Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

17-22.07.2016 Jutro będzie lepiej... w Beskidzie Niskim

Autor Wiadomość
nes_ska 


Wiek: 35
Dołączyła: 09 Paź 2013
Posty: 2931
Skąd: Brzesko
Wysłany: 2016-07-25, 12:34   17-22.07.2016 Jutro będzie lepiej... w Beskidzie Niskim

Temat Beskidu Niskiego pojawiał się i znikał. Na majówce pogadaliśmy - jedni byli, inni nie. Pudelek wybierał się w wakacje, więc postanowiłam umilić mu czas swoim towarzystwem :P Oczywiście nie podjął wyzwania od początku do końca, ale pozwolił mi dołączyć w trakcie swojej wycieczki :D

Monitorując prognozy pogody nawet nie rozpaczałam, że on jest tam wcześniej i depcze po moich ulubionych okolicach Radocyny. W deszczu. Miałam dołączyć w niedzielę, czyli pogodowo dzień najgorszy z możliwych. W telewizji ostrzeżenia hydrologiczne, na prognozach słupki deszczu sięgające po sufit, ale popołudniu miało się poprawiać.

NIEDZIELA

No nic, uczesałam się, wyprostowałam, make-up zrobiłam (;-P) i ruszyłam w drogę. Brzesko - Tarnów, Tarnów - Jasło, Jasło - Krempna. O godzinie 14:00 byłam już na miejscu. Krempna przyjęła mnie tak, jak pożegnało Brzesko, czyli deszczem. Wprawdzie było bez tragedii, ale mimo wszystko w prognozach mówili, że deszcz ma słabnąć!



Jako mistrzyni intelektu i geniusz pakowania śpiwór przypięłam na zewnątrz, bo już mi się nie zmieścił do środka (priorytetem były butelczyny :P ).

W Krempnej nie miałam wielkiego zapału do zwiedzania. Miałam jednak duże parcie na toaletę. I zwiedzanie, i toaletę załatwiłam za jednym zamachem - w okolicach cerkwi greckokatolickiej p.w. śś. Kosmy i Damiana - typowej cerkwi zachodniołemkowskiej. W środku niestety jest gruntowny remont, ikonostas zasłonięty folią, podłoga zerwana i należy poruszać się po rozłożonych tam deskach.



Żałuję tylko, że nie zajrzeliśmy na cmentarz wojskowy, zwłaszcza że jego projektantem był Duszan Jurkowicz, a wszystkie cmentarze jego projektu mi się podobają. Pogoda jednak do tego nie zachęcała.



Ruszyliśmy w stronę Polan. Czekała nas długa droga asfaltowa bez żadnych atrakcji, a jako deszczowe ludki nie zachęcaliśmy potencjalnych ludzi dobrej woli do zabrania autostopowiczów :P Ostatecznie zatrzymał się ktoś tuż za rozwidleniem dróg i podwiózł nas pod dawną cerkiew greckokatolicką p.w. św. Jana Złotoustego, obecnie współużytkowaną także przez katolików wyznania rzymskokatolickiego.



Tam też zatrzymaliśmy się na chwilę przy sklepie, a ja dzielnie opakowałam swój śpiwór w foliowy wór :P ... Później ruszyliśmy już dalej w kierunku Olchowca. Zobaczywszy z daleka bród mieliśmy nieco skwaszone miny, na szczęście w tym przypadku okazało się, że jest mostek!



W Olchowcu mieliśmy kolejny postój na przystanku. Miało się nawet wrażenie, że deszcz nieco zelżał. Ja jednak nie miałam ochoty podchodzić pod cerkiew. Nie robiłam też specjalnie dużo zdjęć, gdyż w deszczu nie chciało mi się wyciągać aparatu. Z Olchowca odbiliśmy w stronę Ropianki, gdzie zaplanowaliśmy nocleg.

Przy szosie znajduje się tablica oraz kiwon, upamiętniające pierwszą w Polsce zawodową szkołę nafciarską (Praktyczną Szkołę Wiercenia Kandayjskiego). Znajdowała się w tym miejscu przez 3 lata, a ukończyło ją 50 osób.



Tuż za obeliskiem skręciliśmy ku chatce studenckiej AKT "Maluch" z PW. Lekko nie było. Nie prowadzi tam żaden wytyczony szlak, są raptem trzy tabliczki, z których jedna jest tak głupio zawieszona, że ją przegapiliśmy. Skutkiem tego było przedzieranie się w trakcie deszczu przez łąkę, na której rosły metrowe trawy i kwiaty. Witajcie, mokre buty! ;)



Ostatecznie udało się nam dotrzeć do Malucha, ale trwało to dobre 40 minut. Chatka jak chatka. Prohibicja jednak przeważyła szalę - niespieszno mi tam będzie kolejny raz :P Niestety nie udało się też wysuszyć ubrań i obuwia, więc następnego dnia musieliśmy dzielnie wejść w mokre buty i pomaszerować dalej.

Poniedziałek

Oczywiście cały czas jak mantrę powtarzałam, że jutro będzie lepiej ;) Rano pogoda faktycznie zachęcała do wędrówki.



Przez chwilę nawet pojawiło się niebieskie niebo, więc Marcin uwierzył mi, że będzie ładna pogoda :D Szybko się to zmieniło, na niebie pojawiły się deszczowe chmury, z których znów zaczęło siąpić.

Zanim opuściliśmy na dobre chatkę, Jakub zaprowadził nas w okolice odwiertów. W jednym cały czas był płomień, więc nawet nie musieliśmy używać przyniesionych przez nas zapałek. Po powrocie z odwiertów pożegnaliśmy chatkowych i ruszyliśmy dalej, tym razem już właściwą ścieżką.



Jako że pozostałe ścieżki są jeszcze bardziej "nieutrzymywane" niż ta, którą szliśmy, a ta też na utrzymywaną nie wygląda, poszliśmy z powrotem w stronę Olchowca, skąd zamierzaliśmy iść dalej. Marcin chyba dostrzegł te urocze chmury, bo mina mu zrzedła :D




Znaleźliśmy też znak, który wskazywał drogę. Zamiast iść prosto drogą, za tym ogrodzeniem trzeba było skręcić w krzaki...



Nam to się już chyba jednak nie przyda :D



W końcu z krainy błota i mokrych spodni wyszliśmy na asfalt, gdzie można było spotkać święte krowy ;)



Docierając do Olchowca dojrzałam do obejrzenia cerkwi, na którą prowadzi kamienny mostek, uznany za zabytek architektury.



Mostek prowadzi do cerkwi greckokatolickiej p.w. Przeniesienia Relikwi św. Mikołaja. Obecnie nabożeństwa greckokatolickie odbywają się tam tylko sporadycznie, ale od lat 90. w maju każdego roku odbywa się tam łemkowski kermesz.



Tuż przy cerkwi znajdują się tradycyjne zabudowania.



Z tego miejsca ruszyliśmy dalej żółtym szlakiem w kierunku Tylawy.



Szlak początkowo prowadzi przez las. Dopiero za Wilsznią, czyli nieistniejącą już wsią, zaczynają się polany. Podobno jedynym śladem po Wilszni jest kamienny krzyż. W miejscu dawnej wsi jest także tablica z informacjami o niej.



Wychodząc za granice Magurskiego Parku Narodowego mamy przed sobą wyczekane polany.



Wprawdzie nie są szczególnie widokowe, ale są!





Dochodząc do Smerecznego, czyli kolejnej nieistniejącej wsi znajdującej się na drodze do Tylawy, zatrzymaliśmy się przy kaplicy-pomniku, upamiętniającej dawnych mieszkańców i ich przejście na prawosławie w okresie międzywojennym.



Przez ostatni już tego dnia bród przeszliśmy do drewnianych balach.



Z tego miejsca mieliśmy już bardzo blisko do Tylawy. Tutaj rozstał się z nami pies, który towarzyszył nam przez całą drogę z Olchowca. My odbiliśmy w lewo w kierunku przystanku, pies w prawo - być może w kierunku swojego domu? ;)



Z Tylawy podjechaliśmy autobusem do Trzciany, gdzie według mapy miał być bar i sklep. Był! Baro-sklep!



Korzystając z okazji zjedliśmy ciepły posiłek i zrobiliśmy zakupy na wieczór. Posiedzieliśmy dosyć długo z miejscowym, który wcale nie chciał nas opuścić, by później ruszyć w kierunku chatki w Zawadce Rymanowskiej.

Nad nami wciąż kłębiły się ciemne chmury.



W pewnym momencie nawet z chmur zaczął padać deszcz, więc trzeba było odziać się w pelerynkę :)



Rzeki niestety nie wyglądały na takie, w których chciałoby się wykąpać ;-(



W chatce było bardzo sympatycznie, od razu po wejściu zdecydowaliśmy, że zostajemy tam na dwie noce. Po południu świętowaliśmy urodziny chatkowego tortem-omletem z pokrzywami. Później dołączyła wesoła ekipa z SKPB Kraków, z którą posiedzieliśmy do późnych godzin nocnych.

Wtorek

Następnego dnia pogodowo było lepiej niż dzień wcześniej, ale gorzej niż dzień później. My jednak mieliśmy leniucha, wiec podjechaliśmy z osobami opuszczającymi chatkę do Dukli. W chatce w Zawadce wyschły mi buty! Jakaż to była radość wejść nogami do suchego obuwia! :D

W Dukli podeszliśmy pod kościół i klasztor Bernardynów.



Z tego miejsca przez cmentarz miejski podeszliśmy do cmentarza wojskowego, gdzie spoczywają żołnierze radzieccy i czechosłowaccy polegli w czasie walk o Przełęcz Dukielską.




Znajdują się tutaj także groby z okresu I wojny światowej.




Z tego miejsca podeszliśmy także do zespołu pałacu Mniszchów, gdzie znajduje się Muzeum Historyczne. My jednak obejrzeliśmy tylko ekspozycję, mieszczącą się w parku przed pałacem.






Stamtąd udaliśmy się na rynek, gdzie wstąpiliśmy do knajpki Browaru Dukla (nazwy nie pamiętam). Tam zakosztowaliśmy piw tego browaru i zjedliśmy obiad. Spotkaliśmy się też z ekipą SKPB Kraków, z którą posiedzieliśmy aż do momentu, w którym uciekliśmy na busa do Trzciany.

W Trzcianie kolejny raz zatrzymaliśmy się w baro-sklepie. Wtedy zaczęło mocniej lać, więc zdecydowanie mądrze zrobiliśmy! :D



Później, już w drodze do Zawadki zaczęło się przejaśniać.



Wyglądało na to, że może faktycznie następnego dnia nadejdzie moment ładnej, słonecznej pogody ;)



...i mieliśmy opuścić Zawadkę! ;)



Galeria z pory deszczowej
_________________
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Ostatnio zmieniony przez nes_ska 2016-07-25, 12:35, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-25, 13:12   

Fajny ten Niski, nie to żebym coś marudził, ale tłoczno tam.
Z relacjami oczywiście. Chyba kolejna moda, po Bieszczadach...
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14335
Wysłany: 2016-07-25, 14:08   

Od czytania Twej relacji zamokły mi buty :)
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
nes_ska 


Wiek: 35
Dołączyła: 09 Paź 2013
Posty: 2931
Skąd: Brzesko
Wysłany: 2016-07-25, 14:12   

Dobromił napisał/a:
Od czytania Twej relacji zamokły mi buty :)


Jeżeli jeszcze zdarzy Ci się do niej zerknąć, to może wyschną ;)

Cytat:
Fajny ten Niski, nie to żebym coś marudził, ale tłoczno tam.
Z relacjami oczywiście. Chyba kolejna moda, po Bieszczadach...


O nie, nie, nie. Nie wiem, czemu odniosłeś takie wrażenie ;) W pierwsze dwa dni spotkaliśmy tylko parę turystów w Tylawie, a w Ropiance spaliśmy tylko my dwoje i trzy "Maluchy". W Zawadce było parę osób, ale gdyby nie fakt, że wpadło SKPB, to nie byłoby tłumów. We wtorek spotkaliśmy na szlaku kolejne dwie osoby z tego co pamiętam. W kolejne dni nie było dużo więcej.

Tymczasem najpopularniejsze bieszczadzkie szlaki są ponoć zasypane ludźmi tak, że ciężko tam stopę położyć ;)
_________________
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-25, 16:28   

To nie wrażenie. Tylko u nas na forum sporo relacji z Niskiego. Ale cieszę się, pże to moje wrażenie jest błędne. Mimo, że pewnie dużo czasu zleci zanim uda mi się tam zajechać...
 
 
nes_ska 


Wiek: 35
Dołączyła: 09 Paź 2013
Posty: 2931
Skąd: Brzesko
Wysłany: 2016-07-25, 18:24   

Środa

Nad nami także zaświeciło słońce :) Pewnie dlatego, że Marcin miał już jechać do domu, jednak ostatecznie postanowił zostać o jeden dzień dłużej ze względu na prognozy. Skończyła się jednak jego część wycieczki,a zaczęła moja :P

Zanim pożegnaliśmy się z chatką w Zawadce, uruchomił mi się tryb sprzątaczki, więc pozamiatałam i wymyłam naczynia, a krok w krok chodziła za mną mała Ania. Mała Ania chodziła za mną nawet do wychodka i w pewnym momencie słyszę "Cioooooociu! To ja cię zamknę!" - skubana zamknęła mnie w wychodku od zewnętrznej ;D Wprawdzie utrzymywała, że otworzy mnie, jak skończę, ale profilaktycznie cały czas nawiązywałam z Anią kontakt werbalny, żeby nie zapomniała, iż jestem w środku, więc koniec końców zostałam uratowana ;D

W końcu jednak spakowaliśmy się i wyruszyliśmy w drogę, aby korzystać z pięknej pogody, jaka w końcu nastała.



Wyruszając z chyży, w której spaliśmy, mijaliśmy jeszcze inne stare zabudowania, co najwyżej ze zmienionym zadaszeniem.




Zanim skręciliśmy na żółty szlak, podeszliśmy jeszcze pod cerkiew greckokatolicką p.w. Narodzenia Bogurodzicy, niestety - zamkniętą. Obok cerkwi znajduje się murowana kaplica oraz stary cmentarz.



Odbijając na szlak, jakieś 5 sekund szliśmy po szerokiej, wygodnej drodze. Później standardowo - metrowe trawy, kałuże, dużo błota, powalone drzewa i inne przeszkody ;)



Przez chwilę zza drzew przebijała się jeszcze cerkiew, jednak szybko wkroczyliśmy w las.



Tutaj, wzdłuż szlaku, w zaroślach znajdował się stary cmentarz. Nagrobków było raptem kilka i większość mocno zniszczona.



W trakcie naszej wycieczki musieliśmy m.in. przechodzić w bród rzeki. Jako że trzeba było ściągnąć buty, to stwierdziliśmy, że zrobimy sobie potem chwilę przerwy, mimo iż był to w zasadzie początek naszej wędrówki. Wtedy zachciało mi się zdjęć w wodzie, co zakończyło się falowaniem i spadaniem ;)




Po krótkiej przerwie ruszyliśmy w drogę. Momentami było to przedzieranie się po mokrym, grząskim terenie, uskakując z gałązki na gałązkę, jeżeli tylko była w zasięgu nogi.



Po tych mokradłach wkroczyliśmy już na wygodną leśną ścieżkę, którą, chwilami bardzo pod górę, pięliśmy się ku szczytowi.



Liczne kamienie oznaczały, że zbliżamy się do Piotrusia (którego nazwa podchodzi od petros = skalisty)



W końcu udało się tam dotrzeć. Z jednej strony było bardzo strome zbocze. W zimie, we mgle, mogłoby być tam całkiem niebezpiecznie :)



Na prośbę zostałam uwieczniona na szczycie ;)



Uwieczniłam też Marcina, bawiącego się telefonem (ha! To tak na przyszłość, gdyby kogoś opierniczał za korzystanie z telefonu w górach :dev )



Później w miarę szybko schodziliśmy w kierunku Stasianego.



...skąd czekało nas kolejne dreptanie asfaltem...




Dodreptaliśmy prawie do Tylawy, łapiąc stopa tuż przed główną drogą. Pół kilometra przed nią zatrzymała nam się fajna para na stopa, ale skręcali w inną stronę niż chcieliśmy ;) Ostatecznie podwieźli nas pod restaurację przy drodze na Zyndranową i zaprosili do Chatki Skalanki, gdyż zdarza im się tam chatkować ;)

Po napchaniu się jedzeniem do tego stopnia, że już nic oprócz płynów nie mogło się zmieścić do środka, ruszyliśmy w dalszą drogę. Znów czekało nas sporo asfaltu i ani widu samochodów, które mogłyby się zatrzymać. Samo bydło!



I bociusie! ;>



Droga zdawała się nie mieć końca!



W końcu jednak dotarliśmy do tegoż magicznego znaku "Zyndranowa"!



Tutaj już słońce zbliżało się ku zachodowi.



Widzieliśmy z daleka wieżę widokową w Svidniku, która z tej perspektywy wygląda jak jakiś dom na górce.



Podeszliśmy także do Skansenu Kultury Łemkowskiej, jednak ze względu na późną porę, był już zamknięty, więc zajrzeliśmy tylko przez ogrodzenie.





W pobliżu muzeum znajduje się nowa cerkiew prawosławna z 1985r.



Marcin poszedł jeszcze po wsi w poszukiwaniu muzealnej chaty żydowskiej i cmentarza. Ja natomiast usiadłam sobie na ładnie ułożonych balach drzewa i spoglądałam to tu...



...to tam...



Nad cerkwią latało mnóstwo ptaków.



Po jego powrocie ruszyliśmy dalej. Wieża już stała się "bardziej wieżą".



Na nas kładł się cień, ale pobliskie wzniesienia jeszcze były oświetlone.




W drodze "dopadł" nas miejscowy na rowerze i zrobiło się baaaaaardzo sielankowo. Szliśmy z nim popijając piwo, a on jadąc na rowerze śpiewał nam piosenki o swojej miejscowości. Poczułam się tak... klimatycznie :lol



Do chatki w Zyndranowej zmierzaliśmy już tuż przed zmrokiem.



To kolejna chatka pełna uroku, z sympatycznymi chatkowymi i tylko dwójką innych turystów poza nami (nauczycielami, znowu ;P Dosyć sporo nauczycieli spotkaliśmy, jak na liczbę spotkanych turystów!;-)) I kominek! Och, ach! Zakochana jestem w tej chacie! Kolejna chata, w której się zakochałam! Miejsce ląduje na liście "WRÓCĘ TU!"



Czwartek

Późnym rankiem nasze drogi się rozeszły. Ja poszłam w kierunku Jaślisk, natomiast Marcin w kierunku Barwinka. Pogoda wciąż dopisywała!



Przed jedenastą udało mi się ogarnąć i wybrać w drogę! Panowie stwierdzili, że mamy ekspresowe tempo pakowania (taaaaaaak.... od 8:30 do 10:30 :D ). Porzuciłam całe jedzenie, które miałam, licząc na to, że coś kupię w Jaśliskach.



Do szlaku granicznego szłam czarnym szlakiem. Początkowo rozjeżdżonym przez traktory.



Później przechodzącym w wąską ścieżkę.




Panowie z chaty nastraszyli mnie błotem, ale w porównaniu do wcześniejszych szlaków, ten był całkiem małobłotny. W końcu wkroczyłam w las....



...i dotarłam do szlaku granicznego.



Tutaj w zasadzie zatrzymałam się jedynie na poprawienie sznurówek i ruszyłam dalej, kierując się niebieskimi znakami. Szlak, pomimo że zalesiony, jest bardzo przyjemny.



Dotarłam do odbicia niebieskiego szlaku w kierunku Lipowca, co oznaczało chodzenie polanami.




Bardzo podobał mi się ten fragment szlaku!




Trzeba było przekroczyć jeden bród z wodą po kolana ;) )



..a później już zostawiając za sobą te widoki dotrzeć do drogi ;)



Na krótką chwilę odbiłam jeszcze do Czeremchy.



Tutaj znajduje się cerkwisko, gdzie przed pozostałościami fundamentów, został wybudowany pomnik upamiętniający dawną miejscowość i jej mieszkańców.




Po drugiej stronie ulicy znajduje się mocno zniszczony cmentarz, na którym oprócz starych nagrobków, znajduje się nagrobek z 2008 roku, postawiony tam na życzenie dawnej mieszkanki wsi (z tego co kojarzę, mieszkała w Australii, ale jak przyjdzie mi przewodnik, to jeszcze sprawdzę ;) )




W Czeremsze zawróciłam w kierunku Lipowca.



Dochodząc do granic miejscowości można zobaczyć ten oto znak, postawiony przez właściciela okolicznych gruntów.



Jest tam też kilka znaków dezinformacyjnych ;P



W Lipowcu tuż po minięciu brodu, przechodziłam obok dużego kompleksu bardzo zniszczonych budynków byłego PGR-u.




Wprawdzie brama jest zamknięta, ale tuż obok jest rozwalona siatka, więc można wejść i pozwiedzać ;)





Po drugiej stronie drogi jest tylko przestrzeń - domów zero.



Idąc dalej natknęłam się na pozostałości cmentarza, jednak były tam tak wysokie trawy i chaszcze, że nie próbowałam wchodzić.




W centrum wsi stoi tablica, opisująca dawną wieś i cerkiew, która znajdowała się na pobliskim wzgórzu i podobno można dostrzec tam jej fundamenty. W Lipowcu ponoć w pewnym okresie znajdowały się aż trzy cerkwie. Krzyż z kopuły jednej z nich zdobi dziś mogiłę dywersantów sowieckich w Rymanowie Zdroju, a chrzcielnica służy jako doniczka w pobliskiej posesji (nie wiedziałam, więc nie szukałam, a mogło to być ciekawe! ;) )



Idąc przez Lipowiec do Jaślisk, mijałam przydrożne kapliczki, krzyże i nieliczne gospodarstwa.





Widoków miałam niewiele, ale i tak szło się bardzo sympatycznie ;)





W końcu dotarłam do Jaślik z nadzieją, że dorwę się do jakiegoś jedzenia!



Mijałam urocze domki!





Minęłam kościół w Jaśliskach i udałam się na rynek.



Tam niestety nie było żadnego lokalu gastronomicznego, a jedynie dwa supermarkety. Jako że przy jednym siedziało dziesięciu miejscowych, którzy dowcipkowali sobie o noszeniu mojego plecaka, poszłam do marketu, przy którym było pusto ;P Kupiłam sobie jedzonko i usiadłam na chwilę, szybko "znajdując" towarzystwo jakiegoś miejscowego, który opowiadał mi jak to on dzielnie przemierza 90 km dziennie, podczas gdy ja tylko 20 ;P.

Z tego miejsca ruszyłam dalej w kierunku Woli Niżnej, a że nie mogłam złapać stopa, to przeszłam caaaaaaaaaaaałą drogą przez Jaśliska, Posadę Jaśliską, aż do Woli.




Mijając znak, oznaczający koniec Woli Niżnej, skręciłam na konny szlak w kierunku Polan Surowicznych.



Szlak wiódł bardzo przyjemną drogą, wychodząc na polanę.





W pewnym momencie dotarłam do solidnego ogrodzenia, gdzie było napisane, że jest wypas bydła. Jako że nie chciałam ryzykować jakimś napadającym mnie bykiem, przedarłam się przez krzaki do drogi asfaltowej prowadzącej tuż pod schronisko.



Na Polanach Surowicznych praca wre. Są w trakcie remontu, więc członkowie stowarzyszenia przyjechali, żeby pomóc. Wymienili już dach, ocieplili budynek, ściągając wszystkie deski, wkładając tam docieplenia i układając je z powrotem, itp., itd.



Czułam się troszeczkę nieswojo, bo było kilkanaście osób "samych swoich" i pomiędzy nimi ja, więc poszłam się przejść na polanę. W sandałach.



Te krówska chwilami się tak do mnie zbliżały, że w pewnym momencie ciapnęłam do błota! A byłam świeżo po kąpieli w strumyku, gdzie też naszedł mnie jakiś turysta :dev Tyle ze spokojnej kąpieli w strumeniu :<. Tymczasem wyglądało na to, że zapowiada się powrót "do źródła" ;P

Na chwilę jednak starałam się zapomnieć o błotnych stopach, usiadłam na polance i partzyłam w dal!






Powoli jednak zaczęło mi się robić zimno, więc zeszłam do strumienia, aby wypłukać stopy w zimnej wodzie :D



...i podeszłam w stronę cerkwiska oraz starej dzwonnicy, która jest w remoncie. Na razie ma prowizoryczny dach, bo z tego, co widziałam na projektach, ma wyglądać nieco inaczej.



Obok dzwonnicy znajduje się kilka nagrobków.



Niedaleko znajdowało się "Rancho Karolina" należące do Doświadczalnego Instytutu Zootechniki z Odrzechowej. W 2006 r. zniszczył je pożar. Wtedy zostało odbudowane, ale w 2008 r. spłonęło ponownie, prawdopodobnie na skutek złośliwego podpalenia.



Z tego miejsca wróciłam już do chatki, znów wpadając do błota, ale tym razem opłukałam nogę w jakiejś wielkiej kałuży (:D), bo "wanna" była zajęta ;)

Piątek

Następnego ranka szybko się zebrałam i ruszyłam w drogę, kierując się do rzekomego konnego szlaku.



Okazało się, że szlaku ani widu, więc nadłożyłam tylko 5 km i wróciłam do innego odbicia. Skierowałam się ku innemu konnemu szlakowi. Ten już był oznaczony i miał prowadzić mnie do Posady Jaśliskiej.

Natknęłam się jeszcze na nie! Zakład z Odrzechowej wciąż prowadzi wypasy bydła na terenie Polan Surowicznych, więc krowy przechadzają się tam, gdzie i jak chcą (ale podobno jest tylko jeden byk, więc nie ma dużego niebezpieczeństwa ;) )



Szlak teoretycznie był w miarę wygodny (przynajmniej na początku), więc nie przebierałam sandałków na treki, bo zakopałam skarpety przez przypadek bardzo głęboko. Oczywiście podczas pakowania odłożyłam je na bok, żeby je założyć, ale później sprytnie docisnęłam je gdzieś tam do środka...



No cóż! Przynajmniej miałam widoki!





Później niestety sympatyczny szlak się skończył, a ja przedzierałam się przez chaszcze, strumyki, a szlak co jakiś czas pojawiał się i znikał.



...a chwilami było całkiem przyjemnie.



W oddali widziałam (chyba) kościół w Jaśliskach i kapliczkę (na Łysej Górze?)




W końcu udało mi się dotrzeć do Posady Jaśliskiej, a lekko nie było! ;-)



Niestety znów nie miałam szczęścia do stopa! Doszłam do Daliowej.




Tam złapałam stopa, którym podjechałam do Dukli (na piwo ;p), a stamtąd dotarłam do domu i na tym skończyła się (chyba jeszcze nie ostatnia w te wakacje!) wycieczka po Beskidzie Niskim...a moje stópki teraz dochodzą do siebie po piątkowym spacerze :D



JUTRO BYŁO LEPIEJ! ;-))

20.07. Nad nami również zaświeciło słońce... w Beskidzie Niskim
21-22.07. Chwila samotnej wędrówki po Beskidzie Niskim
_________________
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Ostatnio zmieniony przez nes_ska 2016-07-25, 22:39, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-25, 20:30   

Fajna relacja.
Będzie ból głowy przy glosowaniu :) .
 
 
sprocket73


Dołączył: 14 Lip 2013
Posty: 5516
Wysłany: 2016-07-25, 21:33   

Żeby w taką brzydką pogodę takie fajne zdjęcia porobić... szacun :)
Widzę, że chcesz zostać specjalistką od Niskiego ;)
_________________
SPROCKET
http://gorybezgranic.pl/n...-kim-vt1876.htm
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10844
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2016-07-25, 22:59   

Neska tradycyjnie maluje Beskidem :-)
Łapiesz ten klimat na zdjęciach, świetnie się ogląda zdjęcia.
 
 
Paula


Wiek: 40
Dołączył: 11 Lip 2013
Posty: 319
Skąd: Bielsko Biała
Wysłany: 2016-07-26, 00:30   

Nessko, obejrzałam wszystko bardzo dokładnie, bo fatalnie u mnie ze znajomością Niskiego :ops
Jestem zachwycona tymi malowniczymi zakątkami, muszę wygospodarować kiedyś czas na podobne włóczykijstwo w tamtych stronach, a swoja drogą, to na rowerek tam też jest genialnie! :row56 Domostwa z tymi urokliwymi przeszklonymi gankami i te wszystkie dekoracyjne wycinanki na szczytach domów rewelacja, o cerkwiach nie wspomnę! Bardzo miło spędzony czas, mimo pewnych początkowych niedogodności pogodowych, ale to też dodaje klimatu takim wypadom! Ps. Łazikowanie na boso po potokach i strumykach to jest to, co góralkom małobeskidzkim również sprawia ogromną frajdę :sko3 . Dzięki za fantastycznie przygotowaną relację i te wszystkie foty, którymi nas uraczyliście! :ok5
Ostatnio zmieniony przez Paula 2016-07-26, 00:36, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
sokół


Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 12257
Skąd: Bytom
Wysłany: 2016-07-26, 09:50   

Bardzo charakterystyczny rejon. Dzicz, błoto, potoki, zarośnięte ścieżki. Złapałaś świetne, ciepłe barwy na fotach.
Ja bym nie miał tyle odwagi, żeby tak się włóczyć, pewnie tam milion wilków, niedźwiadów i nie wiadomo, co jeszcze.

Jeno relacja niepełna jest. Bo rzuciło mi się, ani jednego kota w niej.
Profil Facebook
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14335
Wysłany: 2016-07-26, 10:04   

sokół napisał/a:
Ja bym nie miał tyle odwagi, żeby tak się włóczyć, pewnie tam milion wilków, niedźwiadów i nie wiadomo, co jeszcze.


I wampirów.
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2016-07-26, 10:06   

sokół napisał/a:
Dzicz, błoto, potoki, zarośnięte ścieżki.
sokół napisał/a:
Ja bym nie miał tyle odwagi, żeby tak się włóczyć,
Niestety i nic, na pamiątkę zostały chociaż świetne zdjęcia.
Gdyby mi napisała, gdzie będzie chodzić, to bym pomruczał chociaż zza krzaka ... i w nogi ;)
_________________
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
 
 
Dobromił 


Dołączył: 09 Lip 2013
Posty: 14335
Wysłany: 2016-07-26, 13:58   

Paula napisał/a:
Łazikowanie na boso po potokach i strumykach to jest to, co góralkom małobeskidzkim również sprawia ogromną frajdę


Całkowicie zdziczałaś na starość.

Nesko - buty mi wyschły. Pisz dalej w takim stylu, a Twe słowa zaczną leczyć :) :ok
_________________
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
 
 
Paula


Wiek: 40
Dołączył: 11 Lip 2013
Posty: 319
Skąd: Bielsko Biała
Wysłany: 2016-07-26, 14:48   

Dobromił napisał/a:
Paula napisał/a:
Łazikowanie na boso po potokach i strumykach to jest to, co góralkom małobeskidzkim również sprawia ogromną frajdę

Całkowicie zdziczałaś na starość.


To nie ja zdziczałam szacowny Sąsiedzie, tylko Ty zestarzałeś się mentalnie i skapciałeś :PPPP ;)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - recenzje anime