Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Bobry, kaczeńce i retorty czyli bieszczadzko-beskidzkie wędrówki kwietniowe

Autor Wiadomość
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2016-05-16, 22:58   

buba napisał/a:
Ale czesto jazda pociagiem jest klimatem samym w sobie, mozna sie zdrzemnac, mozna cos glebszego lyknac czy pogadac z nieznajomymi. Tak samo jak jazda np. stopem pozwala poznac ludzi, byc jakby blizej regionu w ktorym sie przebywa.

Też racja. Mi nawet brak jest teraz takiego wyjazdu pociągiem.
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10854
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2016-05-18, 20:33   

buba napisał/a:
......Ponoc jest cos takiego ze nie ma swiata obiektywnego- jest tylko swiat ktory my potrafimy zobaczyc. Moze wlasnie twoje dzieci maja taka zdolnosc?


No nie wiem, nie wiem, Stasiek czasem potrafi skutecznie wyprowadzić z równowagi. Zawzięty i uparty z niego Dzik :D
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6106
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-05-20, 13:01   

Dzis od rana leje. Tzn od 10 bo jakos tak sie budzimy. Kolo poludnia sie odrobine rozjasnia ale gesta mzawka i mgly utrzymuja sie caly dzien. Dzis wycieczke zaczynamy od Nadlesnictwa Baligrod i pozyskania dla skodusi pozwolenia na poruszanie sie okolicznymi lesnymi stokowkami. Zagladamy dzis na tereny dawnej wsi Rabe. Znajduje sie tu dziwny cmentarz. Stoi jeden krzyz upamietniajacy 5 osob ktore zginely w 1936 roku zabite przez “ rabskich bandytow”. Przed wojna, przed UPA, przed slynnymi “łunami w Bieszczadach” a w rejonie juz cos zle sie dzialo. Kurcze i to w sama Wigilie....


Obok rosnie drzewo. Opatrzone kartka. Podeszlam poczytac, myslac ze pewnie historia wsi albo co. A tu nie.. Odezwa do sumien ludzi z piłą i siekiera w dloni. Robi mi sie jakos dziwnie patrzac na to drzewo. Jeszcze przed chwila bylo dla mnie zwyklym drzewem, takim samym jak te wszystkie inne wokol. Jak jedno zdanie moze zmienic postrzeganie swiata. Jakbym widziala przed soba tą kobiecinke ktora zakopuje z ziemie cienki patyczek. Kim byly te dzieci za ktorymi plakala? Tymi co zle skonczyly przez “rabskich bandytow”? Szkoda ze nie moge pogadac z osoba ktora wieszala ta kartke.. Mialabym do niej tyle pytan..




Mam tylko nadzieje ze do Rabego nie zwleka sie bobry, bo one chyba czytac nie potrafia… Ciekawe ile miejsc mijamy obojetnie uwazajac je za nijakie i przecietne bo nie znamy ich historii. Do konca dnia nie moge sie pozbyc wrazenia, patrzac na rozne drzewa, ze one tez chca opowiedziec jakas dziwna historie sprzed lat…

Zagladamy w miejsce gdzie kiedys byl wypal. Zostal wyjezdzony plac, stara ciezarowka na lancuchach i slawojka de lux- z umywalka!






Odwiedzamy baze gdzie mamy w planach zanocowac za kilka dni. Obecnie samozwanczo chatkuje jeden chlopak. Posprzatal chate po zimie, wytrzepal koce, wietrzy i pali w piecu. Przed chata stoja dwa auta surwiwalowcow, ktorzy poszli spac w las bo ogrzewany budynek jest dla nich zbyt burzujski.



Na przeleczy Zebrak stoi nowa wiata.



Ciekawe czy zmije ją tak samo polubily jak stara? Widzialam je tu kilkakrotnie, maksymalnie sztuk 6. Dzis zmij nie ma. Pizga tak deszczem i wiatrem ze kazda szanujaca sie i madra zmija zapewne jest teraz gdzie indziej. Na wyposazeniu wiaty jest za to pudelko z jakimis bialymi tabletkami. Moze po nich sie widzi kolorowe węże niezaleznie od pory roku?



Dawna wiata zmijowa (rok chyba 2001)




Zagladamy do chatki studenckiej na rozdrozu, przy kruszarce. Wnetrze zacheca do noclegu, ale poza sezonem niestety jest zamkniete. Probuje sie dodzwonic pod numery podane na scianie, ale nikt nie odpowiada.




Jedziemy sobie tez zobaczyc boczna stokowke w Huczwicach, ta na przelecz 704m. Droga wije sie ociekajacymi od wody lasami i pozniej coraz bardziej zanika




W Huczwicach bobry szaleja, jak tak dalej pojdzie to bobrowych jeziorek bedzie wiecej.



To najwieksze jeziorko od mojego ostatniego pobytu zmienilo sie sporo. Obroslo wokol barierkami, schodkami, tabliczkami i solidna wiata. Prawie jak chata, dechy na podlodze, na cieplejsze miesiace nocleg jak znalazl. Moze o swicie mozna jakiegos bobra wypatrzec?







Dalej droga pelna skarp zawijamy na Sukowate,



droga raz po raz zmienia rodzaj nawierzchni i zagospodarowania






a potem plytowka na Kamionki, w mgle gestniejacej z minuty na minute.



kusza drogi skodusionieprzejezdzne, wyryte ciezkim sprzetem


po drodze w Kamionkach jakis obelisk- grob? slupek? pomnik?


W okolicy Baligrodu napis upamietniajacy zolnierski trud w darze dla spoleczenstwa miast i wsi.


Wracamy do Gorzanki.
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2016-05-20, 13:43   

Fajne to zdjęcie ze skodą obok drogi...
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6106
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-05-20, 20:48   

Kolejny dzien oferuje pogode o niebo lepsza wiec jest plan powloczyc sie po terenach dawnej wsi Horodek i zamoczyc łape w Solinie. U wlotu doliny stoi dzialajacy wypal.



Mijamy drzewa gesto porosle jakims grzybkiem



Wczesnowiosenne widoki na teren dawnej wsi i okalajace je pagory. Obła gorka znad zatoki Victoriniego przypomina o tym pieknym ale niemilym miejscu.




Kawalek dalej wglab łąk i lasow kolejne retorty, tym razem opuszczone i pordzewiale. W srodku stary parasol i jeden but. Wegla nie stwierdzono.



W pobliskim lesie stoi zarosnieta ciezarowka- na dawniejszym zdjeciu udalo sie uchwycic napis ze to star 25- produkowany w latach 1960-1971 . Robilam sobie przy nim zdjecie w 2002 roku. 14 lat minelo.. A nad Horodkiem taki sam parny cieply dzien , mruczacy burzami gdzies za jeziorem. W tym malutkim kawalku przestrzeni czas chyba nie plynie wcale. Wroce tu za kilkanscie lat- sprawdzic ;)
2002


2016





Przy wypale stoi baraczek.



Pelen tworczosci nasciennej, chyba dlugie godziny jakiegos osobnika sam na sam z markerem. Jest wioska, gory, cerkiewka a nawet dymiace retorty. Sa naszpikowane bledami ortograficznymi wiersze, glownie o milosci i ciezkim zyciu bieszczadzkiego smolarza. Ze wszystkich tekstow przebija dojmujaca samotnosc.








Na scianach sa rowniez powypisywane nazwy druzyn pilkarskich- ale dziwi to ze zupelnie nielokalnych np. Szachtar Donieck..


Ciekawe co teraz porabia autor nasciennych slow i obrazow? Moze buja sie w hamaku z jakas kobitą -tak jak sobie marzyl w pracowite bieszczadzkie dni? Wiem ze to glupie co napisze ale jakos goscia zaocznie polubilam!

Odwiedza nas tu takze piekny motyl i wogole sie nie boi


Potem szukamy cerkwiska i cmentarza ale ich nie znajdujemy. Otacza nas wybuch wiosny, ktorej to chyba sie bardzo podobaly wczorajsze ulewne deszcze.





Jest tez jakies zarosniete zelastwo. Lezy w trawie zaraz kolo ambony. Toperz sie smieje ze to napewno zanęta na buby. I dziala podobnie jak brukiew czy kukurydza na dziki. Buba podlazla, mozna by ustrzelic bez trudu.


Wracamy do drogi.

Kawalek dalej mija nas fiat uno. W srodku dwoch gosci, kierowca z dluga siwa broda. Czyzby pustelnik Julek sie zmotoryzowal? Z moja pamiecia do twarzy (a raczej jej brakiem) nie umiem stwierdzic czy to on, mimo ze goscia widzialam i gadalam z nim. Ale wiele lat temu. Auto oczywiscie staje i dosc ostrym tonem pada pytanie- a wy dokad? Po czym dostrzegaja kabaczka i nie czekajac na nasza odpowiedz usmiechaja sie do wiszacego na toperzowym brzuchu robala - “jakie malutkie, jakie milutkie, a dzidzidzidzi tralala” i zycza milej wycieczki.

Niedaleko jeziora, na wzgorzu, buduje sie jakas drewniana rezydencja.


Zagladamy w rejon pustelni. Bylam tu z rodzicami, kilkanascie lat temu. Pustelnik Julek udzielal wtedy odplatnych wykladow na tematy filozoficzno-egzystencjalne. Nie gardzil zaplata w banknotach jak rowniez w alkoholu. Gosci zapraszal do ogniska, pokazywal kamienie ktore grzeje w ogniu a potem zabiera do chaty i sluza mu za kaloryfer. Mowil aby odwiedzac go czesciej i zapraszac na jego wyklady znajomych, by zawarte w nich przeslania trafily do wiekszych mas (napomykajac im oczywiscie ze nie wypada przychodzic z pustymi rękoma ;) ) Krecila sie wtedy w rejonie tez jakas dziewczyna, ponoc jego uczennica, ktora w pustelni spedzila cala zime poznajac tajniki nauk Cycerona i jemu pokrewnych medrcow. Siedzialo wtedy przy ogniu rowniez dwoch Warszawiakow w moro,przybylych na miejsce kopcacym nieco uazem ktorzy jak sie pozniej okazalo paraja sie jakas polityka nizszego szczebla, na codzien siedza wbici w garnitury i udajacy powage. W wakacje taplaja sie w blocie, wedza w dymie i zapuszczaja brody by choc przez chwile odreagowac stresujace zycie w wielkim miescie.






Tak bylo wtedy.. Dzis nadjeziorna okolica jest calkowicie pusta. Gospodarza nie ma. Znad wody odzywa sie kwik jakiejs czapli. Cos pluska w wodzie. Dąb suchy stoi gdzie stal...

W rejonie pustelni stoi tez drugi budynek. Nie pamietam czy wtedy byl. Pisze na nim ze to swiatynia i zeby nie wchodzic bez nauczyciela. Drzwi zawiazane na zestaw skomplikowanych węzłów. Zagladam przez szpare. Jakies japonskie makatki, wydrukowane podobizny roznych znanych osob.








Na lawce przed swiatynia karmimy kabaka. Zapach zupy pomidorowej miesza sie z aromatem starego drewna i wonia wodorostu ktora nawiewa wiatr znad jeziora.

Przymierzamy tez jej plecak. Chyba gabarytowo wciaz ciut za wielki. Mina kabaka wyraza chyba bez slow wszystko co niemowlak mysli o noszeniu plecaka wiekszego od niej ;)



Ide w rejon pustelni. To zaraz obok, ale za mala zatoczka. W zatoczce stoi barka.


Pokrzykuje “dzien dobry” ale nikt sie nie odzywa ani nie wylazi. Chyba jednak pustelnicy jezdza fiatami uno. Chatynke otaczaja rozne piekne pokrecone korzenie, chyba glownie takie ktore wyrzucilo na brzeg jezioro. Powiewaja tez rozne tybetanskie choragiewki, wiatr buja zwisajaca z drzewa szubienica. Jest kilka wypalonych ognisk i zewnetrznych piecykow. Ze sciany zewnetrznej patrzy oblicze gospodarza o surowym i taksujacym spojrzeniu. Na roznych deszczułkach wypisane odezwy a czasem ciagi pogmatwanych slow, stylizowanych na zagraniczne języki. Jest jakby oltarz z dyndajacymi kozaczkami. Klimat ogolnie dosyc psychodeliczny :)















Pukam do drzwi chaty. Cisza… Zagladam przez szpare. Bardak wiekszy niz mnie w domu ;) Naprzeciw drzwi jest jakby stol a na nim lezy plastikowa lalka.


Za domem cos szura. Robi mi sie zimno. Nic tu po mnie.. Nieladnie zagladac do cudzych domow a poza tym jeszcze zaraz mnie tu co zeżre. Nie nadaje sie na samotnego eksploratora, chyba jednak jestem zwierze stadne uznajace zasade “w kupie sila”. Pospiesznie kopytkuje w strone swiatyni gdzie na lawce wygrzewa sie toperz z kabaczkiem.


Chwile jeszcze siedzimy- a nuz gospodarz wroci i uda sie zamienic dwa slowa? Specjalnie flaszke przynieslismy... Woda pluska, cos chrupie w swietych scianach- rozwazamy- kornik to czy popielica? Slonce smazy, az dziwnie jak na kwiecien, czasem niebo zawloka czarne chmury



W dali znow odzywaja sie pomruki burzy. Powoli opuszczamy doline... Nie spotykamy juz nikogo...
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Cisy2 

Wiek: 63
Dołączył: 21 Gru 2013
Posty: 735
Skąd: Świebodzice
Wysłany: 2016-05-20, 23:13   

W tunelu pod Przełęczą Łupkowską wyraźnie widoczna jest "podziemna" granica pomiędzy Polską a Słowacją. Widać ją, gdy zadzieramy głowy do góry - to ta zmiana przekroju tunelu z charakterystycznym uskokiem na całym obrysie:



... oraz gdy patrzymy pod nogi - po słowackiej stronie podkłady i mocowanie szyn są zmodernizowane. Po naszej stronie podkłady są jeszcze drewniane



Zdaje się, że prawie w tym samym czasie, gdy Wy natknęliście się na bieszczadzkiego Stara 25, ja w Sudetach, a dokładniej w Górach Sowich - ponad Toszowicami (to obecnie część Walimia) napatoczyłem się na nieco inny model wojskowego Stara 25:







Przyznam się, że gdy zobaczyłem ten pojazd to przeżyłem swoiste déjà vu. W maju 1979 r. na pobliskiej Przełęczy Walimskiej podczas pttk-owskiego rajdu ujrzeliśmy i zagospodarowaliśmy (niestety tylko na 5-10 minut) taki oto opuszczony pojazd



Było to podwozie czołgu T-34, mające wówczas gdzieś tak z trzydzieści lat. To ten model czołgu, który jest wszystkim znany z serialu "Czterej pancerni i pies". "Nasza" połówka "Rudego" z Gór Sowich robiła pewnie za ciężki ciągnik wykorzystywany w pracach leśnych. Rok, czy też dwa lata później sowiogórskiego T-34 już w tym miejscu nie było.

Paulino, z Twojego tekstu i Twoich zdjęć wyraźnie widać, że czar i klimat, czyli tzw. magia Bieszczadów to na pewno nie połoniny. Fajnie na nich jest, ale to tylko turystyczne ścieżki, piękne widoki, morze traw (obiektywnie to takie małe morze, jakże dalekie od "oceanów" traw w ukraińskich i zwłaszcza rumuńskich Karpatach) - niby wszystko tam jest takie, jakie w górach być powinno. A mimo to... jakoś do połoninnej części naszych Bieszczadów nie tęsknię tak, jak do "kapuścianej" i pełnej błota części tych gór.

Napisałaś w moim czarnohorskim wątku o trzykrotnym wejściu na Howerlę we mgle. Sądzę, że gdybym miał do wyboru odwiedzić nawet we mgle i deszczu te zakątki, które opisałaś i pokazałaś na swoich zdjęciach lub znaleźć się w Ustrzykach Górnych i wchodzić przy super pogodzie na wszystko dookoła, to chyba podążyłbym Waszymi ścieżkami...

... chociaż i na Tarnicę jeszcze kiedyś chciałbym wejść, mimo że wiem, iż nie będzie już taka jak kiedyś, "za pierwszym razem"



Ostatnio zmieniony przez Cisy2 2016-05-20, 23:16, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6106
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-05-22, 01:01   

Cisy2 napisał/a:
to ta zmiana przekroju tunelu z charakterystycznym uskokiem na całym obrysie:


Zwrocilismy na to uwage ze jest uskok i zmienia sie obrys wnetrza- ale nie pokojarzylismy ze to granica!

Cisy2 napisał/a:

Było to podwozie czołgu T-34, mające wówczas gdzieś tak z trzydzieści lat. To ten model czołgu, który jest wszystkim znany z serialu "Czterej pancerni i pies". "Nasza" połówka "Rudego" z Gór Sowich robiła pewnie za ciężki ciągnik wykorzystywany w pracach leśnych. Rok, czy też dwa lata później sowiogórskiego T-34 już w tym miejscu nie było.


ciekawe gdzie trafil? z tego wynika ze nie sprawdzal sie w lesie? za duzo palil? albo sie zepsul?

Cisy2 napisał/a:

Paulino, z Twojego tekstu i Twoich zdjęć wyraźnie widać, że czar i klimat, czyli tzw. magia Bieszczadów to na pewno nie połoniny. Fajnie na nich jest, ale to tylko turystyczne ścieżki, piękne widoki, morze traw (obiektywnie to takie małe morze, jakże dalekie od "oceanów" traw w ukraińskich i zwłaszcza rumuńskich Karpatach) - niby wszystko tam jest takie, jakie w górach być powinno. A mimo to... jakoś do połoninnej części naszych Bieszczadów nie tęsknię tak, jak do "kapuścianej" i pełnej błota części tych gór.


Poloniny tez lubie. Jak moge nimi isc gdzie chce, postawic namiot wsrod szumiacych traw, rozpalic ognisko i wyjsc na siku o wschodzie slonca.
Bieszczady to dla mnie bloto, mgla i zapach dymu. Takie poznalam i takie niegdys pokochalam. I mimo wielu niekorzystnych zmian mam wrazenie ze w tej kapuscianej czesci wciaz jest wiecej wolnosci niz na polskich poloninach. Na tym wyjezdzie tez bylismy na jednej poloninie. W kwietniowy czwartek bylo niezle pod wzgledem ludzkim, widoki fajne ale nie ma nad zbocza Chryszczatej!

Cisy2 napisał/a:

Napisałaś w moim czarnohorskim wątku o trzykrotnym wejściu na Howerlę we mgle. Sądzę, że gdybym miał do wyboru odwiedzić nawet we mgle i deszczu te zakątki, które opisałaś i pokazałaś na swoich zdjęciach lub znaleźć się w Ustrzykach Górnych i wchodzić przy super pogodzie na wszystko dookoła, to chyba podążyłbym Waszymi ścieżkami..


Na chwile obecna w 100% sie z toba zgodze :-D Acz wtedy w tej mgle i deszczu lejacych od dwoch tygodniu bez chwili przerwy to byly momenty ze marzylam o plazach na Bahamach :lol :

Cisy2 napisał/a:

... chociaż i na Tarnicę jeszcze kiedyś chciałbym wejść, mimo że wiem, iż nie będzie już taka jak kiedyś, "za pierwszym razem"


Takiej nie mialam okazji juz zobaczyc. Moja byla juz z krzyzem ale jeszcze bez idiotycznych schodkow czy innych dupereli
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6106
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-05-22, 22:36   

W Bukowcu mijamy ogromna nowa wiate. Z piecem. Na slupie wisi regulamin. Dosc sensowny. Nie zabrania spania w owym przybytku




Zawijamy jeszcze dzis na Łopienke. W dolinie sa obecnie dwa wypaly. Zaczyna padac, dymy sie snuja nisko i pomieszane z deszczem pachna jakby intensywniej.




Smolarze pochowali sie w barakach i przyczepach, dogrzewaja sie piecykami




Przy drodze dostrzegamy wiatke obwieszona rzezbami. Miejsce zasiedla sympatyczny gosc przedstawiajacy sie nam jako Andrej Kirym. Zle sie rozmawia w deszczu splywajacym za kolnierz wiec zaprasza nas pod swoj dach. Wiatka przewiewna a wieczorny chlod pomieszany z wilgocia zaczyna nieco kąsac. Na rozgrzewke Andrej czestuje nas whisky. Wyciagam wiec na przepitke bzowa nalewke. Toperz z kabaczkiem niestety musza poprzestac na herbatce i owinieciu sie w kocyk. Andrej zaczyna grac na gitarze, mimo ze kabak troche przeszkadza skubiac gryf.




Okazuje sie repertuar naszego nowego znajomego bardzo trafia w moje gusta swoimi zdecydowanie wschodnimi klimatami. Piosenka o rejsie przez Morze Czarne i przepalaniu “trzech butelek na godzine” moze mi sie jeszcze w tym roku przypomni :) Andrej spiewa tez pewna rosyjska piosenke ktora slyszalam raz, 11 lat temu noca na Drahobracie, gdy do dogasajacego ogniska naszej ekipy przyszli jacys nocni wedrowcy. Trzech ich bylo i mowili ze wedruja zakosami od dwoch miesiecy. Opowiadali tez cos o wedrowkach po Uralu. Zagrali ze 3-4 piosenki, ogrzali sie, cos łykneli i poszli dalej. A ja po dwoch nieprzespanych nocach w pociagach bylam tak zdechnieta ze wszystko slyszalam ale nie wyszlam z namiotu. Lezalam tylko w spiworze, sluchalam tej piosenki, walczac ze snem, ale niestety ta walke przegralam. Jeden z moich wiekszych bledow w zyciu ;) Rano nie udalo mi sie zbyt wiele dowiedziec o nocnych gosciach bo ci co zostali przy ognisku juz niewiele wtedy rejestrowali z racji spozycia zbyt duzej ilosci plynnych produktow regionalnych. I tu nagle Andrej gra ta piosenke a mi jak zywy staje przed oczami Świdowiec i oboz naukowy jednej z krakowskich uczelni w ktorym “na krzywy ryj” mialam okazje uczestniczyc. Oczywiscie o tytul tez nie spytalam. Ciekawe kiedy i gdzie uslysze ją kolejny raz? Potem schodzi na Wysockiego ale mojej ulubionej Wierszyny Andrej grac nie lubi. Potem opowiada nam tez rozne historie z Syberii gdzie spedzal duzo czasu, o splywach Lena, o okolicach Woroneza gdzie ponoc mieszkal dluzszy czas. Czasem w jego opowiesciach wynikaja pewne sprzecznosci- nie wiem czy momentami zartuje czy opowiada cos na serio. Np. mowi ze mieszka w kaplicy przycerkiewnej w Łopience a za sasiadow ma fundatorow swiatyni- metr pod ziemia. Potem jednak wspomina cos o domu w Terce. Moze ta kaplica to letni domek? ;) Opowiada tez o “zlotach zakapiorow” w sierpniu w “Zagrodzie pod Chryszczata”. Bardzo poleca ta cykliczna impreze. Gdy wieczor zaczyna sie wdzierac w doline konczymy biesiade i kazdy rusza w swoja strone. Na koniec dostaje jeszcze podarek- malego dusiołka na szyje, na rzemyku, na szczescie. Z dedykacja na odwrocie. Takie bardzo mile - wogole gosc przesympatyczny i wspolna biesiade uwazamy za niezmiernie udana!


Leje mocniej. Wogole to przyjechalismy na Lopienke aby zajrzec na baze i ocenic obecne walory noclegowe tamtejszej wiaty. Bo rozne sluchy nas dochodzily, czesto sprzeczne zupelnie- ze wiata przecieka i sie wali, albo ze jest nowa zupelnie i pelen wypas. Biorac pod uwage sciane deszczu i pozna porenie bardzo chce sie nam lazic. Zagladam jeszcze tylko do cerkwi. Wnetrze jest ciche i puste. Cisza dzwoni w uszach. Tylko miarowe bębnienie deszczu w dach. W srodku tylko ja i zadumany Chrystus bieszczadzki. Podobne mamy chlebaki...



Kolejnego dnia wybieramy sie zobaczyc co slychac na Sinych Wirach a moze i dalej. Kawalek za skretem konczy sie nasze Nadlesnictwo Baligrod wiec zostawiamy skodusie przed szlabanem (mimo ze jest otwarty) i sobie dalej wedrujemy. Dzis niech bedzie “na praworzadnie” ;) Tu juz chyba limit “bydła” wyczerpalam ;) Sine Wiry sa miejscem w ktorym kiedys dawno temu, ekipie z ktora niegdys jezdzilam, udalo sie, (przypadkiem i zupelnie niecelowo), zlamac chyba wszystkie zakazy wyszczegolnione na tablicy ;)

Na Sinych Wirach pusto. Od ostatniego pobytu przybylo roznych parkowych akcesoriow, plotkow, laweczek itp.



Tu cos zyje.. Zabi skrzek oblepiony mułem? ;)


A tu zapoznanie ze slimakiem


Dalej idziemy na tereny wsi Zawoj. Miejsce bardzo otabliczkowane, opisane, ostrzalkowane. Milosnicy zagospodarowania, porzadku i postepu moga zapewne zawyc z radosci. Co trzeba przyznac -na tablicach sensowne rzeczy np. historia wsi a nie propagandowki jak pod Bukowskiem czy opisy zwierzatek ktore tu nie wystepuja. Sa tez dwie wiaty, acz obie pod nocleg dosc slabe bo podlogi wylozone kamieniem. Mozna by spac na stolach ale deszcz chyba zacina do srodka



Jest tez studnia z zurawiem, ktora ogolnie posiada wszystkie cechy prawdziwej studni tylko ze nie ma w niej wody. Nie, nie mam na mysli tego ze wyschla. Nigdy tam wody nie bylo. Pod wiadrem rosnie trawka. Dobrze ze wypchanego niedzwiedza obok nie postawili.



Ogniska pali sie tu na podwyzszeniu



Jest cmentarz na gorce


Drzewo szesciokonarowe


Jest tez duzo mgly.


Wieczorem docieramy do chatki w Rabym. Mgla opada tak nisko ze sie zastanawiamy czy jej nie przeoczymy.




Lazienka


I lekko przechylona ze starosci Błękitna Rapsodia


W chatce od tygodnia rezyduje chlopak ktorego imienia niestety zapomnialam. Pochodzi z srodkowej Polski, maluje obrazy, glownie przyrode. Kilka lat temu postanowil odrzucic wynalazki wspolczesnosci takie jak telefon, internet czy telewizor i ponoc jest od tego czasu szczesliwszy. W Bieszczady jezdzi od lat. Gdy stad wyjezdza to zakopuje plecak- w folie i pod ziemie. Ponoc po roku lezakowania jest nieuszkodzony i nie zawilga. Chata pod jego rzadami lsni czystoscia i wypelnia ją zapach zywicznego sosnowego drewna. Bardzo pilnuje aby wszyscy zdejmowali buty jak wchodza na pieterko i ogolnie nie syfili wokol. Oprocz niego w rejonie grasuja surwiwalowcy. Osobiscie ich nie widzielismy ale ich duch jest wciaz obecny na bazie. Jest to komercyjna firma ktora zabiera w las turystow za gruba kase. Ich sposob spedzania czasu polega na tym ze wraz z instruktorem przyjezdzaja terenowkami, parkuja pod chata i ida w las. Tam zakladaja oboz. Siedza tam pod grubymi foliami i w nocy wystawiaja warty czy niedzwiedz im tylka nie obgryza. Co drugi dzien jezdza po zarcie i piwo do marketu w Baligrodzie. Zarcie z gara grzanego na ognisku zapewnia organizator. W weekendy przyjmuja gosci w ilosci duzo, glownie sa to dziewczyny ktore podziwiaja dzielnych chlopakow spiacych w lesie i robia sobie z nimi zdjecia. Do chaty zaglada tylko instruktor. Ogolnie calkiem sympatyczny sposob spedzania czasu, w lesie, z browarem w rece, przy garze dobrego zarcia- tylko czemu u licha nazywaja to surwiwalem??

W chacie jest cieplutko, a zwlaszcza na pieterkach do spania gdzie mozna siedziec w podkoszulku. Pali sie tylko w piecu. Kominek zostal ponoc jakos wadliwie wykonany- tak ze dym cofa sie do srodka. Wnetrze jest niesamowicie przestronne.





Chatke zbudowano nadlesnictwo, podobnie jak okoliczne duze wiaty:

W Łopience



Na drodze z Bystrego na Rabe tez byla podobna- tez duza i solidna. W nich, podobnie jak w tej z Bukowca, tez nie ma idiotycznych zakazow przebywania noca, tak jak wymyslili to sobie pod poloninami.

Sposrod nowych obiektow tylko chatka na bazie jest szczelna i z piecem. Szkoda ze tak malo obecnie buduje sie tego typu, ogolnodostepnych obiektow przystosowanych do spania.

Wieczorem gawedzimy o reptilianach, kosmitach, starozytnych mitologiach, dzieciach indygo, tajnych broniach i innych teoriach spiskowych i zagadkach naszego swiata. Dzis jestesmy tylko sam na sam z chatkowym. W weekend byl tu tlum. Robotnicy z Krasnika robili jakies urodziny, przewinela sie tez samotnie wedrujaca dziewczyna ktora na Chryszczatej wystraszyl porykujacy niedzwiedz. Planowala spac w namiocie w gorach, ale chyba misio spowodowal ze do konca swego wyjazdu bedzie juz tylko szukala schronisk i chat.

Zjadamy chyba po 10 grzanek z zoltym serem z piecowej blachy. Nigdy nie myslalam ze w brzuchu moze sie zmiescic tyle jedzenia. Kabaczka strasznie ciekawi i pociaga ogien. Posadzona przy otwartym piecu wydaje z siebie przeciagle uuuuuuu i wyciaga lapki jakby chciala zlapac plomienie.


Druga fascynacja naszego niemowlaka jest czolowka. Toperz ubral jej na łepek i… wreszcie mozna pelzac po ciemnej chatce i nie zderzac sie ze scianami a swiatlo jest co chwile gdzie indziej- akurat tam gdzie zdecyduja sie spojrzec male oczka! Kazdy zwrot łepka konczy sie radosnym gugnieciem i podskoczeniem do gory. Swiatlo idzie za nim! Magia!! Juz chyba wiemy co kabak dostanie na pierwsze urodziny!


Rano pogoda nalezy do takich co to sie mowi ze “psa z domu nie wyrzucisz”. Chatkowy decyduje sie spedzic caly dzien przy piecu czytajac ksiazki. My ruszamy objazdowo w teren , wykorzystujac nasza sucha i ciepla zielona puszke.

cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6106
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-05-30, 00:17   

Jedziemy do Żernicy. W tej drugiej poki co jeszcze nie bylam. Iles lat temu stal szlaban i tablica z zakazem wstepu do calej doliny ze wzgledu na teren prywatny. Jako ze rowniez straszyli psami wolelismy sie wtedy wycofac. Teraz dolina nadal jest w prywatnych rekach ale wejsc/wjechac juz mozna. Czy delikwentowi ktos utarl nosa czy moze byly inne przyczyny jej ponownego otwarcia dla wszystkich?

Psami juz tez nie strasza. Tym razem moda jest na pszczoly i niedzwiedzie. Ciekawe ze dla siebie nawzajem nie sa zagrozeniem ;)



Skadinad pamietam z dziecinstwa wiele pasiek.. I nikt by wtedy nie wpadl aby kogos ostrzegac tablicami. Ciekawe czy niedlugo pojawia sie przy pastwiskach tablice "uwaga krowy, niebezpieczenstwo ubodzenia lub wdepniecia w placek", albo "uwaga gęs- moze udziobac"

Kaplica, cmentarzyk, popegieerowskie budynki i cerkiew wyremontowana przez obecnego wlasciciela doliny.







Przy cerkwi pomniczek w klimatach ekumenicznych


W Żerdence stoja dwa wypaly. Jeszcze nie dymia ale jakis ruch w interesie jest. Zawsze myslalam ze wypaly sa caloroczne a tu wychodzi ze zylam w bledzie



Potem zagladamy na Kołonice. Nisko snujace sie mgly, powykrecane drzewa, omszale konary, lawiny blota na sciezkach, schody do nikad ... Klimat jest..




i kropelkowy swiat na kazdym najmniejszym zdziebelku




Jest tez wypal- jeszcze nie dymiacy ale juz zamieszkany.



Wage maja fajna!


Zawijamy tez do Siekierezady gdzie jestesmy sami. Tylko my, ciemne wnetrza i wzrok diablow wszelakich z malowidel i rzezb. Wciagamy smaczne i calkiem niedrogie pierogi z kasza i soczewica. Kabak dokazuje po stolach dziwujac sie zastanej wokol rzeczywistosci.






Potem przychodza jeszcze na obiad pogranicznicy. Jakis miejscowy tez czegos szuka ale tego nie znajduje.


Imienniczka naszej kuchenki- tez mila i tez blaszana!


Miedzy Liszna a Roztokami jest kilka wyrebowych placow obfitujacych w stare ciezarowki zrywkowe, o kolach na lancuchach, orurowanych i okratowanych kabinach, czesto bez swiatel, szyb i takich tam burzujskich udogodnien i bajerow. Za to sa wyciagarki!






Urzekla mnie rura na sprezynce


Sympatyczne obozowisko wsrod blota po pachy :) Szkoda ze nie ma przewidywanych opcji wynajmowania takich baraczkow na nocleg! Dzis pusto na wszystkich wyrebach, nawet nie ma do kogo zagadac...




Nawet jest cebrzyk- kiedys na Ukrainie w takim zazywalismy kąpieli!


A skad tu kiosk ruchu sie zapałętal?


Gdy ja buszuje miedzy klimatycznym zelastwem, toperza dorwali pogranicznicy (ci co jedli w Siekierezadzie). Nie zeby sie o cos czepiac, sa mili. Dokumenty chca tylko sprawdzic a tak wogole to sie okazuje ze wszystko o nas wiedza- gdzie spimy, co robimy. Chyba nas sledza albo co? ;)

Asfalt w miare nowy ale widac ze idzie ku dobremu :)


Wiata pod przelecza nad Roztokami okazuje sie nieistniec. Chyba jakos niedawno ją rozebrali. Jakbysmy tu przyszli z calym majdanem na nocleg i zobaczyli to co zobaczylismy to oglednie mowiac bysmy byli lekko niezadowoleni.



Wracajac z Roztok spotykamy zajaca. Wypada z krzakow po prawej, dlugo biegnie szosa i skreca na lewo. Zatrzymuje sie na srodku łąki i czeka. Potem leci dalej.

Mgla i chmury zlewaja sie z aromatycznym dymem z kominow, szarosc eternitu z szaroscia nieba, drzew i wszytskiego innego


Na nocleg sie dzis zatrzymujemy w Jablonkach w PTSMie.


Czujniki dymu ktos zneutralizowal


Prawie wszystkie pokoje sa zajete. Nocuja glownie robotnicy i jakis koles podajacy sie za dziennikarza.

Jak Jabłonki to oczywiscie niegrzeszacy uroda kolega Swierczewski- acz na tym pomniku wyszedl wyjatkowo korzystnie.


I tablica przy nim. Opisane co i jak, w miare obiektywnie. Fajnie ze tu historia nie poszla do piachu w ramach politycznej poprawnosci.


cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8313
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-05-30, 00:48   

buba napisał/a:
Fajnie ze tu historia nie poszla do piachu w ramach politycznej poprawnosci.

ja właśnie żałuję, że nie zatrzymałem się w Jabłonkach gdy jechaliśmy tam stopem i nie cyknąłem zdjęć - bo przy następnej wizycie w Bieszczadach może już nie być czego, patrząc na postępy obecnej władzy w prostowaniu historii... ale widać, że jacyś genetyczni patrioci już się tam wykazali bohaterstwem, używając białej farby...
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2016-05-30, 00:49, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6106
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-05-30, 01:04   

Z dwojga zlego to juz wole jak pomaluja niz wogole maja rozebrac pomnik i zniszczyc. Acz tu malowacze nie wykazali sie zbytnim artyzmem- ci z Sofii byli lepsi!


zdjecie nie moje, znalezione na necie

A odnosnie "genetycznych patriotow"jak ty to nazywasz, wprowadzajacych modyfikacje do pomnikow to wole gdy nie ciapia sprajem a robia to w sposob taki jak niedawno z pomnikiem UPA, o ktorym bylo dosc glosno- gdzie zamowili profesjonalna tablice, ale ze zmienionym tekstem.. :lol
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2016-05-30, 01:05, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8313
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-05-30, 01:13   

W Dąbrowie Górniczej też kiedyś przemalowali pomnik - poskutkowało, bo stoi do dzisiaj, choć w swej mniej kolorowej formie ;)



Pomnik Świerczewskiego można by łatwo przerobić na bardziej odpowiedni do naszych czasów - doda się trochę włosów, wygładzi rysy i już będzie cacy - w końcu podobieństwo do osób, które planowało się upamiętnić, nie musi być rażące ;)
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2016-05-30, 01:16, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6106
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-05-30, 16:22   

Pudelek napisał/a:
W Dąbrowie Górniczej też kiedyś przemalowali pomnik - poskutkowało, bo stoi do dzisiaj, choć w swej mniej kolorowej formie


strasznie mi zal ze go tak nie zostawili- ten w Sofii tez umyli :( Tyle pracy na marne...

Pudelek napisał/a:

Pomnik Świerczewskiego można by łatwo przerobić na bardziej odpowiedni do naszych czasów - doda się trochę włosów, wygładzi rysy i już będzie cacy - w końcu podobieństwo do osób, które planowało się upamiętnić, nie musi być rażące


No nie musi- moze wystarczy zmienic podpis na pomniku? jakies podobienstwo i tak jest ;) Zamiast komplikowania sprawy z wlosami - moze lepiej ubrac czapke?;)

Ze zmianami pomnikow to mi sie najbardziej podobaly te historie z Ukrainy zachodniej z lat 90tch jak ucinano glowy Leninom i doklejano Szewczenkowe. Z oszczednosci i wygody. Tylko sie zrobil dym jak sie okazalo ze ktorys Szewczenko trzyma w rece bardzo niepolityczna ksiazke, nie wiem czy dziela Marksa czy co tam Lenin mial w zwyczaju czytac :D
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2016-05-30, 16:24, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8313
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-05-30, 17:31   

Marka to Szewczenko teoretycznie mógł już czytać, więc od biedy szło by to przyklepać ;)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6106
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-05-31, 13:54   

Pogoda sie poprawia, nawet nie leje. Jedziemy w strone wyzszych partii Bieszczadow co chyba nie jest obecnie zbyt dobrym pomyslem. A w sezonie to juz napewno w szczegolnosci.. Miedzy Cisna a Wetlina jedzie sie lasem bilbordow. Reklamuja one karczmy, oberże, chlopskie i łemkowskie jadla, dzikie sadyby, zapomniane zaulki, prawdziwe odludzia. Maja chyba jakies totalne rozdwojenie jazni, bo z jednej strony podkreslaja przasnosc i swojskosc swoich uslug, a z drugiej komfort, elegancje i nowoczesny styl. Mozna wiec jesc i spac do woli, szkoda tylko ze spod tych reklam malo widac gory..

Dzis suniemy na Jaworzec co wiaze sie z koniecznoscia zapakowania calego majdanu w plecaki i inne uchwyty okoloplecakowe.



Potok po drodze z Kalnicy


Po drodze tez nietypowe retorty- z aureola! czy to moze BHP zeby smolarz nie spadl jak wlazi na daszek? ;)



W schronisku poczatkowo kwaterujemy sie na pietrze ale popoludniem zajezdza gigant rajd, zwany Rajdem Bacow, wiec przenosimy sie do piwnicy, do klimatycznego pokoiku rezerwowego, gdzie lozka sa wykonane z krzywych skrzypiacych lesnych galezi i sznurka. Lozka sa pietrowe i toperz wyraza watpliwosc co do utrzymania przez gorne pietro czegos o jego masie. Spimy wiec na dole :) Wygodnie i sympatycznie. Zmienilam zdanie- pordzewiale wojskowe lozka pietrowe nie sa juz moimi faworytami w kategorii schroniskowych mebli!!!




W poszczegolnych pomieszczeniach mozemy znalezc rozne odezwy do uzytkownikow




Bylam w krzakach za Kalnica, makow nie znalazlam ale w chaszczu lezal inny ciekawy eksponat


Znajduje tez w schronisku oferte swietnego noclegu... Kilka dni pozniej tam uderzamy...ale okazuje sie ze juz nieaktualna.. Szkoda ze fajne rzeczy znikaja tak szybko..


Maja tu pyszne grzane piwo z koglem moglem. Nigdy takiego wczesniej nie pilam! Po kilku deszczowych dniach wyjatkowo cieszy mozliwosc posiedzenia na dworze i powygrzewania sie w sloncu!



Idziemy tez obejrzec miejsce dawnej wsi. Teren zostal zmieniony w jakis niedorobiony skansen. Tabliczek informacyjno-kierunkowych jest wiecej niz atrakcji i ciezko nawet zrobic zdjecie aby ktoras nie upstrzyla krajobrazu. Postawili tez jakies niby fragmenty dawnej chalupy. Widac ze to jest wszystko nowe... Nie wiem czy ma to miec wymiar nowoczesnej sztuki artystycznej czy ma byc raczej pokazaniem palcem dla osob ktore nie sa zdolne aby wyobrazic sobie cokolwiek samemu. Calosci dopelnia wykoszona trawka i kosze na smieci. W sumie- mogli makiete tej wsi walnac w jakims duzym miescie albo na parkingu przy autostradzie- dojazd bylby latwiejszy a i po hamburgera blizej.





Brakuje troche zakopanych w ziemi plastikowych szkieletow i glosnika na drzewie zapodajacego piesni łemkowskie.

Coraz trudniej znalezc miejsca ktore wymagaja jakiejkolwiek samodzielnosci, wlasnego pomyslu. Tego zeby sobie siasc, zastanowic nad tym co sie lubi, co nas interesuje i zaplanowac trase. Poszukac dostepnych informacji a potem poszukac czegos w terenie. I miec ten nikly cien szansy ze sie nie znajdzie, ze moze bedzie trzeba wrocic i poszukac jeszcze raz a przy okazji , przypadkiem, znajdzie sie nieraz cos innego.. Zaklada sie koniecznosc braku spontanicznosci i niepewnosci. Teraz musi byc od poczatku do konca prowadzenie za rączke, wszystko musi byc podane na talerzu. Ba! Nawet nie podane na żądanie- ten talerz musi byc wywalony ci na leb czy tego chcesz czy nie…

Pare zdjec gdzie udalo mi sie wykadrowac paskudztwa.



Obecna w schronisku ekipa rajdowa przedstawia klimaty bardzo zroznicowane. Czesc fajnie gra, spiewa i porownuje aromat chorwackiej rakiji i bimberku sasiada. “Wygrzane kartoflisko zachodnich stokow Kaszub” wygrywa w ocenie sedziow 5:3. Inni wola spedzac pol wieczoru pod prysznicem oraz zawziecie dyskutowac o wyzszosci golenia jajec czy niemoznosci mycia wlosow mydlem. Niektorzy wspominaja bieszczadzkie rajdy z lat 80 tych, gdy z braku chleba w sklepie kupili worek mąki i szli z nim przez gory, piekac podplomyki na ognisku. Inni maja problem dojechac na Jaworzec bez dokladnych namiarow GPS. Czesc ekipy jezdzi na wycieczki czesto a ich wspomniania i porady beda dla mnie inspiracja do kilku nastepnych wypadow. Inni robia wrazenie zerwanych z lancucha dzieci na koloniach , ktore wreszcie moga sie napic piwa bo mama nie patrzy. I to nie jest tak ,ze opisuje tutaj dwie grupy ludzi. Te cechy przeplataja sie ze soba, w roznych, najbardziej nieprzewidzianych i zaskakujacych kombinacjach!

Impreza i spiewy trwaja prawie do rana. Kwiki i flirty w lazienkach rowniez.

Rano zjadamy sobie jajecznice z pol jajka. Jest to jedna z lepszych (w smaku) jajecznic serwowanych przez schroniska.. ale ilosc???? Kabak zjada dwa razy obfitsze sniadania!

Dzis w planach wejscie na polonine. Dawno nie bylam. Kabak nawet nigdy. Glupio tak miec skonczone 8 miesiecy i nie widziec jeszcze zadnej poloniny! Ciekawe czy na gorze bedzie bardzo zle, czy tylko zle..? Rzeczywistosc zaskakuje nas jednak bardzo pozytywnie!

cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group