Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Beskid Niski sercu bliski

Autor Wiadomość
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2017-07-25, 18:24   Beskid Niski sercu bliski

Rok temu po raz pierwszy odkryłem z plecakiem uroki Beskidu Niskiego. Nadszedł lipiec 2017 i postanowiłem zawitać tam po raz kolejny, ale tym razem skupić się głównie na jego wschodniej części.

W upalne wtorkowe popołudnie spóźniony autobus przyjeżdża do Iwonicza-Zdroju, jednego z najstarszych polskich uzdrowisk. Zabytkową zabudowę widać wszędzie, choć często jest czymś zakryta.


Podchodzę do nieodległego drewnianego kościoła św. Iwona (lepiej by brzmiało św. Iwony, a nie tak dżenderowsko) z 1895 roku. Ładna świątynia ginie w cieniu współczesnej, bezpłciowej.



Zarzuciwszy z Neską plecaki ruszamy głównym deptakiem. Budynek z wieżą to "Bazar", po jego sąsiedzku restauracja "Zdrojowa", która jednak nas nie zachęciła.



Pijalnia wód z okresu międzywojennego - w środku całkiem ładne wnętrza.



W parku najważniejszy gmach to "Stary Pałac". A nawet najstarszy w miejscowości, bo z 1840 roku.


Wszystko to w miarę zadbane, ale w porównaniu choćby z morawskimi Luhačovicami, w których byłem miesiąc wcześniej, to sporo tu typowej polskiej pstrokacizny reklamowej. Remont głównej drogi w szczycie sezonu turystycznego też nie jest najlepszym pomysłem.

Ostatnim z zabytkowych obiektów jest pensjonat "Biały Orzeł", wybudowany w 1912 roku w stylu szwajcarskim.


Potem robi się znacznie mniej tłoczno. Mijamy zdewastowany i nieczynny basen (bardzo by się tu przydał) oraz muszlę kloz... koncertową. A za nią pozostałości po kompleksie skoczni narciarskich. Choć w niektórych opracowaniach jest mowa, iż zostały one częściowo wyremontowane, to obecnie korzystać z nich mógłby chyba tylko samobójca. Jedynie blaszana budka sędziowska jako tako stoi.


Trafiamy na węzeł szlaków. Iwonicz, wraz z sąsiednim Rymanowem, postawił ostatnio na turystykę aktywną i okolica pełna jest ścieżek oraz tras wyznakowanych przez gminy. Zielony szlak po krótkim odcinku w lesie wyprowadza nas na rozległe polany.


Stopniowo ciśniemy do góry mijając się ze schodzącymi spacerowiczami. Kiedyś w tym miejscu znajdowała się łemkowska wieś Wólka, którą po wojnie wywieziono w całości do Ukraińskiej SRR.


Naszym pierwszym celem jest grzbiet Przymiarki, z którego rozciąga się panorama okolicy. Ponieważ blisko niego można dojechać samochodem, to trudno się dziwić, iż rzadko bywa pusty.


Szczyt z krzyżem błędnie opisano jako Patryja, która w rzeczywistości jest dalej na wschód.

Najbardziej podoba mi się widok na południe - dolina Taboru, w której leży m.in. Królik Polski, nad nią Dział, a w środku odległy o 16 kilometrów Kamień, przez który biegnie granica ze Słowacją i znajduje się kilka cmentarzy wojennych.


W kierunku północno-zachodnim błyszczą się blokowiska Krosna na tle Pogórza Dynowskiego z kopulastą Królewską Górą (24 km).



Znacznie bliżej jest Cergowa, nad którą krążą podejrzanie ciemne chmurzyska.


Robimy sobie postój we pobliskiej wiacie. Na nocleg raczej się nie nadaje, na podziwianie okolicy owszem.


Kawałek dalej szlak schodzi z głównego grzbietu. Ktoś w tym miejscu buduje sobie chałupę - dach niezbyt tutaj pasuje, ale reszta nawiązuje stylem do dawnego budownictwa.


Przymiarki mają przyciągać ludzi widokiem na Tatry. Dziś na szczęście nie było dane nam ujrzeć ich niewielkiego skrawku (bo tylko taki czasem wystaje zza Beskidów), ale nie można o tym zapomnieć bo co chwilę mijamy takie o to durne tabliczki! :D


Czy zobaczymy Tatry? Nie. Czy zobaczymy Tatry?? Nie! Czy zobaczymy Tatryyy? Nieeee!

I tak przez całą drogę w dół, do doliny.


Tam będziemy szli za jakiś czas...


Schodzimy do drugiego uzdrowiska - Rymanowa-Zdroju. Jest znacznie młodsze od Iwonicza, ale ciężko mi je porównać, bo zahaczyliśmy tylko o jego niewielką, południową część. Ale nawet tu można skosztować zdrowego napitku w Przepompowni Wód Mineralnych.


No cóż, smakowało paskudnie ;) .

Na pierwszym zakręcie obijamy w prawo, gdzie poprowadzi nas Główny Szlak Beskidzki. Za pomnikiem Tysiąclecia Państwa Polskiego znajduje się tajemniczy ośrodek: "Podk Rpackie Ce Rum Rehabili Acji Kardiologic Nej "Polonia"". Ciekawe w jakim to języku?


Obok niego wyburzany budynek sąsiaduje z sanatorium.


Jakaś pani widząc nas z plecakami woła głośno pytania czy chcemy spać w lesie i czy nie boimy się niedźwiedzia? Phi, to niedźwiedź powinien bać się nas!

Po pewnym czasie dochodzimy do resztek cmentarza grekokatolickiego. W przeszłości był to teren wsi Wołtuszowa (Волтушова). W 1945 roku Łemków, podobnie jak w przypadku Wólki, wywieziono na Ukrainę, w rejon Tarnopola. Rok później zabudowania spaliła UPA, aby uniemożliwić polskie osadnictwo.


Cerkiew rozebrano dopiero w 1953 roku. Pozostało z niej kilka kamieni oraz chrzcielnica, położona obok krzyża. Cerkwisko jest dzisiaj zwykłą leśną polanką.


Przed nami znowu widokowe łąki, tym razem bezludne (widzimy jedynie kilka osób schodzących gdzieś na przełaj) oraz w promieniach coraz bardziej zmęczonego słońca.




W górnej części postawiono ławeczkę, z której obserwujmy spektakl kończący dzień.




Neska strzela tyle zdjęć, że opuszczenie łąki zajmuje nam baaardzo dużo czasu ;) . Przed nami jeszcze tylko przejście przez las i do doliny z drugiej strony; tempo nam siada, gdyż między drzewami jest sporo błota.


Końcówka szlaku to już w ogóle masakra, bowiem jest on tak zarośnięty, iż nie można nim przejść! Naprawdę - bez maczety ani rusz! Musimy się cofnąć do drogi wyjeżdżonej przez ciężki sprzęt i dopiero nią dochodzimy do asfaltówki, skąd już tylko kilka minut do bazy namiotowej w Wisłoczku.

Na bazie kilkanaście osób, choć z racji dużej przestrzeni wydaje się, iż jest pusto. Po wieczornej ablucji siadamy przy ognisku, gawędząc z bazowym i jego rodziną oraz ich znajomymi.


Środa wita nas upałem, w namiotach nie można zbyt długo wysiedzieć.


Na standardowe wyposażenie bazy składa się wiata z piecem...


...i dwubiegunowy wychodek.


Mniej standardowa jest prawdziwa... sauna!


Po skorzystaniu należy wskoczyć do przepływającego obok potoku - też Wisłoczka. Akurat na tej bazie nie ma prysznica, do mycia służy kilkumetrowy wodospad :D .


Ponieważ ja do sauny nie wlazłem, więc woda była bardzo rześka ;) .


Po śniadaniu wracamy na szlak. Wisłoczek (Віслочок) był wsią zamieszkałą przez ponad siedemset osób. W kwietniu 1946 roku miejscowość otoczyło polskie wojsko i załadowało całą ludność na wozy. Zabudowania spalono. Założony PGR okazał się nietrwały. Dziś mogę napisać, iż zaludniają go rodacy - pod koniec lat 60. sprowadzili się tutaj zielonoświątkowcy ze Śląska Cieszyńskiego. Ale to w górnej części osady, w okolicach bazy został tylko las i asfaltowa droga.


Ponieważ łażenie szosą jest dość monotonne postanawiam spróbować złapać stopa. Zatrzymuje się już pierwszy wóz na brytyjskich blachach i podwozi do skrzyżowania. Potem skręcają w odwrotnym kierunku niż my idziemy, ale zawsze to półtora kilometra do przodu.

Kąpaliśmy się w Wisłoczku, pora na Wisłok. Na razie widzimy go z mostu.


Przed nami kolejna wioska - Puławy (Пулави). Po Łemkach w Puławach Górnych pozostał cmentarz, nadal używany. Podobnie jak w Wisłoczku w okresie PRL-u wyludniony teren stał się schronieniem dla zielonoświątkowców, prześladowanych w czechosłowackim Zaolziu. Można powiedzieć, że jesteśmy w ich polskim centrum, bo na sześć zborów dwa znajdują się właśnie tutaj. Prowadzą też ponoć bar, ale bez alkoholu, jak ostrzeżono nas w bazie :P .

Na zakręcie w Puławach Dolnych żegnamy Główny Szlak Beskidzki. Jedna z par z namiotu ruszała dziś nim dalej, aż do Komańczy - to jakieś 12 godzin wędrówki, a zbierali się dość późno, więc ciekawe gdzie dotarli...

Cywilizacja pojawiła się i tu - widzimy Punkt Pielęgniarski Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Krośnie.


Mija nas sporo aut kierujących się w kierunku dziczy. Po co? Okazuje się, że pasażerowie korzystają z chłodu Wisłoka - schodzą do rzeki w wybranych miejscach, inni opalają się w legalnym miejscu do biwakowania.


Tym razem nikt już nas nie chciał podwieźć, a z nieba leje się żar...

Asfalt dawno się skończył, mijamy otwartą bramkę z zakazem wjazdu (umieszczonym po lewej stronie, więc mogą z nim naskoczyć...).


Podchodzimy pod górę, a z drugiej strony okazuje się, że poszliśmy za daleko; gdzieś w tym miejscu miał być bród, jednak właśnie przed górką. Musimy się cofnąć.

Przejście przez Wisłok faktycznie jest, kilka rodzin tutaj wypoczywa.


Inez ma sandały, więc ciśnie szybko do przodu, ja klnę ocierając stopy o kamienie. Po wyjściu na drugi brzeg okazuje się, że znów musimy pewien odcinek pokonać wodą. Kur...a.


Na plaży robimy popas. Ładna okolica, a ściany na pewno zainteresowałyby geologów.



Trzeci bród jest kilkaset metrów dalej na krańcach nieistniejącej wsi Wernejówka (Вернеївка).


Z bliskiej odległości dochodzi muzyka - ktoś wjechał sobie terenówką na kamienną wysepkę i urządził ognisko. Podejrzewam, że do sklepu też wjeżdża wozem, bo po co nogi?

Rzeka się od nas oddala, podobnie jak las. Wędrujemy błotnistą drogą wzdłuż łąk pełnych kwiatów.


Na mapie zaznaczone są kolejne cieki wodne, które mieliśmy przekraczać, lecz te można było przebyć bez zdejmowania butów.

Okaleczona kapliczka (krzyż?) to samotna pamiątka po dawnych mieszkańcach.


Spotykamy kilkunastoosobową grupę turystów idących z naprzeciwka - jedynych tego dnia. Wkrótce potem dochodzimy do rozwidlenia, gdzie kiedyś stykały się granice wsi Surowica (Суровиця) i Polan Surowicznych (Поляни Суровичні). To druga była ludną wsią z ponad tysiącem mieszkańców, niemal wyłącznie Łemków.


Miałem napisać, że od 1946 roku słychać tu tylko wiatr, ale bym skłamał - dziś zagłuszają go hałasy pił i ciężkiego sprzętu. Ciężko się już gdziekolwiek ruszyć w Polsce, aby nie trafić na masowe wycinki; co krok widać piramidy z drzew, stoją ciężarówki i traktory, rozjeżdżone drogi zamienione w bagniska... do tego jeszcze jakiś kretyn jeździ z dzieckiem tam i z powrotem na crossie.


Polany wyróżniają się od większości opuszczonych wsi, gdyż coś po Rusinach przetrwało - w tym przypadku jest to dwukondygnacyjna kamienna dzwonnica z 1730 lub 1820 roku. Do niedawna ruina, od kilku lat społecznie remontowana, planowane jest nakrycie jej cebulastym dachem, jaki kiedyś posiadała.



Przy dzwonnicy znajduje się zarośnięte cerkwisko oraz częściowo wykoszony cmentarz parafialny z kilkoma nagrobkami.


Innym znanym obiektem jest Chałupa Elektryków prowadzona pierwotnie przez Politechnikę Warszawską. Początkowo chciałem w niej spać, ale przekonano mnie, że są fajniejsze miejsca.

Chatka rok temu przeszła remont elewacji i dziś wygląda jak nowa, a ściany świecą się jak psu jajca.


Gdybym nie znał jej historii, to pomyślałbym, że to świeżo postawiony budynek.


W środku pusto, jest tylko chatkowa, którą Inez poznała rok temu. Podobno w ogóle tłumów turystów w lipcu nie widziano, ale wcale się nie dziwię przy ich urzędowej abstynencji ;) .

Trochę czasu spędzamy w chłodnych wnętrzach na pogaduszkach, a ja fotografuję okolice okupowane przez różne groźne stworzenia.


Innym sposobem dotarcia do Polan (zamiast wzdłuż Wisłoka) jest tzw. szlak kurierski, który prowadzi od Rymanowa, nad południowymi krańcami Wisłoczka. Tam jednak trzeba się wspiąć na dwa szczyty, w dodatku prawie cały czas biegnie lasem.

Chatkowa sugeruje, abyśmy szli dalej drogą (nawet nie szlakiem) konną. Kręci ona przez pastwiska, bywa dość zarośnięta i błotnista, ale ponoć jest przyjemnie. Nie daję się skusić i obieramy trasę asfaltem: nudną, monotonną, ale w miarę szybką.


Dochodzimy nią do drogi wojewódzkiej Komańcza - Tylawa. Ustalono tutaj jedno z wielu w okolicy "miejsc postoju"- są ławeczki, czasem wiata, miejsce na ognisko. Brak wychodka, a potem się dziwią, iż lasy zasyfione...

Pogoda trochę się psuje.


Liczymy na to, iż na wojewódzkiej złapiemy jakiegoś stopa. Początkowo nic nie jedzie, potem nikt nie wyraża ochoty na podwózkę, więc osiągamy Wolę Niżną (Воля Нижня). W oddali widzimy, że właśnie uciekł nam ostatni busik...

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło: mogę sfotografować pomnik WOPistów.


Następnie kaplica unicka z początku XX wieku, która nie została przejęta przez rzymskich katolików, więc niszczeje i dawno jej się nie używa.


Zaraz potem przy przystanku autobusowym udaje się złapać stopa, który podwozi nas do Jaślisk :) .
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2017-11-03, 08:02, w całości zmieniany 4 razy  
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2017-07-25, 19:21   

No dawno chyba nie czytałem relacji o tak ciekawych miejscach (za małego spędziłem w Iwoniczu tydzień) i nie widziałem tak ładnych zdjęć BN!
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2017-07-25, 19:30   

W Rymanowie nocowałem kilka dni. Niestety, ale nie był to biwak ani baza namiotowa.
Widziałem wszystko, co najpiękniejsze w regionie. Nie łaziłem lasami ani po błotnistych drogach z racji dojazdu autem do głównych atrakcji. Dostrzegam turystyczne inspiracje albo rozgrzewkę przed błotem na Woodstocku. :P
_________________
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
 
 
nes_ska 


Wiek: 35
Dołączyła: 09 Paź 2013
Posty: 2931
Skąd: Brzesko
Wysłany: 2017-07-25, 19:35   

To ja na razie dorzucę tylko fotki moje, gdyby ktoś chciał rzucić okiem, ale w związku z tym, że relacja zatrzymała się w Jaśliskach, to z mojej strony też tylko pierwsze dwa dni:

18.07.2017 Powrót na łąki Beskidu Niskiego - pierwszy dzień, czyli ten, podczas którego nie mogłam się oderwać od łąki nad bazą.

19.07.2017 Brodząc z bazy do krainy wina truskawkowego i drugi, czyli z Wisłoczka do Czeremchy :D
_________________
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2017-07-26, 05:58   

laynn napisał/a:
No dawno chyba nie czytałem relacji o tak ciekawych miejscach (za małego spędziłem w Iwoniczu tydzień) i nie widziałem tak ładnych zdjęć BN!

Neska też by mogła taką napisać i wrzucić jeszcze ładniejsze zdjęcia, ale to taki leń... :lol
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2017-07-26, 06:12   

Dlatego leni nie chwalę :P
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14275
Wysłany: 2017-07-26, 06:40   

Pudelek napisał/a:
Neska też by mogła taką napisać i wrzucić jeszcze ładniejsze zdjęcia, ale to taki leń... :)


Uważaj ... Mogłaby to opisać nie po Twojej myśli :)

Piszcie dalej, czytelnicy czekają.
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2017-07-27, 06:38   

nes_ska napisał/a:
gdyby ktoś chciał rzucić okiem

Chciał, ale coś mi się te zdjęcia zacinają. Tj jedno się wyświetla po kilka razy mimo naciskania na następne :P
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8277
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2017-07-27, 07:50   

Jaśliska są niezwykłą miejscowością na terenie Beskidu Niskiego, ponieważ zawsze dominowała tutaj ludność polska. Taka polska wyspa wśród rusińskiego morza. Turystów przyciąga do nich specyficzny, małomiasteczkowy klimat oraz dość dużo zachowanych starych budynków.

Centrum stanowi rynek, co dobitnie świadczy, iż było to kiedyś miasto. Lokował je Kazimierz Wielki, a prawa miejskie przepadły dopiero w 1934, kiedy zupełnie straciło na znaczeniu; przed otwarciem drogi przez przełęcz Dukielską było bowiem ważną osadą handlową na Trakcie Węgierskim.

W samym środku rynku stoi spory, piętrowy budynek któremu ciężko wyznaczyć datę powstania, bo poza drzwiami wygląda bardzo świeżo.


Po sąsiedzku chyba szkoła, która zaprasza na wystawę etnograficzną. Przynajmniej tak wynika z wywieszonej na ścianie plandeki.


Największą atrakcją miały być drewniane domy małomiasteczkowe z XIX wieku, zwrócone szczytem do placu. No i są. Całe pięć sztuk, w tym jedna w stanie prawie agonalnym.


Hmm, muszę przyznać, że spodziewałem się czegoś innego, może ciut bardziej spektakularnego??

Domy to dawna pierzeja rynku, kiedyś tak wyglądała cała zabudowa, ale uległa zniszczeniu w czasie kolejnych wojen oraz modernizacji czasów późniejszych.

Obok nich kościół św. Katarzyny wybudowany w XVIII wieku z inicjatywy Aleksandra Fredry (biskupa, nie komediopisarza). Wnętrze standardowe - barokowe.



Rynek po wyburzeniach i dobudówkach jest dzisiaj kompletnie rozlazły, tzn. nie bardzo wiadomo co jeszcze do niego należy, a co nie. W południowej części szereg domów z trwalszych materiałów.


Pierzeja wschodnia.


Na rynku znajduje się jeszcze jeden budynek godny uwagi - wybudowano go w stylu a'la modernizm i jest połączony z obiektem gospodarczym (piekarnią, o której jeszcze wspomnę), a od niedawna mieszczący w środku knajpę! Podobno po likwidacji poprzedniej przez długi czas mieszkańcy Jaślisk musieli gasić pragnienie tylko pod sklepami (większość robi tak nadal :P ).


W środku kręcono ujęcia do filmu "Wino truskawkowe". Nie miałem okazji go jeszcze obejrzeć, ale z rozmów z miejscowymi wynika, że było to dla wsi duże przeżycie (i utrudnienia). W każdym razie wnętrza są bardzo klimatyczne, stare PRL-owskie meble, setki książek i map. Aż chce się usiąść i napić... niestety tylko sikacza.





Chadzają tu nie tylko ludzie...


Zgromadzony sprzęt działa. Lampa świeci jak za dawnych lat...


...radio Śnieżnik z lat 70. trochę trzaska i szumi, ale można zrozumieć co gadają. Z polskich łapie jedynie reżimową jedynkę, więc zaczynam bawić się pokrętłami: znalazłem Słowaków, dwie stacje ukraińskie, Węgrów i Rumunów :) .


Wieczór w Jaśliskach to dobry moment, aby wyskoczyć do... piekarni! Działa właśnie pod koniec dnia (do 21), oprócz pieczywa można kupić pizzerinki, rogale, bułki, drożdżówki w przeróżnych konfiguracjach. Smaczne i w normalnych cenach, ludzie przyjeżdżają z siatkami z całej okolicy.


Z noclegiem nie ma problemów, bowiem w swoje progi zaprasza "Zaścianek". Oficjalnie to agroturystyka, de facto schronisko w stylu młodzieżowym z metalowymi piętrowymi łóżkami, obszerną i dobrze wyposażoną kuchnią oraz jadalnią. Prysznice i kibelki na korytarzu. Do tego bardzo sympatyczni właściciele, a cena jedyne 20 złotych!

Mieści się na samym rynku w czerwonym budynku z cegły (jest na jednym z wcześniejszych zdjęć), dosłownie 100 metrów od baru i niewiele dalej od piekarni.



Upalnym rankiem kontynuacja zwiedzania miejscowości. Przy głównej drodze znajduje się pomnik 1000-lecia państwa polskiego i 600 lecia Jaślisk. Do niedawna wyglądał tak. Teraz przeszedł remont, właściwie chyba wybudowano go od nowa. Orzeł ma już kształt bardziej podobny do herbowego, choć głowę tak zniekształcono wychylając w bok, że nieco przypomina gęś albo... kaczkę :D .


Szwedzki kurhan z kapliczką to miejsce pochówku obrońców miasta przed wojskami Rakoczego (a nie Szwedami, jak się mylnie sądzie) w 1657 roku. Jaśliska wtedy odparły napastników, w czym pomogły mury miejskie, po których nie został do dziś prawie żaden ślad.


Na cmentarzu parafialnym znajduje się duża kwatera wojenna, w której pochowano ponad pół tysiąca żołnierzy austro-węgierskich i rosyjskich. W Jaśliskach w czasie Wielkiej Wojny działały trzy austriackie lazarety, do tego na przełomie 1914/1915 o miasto i okolicę toczyły się ciężkie walki.

Kamienny pomnik jest tu od niedawna.


Wśród cywilnych nagrobków kilkanaście lub więcej z zapoprzedniej epoki.


Oprócz Polaków Jaśliska zamieszkiwali Żydzi; w końcu była to miejscowość targowa (przez wieki główny towar stanowiły węgierskie wina). Stanowili maksymalnie 20-25% ludności, ale posiadali cztery karczmy, dwa tartaki i większość sklepów. Przy rynku stała synagoga.

We wrześniu 1939 roku wieś zajęły wojska słowackie wraz z pomocniczym batalionem ukraińskim, którzy potem przekazali ją Niemcom. Żydowski majątek najpierw mieli zrabować okoliczni Rusini. Synagogę zniszczono, starców oraz dzieci rozstrzelano, a młodych i silnych wysłano do Bełżca. O żydowskiej przeszłości nie przypomina już dziś żaden ślad, poza fragmentami domu pogrzebowego na dawnym kirkucie.

Jaśliska opuszczamy kierując się na południe. Jeszcze raz fotografuję drewnianą zabudowę, nie tylko przy rynku.




Ograniczenie prędkości dla rolników - tak wnioskuję, ponieważ znak jest ustawiony w kierunku pola :D .


Węgierski trakt biegnący w kierunku granicy początkowo ma formę asfaltu, coraz bardziej pofałdowanego i dziurawego.



Opuszczona leśniczówka pożerana przez roślinność.


Drogę tą można też określić jako "kapliczkowy trakt", bo jest ich tu wiele, podobnie jak krzyży. Ta poniżej datowana jest na 18 lub 19 stulecie.


Dziewiętnastowieczna kaplica "Na Łamańcu" wybudowana w miejscu, gdzie według legendy przystanął obraz Matki Boskiej uchodzący przed prześladowaniami z Węgier.


Obok starych (1904 lub 1934) łemkowskich krzyży postawiono nowe stacje drogi krzyżowej.


Tzw. Jurkiw krest z 1903 roku.


Kaplica rodziny Warianków: pierwotnie z początku XX wieku, teraz tak odnowiona, że aż brzydka. Początkowo była unicka, potem prawosławna. Czy dzisiaj jest katolicka? Wariankowie byli Łemkami, więc jeśli żyją, to już pewnie gdzieś zupełnie indziej.


W pobliżu kaplicy w 1949 roku miało dojść do objawienia maryjnego - jeden z trzech chłopców pasających tu krowy ujrzał Maryję. Dopóki mieszkali w okolicy Rusini to żadnych cudownych zajść nie było...

W miejscu domniemanego ukazania się w 1993 roku wybudowano nową kaplicę z dużą figurą.


Odchodząc od tematów religijnych: obrazki dookoła cieszą oko.


Jest nawet specjalny most dla wszystkich krewnych i znajomych Królika ;) .


Idzie się fajnie, ale już wcześniej ustaliliśmy z Neską, że jak będzie okazja na stopa, to skorzystamy. Najpierw nic nie jedzie w naszą stronę, potem z kolei mijające nas samochody patrzą jak na wariatów - czyli dokładnie tak samo jak wczoraj w Woli Niżnej. Wreszcie widzę terenówkę, która wraca z Jaślisk; za kierownicą siedzi starszy facet w kapeluszu, typ doświadczonego kowboja. Czułem, że się zatrzyma i podwiezie do następnej osady, czyli Lipowca (choć ostatnie kaplice są już administracyjnie na jego terenie) - miałem rację :D .

Inez trafia do przodu, ja na pakę!


(fot. Neska)
 
 
maurycy 


Dołączył: 17 Lis 2013
Posty: 891
Skąd: Bielsko okolice
Wysłany: 2017-07-27, 08:46   

My tam z łapaniem stopa po Niskim, nie mieliśmy żadnych problemów. Co machnięcie ręką, to stop. Ludzie z tych okolic, są zupełnie inni, niż z naszych rejonów.
Biedniejsi, ale bardziej wyluzowani :lol
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2017-07-27, 10:00   

Widzę, że teraz relacje się przerywa połowie dnia... ;)
Ech... :P
 
 
sokół


Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 12247
Skąd: Bytom
Wysłany: 2017-07-27, 13:12   

laynn napisał/a:
teraz relacje się przerywa połowie dnia


No, każdemu może urwać się film. :)
Profil Facebook
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14275
Wysłany: 2017-07-27, 13:16   

- Co powiesz o urwanych filmach?
- Nie pamiętam ich.
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10832
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2017-07-27, 17:44   

Cytat:
"Wino truskawkowe". Nie miałem okazji go jeszcze obejrzeć

Trochę na siłę, zrobiony z niby klimatem-dla się obejrzeć ale szału nie ma.
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2017-07-28, 06:23   

sokół napisał/a:

laynn napisał/a:
teraz relacje się przerywa połowie dnia


No, każdemu może urwać się film

Fakt, może. Albo ten kowboy w terenówce ich porwał ;)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group