Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Sądeckie Marcowanie

Autor Wiadomość
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8309
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-03-08, 22:49   Sądeckie Marcowanie

Przyszła pora na Beskid Sądecki. Dawno tam nie byłem. Półtora roku temu z krótką wizytą pod Bereśnikiem, który niech zasłoni mgła zapomnienia. A w tej części położonej na wschód od Popradu jesienią 2008 roku... tutaj najlepiej wychodzi jak szybko czas mija, bo wydawało mi się, jakby to było wczoraj!

Autobusem z Krakowa jedziemy w kierunku gór. Czas umilam sobie podglądaniem tabletu kobiety siedzącej rząd wcześniej - a tam różne sensacyjne filmiki typu "Wielkie pakowanie walizki 2,5 latki - stylizacje"...

Na przystanku w Rytrze opieprzam jakąś babkę, która tarasuje przejście. W sumie to tarasował jej mąż, ale ona stawiała stopy tam gdzie moje. Ma za swoje!

W końcu wychodzimy.

Rytro. Niezbyt interesująca wioska nad rzeką.


Z paskudnym współczesnym kościołem oraz urzędem gminny przypominającym sklep osiedlowy.


Szukamy jakiegoś lokalu do konsumpcji - jedynym okazał się zajazd PTTK, który zresztą polecała nam Basia. Działa w jednym budynku razem z krematorium.


Jedzenie znośne, ceny akceptowalne, koncerniak rozwodniony. Norma.

Robimy jeszcze szybkie zakupy, a ja z żalem spoglądam na miejsce gdzie kiedyś stał Zajazd Ryterski. Klimat jak z PRL-u, smaczne żarcie i tanio. Stołowałem się tam w 2007 roku. Dziś w jego miejscu budują coś "tyrolskiego".


Za Popradem (to już administracyjnie Sucha Struga) zaczyna się ostre podejście, początkowo po asfalcie. Na rozstaju zrzucam plecak i na lekko idę w kierunku ruin zamku. Po drodze słaby widok na przysiółek Majchry.


Na zamku nie byłem wcześniej i widzę, że niewiele straciłem. W skutek ciągłych konserwacji wygląda obecnie jakby większa jego część była wykończona niedawno. Pewnie obudowali starsze mury, ale wali kiczem, przynajmniej dla mnie.




Po powrocie do Neski i plecaków uderzamy w las. Ściana płaczu - tak wszędzie straszą. Fakt, pamiętam, że podejście było ostre, ale nie płakaliśmy ;) .


W przysiółku Za Halą wita nas czarny, zły pies. Nawet urok Neski nie robi na nim wrażenia.


Na polanie Kretówki robimy postój piwkowy. Widoki umiarkowane, delikatnie mówiąc. Robi się zimno, zwłaszcza, że jesteśmy spoceni.


Na szczęście najgorsze podejście już za nami :) . Został kilkudziesięcio minutowy odcinek z krótkimi fragmentami śniegu. Około 17.30 z mroku wyłania się chata Cyrla.


Pierwszy i ostatni raz byłem tutaj podczas tego samego wypadu, gdy stołowałem się w Zajeździe w Rytrze. Wspomnienia nie są zbyt przyjemne, bo początkowo nie chciano nam udzielić noclegu, proponując powrót do miejscowości albo nocleg w szopie przy minusowej temperaturze. W końcu się zlitowali, lecz niesmak pozostał. Ciekawe jestem co będzie teraz, bo na forach pełno zachwytów nad tą miejscówką.


W środku pusto. Co prawda przy schodach stoją jakieś cudze buty, ale to chyba podpucha ;) . Wita nas facet z napisem "gówno prawda" i symbolem Gazety Wyborczej - to tak na zachętę dla prawdziwych Polaków :) . I od razu zgrzyt - rezerwowany był pokój bez łazienki - pani z telefonu dokładnie to potwierdziła. A teraz wmawiają, że takie pokoje są tylko z łazienką, oczywiście droższe! Hmm - cenniki w schronisku i na stronie www mówią co innego... Więc albo pani przyjmująca rezerwację nie wie jakie ma u siebie pokoje i wszystkie możliwie cenniki są błędne, albo... dokończcie sobie sami :zly .

W jadalni ciepło, lecz zero klimatu. Jak w restauracji jakiejś.


Obsługa uprzejma, ale na dystans (od razu poznałem faceta, który nas kiedyś nie chciał przenocować :P ). Na plus - baaardzo smaczne jedzenie! Ceny raczej wysokie, lecz na tle innych schronisk to nie rekordowe. Napitki z kolei najniższe na tym weekendzie.

Są i koty.



Oraz dwa psy. Ten starszy śpi na podłodze w starej części schroniska, gdzie i my kiedyś spaliśmy - dokładnie na tych samych kafelkach.


Nie rozumiem skąd fascynacja Cyrlą - według mnie klimat tutaj jak w pensjonacie, a nie w schronisku górskim. Dobre jedzenie i czystość to nie wszystko...

W sobotę mieliśmy nadzieję na poprawę pogody - prognozy mówiły o 7 godzinach słońca. Dupa! Fakt, jest trochę jaśniej niż wczoraj, lecz czystego nie ma za grosz, w dodatku zerwał się bardzo silny wiatr.

Cyrla w roku 2007 (zdjęcie z Wikipedii, ale mojego autorstwa):


Cyrla w roku 2016 (zdjęcie z komputera, ale mojego autorstwa):


Stara część jest nadal dobrze widoczna, reszta... hmmm, można pominąć.

Na szlaku wieje coraz mocniej. Masakra, widać świeżo połamane drzewa. Nie podnosi to na duchu. Gdy dochodzimy do grani i połączenia ze szlakiem niebieskim pojawia się trochę śniegu.


Dalsza wędrówka byłaby bardzo fajna, gdyby była słoneczna wiosna albo ogólnie inna pogoda. A tak z widoków nici, usiąść nie ma jak, gdyż łeb urywa, najcieplej też nie jest.



Czasem widać słabo Radziejową, którą początkowo wzięliśmy za... Babią Górę :D .


Niektóre odcinki dają namiastkę zimy stulecia.





Jest nawet bałwan Adolf - hajlować już umie, do polityki się nadaje ;) .


Poza jednym dość krótkim postojem za Halą Pisaną, gdzie schroniliśmy się za drzewem, to cały czas mozolnie do przodu.



Po niecałych trzech godzinach osiągamy Halę Łabowską. Co tu jestem, to schronisko wygląda bardziej nowo. Pieniądze unijne, o czym świadczy szpetna tablica (świadczy też o braku znajomości geografii przez urzędników).



W jadalni Łabowskiej zimno jak zawsze i atmosfera sterylna. Siedzi trochę turystów, gdyż do tej pory spotkaliśmy ledwie kilku.


Przy okazji okazuje się, iż w prognozie pogody zmienili siedem godzin na dwie. Pewnie już są za nami.

Druga część dzisiejszej trasy jest mniej widokowa i bardziej monotonna (kiedyś poważnie uszkodziłem tam sobie kolano, próbując zaatakować Ecowarriora ;) ).

Gdzieś daleko czasem przebija słońce.




Zatrzymujemy się na coś mocniejszego przy wiacie, jedynej znanej mi w Beskidzie Sądeckim. Nadal solidna, lecz dookoła pełno śmieci. Co z tego, że ustawiono śmietnik, skoro Lasy Państwowe dawno go nie opróżniały?


W końcu widzimy węzeł szlaków pod Runkiem. To musi być bardzo niewymiarowy szczyt, bo PTTK sama gubi się w jego wysokości.



Ostatni krótki odcinek to zejście do bacówki nad Wierchomlą, przy której jesteśmy przed 18-tą. Na ciemnym niebie lekkie, czerwone paski.



W bacówce pusto. Ale nie na długo. Pani z okienka informuje nas, że jako nocujący mamy prawo do zniżek na piwo i jedzenie :) . To fajny zwyczaj jeszcze z czasów Artura, legendarnego dzierżawcy sprzed dekady. To na jego pożegnaniu byłem tutaj ostatni raz. Eh, były czasy...

Czekając na tłum Neska dręczy kota :D


Za oknem widać sznur latarek - nadciąga SKPB Kraków z kursantami. Spora grupa, mało integrowalna z obcymi. No cóż, trzeba radzić sobie bez nich ;)


Kursanci mają jakiś test, ale to dopiero czwarty miesiąc, więc ich wiedza była jeszcze niezbyt imponująca. Mam nadzieję, że to nadrobią, bo nie chciałbym być prowadzony przez przewodnika, który myli Krościenko z Krosnem :D .

W niedzielę rano pogoda jest ciut łaskawsza - nawet widać trochę niebieskiego. I nawet panorama lepsza.


Niedługo, bo szybko się zaciąga, jednocześnie widać dalej. Na szczęście Taterek niet.


Kilka słów o bacówce: niestety, dopadła ją zmora wielu schronisk, a mianowicie dobudowanie zadaszonej werandy. Zniekształciło to jej sylwetkę, dawnego spichlerza ze Złockiego.


Wolałem starszą wersję.


Ogólnie to pozostał w bacówce częściowy klimat sprzed lat, szkoda tylko, że po podłączeniu do prądu nie ma już wieczorów przy świecach...

Nie tylko my uważnie wyglądamy przez okno ;)


Zdjęcie z faną i pożegnanie czerwonych spodni :( Przeżyły swoje, zwłaszcza, że zdobyłem je na kimś innym ;)


W czasie śniadania w schronisku zjawia się sporo osób w strojach dowolnych, łącznie z wysokimi obcasami i fikuśnymi sweterkami. Zapewne wjechali z dołu wyciągiem i przeszli kawałek do nas, pocąc się niemiłosiernie.

A my schodzimy czarnym szlakiem - na przemian śliskim i oblodzonym. Mija nas jakiś szalony wbiegacz.


Po niecałej godzinie dochodzimy do potoku Wierchomlanka.


Wkrótce potem pojawiają się zabudowania, głównie osady turystycznej przy kompleksie narciarskim w Wierchomli Małej. Mijamy grupki narciarzy i nadmiernie przyjaznego psa. Daremnie szukamy jakiegoś sklepu, nic nie ma. Planowaliśmy jeszcze przejść się do Wierchomli Wielkiej i zobaczyć dawną cerkiew, ale skoro na przystanku stoi busik to wsiadamy do niego, tym bardziej, że od jakiegoś czasu lekko siąpi.

Powrót w Sądecki uważam za udany, choć pogoda mogłaby być zdecydowanie lepsza!

G:
https://picasaweb.google....COzdkvaci6HkTg#
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2016-03-08, 23:02, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
nes_ska 


Wiek: 35
Dołączyła: 09 Paź 2013
Posty: 2931
Skąd: Brzesko
Wysłany: 2016-03-09, 18:33   

Neski punkt siedzenia

Czas akcji: trzy dni i dwie noce, od piątkowego popołudnia do niedzielnego przedpołudnia

Miejsce akcji: Beskid Sądecki, Pasmo Jaworzyny od Rytra do Wierchomli Małej

Bohaterowie: Neska, Pudelek, cztery koty, dwa psy, pracownicy schronisk, kursanci SKPG Kraków, wiatr



Plan wydarzeń:

1. Dotarcie do Rytra i obiad w zajeździe
(Tutaj wychodząc do łazienki, do której przechodzi się przez podwórze, gubię się wracając i nie mogę znaleźć odpowiednich drzwi. Próbuję wtargnąć z powrotem do części restauracyjnej przez drzwi, które od wewnątrz są zastawione szafą. Ostatecznie to się nie udaje, a ja odnajduję właściwe wejście.
2. Wyjście na Cyrlę
Do tej pory tylko schodziłam czerwonym szlakiem, więc myślałam, że faktycznie podejście jest wyrypowe, ale okazuje się, że nie jest źle, bywało gorzej, więc uskuteczniam tylko standardowe marudzenie. Nic więcej... Pogoda rozkoszna, więc zdjęć robię jak na lekarstwo.

3. Kot pierwszy - obiad - kot drugi
Kot pierwszy nie ucieka - jest dobrze. Kot pierwszy siada na kolanach. Pewnie wyczuł obiadokolację. Najprawdopodobniej nie jest ona z kota, ale nie mam takiej pewności. Zamawiamy "pierogową michę pijanego zbója" i "kiełbasę łabowską". Nawet jeśli z kota, to zbyt dobrze przemielona, aby to wyczuć. Jesteśmy niegodni michy, jako że jesteśmy zbyt trzeźwi, ale nie przejmujemy się tym. Pojawia się drugi kot. Większy. Ciekawe, jaki jest trzeci
4.Gody borsucze
Borsukom zaczął się okres godowy. Słychać to. Podobno. Ja niezbyt słyszę, ale słyszą pracownicy schroniska. Słyszy Pudelek. Psy się denerwują. Koty czują się w schronisku zbyt bezpiecznie, żeby ryzykować spotkaniem z rozjuszonym po śnie zimowym, potrzebującym samicy borsukiem.
5. Noc
Kończy się szybko, jak dla śpiochów. Ale nic. Piękna pogoda (miała być...). Czuję się trochę oszukana. Progności, dlaczego?!?!
6. Droga do Hali Łabowskiej
Pogoda naprawdę "dopisuje". Już od samego początku dołączył do nas bohater dnia - Wiatr. Ma wyraźny zatarg z Dobrą Widocznością, bo ta za skurczybyka nie chce dołączyć do wycieczki. Idzieeemy, widoki średnie, na Jaworzynie licho, na Pisanej licho, nawet bałwan ma kwaśną minę (tak! To jest smutna mina na potrzeby Neski)



7. Postój na Hali Łabowskiej
Wcześniej nie było zbyt dużych chęci zatrzymywania się, gdyż Wiatr urywał łeb. George wie o tym najlepiej, bo osłaniał mi głowę przed Wiatrem. Robimy przerwę dopiero na Hali Łabowskiej. Znowu jem. Schroniska po drodze mogą nie być zbyt dobrym pomysłem. Więcej jem, niż chodzę :dev

8.Droga do Bacówki nad Wierchomlą
Ha! Udało się nie przekręcić! Jako że większość bacówek jest "pod", to bardzo często piszę o bacówce pod Wierchomlą. Ciekawe gdzie taka bacówka by się znajdowała. Idziemy. Cudów nie ma. Chmury są. Słońce walczy. Nie ma siły przebicia.


9.Wieczór w Bacówce, "Hala Mizianiowa" z kotami, przygnębiająca muzyka i SKPG
W schronisku na początku pusto. Tylko kot. Kot nie jest zbyt szczęśliwy, kiedy się do niego przytulam, ale tylko na początku. Później trafia na halę mizianiową i jest zagłaskiwany. Ostatecznie zostaje udobruchany. Pewnie bardziej by się cieszył, gdyby dostał mięsa, ale tym razem jem naleśniki "z owocami", czyli z dżemem :P Muzyka jest taka, że uszy odpadają, ale weseli SKPG-owcy w związku z testem wyciszają ją. Później uruchamiają gitarę, więc jest lepiej niż przy wyjcach głośnikowych.
10.Straconka skarpet
Niby taki przyjazny, pogada, pogada, wspomni o trasie w Beskid Niski z Krościenka, a później giną mi kolejne skarpety! Nocujemy w pokoju z kursantem, którego podejrzewam o ten niecny uczynek! :-o
11.Ostatnie poranne promienie słońca
Podobno nie jest dobrym pomysłem wylatywanie na błoto w pantoflach bez podeszwy. Podobno wtedy błoto i woda wpijają się w pantofelki jak w skarpetę. Ale to nic! Trzeba wykorzystać pięć minut, które dostało słońce, więc wybiegam na zewnątrz w piżamie (tym razem w stosownej :P ), aby popatrzeć, jak jest!


12.Śniadanie i kot czwarty-ostatni
Na mojej sądeckiej drodze staje ostatni, czwarty kot. Też przyjemny. I też mnie jako tako toleruje. Nie dławi się na mój widok jak kot na Czantorii. Zamawiamy śniadanie. Trzeba się spieszyć, bo można je zamówić tylko do 11. Pierwszy raz się spotykam w schronisku z tym, że nie mogłam zamówić tostów popołudniu! :P Ciekawe czy czas obiadów też jest limitowany od-do.
13.Pierwsi poranni turyści
Pojawiają się poranni turyści, wyciągowi, piesi. I pan, który siedzi na zewnątrz, wyglądając na zadumanego. Tak naprawdę pije piwo i odpala faję ;>

14.Pochmurne zejście w dół
Do zejścia - gotowi - start! Pojawiają się chmury. I panie na obcasach. I delikatny daszczyk. A my schodzimy na dół i kończymy wycieczkę. Wiatr też powoli kończy, bo już nie jest aż tak wyczuwalny.





Moje ciemne zdjęcia
_________________
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Ostatnio zmieniony przez nes_ska 2016-03-09, 18:34, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10854
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2016-03-09, 21:19   

Powiem Ci, że mroczne te krajobrazy ale...mają urok :-)
A koty to chyba Twój żywioł- albo Cię prześladują :)
 
 
Malgo Klapković 


Wiek: 37
Dołączyła: 06 Lip 2013
Posty: 2477
Wysłany: 2016-03-11, 16:01   

A ja napiszę, że spoko relacja, miło powrócić wspomnieniami w tamte okolice :) Pan z Cyrli chyba bardzo lubi swoją koszulkę, ale akurat ten był całkiem sympatyczny i pomocny :)
 
 
sokół


Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 12257
Skąd: Bytom
Wysłany: 2016-03-11, 16:06   

Mnie tez się podobała relacja, mimo mroku bijącego ze zdjęć. A najbardziej powalił mnie pies oblepiony kupą. Szkoda, że zbliżenia nie zrobiłeś.
Profil Facebook
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8309
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-03-11, 16:24   

pies oblepiony był od tyłu - musiałbym go najpierw podnieść ;)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
nes_ska 


Wiek: 35
Dołączyła: 09 Paź 2013
Posty: 2931
Skąd: Brzesko
Wysłany: 2016-03-11, 16:52   

Z tego co pamiętam, to lewa tylna nóżka, skoro już jesteśmy aż tak drobiazgowi ;pp

Piotrek napisał/a:
A koty to chyba Twój żywioł- albo Cię prześladują :)


Że mnie? Przecież sama mam osiem sztuk w domu, a jeszcze dokarmiam przynajmniej 4 na podwórku ;p
_________________
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8309
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2016-03-11, 17:41   

Neska je tuczy, aby potem podawać gościom mięso niewiadomego pochodzenia :lol
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10854
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2016-03-11, 21:26   

Zawsze uważałem, że lepiej mieć kota w doku niż...w głowie :)
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2016-03-11, 23:01   

Piotrek napisał/a:
Zawsze uważałem, że lepiej mieć kota w doku niż...w głowie :)


Pudelek napisał/a:
Neska je tuczy, aby potem podawać gościom mięso niewiadomego pochodzenia :lol


a lepiej w glowie czy na talerzu? :P
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2016-03-11, 23:02, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10854
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2016-03-12, 12:18   

To już lepiej w głowie.
Choć Chińczycy pewnie woleli by na talerzu :D
 
 
maurycy 


Dołączył: 17 Lis 2013
Posty: 901
Skąd: Bielsko okolice
Wysłany: 2016-03-13, 12:35   

widzę, że na razie pustki na szlakach (czyt.w schroniskach) Kursu nie liczę, skoro okazał się nieintegracyjny :-o
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group