Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Autor Wiadomość
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6114
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-10-08, 14:07   

Plany na dzis sa proste, a przynajmniej tak sie nam poczatkowo wydaje. Znalezc fajna dzika plaze, rozlozyc sie tam namiotem i oddawac sie radosci biwakowania, lepienia zamkow z piasku i kapieli. Kilka miejsc mamy poleconych przez roznych ludzi. Najpierw jedziemy w okolice Histrii. O tych miejscach opowiadali nam przy wulkanach spotkani Polacy, ci od kampera. Byli tam kilka lat temu. Zajezdzamy zatem do Histrii. Sa tam jakies ruiny za wstep do ktorych trzeba placic, jest tez spory parking i srednio wygladajaca knajpa. Slabo.. Wjezdzamy wiec w boczne gruntowe drogi ktorych platanina wije sie tu i tam. Czesc z nich sie konczy gdzies w polach. Morza nie widac. Ide kawalek pieszo rozeznac teren albo wyjsc na jakies wzniesienie aby sie rozejrzec. Nie bardzo. Wszedzie tylko lataja szerszenie giganty, grube jak palec majace swe nory w ziemi. Nic tu po nas.

Czasem trafi sie jakies jeziorko lub rozlewisko ktorego brzegi porasta uprawa slonecznika. W tle majacza jakies dziwne goreczki, wygladajace jakby je ktos tu sztucznie usypal. Moze kurhany?







Wsrod wiatrakow dostrzegamy jednego indywidualiste ;)



Jedziemy do Corbu. Tam znajomi byli kilka lat temu, postawili namiot na plazy i bylo cudnie, widzialam na zdjeciach. Kilka lat potrafi jednak spaprac niejedno miejsce. Kilka lat temu to wszedzie bylo fajniej. Wszystko schodzi na psy, jak widac Rumunia rowniez.. Przy drodze dojazdowej stoi jakas wielka tablica z wrażymi jak przypuszczamy napisami. Przy plazy nielepiej. Droge przegradza szlaban a pas wzdluz calej plazy jest przekopany glebokim rowem- zeby nie wjedzac. Namiotow tez stawiac juz nie wolno- jak nam mowi jeden z plazujacych. Idziemy kawalek wzdluz morza, faktycznie nie widac ani pol namiotu. Przy drodze w jakis zasmieconych krzakach stoi zagubiony kamper z Warszawy. On pewnie tez mial informacje z dawnych lat… Nic tu po nas..





Jedziemy dalej na poludnie. W Navodari ogromne zaklady przemyslowe. Kominy, orurowania, dzwigi, pątanina torow pelnych cystern. Zaladunek, przeladunek, dzwigi skrzypia, a kolumna samochodow smiga i trabi gdy ide poboczem aby wdrapac sie na mostek i porobic zdjecia. W tle jakies ogromne statki! Zastanawiam sie jak przedrzec sie i obejrzec port.. Ale chyba nie ma sensu- za jakis czas bedziemy w porcie zupelnie legalnie! :)











Kawalek dalej opuszczone bloki ktore ulubilo sobie wodne ptactwo.













Na to jak wyglada Konstanta lepiej spuscic zaslone milczenia. Tlum, ryk, zgielk, scisk, nerwowosc, pospiech, obłęd.... Jesli pieklo istnieje to musi byc choc troche podobne. Jeden fajny wiezowiec udaje sie wypatrzyc- jak jakies ufo :)






Jedziemy do Kostinesti jako ze mamy informacje ze z tamtejszej plazy widac solidny wrak statku. A my takowych wrakow wszedzie szukamy :) Wrak jest a jego zardzewialy kadlub pomalowali w fajne grafiti. Rozwazamy wypozyczenie rowerka aby podplynac blizej ale wszechobecny tlum lekko nas zniecheca. To kolejna plaza ktora na namiot sie nie nada. Chyba by nas zadeptali. Choc rowerki wodne ciekawe- z wmontowana zjezdzalnia. Jeszcze takich nie widzialam.



Cykamy pare zdjec statku, zjadamy jakies potwornie slodkie ciastko ze zwartej sciany kramow., zalujac ze jednak nie wybralismy hotdoga. Jedziemy dalej. Nic tu po nas…









Kolejny namiar mamy na miejscowosc Olimp. Tez sprzed kilku lat. Poczatkowo rokuje niezle. Dzielnica nadmorska jest zarosnieta i jakby troche zapomniana. 6 hoteli wiezowcow z ktorych 3 sa opuszczone ale niestety zamkniete.





W rejonie jest tez plaza z falochronem z betonowych kotwic, łodzia i widokiem na jakies radary, duza ilosc sieci i slupow.







I “nasz” kemping, Fajny bardzo ale tez opuszczony.. Drzwi dawnej bramy zawiazane lancuchem. Ale furtka otwarta. Moze by i tak tam spac? Wchodze krok ale natychmiast sie cofam. Szczeniaczek. Duzych rozmiarow. W tle slysze skowyt. Zapewne jego mama. Nie mam ochoty wejsc z nia w blizsza znajomosc. Kątem oka zauwazam ze w tle stoi jakas kanapa, garnki. Chyba ktos zasiedlil juz to miejsce przed nami. I wyglada na to ze gosci nie lubi… Nic tu po nas…





Jedziemy dalej. Slonce coraz nizej. Kabak ziewa coraz szerzej. Nam tez juz oczy sie zamykaja ze zmeczenia. Chyba nawet od rana nic nie jedlismy oproz tego ciastka z kramow w Kostinesti. Ile mozna tak napier@$#% przed siebie i szukac szczescia w miejscu gdzie go nie ma? Zbyt szybko pochwalilismy rumunskie wybrzeze zachwyceni sielska atmosfera Sarichioi… Mamy juz wszystkiego dosc… Byle gdzies postawic namiot i moc wreszcie zniknac z tych zatloczonych drog pelnych ludzi miotajacych sie w obłędzie. Zatrzymujemy sie na czyms co sie zwie “Eurokemping”. Jak cos ma “euro” w nazwie to wiadomo ze nie bedzie to nic fajnego. Ale nam jest juz wszystko jedno.. Kemping jest nowy i zatloczony, stoi w cieniu jakis budujacych sie hoteli. Każą nam zawiesic na namiocie numerek a na rece przypinaja obrzydliwe odblaskowe opaski. Czuje sie jak znakowane bydlo. Maja tu osobne zlewy do mycia owocow i osobne do mycia naczyn. Informuja o tym ogromne kartki w kilku jezykach i o karach wynikajacych z pomylenia zlewow. Osobno sa tez oczywiscie umywalki. Jest ich kilka, nie wiem wiec czy w jednej wolno myc tylko rece a w drugiej zęby? A czy kible tez sa osobne na mniejsza i grubsza potrzebe? Jakis chlopak myjacy pomidora w umywalce szybko pada ofiara “czujnosci obywatelskiej” i jacys Szwajcarzy czy inni Austriacy biegna do recepcji z donosem.. Boze, co za koszmar! I sa ludzie co siedza tu dwa tygodnie? Na terenie kempingu jest tez basen. W srodku plywa jakis koles w piance, pletwach i masce pletwonurka. Hmmm.. nie lepiej w morzu? ktore jest stad 5 minut drogi? Juz o godzinie 20 grupa dzieciakow zostaje brutalnie wyproszona z basenu przez obsluge “bo juz ciemno i nie wolno byc w wodzie” a basen zostaje otasmowany i otabliczkowany. Ciekawe czy tasmy sa pod prądem i czy pole minowe wokol tez zapodali.. Nie zdziwiloby mnie to.. Namiot stawiamy gdzies przy murze, tu jakos najluzniej



Gdzies po drodze jakies muzeum marynarskie na wolnym powietrzu. Przy jakiejs jednostce wojskowej chyba. Za cholere nie pamietam gdzie to bylo...





Rano postanawiamy dac ostatnia szanse rumunskiemu wybrzezu. Jedziemy do Vama Veche. Ponoc tu ma byc dzika plaza, taka w hipisowskich klimatach, nudysci, zapach ziela i te sprawy. Przed oczami mamy krymska Lisia Buchte, wcisnieta pomiedzy skaly rozlegla zatoke pelna wesolych wolnych ludzi… Tu tymczasem pakujemy sie w srodek miejscowosci gdzie jest klasycznie po nadmorsko-rumunsku czyli tlum, wrzask i wycie klaksonow. Sa jakies odrazajace przepelnione kempingi za kupe kasy, plaza pelna parasoli stylizowanych na slomiane a z glosnikow dudni techno, o glosnosci przeznaczonej chyba dla ludzi o mocno uposledzonym sluchu. To chyba nie tu…



Miejsce ktorego szukamy jest faktycznie gdzie indziej, na poczatku miejscowosci. Jedno co sie zgadza z opisem to to ze tu mozna biwakowac za darmo. I chyba z racji ze gdzie indziej zniknely takie miejsca to teraz cala Rumunia spragniona dzikiego i taniego wypoczynku zgrupowala sie akurat tutaj. Przyczepy kepingowe stoja zderzak w zderzak, a jedni wylewaja pomyje prosto pod nogi tych co wypoczywaja na lezakach.





Chwile kraze miedzy przyczepami. Jedno jest pewne - roznia sie one od kamperow ze wczorajszego “eurokempingu”. Nikt ich tu nie poleruje. Niektore obudowane sa jakimis dechami. Inni wogole pobudowali sobie prowizoryczne domki z dykty i innych dostepnych materialow. Ktos zapodal łoze z baldachimem. Widac ze ludzie przyjezdzaja tu na dluzszy pobyt. Gdzies brzeknie gitara, gdzies przemkna golasy o lekko nieprzytomnym spojrzeniu. Miedzy przyczepy nie wcisniemy namiotu ani skodusi.







Za przyczepami zaczyna sie piekna pusta ukwiecona łąka a w dole widok na morze.



Ale niech nikogo nie zmyli ten piekny obrazek. Wlasnie jestesmy w kiblu. Tych wszystkich z tych dziesiatkow przyczep. Ilosc odchodow tozsama ilosci przyczep… Dziwny taki kibel, nie ma ani pol krzaczka… Tu tez zdecydowanie nie ma miejsca na nasz namiot… Zaraz za kiblem zaczyna sie uprawa, jakies zboze rosnie.

Tu rowerki wodne tez maja fantazyjne ksztalty



Schodzimy ze skarpy. Skrzypia drewniane schodki prowadzace na plaze. Na piasku jest kilka knajp. Tez przepelnione, ludzie siedza na krzeslach, na pufach ale tez gdzie popadnie na ziemi. Wszystko jest tu jakies klaustrofobiczne, za male w stosunku do ilosci chetnych, jakby nieprzygotowane i zaskoczone naglym najazdem dziesiatek, setek i tysiecy milosnikow rumunskiego wybrzeza. Dalej jest bardzo waska plaza zapchana namiotami. Namiotom nie wroze dobrze- wyglada na to ze albo skarpa sie na nie osypie albo przyplyw zabierze. Miedzy namiotami caly czas chodza ludzie. Wte i wewte. Jakis chlopak probuje czytac ksiazke w wejsciu swojego namiotu. Non stop zgarnia ze stron ksiazki piasek ktory bryzga spod stop przechodzacych. Chlopak to jakies wcielenie cierpliwosci, z obojetna mina zgarnia ten piasek, zgarnia i czyta dalej. Jak jakas maszyna pozbawiona emocji. Jakby go to nie ruszalo, zgarnia i zgarnia, wyciera zapiaszczone oczy. A moze gniew sie w nim zbiera powoli? I jak w koncu wstanie to zabije? Zupelnie jakby sie rozbic na srodku deptaka… Miejsce chyba byloby najfajniejsze z “otwartego rumunskiego morza” gdyby zabrac stad ¾ ludzi … Ale nie w weekend, nie w lipcu.. Moze by tu przyjechac np. w jakas listopadowa srode? Nic tu po nas..

Bez najmniejszego cienia zalu zegnamy nadmorska Rumunie. Nie wiem jak ludzie moga tu spedzac swoje urlopy. Nam wystarczylo poltora dnia. I mamy serdecznie dosc. Konczymy chyba raz na zawsze nasza krotka i łzawa przygode z rumunskim wybrzezem. Pelni nadziei na lepsze jutro wjezdzamy do Bulgarii. Trzeba byc dobrej mysli! Tam musi byc lepiej. Juz na granicy czujemy w powietrzu ze wkraczamy w jakis inny swiat. Nagle jak za dotknieciem czarodziejskiej różdżki znikaja tlumy, milknie wrzask. Na granicy jestesmy sami….

cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8329
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-10-08, 14:16   

No dobra, opaski to jeszcze na kempingu nie uświadczyłem :lol

Kurczę, rzeczywiście to wybrzeże wygląda fatalnie. Ale czytałem relację z ubiegłego roku na jakimś blogu, gdzie autorka znalazła pustą plażę gdzieś przy granicy z Bułgarią. Pustą i fajną.

Chciałbym tam kiedyś zawitać (w sensie na rumuńskie wybrzeże), ale chyba trzeba będzie mocno pokombinować jak tam nie zostać zadeptanym.
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6114
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-10-08, 16:10   

Cytat:

No dobra, opaski to jeszcze na kempingu nie uświadczyłem


Myslalam ze takie cuda to tylko na jakis bardzo komercyjnych koncertach... :rol

Pudelek napisał/a:
Ale czytałem relację z ubiegłego roku na jakimś blogu, gdzie autorka znalazła pustą plażę gdzieś przy granicy z Bułgarią. Pustą i fajną.


Jakbys kiedys znalazl tą relacje to podeslij! bardzo jestem ciekawa gdzie, moze zle szukalismy?


Pudelek napisał/a:
Chciałbym tam kiedyś zawitać (w sensie na rumuńskie wybrzeże), ale chyba trzeba będzie mocno pokombinować jak tam nie zostać zadeptanym.


Mysle ze istotne bedzie tez nie tylko gdzie a kiedy. Wiec napewno nie lipiec-sierpien. Na zasadzie ze w maju, np. w Albanii w Porto Palermo zesmy spali i bylo fajnie. A kumpel byl tam w sierpniu i zdecydowanie fajnie nie bylo...

Jak jeszcze bym kiedys trafila w te rejony i miala ochote nacieszyc sie morzem to zdecydowanie wybiore opcje pociagniecia jeszcze troche kilometrow na poludnie by pobiwakowac nad tym samym morzem ale juz w Bulgarii. Zawsze mi sie wydawalo ze Rumunia i Bulgaria to kraje o podobnych klimatach (takie mi pozostalo wrazenie ze zorganizowanych wycieczek w gory czy objazdowych wiele lat temu) ale tym razem Bulgaria zaskoczyla nas tak pozytywnie pod kazdym wzgledem ze szok!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2016-10-08, 16:14, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8329
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-10-08, 16:32   

Siłą rzeczy to jednak muszą być okresy letnie. Akurat w Rumunii wiosną albo jesienią może już być kiepska pogoda.

W Porto Palermo byłem w sierpniu i wyglądało fajnie. Dość spokojnie i cicho, choć oczywiście jacyś ludzie tam byli.

Też myślałem, żeby podjeżdżając nad morze rumuńskie zahaczyć o Bułgarię, ale stwierdziłem, że nie chcę kupować kolejnej winietki na tak krótki odcinek ;) Choć mi się wydaje iż Bułgaria jest znacznie mnie rozdeptywana niż Rumunia (pomijając miejsca typu Złote Piaski), po interiorze przewala się o wiele mniej osób niż po wnętrzu Rumunii. Np. w Rumunii prawie na każdym noclegu spotykałem kogoś z polskimi blachami, a w Bułgarii chyba nigdzie.
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6114
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-10-08, 17:45   

Pudelek napisał/a:
Siłą rzeczy to jednak muszą być okresy letnie


acz na poczatku czerwca tez nieraz sa upaly. W zeszlym roku na Szackich Jeziorach mielismy idealne warunki kapielowe w tym terminie, a polnoc Ukrainy chyba chlodniejsza niz nadmorska Rumunia

Pudelek napisał/a:

W Porto Palermo byłem w sierpniu i wyglądało fajnie. Dość spokojnie i cicho, choć oczywiście jacyś ludzie tam byli.


ale to nie w tym roku.. teraz chyba wszedzie troche sie zaroilo..

Pudelek napisał/a:
Choć mi się wydaje iż Bułgaria jest znacznie mnie rozdeptywana niż Rumunia (pomijając miejsca typu Złote Piaski), po interiorze przewala się o wiele mniej osób niż po wnętrzu Rumunii. Np. w Rumunii prawie na każdym noclegu spotykałem kogoś z polskimi blachami, a w Bułgarii chyba nigdzie.


Mysmy w Bulgarii widzieli polskie blachy chyba dwa razy, przez prawie dwa tygodnie. To ze w interiorze jest pusto to jeszcze moge zrozumiec - ale ze na wybrzezu, w lipcu? To byl troche dla mnie szok, bo w Rumunii, w Gruzji, na Ukrainie - nad morzem upiorne tlumy. A w Bulgarii chyba plaze najladniejsze z tych 4 krajow (nawet patrzac obiektywnie a nie tylko na ilosc ruin po bubowemu ;) ). Jedynie w Nesebyrze bylo tloczno. W Zlotych Piaskach nie bylismy wiec nie wiem.
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2016-10-08, 17:46, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6114
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-10-10, 10:55   

Na bulgarskiej granicy pytamy straznika w budce o winiety, bo ponoc na wszystkie drogi trzeba tu miec jakis oplacony papierek. Tzn toperz pyta bo on sie po angielsku umie dogadac. No i toperz dostaje opierdziel za ten angielski. “Cos pan oszalal? Polak z Bulgarem po angielsku? slowianskie narody? Mamy swoje jezyki, dogadamy sie! Anglia wyszla z UE, koniec angielskiej dominacji we wschodniej Europie!”. Probujemy przepraszac i sie tlumaczyc, ze ogolnie sie zgadzamy z nim, ale tak z przyzwyczajenia powiedzielismy bo w Rumunii to nie szlo sie inaczej dogadac. “To moze w Rumunii. Ale tu jest BUŁGARIA. Tu jest inny kraj. Tu jest inaczej”- tu wskazuje na powiewajaca niebieska flage- “powiesili to, ale zapamietajcie, tu jest granica, byla, jest i bedzie”. Na tym etapie dociera do nas ze gosc mowi do nas po polsku, nieraz przekrecajac wyrazy czy zjadajac koncowki, ale mowi do nas po polsku.

Pierwsza miejscowosc za granica zwie sie Kosmos. Polecal to miejsce Ukrainiec z Izmaiłu, ktory nocowal u Jakuba w Sarichioi. Skoro mu sie podobalo u Jakuba i w Kosmosie, to i nam w Kosmosie podobac sie powinno. Wita nas brama jak ze starych osrodkow wypoczynkowych, a za nia knajpa “Czajka”. Zjadamy tu jakies pyszne danie ktore troche przypomina pewne odmiany ukrainskich czanachow- mieso, ziemniaki, sos pomidorowy a na tym topiony na cieplo ser…



Do kibelka idzie sie przez ogromna sale wypelniona spiewem mieszkajacych tu jaskolek.





Przed knajpa- wlasciwy znak na wlasciwym miejscu.



Za nadgryzionym zebem czasu plotem stoja w cieniu starych drzew namioty, przyczepy i wiaty. Tu i my sie osiedlamy. Kolo nas rozbili sie Litwini. Jak sie okazuje szukamy na wyjazdach podobnych klimatow i obiektow z historii dosc niedawnej. Nie wiem wiec jakim cudem nie slyszeli o litewskim Grutas Parkas, ktory im polecamy. Oni za to odwdzieczaja sie nam informacja o Cybince. "A wiecie ze Staliny to nie tylko w Gruzji stoja? Jedzcie w lubuskie...". A wieczorem obok rozklada sie bulgarska impreza, cudnie spiewaja, troche jak w cerkwi.





Pomiedzy namiotami stoja nie tylko auta, rowniez pojazdy niespalinowe. Wszystko spowija zapach spadlych kilka dni temu mirabelek.







Na wszystkie sprzety pobliskiego placu zabaw wspinaja sie stada slimakow.



Nad samym morzem stoja fotele i kanapy a wokol nich rosna kłosy zboz





Plaza szeroka, czesciowo piasek, czesciowo “rakuszecznik”.







Gdzieniegdzie stoja rozsiane luzno namioty, na plazy rowniez.



Kawalek za Kosmosem jest przystan rybackich lodek



Vama Veche jest stad kilka kilometrow, a inny swiat.. Graja mi w glowie slowa pogranicznika “Tu jest inaczej”. I jeszcze nie raz te slowa sie nam przypomna. Choc z czasem poczucie “inaczej” sie zatrze, bo do dobrego czlowiek jakos przywyka niezmiernie szybko. Dzis jedziemy obejrzec wybrzeze na poludnie od miasta Szabla. W miasteczku dostrzegamy nietypowy typ wschodniego kablowska. Co to za kokardki i po co?



Miedzy Szabla a Tjulenowem trafiamy na przedziwny brzeg. Jest latarnia morska a kolo niej ogromne śmigła i kotwica, ponoc jakies pomniki zwiazane z jednostka wojskowa ktora tu sie niegdys znajdowala (i chyba czesciowo nadal cos dziala bo dalej jest plot z zasiekami). Przy kotwicy jakas babka sprzedaje magnesiki i gliniane garnuszki. Gadam z nia po polsku. Ponoc sie nauczyla dawnymi laty gdyz bardzo duze ilosci naszych rodakow wypoczywaly niegdys na bulgarskim wybrzezu. W Polsce byla raz, z kolezanka, na handel pojechala, na stadion w Warszawie. Ale cos im z tym handlem nie za dobrze poszlo bo szybko wrocily, skarżąc sie na “nieuczciwa konkurencje Ukraincow”.





Za latarnia sa jakies opuszczone platformy w wodzie, zasiedlone przez ogromne stada kormoranow. Kormorany w morzu? Zawsze ten ptak kojarzyl mi sie z jeziorami!









Jakies dzwigi stoja, ciezko sie polapac czy cos buduja czy wlasnie rozbieraja. A moze po prostu stoja bo ktos je kiedys postawil?



Z morza w niewielkiej zatoczce wystaja “zęby smoka”- takie same jak kolo MRU mialy robic za zapory antyczolgowe!









Obok opuszczony kemping, kilka domkow, jakis jakby basen i knajpa.





Na wjezdzie stoi stary kraz. Plaza jest tu skalista, pomiedzy kamienie obrosniete rudym porostem ucieka krab..







Kolejne wsie sprawiaja wrazenie czegos co bylo wieksze ale zmalalo i popadlo w zapomnienie. Zarosle drogi asfaltowe a przy nich rzedy latarni, chyba juz nie dzialajacych. Nad calym wybrzezem ciagna sie dzikie biwakowiska na spalonym sloncem stepie. Oprocz rozsianych tu i owdzie namiotow, przyczep i kamperow co chwile trafiaja sie jakies ruiny. Ni to fabryczki, ni to kolchozy..





Wszedzie po polach stoja ogromne pordzewiale cysterny, zbiorniki na jakas ciecz. Na wode? Albo na rope? Kiedys chyba bylo tu jakies wydobycie, nadal jakies male szybiki sie trafiaja. Choc teraz to magazynuja chyba tylko powietrze , patrzac na mocno podziurawione od rdzy dna..



Czemu tu az tak pusto? Przegapilismy jakas wojne? A moze tu byl poligon jak na krymskich Generalskich Plazach? Albo morze tu jakies skazone? Caly czas mamy jeszcze w oczach te rumunskie tlumy i tam wystepujace dlugie listy zakazow, wjazdu, biwakowania, palenia ognisk. Tu hula wiatr i wolno wszystko.. “Tu jest inaczej”. Wybrzeze za wsia Kamien Brjag jest takie jak sie nazywa. Wysokie, skaliste, opadajace skarpami do morza. Zejsc do miejsc kapielowych zapewne trudno, ale widoki sa malownicze.









Sa tez jaskinie.



Na skalach jest kilka symbolicznych grobow- chyba ofiar tych urwisk. Skakali do morza? Probowali sie wspinac? Zlecieli po pijaku idac do kibla w nocy? Tego sie chyba nie dowiemy..









Dosc dlugo jezdzimy polnymi drogami lub lazimy spalona sloncem patelnią, gdzie rosliny sa tak wyschniete, ze tylko chrzeszcza pod butami i rozpadaja sie w pyl.





Probujemy sie dostac do metalowej wiezy.





Wieza jednak nie chce nas u siebie- to otwiera sie przed nami wyrobisko kamieniolomu o pionowych skalach, to droga meandruje miedzy skalami i skreca w inna strone, to wieza znika za pagorkiem a my nie wiedziec czemu idziemy nie tam gdzie trzeba. Raz ide sama obeznac jedna ze sciezek i potem nie moge znalezc skodusi. Ponoc ludzi wodzi na bagnach a tu sie okazuje ze na wyprazonych stepach rowniez.. W koncu odpuszczamy sobie wieze, upal chyba przekracza 50 stopni, a my mimo grubej warstwy kremu zaraz obleziemy calkiem ze skory. Kabak wedruje juz od jakiegos czasu pod parasolem i bardzo sie jej poci nos. Zabawnie wyglada z tym noskiem pelnym kropelek. Nie wiem czy jest to normalne ze niemowle wypija ponad litr wody dziennie? ;)

Na wcinajacym sie w morze polwyspie jest miejsowosc Kaliakra. Tu pojawia sie wiecej turystow. Sa jakies ruiny starozytne ktore wygladaja jak wczoraj postawione, przysloniete kramami z pamiatkami.









A posrod tego wszystkiego stoja wojskowe radary. Jakis gosc w mundurze tam łazi i grozi mi palcem gdy widzi wymierzony w niego obiektyw. A ja udaje ze focę mewy :P





Tutejszy brzeg tez jest wysoki, woda jest pelna rozstawionych sieci a jej powierzchnia idealnie gladka









Jako ze w Kosmosie nam sie podoba, to planujemy sprobowac tez z Orbita. Nazwa chyba zobowiązuje :P Szukamy jej ale nikt nic nie wie. Na mapie jest taka miejscowosc,a w rzeczywistosci nie ma. Tam gdzie bysmy sie jej spodziewali jest troche hoteli, ogromna skała i dziwny opuszczony fabryko-zamek. Takiego dziwadła to ja jeszcze nie widzialam!









Budynek musi byc łasym kąskiem dla wielu eksploratorow i/lub zlodziei bo jeszcze nigdy nie widzialam na ogrodzeniach tylu informacji o dziesieciu firmach ochroniarskich ktore go strzega,alarmach dzwiekowych, swietlnych, monitoringu, czujnikach ruchu i kilku dlugich listach co czeka osobe tam zlapana- tzn przeszukanie bagazu, spisanie danych, kontrola osobista, zgloszenie do odpowiednich sluzb, mozliwy areszt, grzywna. Jest jeszcze pare punktow ale nie wszystko po bulgarsku daje rade zrozumiec- pewnie przywiazanie do pregierza, biczowanie a na koniec patroszenie tępa zyletka ;)



Po drodze mijamy jeszcze zarosniety pomnik z czasow minionych- jakis koles z kamieniem. Stoi przy samej drodze a jednak ukryty za chaszczem. Spory placyk i jakby dawne zrodelko, ktore wyschlo. Fajne miejsce noclegowe np. dla podążajacych na poludnie autostopowiczow





Spotykamy tez podobne zrodelko ale dzialajace




cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8329
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-10-10, 11:44   

buba napisał/a:
Mamy swoje jezyki

są mało konsekwentni, bo do nas na granicach mówili sami łamanym angielskim :) Choć i tak najbardziej rozbawił celnik, który miał jakąś sraczkę i trzeba było na niego długo czekać aż wyjdzie z kibla i potem chodził i rozmawiał z wszystkimi takim przepraszającym tonem ;)

Ogólnie to jednak słabo z tym dogadywaniem się z nimi po polsku - bułgarski niby jest słowiańskim, ale mocno południowym, ciężko było zrozumieć. To już łatwiej z Serbami i Macedończykami, choć macedoński to de facto dialekt bułgarskiego. A już na pewno prościej po angielsku, jeśli ktoś umiał ;)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6114
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-10-10, 12:19   

Pudelek napisał/a:
są mało konsekwentni, bo do nas na granicach mówili sami łamanym angielskim


Moze tylko my trafilismy na takiego "slowianskiego bojownika" :lol

Cytat:
Choć i tak najbardziej rozbawił celnik, który miał jakąś sraczkę i trzeba było na niego długo czekać aż wyjdzie z kibla i potem chodził i rozmawiał z wszystkimi takim przepraszającym tonem ;)

Celnik tez czlowiek, sraczka sie tez go ima! ;)

Pudelek napisał/a:
Ogólnie to jednak słabo z tym dogadywaniem się z nimi po polsku - bułgarski niby jest słowiańskim, ale mocno południowym, ciężko było zrozumieć. To już łatwiej z Serbami i Macedończykami, choć macedoński to de facto dialekt bułgarskiego. A już na pewno prościej po angielsku, jeśli ktoś umiał


Ja wogole mam problem z rozumieniem obcych jezykow, nawet jak sa podobne. Nie wiem czy mam cos z uszami nie tak, ale wogole nawet jak sie jakiegos jezyka uczylam to duzo lepiej rozumiem w formie pisanej niz ustnej. Z takich nieznanych to czasem cos ze slowackiego zrozumiem. A Czecha czy Serba to w ząb (a toperz to czasem rozumie).
Ale akurat w Bulgarii tak dziwnie wyszlo ze czesto trafialismy na ludzi ktorzy mowili po polsku, a przynajmniej rozumieli jak ja mowilam do nich (ja ich odpowiedzi juz nie zawsze ;) Zaskoczylo nas tez ze bardzo duzo ludzi znalo rosyjski i to nawet wsrod mlodych. Kilka razy tez angielski bardzo ulatwil sytuacje- choc toperz po przygodzie na granicy juz bardzo ostroznie podchodzil do tematu i poprzedzal pytaniem "a moze przypadkiem po angielsku pan mowi?" :lol Ale napewno o niebo latwiej dogadac sie w Bulgarii niz w Rumunii czy na Wegrzech!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2016-10-10, 12:23, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8329
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-10-10, 12:27   

trudno byłoby dogadywać się po polsku na Węgrzech czy w Rumunii, skoro nie mają tam języków słowiańskich :lol Ale faktem jest, że w tej drugiej najczęściej dogadywałem się mieszanką migowo-rumuńską, czasem znali jakieś pojedyncze słowa zagraniczne.

Bułgaria była najbardziej prorosyjskim krajem w demoludach, widać miłość do rosyjskiego im została :)

Odnoszę też wrażenie, iż czeski łączy znacznie więcej z południowosłowiańskimi niż z polskim. Sporo też mają słów podobnych co rosyjski, więc znajomość pewnych wyrażeń czeskich trochę ułatwia tam sprawę. Zdarzało się, iż jak ktoś mnie nie rozumiał to pytałem po czesku i było lepiej ;)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
cezaryol

Dołączył: 15 Lip 2013
Posty: 341
Wysłany: 2016-10-10, 18:46   

Pudelek napisał/a:

Odnoszę też wrażenie, iż czeski łączy znacznie więcej z południowosłowiańskimi niż z polskim.

Coś jest na rzeczy, bo następcy tronu wiedeńskiego, chyba od Ferdynanda IV, mieli obowiązek uczyć się języka czeskiego. Był on w cesartwie traktowany jako swego rodzaju lingua franca.
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8329
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-10-10, 19:17   

Nie wiem czy faktycznie mieli obowiązek, natomiast czeski od Białej Góry aż do przełomu XVIII i XIX wieku był w cesarstwie uznawany za język wulgarny i dla wieśniaków, i faktycznie używały go jedynie chłopi. Przy podróżach i handlu to prędzej niemiecki, bo po czesku na Węgrzech raczej mało kto by zrozumiał. A wśród szlachty francuski.
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
cezaryol

Dołączył: 15 Lip 2013
Posty: 341
Wysłany: 2016-10-10, 20:57   

Pudelek napisał/a:
Nie wiem czy faktycznie mieli obowiązek, natomiast czeski od Białej Góry aż do przełomu XVIII i XIX wieku był w cesarstwie uznawany za język wulgarny i dla wieśniaków, i faktycznie używały go jedynie chłopi. Przy podróżach i handlu to prędzej niemiecki, bo po czesku na Węgrzech raczej mało kto by zrozumiał. A wśród szlachty francuski.

Mieli. Nie mogę znaleźć źródła jeśli chodzi o początki, tj. wzmiankowanego Ferdynanda. Z panujących tylko Maria Teresa nie pobierała nauki tego języka, bo nikt nie przewidywał, że zostanie monarchinią. Tu kilka przykładów bliższych naszych czasów:
Proč se Habsburkové učili česky aneb „Kdo neumí česky je hlupák!“
http://www.parlamentnilis...je-hlupak-71703

Výuka češtiny v rakouské monarchii od poloviny 18. do poloviny 19. století
http://nase-rec.ujc.cas.cz/archiv.php?art=7366

i najobszerniejsze, praca dyplomowa z 2015 r.: https://is.cuni.cz/webapps/zzp/download/140044984
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6114
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-10-11, 10:39   

Powłóczywszy sie juz odrobine po bulgarskim wybrzezu postanowilismy obeznac co z naszymi promami do Gruzji. Poszukiwania owych promow zaczely sie juz zima na necie. Ze stronki ukrferry srednio wynikalo czy Warna prowadzi przewozy pasazerskie czy nie. Niby tak ale na stronce ani zadnych cen wyszczegolnionych, ani obszerniejszych opisow. Na maile Warna nie odpowiada. Z centrali w Odessie mail przychodzi z odpowiedzia- “tak plywaja ale o szczegoly trzeba pytac bezposrednio w Warnie”. W odmetach internetu trafilam na dwoch gosci, ktorzy zarzekali sie ze owe promy z Warny plywaja i nawet sugerowali ze sa posrednikami w kupowaniu biletow na nie. Wykazalam zainteesowanie owa transakcja i zadalam kilka pytan. Na tym etapie odpowiedzi przestaly przychodzic albo byly bardzo wymijajace i malo konkretne, a napewno nie przyblizajace nas do posiadania dokumentu umozliwiajacego przejazd tym plywadlem.

Nadszedl czas wyjazdu a nic na odleglosc zalatwic sie nie udalo. Pozostalo nam szukac szczescia na miejscu. Zatem wlasnie dzis wjezdzamy do Warny! Miasto wita nas korkami i brakiem miejsc do zaparkowania. Jak szukac promu w wielkim miescie? Tak na logike wydaje nam sie ze najpierw trzeba znalezc morze. Jest. Potem trzeba znalezc port. Jest.







I tu zaczynaja sie schody… Wiedzialam ze to sa promy widmo- ale zeby do tego stopnia? W porcie sa tylko sklepy bezclowe i jakies przejscia dla pasazerow posiadajacych bilety. Zero kas, informacji, rozkladow, biur. Jest tylko ochroniarz ktory o promach do Gruzji nigdy nie slyszal. Przed portem siedzi trzech gosci. Dwoch z nich wyglada na marynarzy. Porozumiewaja sie ze soba w jezyku nam zupelnie nieznanym, nawet ze slyszenia. Z marynarzami siedzi gosc o przenikliwie bialych zebach (wpadajacych wrecz w blekit) i wygladzie milego cwaniaczka. Reklamuje sie jako osoba wszechwiedzaca i wszechpomagaja i poleca nam odnalezienie jakiegos urzedu morskiego kawalek dalej. Na budynku jest faktycznie tablica z namalowanym promem i nawet sa napisy o przewozie pasazerow i aut. Budynek nie ma jednak zadnego wejscia od ulicy. Sa jakies boczne drzwi ktore wyglada na wejscie dla pracownikow i to przez kotlownie. Spotykamy tam kobiete w eleganckim uniformie ktora informuje nas ze tedy wchodzic nie wolno a innego wejscia do budynku nie ma. Proponuje nam udanie sie bezposrednio do portu. Kolko sie zamyka…. Po przeciwnej stronie ulicy jest kolejny urzad zwiazany z morzem. W srodku jest kupa okienek i do kazdego dlugasne kolejki ludzi chcacych sie rekrutowac do marynarki. Babki w okienkach sa znudzone i wsciekle na caly swiat. Jakis starszy gosc w czyms co chyba mialo byc informacja rozklada rece- promy to nie tu… Czytajac tabliczki na drzwiach pokojow odnajdujemy miejsca zajmujace sie rybolostwem, przetworstwem małzy i cłami na przewoz roznych towarow.

Chyba ostatnim pomyslem jaki przyszedl nam do glowy jest informacja turystyczna. Znajdujemy takowa ale nie ma najmniejszych szans na zaparkowanie nigdzie w rejonie. Robimy trzy kolka zatloczonymi ulicami i dupa. Mijamy nieraz ciekawe auta



oraz napisy ktore nie wiem czemu wywoluja na naszych ustach usmiech- lepiej to jedynie wygladalo w gruzinskich robakach!



W koncu decydujemy ze ja wyskocze i pobiegne do owej informacji a toperz bedzie wykonywal w tym czasie czwarte kolko po miescie. Babki w informacji sa ogromnie zaskoczone pytaniem ktore im zadaje ale pragnac byc mile zaczynaja szukac w necie. Znajduja jakis telefon zwiazany z promami z Warny i tam dzwonia. Promy sa ale miejsc pasazerskich juz nie ma. Na kilka miesiecy w przod juz wszystko wykupione. Pytam na kiedy sa najblizsze wolne miejsca. Nie wiadomo- trzeba pytac blizej terminu. Ale jakiego terminu skoro nie wiadomo kiedy??? Na pytanie odnosnie siedziby biura pada opowiedz- a po co wam siedziba biura skoro miejsc i tak nie ma? A jesli ktos ma jakies pytania to mozemy podac maila.. Z rzuconej na stoliku w informacji mapki wynika ze z Warny plywaja promy ale tylko do Odessy i Stambulu. Prosze wiec babki z informacji aby zapytaly o polaczenia do Odessy (nie wybieramy sie tam w tej chwili, ale czasem jak sie nie da wejsc drzwiami to mozna probowac oknem). Ale na to pytanie juz nie ma odpowiedzi tylko walniecie sluchawka. Kolejny telefon z informacji slyszy juz tylko gluchy sygnal… nikt nie odbiera. Kolejny telefon babka wykonuje do Burgas. Stamtad tez ponoc sa promy. A przynajmniej pisal o nich Paweł na forum rosjapl.info- jedyna osoba w calym przepascistym internecie ktora udzielila na pytanie o promach jakiejs sensownej odpowiedzi: “Promy sa, ja plynalem w maju z Burgas”. Glos w telefonie potwierdza, ze promy do Batumi plywaja, ale nie wiadomo kiedy. Zwykle we wtorki, ale roznie bywa. Prosza aby zadzwonic w piatek. Ale dzis jest poniedzialek! Co z jutrem? Pytac w piatek.
Postanawiamy jechac jutro do Burgas pod wskazany adres- Industrialna 3 i szukac goscia o imieniu Drago. Zawsze lepiej osobiscie dogadac sprawe.

W Warnie niedaleko portu spotykamy tez orginalnego kloszarda. Tzn chyba kloszard bo grzebal w smietniku- choc moze byl to jakis milosnik idei freeganizmu? A moze koneser gatunku i prekursor nowej mody? Koles ma bardzo ciekawe odzienie- cale pozszywane z tysiecy łatek! Nigdy nie widzialam nikogo tej profesji w tak wyszukanym ubraniu! Latwiej chyba znalezc stare ciuchy niz tyle szyc!



Kawalek dalej spotykamy tez pare- naprany gosc i kobieta lekkich obyczajow w wieku dosyc srednim. Koles ciagnie ją w krzaki, ona niby sie opiera ale rechocze ze smichu na caly regulator. Ostatecznie obydwoje wpadaja w te krzaki i sturliwuja sie z wysokiego nasypu w strone polozonych nizej przyportowych kontenerow i dzwigow.

Zagladamy tez w rejon jakiegos muzeum morskiego ale ono oczywiscie tez jest zamkniete i mozna sobie obejrzec łodzie jedynie przez plot.









Burgas juz na wjezdzie wyglada sympatyczniej od Warny- tez duze miasto ale jakies takie spokojniejsze, przyjazniejsze. Czuc zdecydowanie mniejszy pospiech i mniej nerwowosci. Dosyc dlugo błąkamy sie po miescie szukajac owej ulicy Industrialnej. Znajdujemy inne rzeczy rowniez ciekawe- klimaty portowe, nietypowe bloki itp











Wszystko wyglada tu lepiej niz w Warnie- przy wjezdzie do portu jest nawet znak pokazujacy gdzie cumuja promy przewozace samochody. Ochroniarz z portu rowniez chce z nami rozmawiac i wskazuje wysoki budynek jako siedzibe firm przewozowych. Wlazimy.



Juz recepcjonista sprawdza paszporty- “a to wy szukaliscie wczoraj szczescia w Warnie? U nas lepiej!” i wskazuje pietro oraz drzwi gdzie mamy szukac Draga. Drago z kolega rozkladaja rece. Prom odplynal wczoraj rano. Kiedy bedzie nastepny nikt nie wie.. Na granicy rosyjsko- gruzinskiej zeszly jakies potezne osuwiska. Granica jest zamknieta. Transport jedzie objazdami a glowny grzbiet Kaukazu nie tak prosto jest ominac, zwlaszcza jak sie jest tirem a droga przez Abchazje jest niestety “jednokierunkowa” i wlasnie w ta strone przekroczyc jej nie wolno. Prom czeka wiec na tiry z owocami wiec i my musimy czekac. Odplynie jakos w kolejnym tygodniu ale czy we wtorek czy w niedziele to nikt nie wie. Dzwonic w piatek. Poki co tylko tyle moga nam pomoc. Biletow nie ma potrzeby rezerwowac. Turystow i osobowych aut nigdy nie ma zbyt wiele, zmiescimy sie. Na moje usilne prosby rezerwacji Drago usmiecha sie od ucha do ucha, zwlaszcza ze kabaczę pochwycilo w swe łapki jakas ulotke i zapamietale ją miętosi. “Nie ma obawy. Zapamietalem was. Nieczesto na tej trasie podrozuja niemowleta. Napewno beda dla was miejsca”. Nasze paszporty zostaja skserowane i odlozone na jakas kupke za kwiatkiem. Jako ze sympatycznie sie rozmawia pytam o promy z Warny. A plywaja. Ponoc dwie firmy. Glownie woza kontenery ale maja tez miejsca osobowe. Przejazdy dla ludzi zalatwiaja biura turystyczne- moze dlatego brak kas? Drago slyszal rowniez o promach z Warny do Batumi- ale przez Iliczewsk. Z Bulgarii do Gruzji przez Ukraine???? Co zrobic- “takoj marszrut”. Dobrze ze nie przez przyladek Horn....

No coz… Mamy wtorek.. I prawdopodobnie poltora tygodnia czekania na prom. Nie planowalismy tak dlugiego pobytu w Bulgarii- ale widac los tak chcial. Mialo byc bez pospiechu i na luzie- ale nie przypuszczalismy ze az do tego stopnia. Poczatkowo rozwazamy co ze soba zrobic. Moze w gory sie wybrac i sprobowac przejsc Gran Konczeto ktorej kiedys sie nie udalo? A moze pojechac zobaczyc pomnik w Buzluzha? Wszystko to jednak jest dosc daleko stad… A jak ktoregos dnia Drago zadzwoni i powie- “zmiana - prom bedzie jutro”? Prom jest priorytetem wiec ostatecznie postanawiamy zostac na wybrzezu. Poza tym caly czas sa upaly i slonce, wiec przynajmniej zwiedzajac bedzie mozna codziennie sie pokapac! A poki co bulgarskie wybrzeze bardzo nam do gustu przypadlo. Wiec moze warto zobaczyc jego pozostala czesc? Zatem opuszczamy miasto i cel na dzis- biwak na dzikiej plazy i ognicho z konarow wyrzuconych przez morze! :D cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8329
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-10-11, 11:26   

W centrum Burgas nie byłem, ale na obwodnicy wewnętrznej zawsze utykałem w korku, z tym się miasto jedynie kojarzy ;)

Okręt który widzieliści w muzeum - ten za płotem - to Dryzki, jeszcze sprzed I wojny światowej. A właściwie dwa okręty w jednym - części z Dryzkiego wmontowano w bliźniaczego Strogiego i powstała hybryda :D
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6114
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-10-11, 21:59   

Pudelek napisał/a:
ale na obwodnicy wewnętrznej zawsze utykałem w korku, z tym się miasto jedynie kojarzy


To mnie tak w pamieci Warna pozostanie!

Pudelek napisał/a:
Okręt który widzieliści w muzeum - ten za płotem


zwiedzales to muzeum?
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - recenzje mang