaty nie ściągnęła jakaś kulturalna posłanka.


Ślady w miejscu na ognisko także nie pozwalają wątpić gdzie właśnie jesteśmy...


Jedna tylko rzecz mnie zdumiała - krzyż po niemieckiej stronie :! Przecież to niesłychane, powinni niezwłocznie na polskiej ziemi postawić nie jeden, nie dwa, lecz tyle, aby nikt nie miał wątpliwości w jakim państwie są!


Galerie z całego wyjazdu:
Saska Szwajcaria: https://picasaweb.google....417246607220609
Czeska Szwajcaria:
https://picasaweb.google....541958530024881
Děčín:
https://picasaweb.google....072459670631729
...i okolice:
https://picasaweb.google....175488653225905
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2016-07-23, 16:41, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
TataOjciec 


Dołączył: 17 Wrz 2013
Posty: 353
Skąd: Z Blokowiska
Wysłany: 2016-07-24, 15:01   

AloHa

Krasnoludki też widzieliśmy , ale nie były tak ładnie zabezpieczone barierkami.
Widać że cały czas sąsiedzi coś działają w tematach ;)
_________________
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group